- Wiem, jestem idiotą - mruknął
chłopak. - Ale ja naprawdę...
- Uda ci się - przerwałam.
Dan westchnął i położył dłonie na
stole.
- To bardzo głupie marzenie -
stwierdził szatyn.
- Nie - pokręciłam głową i złapał
Smith'a za rękę. - Uważam, że to wspaniały pomysł. Serio - uśmiechnęłam się
lekko.
- Ale nie sądzę, żeby to wypaliło -
zaprotestował słabo chłopak.
- A ja jestem absolutnie pewna, że
wypali - odparłam z mocą.
Niebieskie oczy przez chwilę
wpatrywały się we mnie intensywnie.
- Naprawdę o tym marzę - wyszeptał
Dan. - Chciałbym tworzyć muzykę z innymi.
Ogarnięta nagłym szczęściem uniosłam
nasze złączone dłonie i pocałowałam nadgarstek szatyna.
- Pomogę ci - powiedziałam z
zapałem. - Znajdziemy członków, ty stworzysz nową muzykę i już!
Moja radość musiała udzielić się
Smith'owi, bo chmury, które przesłaniały oczy szatyna przez ostatnie dwa
miesiące zniknęły, uwalniając długo więzione słońce.
- To nie będzie takie proste -
zauważył chłopak, ale ja już widziałam, że myśl o spełnieniu marzenia
rozdmuchała żar w jego sercu i zmieniła go w płomień.
- Może zajmie to trochę czasu -
odpowiedziałam. - Ale damy radę.
Na twarzy Dana pojawiła się uśmiech
tak piękny, że przyćmił nawet cienie pod oczami i zaniedbany zarost. Właśnie w
takich momentach chłopak stawał się boleśnie piękny.
- Podać coś jeszcze? - spytała
Carrie, która pojawiła się przy naszym stoliku.
- Dziękujemy - Smith pokręcił głową.
- Na dzisiaj wystarczy rozkoszy.
Kelnerka uśmiechnęła się szeroko, na
widok zadowolonych klientów. Zapłaciliśmy rachunek, dodając oczywiście napiwek,
tak wysoki, jak tylko studenci mogą zaofiarować i kazaliśmy podziękować szefowi
kuchni. Opuściliśmy Last Bliss Diner, który zamrugał za naszymi plecami
szyldem, zapraszając ponownie.
Dan zaczął z zapałem opowiadać o
nowym zespole, ale gdy znaleźliśmy się w chłodnym samochodzie, szatyn owinął
się szczelnie szalikiem i cierpliwie czekał aż ogrzewanie pozwoli mu na
rozluźnienie zmarzniętych kończyn. Zanim jednak założyciel nieistniejącego
jeszcze zespołu rozgrzał się wystarczająco, zasnął z czołem, opartym na szybie.
Przez chwilę patrzyłam na Dana, czując jak ciepło rozpływa się w moim wnętrzu,
wcale niespowodowane gorącym powietrzem dmuchającym mi w twarz. Zmniejszyłam
ogrzewanie i skoncentrowałam się na drodze, czując, że zmęczenie powoli zaczyna
wygrywać z kawą.
Po pół godzinnych męczarniach z
przymykającymi się powiekami, dotarłam pod kamienicę Dana. Zatrzymałam się pod
domem i spojrzałam na wciąż śpiącego szatyna. Żal mi go było budzić. Od tak
dawna nie spał spokojnie, a teraz ja miałam przerwać mu odpoczynek?
Nagle coś za głową Smith'a, po
drugiej stronie jezdni, na chodniku, przykuło moją uwagę. Na ławce siedziała
dziewczyna. Światło z telefonu, którym się bawiła oświetlało jej twarz i wilcze
oczy. Patrzące prosto na mnie.
Zrobiło mi się niedobrze. W panice
ruszyłam przed siebie, jak najszybciej zostawiając za sobą mieszkanie Dana. Co
chwilę zerkałam w lusterka, ale nikt za nami nie podążał. Przerażona spojrzałam
na chłopaka, który wciąż się nie obudził. Nie mogłam wrócić do jego domu. Nie
mogłam go tam zostawić.
***
- Kochanie, już jesteśmy - dotknęłam
ramienia szatyna.
Smith drgnął i spojrzał na mnie
nieprzytomnym wzorkiem. Okulary przekrzywiły mu się na nosie. Uśmiechnęłam się lekko.
- Szo? - wymruczał Dan, rozglądając
się po parkingu. - To nie jezt mój dom...
- Wiem - przytaknęłam. - Pomyślałam,
że powinieneś dzisiaj spać u mnie.
Chłopak natychmiast rozbudził się i
popatrzył na mnie ze zdenerwowaniem.
- Jesteś pewna?
- Chyba tak - wzruszyłam ramionami.
- To tylko nocowanie.
Szatyn pokiwał głową i odpiął pas.
Dotarliśmy na trzecie piętro w milczeniu. Koty pani Sophie ucichły. Kołdra na
moim łóżku wciąż była skotłowana.
- Przepraszam, nie sprzątam zwykle
przed snem - rzuciłam, łapiąc stanik, leżący na biurku.
Wsadziłam bieliznę do szuflady,
czując rumieńce na policzkach.
- Nie mam piżamy... - zauważył cicho
Dan.
Otworzyłam szafę tak, żeby chłopak
nie zauważył kotłujących się w niej ubrań i wyciągnęłam jeden z wielkich
koszulek, w których spałam. Podałam ją szatynowi.
- Na pewno będzie dobra -
powiedziałam.
Smith kiwnął i zaczął rozpinać
pasek. Ja zdjęłam w tym czasie bluzę i poszłam do łazienki, umyć zęby. Po
kilkunastu sekundach wróciłam do pokoju z pianą na ustach.
- Mam zapasową szczoteczkę... -
zatrzymałam się na widok chłopaka w mojej koszulce z nadrukiem głowy wilka. -
Pasuje ci - stwierdziłam.
Dan uśmiechnął się i sięgnął po
szczoteczkę. Razem umyślimy zęby, zerkając na siebie co jakiś czas i parskając
cichym (może również odrobinę zdenerwowanym) śmiechem. Wreszcie oboje byliśmy
gotowi do snu.
Stanęliśmy po dwóch stronach
mojego łóżka, gapiąc sie na pościel.
Pierwsza położyłam się pod kołdrą. Smith ułożył się obok mnie, na plecach i
obrócił głowę w moją stronę.
- To dobranoc - powiedziałam, gasząc
światło.
Bałam się oddychać. Czułam, że Dan
też jest spięty. Niepewnie wyciągnęłam rękę w jego stronę i dotknęłam dłoni
chłopaka małym palcem. Ten drobny gest magicznym sposobem sprawił, że napięcie
spłynęło z nas jak woda z piór kaczki.
- Dobranoc - odparł Dan z
zamkniętymi już oczami.
Godzina na zegarku pokazywała 4:42.
Dzięki Bogu, jutro była sobota.
Tej nocy żadne z nas nie miało
koszmarów.
Ale ja ciągle to czułam.
Ciągle czułam na sobie wilcze
spojrzenie.
Ehh myślałam, że tej nocy Wilcza Dziewczyna nie będzie ich już nękać :/ no ale nie zawsze od życia dostaje się to, czego się pragnie :)
OdpowiedzUsuńNo i zaspany Daaaaaan *-* przypomniało mi się, że Alice jak wstaje ma głos jak PEDAŁ :D hahahha
A Daan uroczy byyył :)
Bo przecież to tylko Daaaan ? :3