wtorek, 16 września 2014

12. Cudownie?

            Coś potrząsnęło moim ramieniem. Ocknęłam się z letargu i wyrwałam słuchawki z uszu, czując jak głowa wybucha tępym bólem od zbyt głośnej muzyki. Czasem, gdy pisałam, wpadałam w trans i traciłam kontakt z rzeczywistością. Palce śmigały po klawiaturze bez mojego udziału, a ja wpatrywałam się w ekran jak zombie. Pisarskie odloty zdarzały mi się rzadko, ale dzisiaj przeszłam samą siebie.
            Dan pochylał się nade mną.
            - Wszystko w porządku? - spytał niemrawo. - Przeszkodziłem ci?
            Pokręciłam głową, uciskając skronie. Ból na chwilę odebrał mi mowę, ale po kilku sekundach wszystko zaczęło wracać do normy. Powoli rozciągnęłam ciało, krzywiąc się, gdy stężałe mięśnie krzyknęły z oburzeniem, wyrwane ze stanu zawieszenia. Miałam wrażenie, że ktoś zatopił mi w szyi metalowe pręty, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Wszystko mnie bolało, ale nie przejęłabym się tym za bardzo, gdyby nie pękała mi głowa. Głowa zawsze była najgorsza. Odetchnęłam głęboko i wreszcie spojrzałam na chłopaka, siedzącego na brzegu łóżka. Wpatrywał się we mnie uważnie, ściskając kurczowo brzeg narzuty, pod którą leżała kołdra. Wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować.
            - Coś się stało? - zmarszczyłam brwi.
            Dan pokiwał głową z oczami większymi niż spodki. Czekałam, aż wytłumaczy mi, o co chodzi, ale on wciąż milczał, jakby musiał skoncentrować się na samym oddychaniu, żeby nie paść na zawał.
            - Dan...
            - Będę miał koncert.
            Na początku nie zrozumiałam. Gapiłam się na chłopaka bez wyrazu, mrugając jak idiotka, ale Smith nawet nie zauważył mojej reakcji.
            - Boże - szepnął, patrząc przed siebie. - Będę śpiewał dla ludzi.
            Coś, co od zawsze było największym marzeniem, a jednocześnie najstraszniejszym koszmarem chłopaka właśnie stało się realne.
            A on sam nie miał pojęcia jak czuć się w związku z tym.
            Na szczęście ja wiedziałam.
            - Boże Dan! - krzyknęłam łapiąc szatyna za głowę, śmiejąc się z niedowierzaniem. - To cudownie!
            Zmusiłam Smitha do spojrzenia mi w oczy.
            - Cudownie? - chłopak zmarszczył brwi, jakbyśmy rozmawiali o dwóch całkiem innych rzeczach. - Chyba się zrzygam...
            Poczochrałam włosy Dana i uniosłam się, żeby pocałować go w czoło z podekscytowaniem.
            - Nie rzygaj - rozkazałam z uśmiechem. - Nie rzygaj głupku. Twoje marzenie się spełni!
            - Cudownie... - mruknął szatyn wciąż sparaliżowany. - Cudownie.
            Westchnęłam na widok przerażenia Smitha. Usiadłam mu na kolanach, obejmując nogami w biodrach, tak że kostki krzyżowały mi się za plecami chłopaka. Dan spojrzał na mnie przytomnie dopiero, gdy objęłam go za szyję.
            - Posłuchaj Danny - powiedziałam miękko. - Śpiewanie zawsze było twoim marzeniem, prawda?
            Szatyn pokiwał głową, wpatrując się we mnie jak zagubione dziecko, wsłuchujące się w spokojny głos dorosłego.
            - Nie traktuj tego jak coś złego. Spełnianie marzeń nie jest złe. Owszem - wzruszyłam ramieniem. - Czasem jest strasznie, czasem bardzo nas to przeraża, ale nie ma nic złego w spełnianiu marzeń. Marzenia nie powinny sprawiać, że jesteś nieszczęśliwy, tak?
            Dan znów kiwnął głową. Jego urwany oddech zaczął powoli się uspokajać. Atak paniki minął.
            - No - cmoknęłam chłopaka w nos zadowolona, że coś do niego dotarło i uwolniłam go od swojego ciężaru. - To teraz poproszę szczegóły.
            - Przed chwilą dostałem mail'a od gostka z Dynamo - wytłumaczył Smith, dochodząc do siebie. - Wiesz, to ta kawiarnia, w której czasem śpiewają niewielkie zespoły. Kiedyś tam byliśmy - w głosie szatyna pojawiło się rozbawienie. - Oblałaś kelnerkę kawą.
            - Ta... - przewróciłam oczami. - Nazywała się Chrissy. Ale kawa była zimna - dodałam z oburzeniem. - Nic jej się nie stało! Po za tym okazało się, że Chrissy chodzi na nasz Uni. A po za tym była bardzo miła... Stwierdziła, że wreszcie da pretekst swojemu pracodawcy, żeby wyprał ich fartuchy.
            Dan zachichotał cicho, a ja oparłam się o jego ramię. Chłopak splótł odruchowo palce naszych stykających się dłoni.
            - Właśnie gdy ty przepraszałaś tą całą Chrissy, ja zagadałem do właściciela. Nawet nie wiem dlaczego... Akurat grało The Pieces Of Eight, czy jakoś tak. Byli całkiem nieźli, chociaż nazwę mieli trochę dziwną. Obserwowałem ich przez kilka piosenek i wtedy dotarło do mnie, że też tak chcę - westchnął głośno. - Też chcę śpiewać na scenie... Dlatego powiedziałem gostkowi, że jak będzie miał wolne miejsce, to mogę wpaść coś zaśpiewać. Właściwie nie spodziewałem się niczego wielkiego, więc pomyślałem "dlaczego nie"? Dałem facetowi swojego mail'a, a on powiedział, że może się odezwie. No i się odezwał.
            Dłoń Dana, zaciskająca się na moich placach, była wilgotna.
            - Kiedy? - spytałam.
            - Równo za tydzień. W sobotę. Mam pół godziny, bo akurat odpadł im zespół, który miał zagrać. Jak na ten lokal to bardzo dużo. Na jakieś pięć piosenek.
            - Myślałeś już co zagrasz?
            - "Alchemy", "Irrevernece", "Words Are Words" i mam w planach dwie nowe piosenki, ale nie wiem czy zdążę je dokończyć.
            - To już są dwie? - uniosłam brwi, patrząc na szatyna z zainteresowaniem.
            Smith posłał mi krzywy uśmieszek.
            - Jakoś tak wyszło... Nad jedną pracuję już od bardzo dawna. Po prostu wolę o nich nie mówić, dopóki nie będą skończone...
            - W takim razie masz sporo pracy, co?
            - Trochę. Ale może dam sobie radę w tydzień...
            Przyjrzałam się Danowi, a chłopak odwzajemnił spojrzenie. Błękit oczu skrzył się jak świeży śnieg, odbijający światło latarni w ciemną noc Bożego Narodzenia.
            - Cieszysz się, prawda? - stwierdziłam podejrzliwym tonem.
            Szatyn zagryzł dolną wargę, powstrzymując uśmiech i pokiwał głową tak mocno, że więcej kosmyków opadło mu na czoło.
            - Wiedziałam - wyszczerzyłam się.
            Szczęśliwy chłopak obdarzył mnie ciepłym pocałunkiem. Jego zaniedbany zarost podrapał mnie w usta. Dan odsunął się tak nagle, że na chwilę znieruchomiałam z rozchylonymi wargami.
            - Zwalę to - powiedział przerażony. - Na pewno coś zwalę. Lepiej powiem, że nie mogę.
            - Nie ma mowy! - zaprotestowałam. - Pójdziesz tam i dasz świetny występ.
            - Ale ja nie umiem... - jęknął chłopak, ukrywając twarz w dłoniach. - Jestem beznadziejny, nie umiem śpiewać ani grać, ani nic nie umiem...
            - Oh Dan... - westchnęłam ze zrezygnowaniem. - Jesteś wspaniały! Przestań się tak zachowywać... Daniel! - pacnęłam Smitha w głowę, gdy wciąż nie reagował.
            Zaskoczony chłopak spojrzał na mnie natychmiast. Nie lubiłam używać jego pełnego imienia, ale gdy zostawałam do tego zmuszona, Dan wiedział, że mówię poważnie.
            - Posłuchaj mnie idioto. Jesteś dobrym piosenkarzem. Naprawdę. Twój śpiew jest piękny i poruszający. Zakochałam się w tobie, gdy po raz pierwszy mi zaśpiewałeś, wiesz? - uniosłam jeden kącik ust. -  Nawet jeśli coś się stanie, to nie musisz się martwić. Każdemu zdarzają się pomyłki. W razie czego, ja też tam będę i zrobię z siebie idiotkę, żeby odwrócić od ciebie uwagę - wyszczerzyłam się łobuzersko, ale zaraz spoważniałam. - Obiecaj mi, że nie zmarnujesz tej szansy. Obiecaj mi, że wystąpisz. Proszę Danny...
            Dan spuścił wzrok i oparł się czołem o moje czoło, zamykając oczy.
            - Obiecuję - powiedział cicho.
            - To dobrze.
            - Kocham cię.
            - Ja ciebie też.
            Bardzo rzadko mówiliśmy sobie, że się kochamy. Te słowa były zbyt piękne i ważne, żeby rzucać nimi tak często. Jeśli powtarzalibyśmy je codziennie, po jakimś czasie straciłyby moc. Ważne słowa powinno się pielęgnować, ukrywać w małej skrzyneczce i tylko w ważnych chwilach uchylać wieczko, żeby móc podziwiać swój największy skarb.
            Przez chwilę pozwoliliśmy sobie na zwyczajne milczenie. Echo naszych szeptów w mojej głowie znikało bardzo powoli.
            - Masz zamiar wracać dziś do domu? - spytał wreszcie chłopak, odsuwając się.
            Wstał z łóżka i zaczął zbierać luźne kartki z biurka. Zerknęłam na zegarek i wytrzeszczyłam oczy. Nie sądziłam, że jest aż tak późno.
            - To zależy - mruknęłam, wyłączając przegrzany laptop z kilkunastoma stronami opowiadania.
            - Od czego?
            - Od tego czy chcesz, żebym wróciła do domu - odparłam, czekając na reakcję Dana.
            Chłopak nie odpowiadał przez jakiś czas. Wyraźnie toczył ze sobą wewnętrzną walkę, a ja przyglądałam się z niedowierzaniem jego plecom. Przecież wystarczyło kilka prostych słów. Zostałabym.
            - Chyba powinienem popracować nad piosenkami - stwierdził wreszcie szatyn, stojąc tyłem do mnie.
            Ukryłam rozczarowanie. Uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam szatyna. Miałam nadzieję, że koszmary nie będą go męczyć tej nocy.
            - Tylko nie siedź do rana - mój głos został stłumiony przez sweter chłopaka. - A gdybyś nie mógł spać, to dzwoń.
            Dan pocałował czubek mojej głowy z wdzięcznością. Dałam chłopakowi buziaka i pożegnałam się z nim.
            - Dobranoc - powiedziałam, wychodząc na ciemny podest. - Będzie dobrze.
            Nie wiedziałam czy mówię o nocy, czy zbliżającym się koncercie
            - Mam taką nadzieję - westchnął chłopak i zapalił żarówkę.
            Schody skąpało żółtawe światło. Ledwo widziałam zarys schodów. Za barierką czaił się mrok, kotłujący się na parterze. Zejście zawsze przypomniało mi odrobinę to z domu Dudley'ów z Harry'ego Potter'a, tylko o wiele ciaśniejsze i znacznie mroczniejsze. No i oczywiście bez małego czarodzieja, mieszkającego w komórce pod schodami.
            Dan poczekał aż zejdę na sam dół, pomachał do mnie i zamknął drzwi.

***

            Chłopak oparł się czołem o ścianę i odetchnął głęboko. Będzie grał na scenie. Zaśpiewa swoje własne piosenki. Wreszcie będzie mógł spełnić marzenie, które towarzyszy mu odkąd skończył piętnaście lat.
            Gdyby tylko nie ci wszyscy ludzie, którzy będą się na niego gapić...
            Przeszczęśliwy, a jednocześnie sparaliżowany stresem udał się do pokoju, wyjmując z lodówki kolejną butelkę piwa. Usiadł przed keyboard'em i na próbę zagrał nową piosenkę. Utwór miał być specjalnie dla Alice, więc wszystko musiało być perfekcyjnie.
            Rozpoczął pracę z determinacją wypisaną na twarzy.
            Nawet myśl o koszmarach przestała wysysać z niego energię. Teraz miał ważniejsze problemy na głowie.
            - Co zrobić w drugiej zwrotce? - spytał siebie załamany.

***

            Nagle zrobiło się nienaturalnie cicho. Zatrzymałam się pod ścianą i zaczęłam grzebać w torbie, żeby znaleźć kluczyki do samochodu. Na zewnątrz panowały już egipskie ciemności, a ja jak zwykle zaparkowałam pod zepsutą latarnią.
            - No gdzie jesteś ty mała cholero... - mruczałam, niemal wsadzając głowę do zagraconego wnętrza torby.
            W tym momencie zgasło światło. Znieruchomiałam. Nie miałam pojęcia, że żarówka automatycznie się wyłącza. A co gorsze, nie wiedziałam jak włączyć ją ponownie. Nie widziałam nawet swoich dłoni. Zupełnie jakbym nagle oślepła. Znajdowałam się całkiem sama w ciemności. Na mój niespokojny oddech nałożyło się czyjeś ciche westchnienie.
            Jezu. Ktoś tu był.
            Zaczęłam się cofać, aż namacałam ścianę. Głos uwiązł mi w gardle. Może tylko mi się wydawało. Może strach Dana zagnieździł się również w moim sercu.
            Podłoga skrzypnęła gdzieś po prawo. Ledwo żywa ze strachu wydałam z siebie zduszony jęk. Moja dłoń, gorączkowo szukająca ratunku, namacała klamkę. Nie myśląc dokąd prowadzą, otworzyłam drzwi i wpadłam do oświetlonego pomieszczenia, dysząc ciężko. Zabarykadowałam się z powrotem i odwróciłam się w stronę źródła światła.
            Znajdowałam się w mieszkaniu pana Grant'a.


~.~.~.~

1000 wyświetleń!
Miałam sobie dzisiaj odpuścić, ale skoro tak stawiacie sprawę, to chyba nie mam wyboru, jak dodać kolejny rozdział...  Jesteście wspaniali :D
mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania (zaczynam to pisać, ups...)


(po za tym jakoś ten rozdział nadaje się na dobicie 1000...)

15 komentarzy:

  1. Zastanawiam się dlaczego ludzie nie piszą tu komentarzy... tzn pod tym rozdziałem!
    Ślepi czy jak?
    Pokochałam cię za ten rozdział *bo jak na razie przeczytałam ten ale następne pójdą w parze*. Niesamowite nacechowanie Dana, w ten sposób nieśmiały i delikatny*nie, nie ucinam mu jaj*. Chwyciło mnie za serce, a dawno tak nie miałam <3
    Oby ludziki pokochali cię tak jak ja :) Wspaniałe opowiadanie!

    Matka Spamu
    Tumburulka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję! Zwykle nie dostaję spamu komentarzy, ale emmm ten rozdział wstawiłam jakieś pięć minut temu xD Może wspaniałe osoby, które zmuszają się do czytania tego bloga kiedyś się odezwą, czekam na to z niecierpliwością! :D

      Usuń
  2. Świetny rozdział, zresztą jak całe opowiadanie. Zaczęłam czytać twojego bloga w ostatni weekend i mega mnie wciągnął. Nawet dzisiaj w pracy czytałam przedostatni rozdział i tak odpłynęłam, że aż się kolega zainteresował, bo podobno robiłam dziwne miny. Już nie mogę się doczekać opisu pierwszego, publicznego, koncertu Dana. Mam nadzieję, że go zamieścisz, bo z pewnością będzie cudny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Może to zabrzmi źle, ale cieszę się, że takie rzeczy przydarzają ci się przez moje wypociny. Pozdrawiam kolegę! :D

      A koncert pojawi się z całą pewnością. Nie mogę przepuścić takiej okazji. Czy będzie cudny, tego nie wiem, ale wszystko wyjdzie w praniu. Kiedyś... xD

      Usuń
  3. Wiesz jaki problem jest z Twoim opowiadaniem? A powiem Ci jaki, taki, że jak już się go zacznie czytać to nie można skończyć i chciałoby się więcej i więcej a tu nie ma już rozdziałów hahaha xD
    Nawet nie wiesz jak Twój tekst potrafi oddziaływać na moje emocje. W niektórych momentach się śmieję, w innych przejmuję i zastanawiam, co stanie się dalej, a w jeszcze innych podziwiam te piękne zdania, w których opisujesz tak oczywiste rzeczy, jak na przykład te o słowach, których nie powinno się nadużywać.
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i na rozwiązanie sytuacji Alice na końcu tego.
    Pozdrawiam ♥
    ~Pat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, to najmilszy komentarz, jaki mogłam dostać, dziękuję! Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, bo własnie to jest najważniejszy cel pisania. Chcę, żeby ludzie czuli to, co moi bohaterowie. I to naprawdę wspaniałe, że czasami udaje mi się osiągnąć ten cel!
      + Strrrasznie przepraszam, że tak rzadko. Mam ochotę błagać o wybaczenie za każdym razem, gdy ktoś to napisze. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie umiem się dostosować do standardów blogerstwa ;-; Codziennie rozdziały to dla mnie za dużo ._. Ja przed wrzuceniem jednej notki, spędzam nad nią prawie godzinę, poprawiając, czytając aż do porzygu i analizując każdy szczegół. Ugh...

      Usuń
    2. Haha wiem jak to jest poprawiać coś aż do znudzenia i wiem ile czasu zajmuje pisanie ale wszyscy są tak zafascynowani, że nie są w stanie wyczekać tych paru dni. Ale potwierdzę to, co napisałaś niżej, że to czekanie sprawia, że cieszymy się bardziej z tego, na co czekaliśmy (albo przynajmniej ja tak mam i się z Tobą zgadzam xD).
      Więc rób to, co robisz dobrze i w swoim tempie, niż jakbyś miała robić szybko i na tak zwane "odwal się" xD Poza tym wydaje mi się, że nie ma standardów blogerstwa i że każdy bloger ustala swoje zasady :D
      ~Pat

      Usuń
    3. czyli mogę się lenić xDD
      ale nie, tak serio, to dziekuję, uciszyłaś trochę moje wyrzuty sumienia, że jestem taka zua i przeze mnie wszystkim jest źle i ogólnie jestem porażką
      chociaż...
      tak i tak będę życiową porażką
      taki los xD

      Usuń
    4. Nie jesteś porażką. Twoje opowiadanie nie woła o pomstę do nieba, więc źle nie jest :)
      Patrz nawet Dany tak uważa :3 http://tnij.org/ffakaeo
      ~Pat

      Usuń
    5. awwww to przeurocze, dziękuję Pat <3

      Usuń
  4. NAJLEPSZE <3 tylko znowu trzeba czekać kilka dni na kolejny rozdział hahah :c
    Natalia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po prostu powiedzmy, że... samo oczekiwanie osładza to, na co czekamy? :D
      (marna wymówka, ale jakaś musi być xD)

      Usuń
  5. Dan jest w tym opowiadaniu taki uroczy, że aż chciałoby się go przytulić (nie, żeby normalnie się nie chciało xd) i jest taki ludzki i prawdziwy! Czekam na następne rozdziały <3 xxJo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie będziesz musiała czekać zbyt długo ;-;
      I dziękuję tak po za tym :D

      Usuń
  6. Brak słów *-*
    ♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń