Coś potrząsnęło moim ramieniem.
Ocknęłam się z letargu i wyrwałam słuchawki z uszu, czując jak głowa wybucha
tępym bólem od zbyt głośnej muzyki. Czasem, gdy pisałam, wpadałam w trans i
traciłam kontakt z rzeczywistością. Palce śmigały po klawiaturze bez mojego
udziału, a ja wpatrywałam się w ekran jak zombie. Pisarskie odloty zdarzały mi
się rzadko, ale dzisiaj przeszłam samą siebie.
Dan pochylał się nade mną.
- Wszystko w porządku? - spytał
niemrawo. - Przeszkodziłem ci?
Pokręciłam głową, uciskając skronie.
Ból na chwilę odebrał mi mowę, ale po kilku sekundach wszystko zaczęło wracać
do normy. Powoli rozciągnęłam ciało, krzywiąc się, gdy stężałe mięśnie krzyknęły
z oburzeniem, wyrwane ze stanu zawieszenia. Miałam wrażenie, że ktoś zatopił mi
w szyi metalowe pręty, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Wszystko mnie bolało,
ale nie przejęłabym się tym za bardzo, gdyby nie pękała mi głowa. Głowa zawsze
była najgorsza. Odetchnęłam głęboko i wreszcie spojrzałam na chłopaka,
siedzącego na brzegu łóżka. Wpatrywał się we mnie uważnie, ściskając kurczowo
brzeg narzuty, pod którą leżała kołdra. Wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować.
- Coś się stało? - zmarszczyłam
brwi.
Dan pokiwał głową z oczami większymi
niż spodki. Czekałam, aż wytłumaczy mi, o co chodzi, ale on wciąż milczał, jakby
musiał skoncentrować się na samym oddychaniu, żeby nie paść na zawał.
- Dan...
- Będę miał koncert.
Na początku nie zrozumiałam. Gapiłam
się na chłopaka bez wyrazu, mrugając jak idiotka, ale Smith nawet nie zauważył
mojej reakcji.
- Boże - szepnął, patrząc przed
siebie. - Będę śpiewał dla ludzi.
Coś, co od zawsze było największym
marzeniem, a jednocześnie najstraszniejszym koszmarem chłopaka właśnie stało
się realne.
A on sam nie miał pojęcia jak czuć
się w związku z tym.
Na szczęście ja wiedziałam.
- Boże Dan! - krzyknęłam łapiąc
szatyna za głowę, śmiejąc się z niedowierzaniem. - To cudownie!
Zmusiłam Smitha do spojrzenia mi w
oczy.
- Cudownie? - chłopak zmarszczył
brwi, jakbyśmy rozmawiali o dwóch całkiem innych rzeczach. - Chyba się
zrzygam...
Poczochrałam włosy Dana i uniosłam
się, żeby pocałować go w czoło z podekscytowaniem.
- Nie rzygaj - rozkazałam z
uśmiechem. - Nie rzygaj głupku. Twoje marzenie się spełni!
- Cudownie... - mruknął szatyn wciąż
sparaliżowany. - Cudownie.
Westchnęłam na widok przerażenia
Smitha. Usiadłam mu na kolanach, obejmując nogami w biodrach, tak że kostki
krzyżowały mi się za plecami chłopaka. Dan spojrzał na mnie przytomnie dopiero,
gdy objęłam go za szyję.
- Posłuchaj Danny - powiedziałam
miękko. - Śpiewanie zawsze było twoim marzeniem, prawda?
Szatyn pokiwał głową, wpatrując się
we mnie jak zagubione dziecko, wsłuchujące się w spokojny głos dorosłego.
- Nie traktuj tego jak coś złego.
Spełnianie marzeń nie jest złe. Owszem - wzruszyłam ramieniem. - Czasem jest
strasznie, czasem bardzo nas to przeraża, ale nie ma nic złego w spełnianiu
marzeń. Marzenia nie powinny sprawiać, że jesteś nieszczęśliwy, tak?
Dan znów kiwnął głową. Jego urwany
oddech zaczął powoli się uspokajać. Atak paniki minął.
- No - cmoknęłam chłopaka w nos
zadowolona, że coś do niego dotarło i uwolniłam go od swojego ciężaru. - To
teraz poproszę szczegóły.
- Przed chwilą dostałem mail'a od
gostka z Dynamo - wytłumaczył Smith, dochodząc do siebie. - Wiesz, to ta
kawiarnia, w której czasem śpiewają niewielkie zespoły. Kiedyś tam byliśmy - w
głosie szatyna pojawiło się rozbawienie. - Oblałaś kelnerkę kawą.
- Ta... - przewróciłam oczami. -
Nazywała się Chrissy. Ale kawa była zimna - dodałam z oburzeniem. - Nic jej się
nie stało! Po za tym okazało się, że Chrissy chodzi na nasz Uni. A po za tym
była bardzo miła... Stwierdziła, że wreszcie da pretekst swojemu pracodawcy,
żeby wyprał ich fartuchy.
Dan zachichotał cicho, a ja oparłam
się o jego ramię. Chłopak splótł odruchowo palce naszych stykających się dłoni.
- Właśnie gdy ty przepraszałaś tą
całą Chrissy, ja zagadałem do właściciela. Nawet nie wiem dlaczego... Akurat
grało The Pieces Of Eight, czy jakoś tak. Byli całkiem nieźli, chociaż nazwę
mieli trochę dziwną. Obserwowałem ich przez kilka piosenek i wtedy dotarło do
mnie, że też tak chcę - westchnął głośno. - Też chcę śpiewać na scenie...
Dlatego powiedziałem gostkowi, że jak będzie miał wolne miejsce, to mogę wpaść
coś zaśpiewać. Właściwie nie spodziewałem się niczego wielkiego, więc
pomyślałem "dlaczego nie"? Dałem facetowi swojego mail'a, a on
powiedział, że może się odezwie. No i się odezwał.
Dłoń Dana, zaciskająca się na moich
placach, była wilgotna.
- Kiedy? - spytałam.
- Równo za tydzień. W sobotę. Mam
pół godziny, bo akurat odpadł im zespół, który miał zagrać. Jak na ten lokal to
bardzo dużo. Na jakieś pięć piosenek.
- Myślałeś już co zagrasz?
- "Alchemy",
"Irrevernece", "Words Are Words" i mam w planach dwie nowe
piosenki, ale nie wiem czy zdążę je dokończyć.
- To już są dwie? - uniosłam brwi,
patrząc na szatyna z zainteresowaniem.
Smith posłał mi krzywy uśmieszek.
- Jakoś tak wyszło... Nad jedną
pracuję już od bardzo dawna. Po prostu wolę o nich nie mówić, dopóki nie będą
skończone...
- W takim razie masz sporo pracy,
co?
- Trochę. Ale może dam sobie radę w
tydzień...
Przyjrzałam się Danowi, a chłopak
odwzajemnił spojrzenie. Błękit oczu skrzył się jak świeży śnieg, odbijający
światło latarni w ciemną noc Bożego Narodzenia.
- Cieszysz się, prawda? -
stwierdziłam podejrzliwym tonem.
Szatyn zagryzł dolną wargę,
powstrzymując uśmiech i pokiwał głową tak mocno, że więcej kosmyków opadło mu
na czoło.
- Wiedziałam - wyszczerzyłam się.
Szczęśliwy chłopak obdarzył mnie
ciepłym pocałunkiem. Jego zaniedbany zarost podrapał mnie w usta. Dan odsunął
się tak nagle, że na chwilę znieruchomiałam z rozchylonymi wargami.
- Zwalę to - powiedział przerażony.
- Na pewno coś zwalę. Lepiej powiem, że nie mogę.
- Nie ma mowy! - zaprotestowałam. -
Pójdziesz tam i dasz świetny występ.
- Ale ja nie umiem... - jęknął
chłopak, ukrywając twarz w dłoniach. - Jestem beznadziejny, nie umiem śpiewać
ani grać, ani nic nie umiem...
- Oh Dan... - westchnęłam ze
zrezygnowaniem. - Jesteś wspaniały! Przestań się tak zachowywać... Daniel! -
pacnęłam Smitha w głowę, gdy wciąż nie reagował.
Zaskoczony chłopak spojrzał na mnie
natychmiast. Nie lubiłam używać jego pełnego imienia, ale gdy zostawałam do
tego zmuszona, Dan wiedział, że mówię poważnie.
- Posłuchaj mnie idioto. Jesteś
dobrym piosenkarzem. Naprawdę. Twój śpiew jest piękny i poruszający. Zakochałam
się w tobie, gdy po raz pierwszy mi zaśpiewałeś, wiesz? - uniosłam jeden kącik
ust. - Nawet jeśli coś się stanie, to
nie musisz się martwić. Każdemu zdarzają się pomyłki. W razie czego, ja też tam
będę i zrobię z siebie idiotkę, żeby odwrócić od ciebie uwagę - wyszczerzyłam
się łobuzersko, ale zaraz spoważniałam. - Obiecaj mi, że nie zmarnujesz tej
szansy. Obiecaj mi, że wystąpisz. Proszę Danny...
Dan spuścił wzrok i oparł się czołem
o moje czoło, zamykając oczy.
- Obiecuję - powiedział cicho.
- To dobrze.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Bardzo rzadko mówiliśmy sobie, że
się kochamy. Te słowa były zbyt piękne i ważne, żeby rzucać nimi tak często.
Jeśli powtarzalibyśmy je codziennie, po jakimś czasie straciłyby moc. Ważne
słowa powinno się pielęgnować, ukrywać w małej skrzyneczce i tylko w ważnych
chwilach uchylać wieczko, żeby móc podziwiać swój największy skarb.
Przez chwilę pozwoliliśmy sobie na
zwyczajne milczenie. Echo naszych szeptów w mojej głowie znikało bardzo powoli.
- Masz zamiar wracać dziś do domu? -
spytał wreszcie chłopak, odsuwając się.
Wstał z łóżka i zaczął zbierać luźne
kartki z biurka. Zerknęłam na zegarek i wytrzeszczyłam oczy. Nie sądziłam, że
jest aż tak późno.
- To zależy - mruknęłam, wyłączając
przegrzany laptop z kilkunastoma stronami opowiadania.
- Od czego?
- Od tego czy chcesz, żebym wróciła
do domu - odparłam, czekając na reakcję Dana.
Chłopak nie odpowiadał przez jakiś
czas. Wyraźnie toczył ze sobą wewnętrzną walkę, a ja przyglądałam się z
niedowierzaniem jego plecom. Przecież wystarczyło kilka prostych słów.
Zostałabym.
- Chyba powinienem popracować nad
piosenkami - stwierdził wreszcie szatyn, stojąc tyłem do mnie.
Ukryłam rozczarowanie. Uśmiechnęłam
się lekko i przytuliłam szatyna. Miałam nadzieję, że koszmary nie będą go
męczyć tej nocy.
- Tylko nie siedź do rana - mój głos został stłumiony przez
sweter chłopaka. - A gdybyś nie mógł spać, to dzwoń.
Dan pocałował czubek mojej głowy z
wdzięcznością. Dałam chłopakowi buziaka i pożegnałam się z nim.
- Dobranoc - powiedziałam, wychodząc
na ciemny podest. - Będzie dobrze.
Nie wiedziałam czy mówię o nocy, czy
zbliżającym się koncercie
- Mam taką nadzieję - westchnął
chłopak i zapalił żarówkę.
Schody skąpało żółtawe światło. Ledwo widziałam zarys schodów. Za barierką czaił
się mrok, kotłujący się na parterze. Zejście zawsze przypomniało mi odrobinę to
z domu Dudley'ów z Harry'ego Potter'a, tylko o wiele ciaśniejsze i znacznie
mroczniejsze. No i oczywiście bez małego czarodzieja, mieszkającego w komórce
pod schodami.
Dan poczekał aż zejdę na sam dół,
pomachał do mnie i zamknął drzwi.
***
Chłopak oparł się czołem o ścianę i
odetchnął głęboko. Będzie grał na scenie. Zaśpiewa swoje własne piosenki.
Wreszcie będzie mógł spełnić marzenie, które towarzyszy mu odkąd skończył
piętnaście lat.
Gdyby tylko nie ci wszyscy ludzie,
którzy będą się na niego gapić...
Przeszczęśliwy, a jednocześnie sparaliżowany stresem udał się do pokoju, wyjmując z lodówki kolejną butelkę piwa. Usiadł przed keyboard'em i na próbę zagrał nową piosenkę. Utwór miał być specjalnie dla Alice, więc wszystko musiało być perfekcyjnie.
Rozpoczął pracę z determinacją
wypisaną na twarzy.
Nawet myśl o koszmarach przestała
wysysać z niego energię. Teraz miał ważniejsze problemy na głowie.
- Co zrobić w drugiej zwrotce? -
spytał siebie załamany.
***
Nagle zrobiło się nienaturalnie cicho. Zatrzymałam się pod ścianą i zaczęłam grzebać w torbie, żeby znaleźć kluczyki do samochodu. Na zewnątrz panowały już egipskie ciemności, a ja jak
zwykle zaparkowałam pod zepsutą latarnią.
- No gdzie jesteś ty mała cholero...
- mruczałam, niemal wsadzając głowę do zagraconego wnętrza torby.
W tym momencie zgasło światło.
Znieruchomiałam. Nie miałam pojęcia, że żarówka automatycznie się wyłącza. A co
gorsze, nie wiedziałam jak włączyć ją ponownie. Nie widziałam nawet swoich
dłoni. Zupełnie jakbym nagle oślepła. Znajdowałam się całkiem sama w ciemności.
Na mój niespokojny oddech nałożyło się czyjeś ciche westchnienie.
Jezu. Ktoś tu był.
Zaczęłam się cofać, aż namacałam
ścianę. Głos uwiązł mi w gardle. Może tylko mi się wydawało. Może strach Dana
zagnieździł się również w moim sercu.
Podłoga skrzypnęła gdzieś po prawo.
Ledwo żywa ze strachu wydałam z siebie zduszony jęk. Moja dłoń, gorączkowo
szukająca ratunku, namacała klamkę. Nie myśląc dokąd prowadzą, otworzyłam drzwi
i wpadłam do oświetlonego pomieszczenia, dysząc ciężko. Zabarykadowałam się z
powrotem i odwróciłam się w stronę źródła światła.
Znajdowałam się w mieszkaniu pana
Grant'a.
~.~.~.~
1000 wyświetleń!
Miałam sobie dzisiaj odpuścić, ale skoro tak stawiacie sprawę, to chyba nie mam wyboru, jak dodać kolejny rozdział... Jesteście wspaniali :Dmam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania (zaczynam to pisać, ups...)
(po za tym jakoś ten rozdział nadaje się na dobicie 1000...)
Zastanawiam się dlaczego ludzie nie piszą tu komentarzy... tzn pod tym rozdziałem!
OdpowiedzUsuńŚlepi czy jak?
Pokochałam cię za ten rozdział *bo jak na razie przeczytałam ten ale następne pójdą w parze*. Niesamowite nacechowanie Dana, w ten sposób nieśmiały i delikatny*nie, nie ucinam mu jaj*. Chwyciło mnie za serce, a dawno tak nie miałam <3
Oby ludziki pokochali cię tak jak ja :) Wspaniałe opowiadanie!
Matka Spamu
Tumburulka <3
Dziekuję! Zwykle nie dostaję spamu komentarzy, ale emmm ten rozdział wstawiłam jakieś pięć minut temu xD Może wspaniałe osoby, które zmuszają się do czytania tego bloga kiedyś się odezwą, czekam na to z niecierpliwością! :D
UsuńŚwietny rozdział, zresztą jak całe opowiadanie. Zaczęłam czytać twojego bloga w ostatni weekend i mega mnie wciągnął. Nawet dzisiaj w pracy czytałam przedostatni rozdział i tak odpłynęłam, że aż się kolega zainteresował, bo podobno robiłam dziwne miny. Już nie mogę się doczekać opisu pierwszego, publicznego, koncertu Dana. Mam nadzieję, że go zamieścisz, bo z pewnością będzie cudny.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Może to zabrzmi źle, ale cieszę się, że takie rzeczy przydarzają ci się przez moje wypociny. Pozdrawiam kolegę! :D
UsuńA koncert pojawi się z całą pewnością. Nie mogę przepuścić takiej okazji. Czy będzie cudny, tego nie wiem, ale wszystko wyjdzie w praniu. Kiedyś... xD
Wiesz jaki problem jest z Twoim opowiadaniem? A powiem Ci jaki, taki, że jak już się go zacznie czytać to nie można skończyć i chciałoby się więcej i więcej a tu nie ma już rozdziałów hahaha xD
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak Twój tekst potrafi oddziaływać na moje emocje. W niektórych momentach się śmieję, w innych przejmuję i zastanawiam, co stanie się dalej, a w jeszcze innych podziwiam te piękne zdania, w których opisujesz tak oczywiste rzeczy, jak na przykład te o słowach, których nie powinno się nadużywać.
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i na rozwiązanie sytuacji Alice na końcu tego.
Pozdrawiam ♥
~Pat
Oh, to najmilszy komentarz, jaki mogłam dostać, dziękuję! Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, bo własnie to jest najważniejszy cel pisania. Chcę, żeby ludzie czuli to, co moi bohaterowie. I to naprawdę wspaniałe, że czasami udaje mi się osiągnąć ten cel!
Usuń+ Strrrasznie przepraszam, że tak rzadko. Mam ochotę błagać o wybaczenie za każdym razem, gdy ktoś to napisze. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie umiem się dostosować do standardów blogerstwa ;-; Codziennie rozdziały to dla mnie za dużo ._. Ja przed wrzuceniem jednej notki, spędzam nad nią prawie godzinę, poprawiając, czytając aż do porzygu i analizując każdy szczegół. Ugh...
Haha wiem jak to jest poprawiać coś aż do znudzenia i wiem ile czasu zajmuje pisanie ale wszyscy są tak zafascynowani, że nie są w stanie wyczekać tych paru dni. Ale potwierdzę to, co napisałaś niżej, że to czekanie sprawia, że cieszymy się bardziej z tego, na co czekaliśmy (albo przynajmniej ja tak mam i się z Tobą zgadzam xD).
UsuńWięc rób to, co robisz dobrze i w swoim tempie, niż jakbyś miała robić szybko i na tak zwane "odwal się" xD Poza tym wydaje mi się, że nie ma standardów blogerstwa i że każdy bloger ustala swoje zasady :D
~Pat
czyli mogę się lenić xDD
Usuńale nie, tak serio, to dziekuję, uciszyłaś trochę moje wyrzuty sumienia, że jestem taka zua i przeze mnie wszystkim jest źle i ogólnie jestem porażką
chociaż...
tak i tak będę życiową porażką
taki los xD
Nie jesteś porażką. Twoje opowiadanie nie woła o pomstę do nieba, więc źle nie jest :)
UsuńPatrz nawet Dany tak uważa :3 http://tnij.org/ffakaeo
~Pat
awwww to przeurocze, dziękuję Pat <3
UsuńNAJLEPSZE <3 tylko znowu trzeba czekać kilka dni na kolejny rozdział hahah :c
OdpowiedzUsuńNatalia:)
Może po prostu powiedzmy, że... samo oczekiwanie osładza to, na co czekamy? :D
Usuń(marna wymówka, ale jakaś musi być xD)
Dan jest w tym opowiadaniu taki uroczy, że aż chciałoby się go przytulić (nie, żeby normalnie się nie chciało xd) i jest taki ludzki i prawdziwy! Czekam na następne rozdziały <3 xxJo
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będziesz musiała czekać zbyt długo ;-;
UsuńI dziękuję tak po za tym :D
Brak słów *-*
OdpowiedzUsuń♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥