sobota, 27 września 2014

Zlecenie - Gdzie jest Dan?

Nie ma dziś nowego rozdziału, ale kolejne zlecenie. Tym razem dla kochanej Natalii. Mam nadzieję, że chociaż trochę dopasowałam się do twojego wyobrażenia ;)
Wciąż ćwiczę z tą dziwną perspektywą (bohaterka to 'ty'), więc jeśli macie z nią jakieś doświadczenie, to możecie napisać jakieś uwagi czy coś
Ogólnie zapraszam do komentowania i te sprawy. 
(Jak nie zdam egzaminu na prawko, to będzie wasza wina. Powinnam teraz robić testy. Za bardzo was kocham...)

~.~.~.~

            Czekacie już od tylu godzin. Wszyscy, mimo wyraźnego podekscytowania koncertem, wydają się być już trochę zmęczeni. Czujesz, jak w twoim brzuchu pustka odgrywa irytującą symfonię burczenia, a pęcherz próbuje pomieścić zawartość tej wielkiej butelki wody, którą niedawno opróżniłaś. Jesteś jednak prawie na samym początku niekończącej się kolejki, więc masakryczne poświęcenie z twoje strony, może zostanie wynagrodzone podczas koncertu.
            Jeśli do niego dotrwasz bez pęknięcia pęcherza.
            Tłumisz jęk i łapiesz się za brzuch. To picie nie było dobrym pomysłem...
            Zerkasz na swoją nową koleżankę, która siedzi przed tobą. Przez te kilka godzin zdążyłyście się już zapoznać, a nawet zaprzyjaźnić, więc nie wstydzisz się do  niej odezwać.
            - Przypilnujesz mi miejsca, jakby co? - pytasz dziewczyny. - Muszę znaleźć jakąś toaletę.
            Stormerka uśmiecha się do ciebie przyjaźnie.
            - Nie ma sprawy.
            Odpowiadasz westchnieniem ulgi i łapiesz torbę. Jak to dobrze, że ludzie z koncertów są dla siebie mili. Teraz trzeba tylko znaleźć łazienkę...
            Para unosi się z twoich ust. Dzisiejszy wieczór jest wyjątkowo zimny. Nie spodziewałaś, że temperatura ulegnie takiemu obniżeniu w ciągu kilku godzin. Doszło nawet do tego, że kierowana skrajną rozpaczą, wciągnęłaś na siebie koszulkę, która miała być prezentem dla Dana. A jednak, mimo mroźnego wieczoru, cała młodzież z miasta, nawet ta część, która nie jest wielkimi fanami Bastille, stawiła się przed czasem. Nie zabrakło również starszych fanów. Śmiejesz się, na widok dwóch mężczyzn z wielkimi brzuchami, które (dzięki Bogu) zasłaniają koszulki z napisem BASTILLE BIGGEST FAN". Ich niemal łyse głowy są przyprószone siwizną. Dostrzegasz także wielu zwyczajnych dorosłych, którzy bardziej pasują do biurowców, niż do czekającego na koncert tłumu. Dookoła panuje brzęczący hałas, jakbyś znalazła się w ożywionym ulu.
            Idziesz chodnikiem i przyglądasz się witrynom sklepów. Wnętrze każdej kawiarni, baru, czy restauracji jest wypełnione niemal po brzegi. W końcu to dzielnica, w której domy mieszkalne są właściwie rzadkością. Każdy, kto tu przybędzie, znajdzie dla siebie rozrywkę.
            Przyspieszasz kroku, kiedy mijasz klub go go, pod którym  ustawiła się już niewielka kolejka. Kilku mężczyzn rzuca ci przelotne spojrzenie, ale widząc młodą dziewczynę w czarnych rurkach, trampach i w szarej bluzie, odwracają znudzeni wzrok. Przynajmniej wiesz, że nie wyglądasz jak prostytutka...

            Po kilku minutach marszu, docierasz do jakiejś mniej zatłoczonej kawiarni. Zamawiasz u kelnerki dwie butelki wody i zanim zamówienie zostaje zrealizowane, pędzisz do łazienki, krokiem mówiącym "wcale się nie spieszę, ale tak naprawdę, zaraz się zsikam".
            Kiedy wreszcie z ulgą opuszczasz toaletę, znów możesz poświęcić całą swoją uwagę zbliżającemu się koncertowi. Piszesz SMSa do przyjaciółki, która nie mogła pójść razem z tobą, opuszczając lokal. Gdy tylko zamykasz za sobą drzwi budynku, przypominasz sobie o wodzie, stojącej ciągle na ladzie. Wykonujesz gwałtowny obrót i wpadasz na jakiegoś chłopaka, który również dopiero co wyszedł z ciepłego pomieszczenia.
            - Sorry - mruczysz, czując przeklęte rumieńce na policzkach.
            - Spoko.
            Dopiero słysząc zmęczony głos, brzmiący podejrzanie znajomo, odważasz się unieść wzrok, żeby spojrzeć na osobę, którą staranowałaś.
            - O matko - wyduszasz z siebie.
            Dan wzdycha zrezygnowany. No tak. Kolejna fanka da mu w kość.
            Z całej siły starasz się powstrzymać atak drgawek, radosny pisk, omdlenie, zawał serca i duszności, które spowodował widok Smitha. Piosenkarz przygląda ci się w milczeniu, a ty dostrzegasz z bliska takie szczegóły jak przekrwione oczy, sińce pod nimi i szara cera.
            - Jesteś chory? - pytasz, na chwilę zapominając o ekscytacji.
            - Cholernie zmęczony - odpowiada szatyn, przeczesując włosy palcami. - A teraz jeszcze poparzony.
            Chłopak spuszcza wzrok na swoją drugą dłoń, a ty wydajesz z siebie krótki jęk. Kawa ze styropianowego kubka, który trzyma Dan, znajduje się teraz na skórze szatyna. Mimo to, piosenkarz wciąż stoi w bezruchu, jakby nie czuł bólu.
            - Przepraszam cię strasznie - mamroczesz, wyciągając z torby chusteczki. - Jestem taką niezdarą. Przepraszam.
            Podajesz Smithowi chusteczkę i zabierasz od niego napój, żeby mógł wytrzeć ręce. Wokalista czyści dłonie, a ty stoisz jak wmurowana i obserwujesz każdy gest chłopaka.
            - Chcesz zdjęcie, filmik, autograf, buziaka, seksu? - pyta Dan, nie patrząc na ciebie.
            - Ja...
            - Jeśli jesteś niepełnoletnia, ostatnia opcja nie wchodzi w grę.
            Nie możesz uwierzyć w obojętność głosu atrysty. Jego ramiona wydają się wiotkie, a policzki zapadłe. Wcale nie wygląda jak ten żywy i ostatnimi czasy ciągle wesoły Smith z telewizji.
            - Naprawdę jest z tobą źle.
            Niebieskie oczy wreszcie napotkają twoje spojrzenie.
            - Wiem.
            Przez chwilę gapicie się na siebie  w milczeniu. Sytuacja jest dość dziwna. Nie tak wyobrażałaś sobie pierwsze spotkanie z miłością swojego życia.
            Wreszcie otrząsasz się z otępienia. Odstawiasz kawę na drewniany stół, obok którego stoicie i otwierasz torbę po raz kolejny.
            - Miałam dla ciebie prezent - mówisz.
            Dopiero po chwili zdajesz sobie sprawę, że koszulka znajduje się aktualnie na tobie.
            - Ale... - znów się rumienisz. - Ale musiałam go niestety użyć, bo jest okropnie zimno...
            Dan unosi brew, jednak w jego zmęczonych oczach pojawia się iskierka zainteresowania. Rozpinasz bluzę i pokazujesz chłopakowi za dużą na ciebie koszulkę. Sama ją zaprojektowałaś, więc istniał tylko jeden egzemplarz.
            - Wow - chłopak uśmiecha się szeroko. - Jest świetna! Naprawdę. Totalnie wykręcona! [jedno z tłumaczeń słowa 'wicked']
            Wreszcie zaczął wykazywać jakieś oznaki życia. Unosisz kąciki ust, szczęśliwa, jak nigdy.
            - Nie obrazisz się, że raz ją nałożyłam, nie? - pytasz wesoło.
            - Jasne, że nie! Jest zbyt świetna, żeby mi to przeszkadzało...
            Zdejmujesz bluzę i ściągasz t-shirt, pod którym jest kolejna koszulka. Na twoich ramionach od razu pokazuje się gęsia skórka, a ty wzdrygasz się, czując lodowate powietrze. Trudno. Jutro i tak pewnie będziesz chora.
            - Nie będzie ci zimno? - pyta Dan, trzymając już swój prezent w rękach.
            Wzruszasz ramionami.
            - Wytrzymam jeszcze godzinę.
            Chłopak rozkłada koszulkę i przygląda jej się po raz kolejny.
            - Genialna - mruczy pod nosem. - Spróbuję załatwić u ochroniarzy, żeby wpuścili was trochę wcześniej - dorzuca. - Bardzo dziękuję.
            Przytula cię mocno, a ty obejmujesz jego szyję zimnymi ramionami. Czujesz ciepły oddech na szyi, który sprawia, że nogi uginają ci się w kolanach.
            - Ładnie pachniesz - twierdzi cicho Dan.
            - D-dzięki - odpowiadasz, chowając twarz w jego ramieniu.
            Teraz jesteś czerwona na całej twarzy. Dobrze, że jest w miarę ciemno.
            - To... - chłopak odsuwa się od ciebie. - Może zdjęcie?
            Kiwasz głową, ciesząc się, że to zaproponował. Pozujecie do selfie, a Smith pokazuje na zdjęciu swój nowy prezent.
            - Jeszcze raz dzięki - uśmiecha się do ciebie szeroko. - I przepraszam, że zachowałem się jak totalny dupek. Ostatnio czuję się beznadziejnie, ale to nie znaczy, że mogę być niemiły dla fanów.
            - Nic nie szkodzi - odpowiadasz szybko. - Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na sen.
            - Ja też - rzuca chłopak. - Ale na razie mamy koncert do wystawienia, prawda? - jego twarz znów rozjaśnia uśmiech. - Do zobaczenia.
            Czochra twoje włosy i odchodzi szybkim krokiem, a ty stoisz i gapisz się na oddalające się plecy szatyna.
            Wreszcie siadasz (a raczej upadasz) na ławkę obok stołu i wbijasz spojrzenie w gorącą kawę, którą Dan zostawił na stole.

***

            - Gdzie jest ten idiota? - spytał Woody po raz kolejny.
            - Pewnie spotkał jakąś fankę - uśmiechnął się szeroko Kyle, unosząc porozumiewawczo brwi.
            - Och, już nie róbcie z niego takiego dupka - mruczy Will, nastrajając swoją gitarę. - To, że przespał się z paroma dziewczynami, nie znaczy, że uprawia seks 24 godziny na dobę.
            - Ty byś to robił, jakbyś nie miał dziewczyny - odgryzł się klawiszowiec.
            - Ale to nie znaczy, że Dan to robi - basista wzruszył ramionami.
            - Może sobie uprawiać seks, modlić się, pisać piosenki, ćpać, palić, pić, ale jak zaraz się tu nie zjawi, wyrwę mu jaja - warkną Dick, który przed chwilą wszedł do pokoju. - Za piętnaście minut macie być na scenie.
            - Nie odbiera - stwierdził Woody, trzymając swój telefon przy uchu.
            Kyle westchnął i z ociąganiem wstał z kanapy, na której się wylegiwał.
            - Pójdę go poszukać - powiedział, przeciągając się. - Może zatrzasnął się w kiblu i nie ma zasięgu. Musielibyśmy powiedzieć publiczności: "Sorry wasz młody bóg siedzi teraz w kiblu i nie może z niego wyjść. Koncert odwołany". - zachichotał, wyobrażając sobie tę sytuację.
            Woody parsknął śmiechem, a Will przewrócił oczami.
            - Idę sprawdzić perkusję - stwierdził Chris i opuścił pokój razem z Simmonsem.

***

            Dziesięć minut spóźnienia. Zespół miał zacząć grać już dziesięć minut temu.
            Cała trójka biegała po wielkim ośrodku i zaglądała do każdego kąta, starając się jednocześnie uniknąć wzroku fanek.
            Dana nigdzie nie było.
            - Zabiję go - mruczał pod nosem Dick, kiedy wszyscy znów znaleźli się w garderobie chłopaków, twierdząc, że wokalista ich zespołu rozpłynął się w powietrzu.
            - Będziesz musiał ustawić się w kolejce - rzucił Farquarson.
            Basista zahaczył kciukami i o szlufki swoich dżinsów, co podkreśliło mięśnie jego ramion. Każdy musiał przyznać, że ciężko byłoby uniknąć śmierci z rąk osiłka.
            - No to c-co robimy? - spytał Kyle, zapychając się żelkami w kształcie kolorowych misiów, które dostał od jakiejś miłej fanki. - Naprawdę m-mogę wyjść i powiedzieć, że zatrzasnął się w kiblu i... i... i musimy wzywać straż pożarną, żeby go wyciągali.
            Z tego stresu biedny brodacz znów zaczął się jąkać.
            - Możemy powiedzieć, że pojawiły się problemy techniczne - zaproponował Woody.
            - Albo możemy nie mówić nic - zdecydował Will. - Gwiazdy często spóźniają się na własne koncerty. Po prostu znajdźmy tego idiotę. Powiedziałem już ochroniarzom, żeby też go szukali.
            W tym momencie rozległo się pukanie. W drzwiach pojawił się mężczyzna w uniformie ze sporym brzuszkiem.
            - Panowie szukali swojego wokalisty... - zaczął lekko zakłopotany. - Zdaje się, że go znalazłem...

***

            - Nie chciałem mu przeszkodzić - tłumaczył się mężczyzna, prowadząc zespół przez korytarz. - Wolałem was zawołać.
            Cała grupka dotarła do drzwi z napisem "rekwizyty". Pomieszczenie było oświetlone tylko gdzieniegdzie, bo nie wszystkie światła zostały włączone. W półmroku, wśród niekończących się labiryntów z dziwnych stojaków, krzeseł, rzeźb, wiszących masek, przebrań i innych przedmiotów, które uciekły z innego świata, miało się wrażenie, że każdy krok jest cichszy. Oddech spokojniejszy. Powieki cięższe. Powietrze stało się nagle bardziej lepkie, jakby zostało przywiane z krainy snów.
            W głębi tego przedziwnego miejsca, pełnego niewypowiedzianych marzeń i wyczekujących szeptów stała stara kanapa, która kiedyś, w innej przestrzeni, na scenie, przed tysiącami widzów, przeżywała swoje chwile sławy.
            Na tej starej kanapie leżał Dan.
            Zwinięty w kulkę, z uśmiechem na ustach i nosem zanurzonym w koszulkę, wciąż tobą pachnącą.
            Spał.

9 komentarzy:

  1. to nie może się tak szybko skończyć a co "zemną" czy ja go jeszcze zobaczę napisz drugą część ! ;o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm nie planowałam pisać kolejnej części, ale jeśli wpadnę na jakiś pomysł, to może napiszę. Chociaż... Myślę że to było raczej jednorazowe spotkanie. Ale mogę napisać 'twoje' dalsze losy... No nie wiem, zobaczę

      Usuń
  2. Naprawdę nie znoszę tej perspektywy, bo jest strasznie mindfuckowa i odbiera mi przyjemność czytania, ale ta scenka JEST GENIALNA. Pomimo tej perspektywy bardzo miło się czytało i naprawdę nie wiem jak mogłaś skończyć w takim momencie. Nachodzą mnie masy pomysłów jak to sie mogło skończyć ! Nie możesz zadawać nam takiego bólu ! Cokolwiek, chociażby, że Dan zasnął podczas Oblivion czy coś...
    CZEKAM NA KONTYNUACJE ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też w sumie nie przepadam za tą perspektywą i nie wiem czy mam dalej jej używać :/ Zobaczy się...
      Tak czy inaczej bardzo dziękuję :3
      Może właśnie wam zostawię do rozstrzygnięcia, co wydarzyło się potem? ^^

      Usuń
  3. No powiem szczerze, że ciekawe opowiadanko :D Podobało mi się. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Myślałam, że Dan zaśnie od razu po koncercie albo coś w tym stylu a on tymczasem zaszył się w sali z rekwizytami i słodko sobie spał xD Hahaha coś mi się wydaje, że w takiej sytuacji chłopaki z zespołu po prostu by go chamsko obudzili xD
    A i bardzo ciekawi mnie, co znajdowało się na koszulce, że tak bardzo spodobała się ona wokaliście :P
    ~Pat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie zlali go na kwaśne jabłko xd
      Hmmm co na koszulce... Mnie też w sumie ciekawi ;D ale cicho, udam, że jestem profesjonalną pisarką i każdy szczegół mam zaplanowany xd

      A co ty sądzisz o takiej perspektywie Pat? Bo szczerze to sporo osób mówi, że nie jest to dobry pomysł, więc chyba z niej zrezygnuję...

      Usuń
    2. Pewnie mu się nieźle oberwało, biedny Dan xd
      Haha czasami warto zostawić czytelnikom trochę miejsca dla wyobraźni i powiem Ci, że miedzy innymi ta koszulka to dobre miejsce :D

      Co ja sądzę o tej perspektywie? Hmm czytałam już parę tekstów z taką perspektywą i były dobre ale były to chyba bardziej horrory o ile sobie dobrze przypominam xD
      Uważam, że jest to ciekawa odskocznia od tego, co czyta się zazwyczaj na wielu innych blogach. Ogólnie jest to dobry koncept jeśli się go dobrze opracuje ;) Ta perspektywa jest niecodzienna, więc trudno się do niej przyzwyczaić, tak mi się wydaje. Myślę, że nadaje się ona bardziej do mrocznych klimatów. Jeśli więc wpadniesz na pomysł i zechcesz napisać opowiadanie typu horror to możesz spróbować pisać z tej perspektywy :D
      ~Pat

      Usuń
    3. Okay! Dziękuję za radę kochana :D
      Kto wie może kiedyś coś takiego napiszę. Lubię pisać straszne lub rozdzierające serce sceny. Ewentualnie jednocześnie straszne i rozdzierające serce :D

      Usuń
    4. Służę pomocą ;)
      A ja lubię czytać takie sceny :D To interesujące jak tekst potrafi wpływać na emocje człowieka. Magia zawarta w literkach ♥
      ~Pat

      Usuń