Uniosłam powieki w chwili, gdy
budzik wydał z siebie ciche "pip!", informując, że 13:59 właśnie
zmieniła się w 14:00. Dan leżał odwrócony do mnie plecami i oddychał spokojnie.
Nasze ciała postanowiły wykorzystać spokojną noc (i dzień...) na całego, więc
spaliśmy jak zabici. Przynajmniej ja. Obudziłam się w tej samej pozycji, w
której zasnęłam. Czułam gdzieś z tyłu głowy tępe pulsowanie. Ukochana migrena
powoli rozpoczynała swoją torturę. Jeśli szybko nie zadziałam, czaszka będzie
mi pękać cały dzień.
Zerwałam się z łóżka i zatkałam usta
dłonią, zataczając się, gdy mroczki przed oczami zasłoniły mi widok.
Odetchnęłam głęboko i niemal wybiegłam z sypialni. Dotarłam do apteczki, która
była pudełkiem po butach, w jednej z kuchennych szafek i szybko wzięłam proszek
przeciwbólowy. Mimo, że lek jeszcze nie zadziałał, od razu poczułam się lepiej.
Wypiłam szklankę wody z kranu, po czym zajrzałam do lodówki, w poszukiwaniu
czegoś na śniadanie. Lub obiad. Oświetlone wnętrze powitało mnie prawie
całkowitymi pustkami. Miałam zrobić zakupy z samego rana, uzupełniając zapasy,
na kolejny tydzień, jak zawsze w sobotę. Wydałam z siebie stłumiony bulgot i
ruszyłam w stronę łazienki. Doprowadziłam zmęczoną twarz oraz zesztywniałe
ciało do porządku, po czym weszłam na palcach do sypialni, owinięta ręcznikiem.
Zatrzymałam się na widok śpiącego Dana.
Chłopak leżał skulony jak dziecko i
kurczowo przytulał się do mojej poduszki. Twarz szatyna była rozluźniona, a
światło, zaglądające nieśmiało przez firanki, sprawiło, że rzęsy Smith'a
rzucały długie cienie na kości policzkowe. Gdyby nie poczochrane włosy i cienka
strużka śliny w kąciku ust Dana, mogłabym stwierdzić, że w moim łóżku
odpoczywa przemęczony obowiązkami anioł.
Przewróciłam oczami. Jeszcze tylko
brakowało, żeby zaczęła porównywać swojego chłopaka do istot niebiańskich.
Wyciągnęłam z szafy wygodne rurki,
czarny t-shirt z dużym napisem "LAST CLEAN SHIRT" (co było całkiem
zbliżone do prawdy... pranie też zwykle robiłam w sobotę) oraz luźną, męską
koszulę w czarno-białą kratę. Jedną ręką przycisnęłam ubrania i ręcznik do
piersi, a drugą poprawiłam kołdrę, którą Dan skotłował nogami. Nawet gdy nie
miał koszmarów, wiercił się jak śpiący szczeniak. Zostawiłam szatyna i ubrałam
się w łazience. Od razu poczułam się lepiej. W kuchni nabazgrałam na kartce z
notesu krótką wiadomość.
"Poszłam
do sklepu. Bądź grzeczny i czekaj cierpliwie.
Alice.
Po chwili namysłu dopisałam jeszcze
jedną linijkę.
"PS:
Pościel łóżko."
Położyłam kartkę na stole, zerkając
tęsknię w stronę puszki z kawą. Niemal czułam smakowity zapach mojego małego
uzależnienia, ale potrząsnęłam głową. Nie teraz Alice. Powstrzymaj się.
Najpierw zdobądź pożywienie. Potem przyjemności. Twój kochany mężczyzna musi
mieć co zjeść, gdy wreszcie się obudzi. Albo jeśli.
- Cicho - mruknęłam, nakładając
kurtkę i trampki. - Nie gadaj do siebie w myślach.
Lepiej gadać do siebie na głos,
prawda?
Prychnęłam głośno i wyszłam z
mieszkania. Zgrabne mlaśnięcia moich trampków rozległy się echem w całej klatce
schodowej. Gdy znalazłam się na zewnątrz, nagłe światło sprawiło, ze
zatrzymałam się na chwilę w miejscu i spojrzałam w niebo. Bezchmurne niebo. Na
nieskończonym błękitnym płótnie rozpostarły się promienie najpiękniejszego
wiosennego słońca.
Natychmiast poczułam jak między
ciepłą kurtką a moją skórą tworzy się warstwa gorącego powietrza. Przez kilka
sekund zastanawiałam się czy nie wrócić na górę, żeby zostawić wierzchnie okrycie, ale zrezygnowałam na myśl o niekończących się schodach i braku kofeiny
w moich żyłach. Zdjęłam kurtkę i przerzuciłam ją przez przedramię, oddychając
głęboko. Wiosenny wietrzyk z radością rozdmuchiwał zawieszony nad głowami
przechodniów odór spalin.
Ruszyłam wzdłuż ulicy, rozglądając
się uważnie dookoła. Mój 6-piętrowy blok jak zwykle emanował szarą ponurością, ale
w umieszczonym na przeciwko pawilonie ze sklepami szumiało niemal jak ulu od
Londyńczyków, korzystających z wolnego popołudnia. Większością klientów były
osoby starsze, ponieważ ludzie w moim wieku korzystały chętniej z
wielkiego supermarketu kilka minut drogi stąd. Właśnie w jego kierunku udałam
się spokojnym spacerem, czując jak słońce wypełnia moje żyły optymizmem. Po
chwili przestałam panicznie rozglądać się dookoła, w poszukiwaniu wilczego
spojrzenia. Nawet ociężały tłum wydawał się być trochę żywszy niż zwykle.
Ogromny sklep przywitał mnie
zatłoczonymi alejkami, wijącymi się między regałami, mrówkami, uwijającymi się
przy kasie i chłodem, ziejącym z licznych lodówek. Wzięłam wózek i ruszyłam moją
cotygodniową trasą, wrzucając po drodze produkty z listy, którą spisałam
wczoraj po przeprowadzeniu inwentaryzacji lodówki. Żołądek odezwał z obrażonym
bulgotem na widok półek zastawionych jedzeniem. Już chciałam spojrzeć na brzuch
wymownie (jakby moje tłumaczenie, że zakupy dobiegają już końca mogły cokolwiek zmienić),
ale w tym momencie zamarłam w bezruchu i nawet burczenie zamilkło, czując moje
przerażenie.
Serce zaczęło łupać mi tak głośno,
że przestałam słyszeć muzykę, która leciała z głośników, rozmieszczonych w
całym sklepie. Zostawiłam koszyk z zakupami na środku przejścia i powoli
zaczęłam wycofywać się w głąb alejki, nie spuszczając ze wzroku Wilczej
Dziewczyny, która najzwyczajniej w świecie analizowała dwa pudełka z płatkami
śniadaniowymi zaledwie kilka metrów ode mnie.
Dotarłam do końca korytarza i
uskoczyłam w bok niezauważona. Oparłam się o wysoki regał, oddychając nierówno.
Gdybym w porę jej nie dostrzegła, prawdopodobnie byśmy się zderzyły.
- Jezu...
Kobieta z wypchanym po brzegi
wózkiem, która zatrzymała się w pobliżu, spojrzała na mnie pogardliwie. Na jej
pełnej piersi leżał krzyżyk na łańcuszku. Mimo zawstydzenia, spowodowanego
nieprzyjaznym wzrokiem, nie zarumieniłam się. Byłam blada jak ściana.
Zignorowałam nieznajomą i ostrożnie wyjrzałam zza rogu. Wilcza Dziewczyna stała
w tym samym miejscu co przed chwilą i wciąż czytała etykiety na płatkach. Miała
na sobie czarne rurki i (o zgrozo) jedną z ulubionych kurtek Dana w kolorze
ciemnej zieleni z czerwonym napisem na plecach, wzorowaną na bejsbolówkach,
które w dawnych latach pojawiały się w amerykańskich szkołach. Po chwili
obserwacji stwierdziłam, że kurtka nie mogła jednak należeć do mojego chłopaka,
ponieważ była kilka rozmiarów mniejsza. Dziewczyna była drobna, mojego wzrostu
lub kilka centymetrów wyższa, co odrobinę mnie zdziwiło, bo na pierwszy rzut oka
wydawała się być naprawdę wysoka.
Korzystając z okazji, przyjrzałam
się profilowi prześladowczyni Dana. Miała drobną twarz z ostrymi rysami. Mocno
zarysowana szczęka, szpiczasty podbródek, wystające kości policzkowe oraz
zgrabny nos. No i oczywiście oczy. Głęboko osadzone, z tej odległości
całkowicie czarne, podkreślone ciemnymi brwiami. Nieznajoma była naprawdę
piękna, ale spojrzenie, którym obdarzała płatki śniadaniowe mogło zabić. Nigdy
nie spotkałam osoby, która miała tak morderczy wyraz twarzy. Na ramionach
dziewczyny leżały jasne końcówki ciemnych włosów. Mniej więcej od połowy
długości brunetka pofarbowała się na delikatny blond. Nigdy nie lubiłam tego
typu zabiegów, ale musiałam przyznać, że tej dziewczynie bardzo to pasowało.
Przez chwilę chciałam wyjść z
ukrycia i podejść do nieznajomej. Tak po prostu podejść i zagadać, ale brunetka
wreszcie się zdecydowała i wrzuciła pudełko do wózka na nieuporządkowaną stertę
zakupów. Zanim schowałam się za ruchomym regałem na kółkach, z półkami
wypełnionymi czipsami, zauważyłam, że wybrała moje ulubione płatki. Między
szeleszczącymi opakowaniami, dostrzegłam zbliżającą się brunetkę. Za kilka
sekund odkryje moją kryjówkę, a wtedy będę musiała stanąć z nią twarzą w twarz.
Pomysł rozpoczęcia rozmowy, który mógł być całkiem niezły, teraz wydawał się
być czystym szaleństwem. Dziewczyna jednak nie zdemaskowała mnie od razu, bo
natknęła się na mój wózek, pozostawiony na środku alejki. Podeszła do niego,
żeby przesunąć przeszkodę, ale stanęła, wpatrując się w jego zawartość. A
dokładniej w moją kurtkę. Zmarszczyła brwi.
Wykorzystałam tę chwilę i śmignęłam
wzdłuż równoległej alejki, aby w momencie, gdy dziewczyna skręci, wrócić po
wózek i uciec do kasy. Wyjrzałam ostrożnie po drugiej stronie korytarza, żeby w
ostatniej chwili dostrzec, że brunetka właśnie mijała miejsce, gdzie stałam
kilkanaście sekund temu.
Z sercem trzepoczącym z irracjonalnego strachu, podbiegłam do wózka, po drodze łapiąc te same płatki co
dziewczyna. Złapałam za rączkę i rozglądając się nerwowo, dotarłam do kas.
Rzecz jasna, kolejka wydawała ciągnąć się w nieskończoność, a ja za każdym
razem, gdy dostrzegłam kogoś z brązowymi włosami, niemal chowałam się za
wózkiem. Kiedy wreszcie nadeszła moja kolej byłam już tak wściekła swoim
przerażeniem, że prawie nakrzyczałam na kasjerkę, że tak się ślimaczyła.
Oczywiście kobieta wykonywała swoją pracę w zawrotnym tempie i jeśli ktoś był
odpowiedzialny na moje zdenerwowanie to tylko i wyłącznie ja sama i moja głupia wyobraźnia.
Dlaczego mam się bać Wilczej
Dziewczyny? Dlaczego mam od niej uciekać?
Podniosłam podbródek i rozejrzałam
się wyzywająco, poszukując wzrokiem spojrzenia czarnych oczu, ale dziewczyna
najwyraźniej wciąż przechadzała się między półkami.
Z ulgą opuściłam supermarket, wciąż blada i obładowana siatkami. Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę
swojego bloku, obiecując sobie w myślach, że Dan nie dowie się o żadnym z tych
spotkań. Niemal palące już słońce i ciężar zakupów sprawił, że na moje policzki
wstąpiły lekkie rumieńce, które zauważyłam w swoim odbiciu, podczas mijania
sklepowych wystaw, więc przestałam wyglądać, jakbym zobaczyła ducha. Zanim
dotarłam do mieszkania byłam całkiem zgrzana, a siatki wrzynały mi się w
dłonie. Małym palcem wpisałam szybko kod, łokciem otworzyłam ciężkie drzwi i z
mozołem zaczęłam wdrapywać się na trzecie piętro. Mój blok był umieszczony w
naprawdę wspaniałym miejscu. Miałam blisko do sklepów, przystanków metra, na
uni i każdego innego miejsca, którego bliskości potrzebowałam. Mimo to cena
apartamentu nie była zbyt wygórowana. A wszystko to przez brak windy. W
nowoczesnym mieście taka wada znacznie obniżała koszt mieszkania.
Gdy dotarłam na drugie piętro
natknęłam się na panią Sophie z Lucy na rękach. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam
głową, chcąc minąć staruszkę, ale kobieta powstrzymała nie ruchem ręki.
- Kochanie, ktoś jest u ciebie w
mieszkaniu - powiedziała zdenerwowana. - Słyszałam jak chodzi po wszystkich
pokojach i stuka.
Uniosłam brwi ze zdziwieniem. Jakim
cudem moja, trochę już przygłucha, sąsiadka usłyszała kroki, dochodzące z piętra?
- To tylko Dan - uspokoiłam panią
Sophie. - Pewnie niedawno się obudził. Gdy wychodziłam ciągle spał.
Dopiero, gdy kobieta uśmiechnęła się
znacząco, zrozumiałam jak te słowa musiały zabrzmieć.
- Oh... - mruknęłam. - To nie tak
jak pani myśli - zaczęłam się tłumaczyć. - Dan spał u mnie, ale tylko spał. Po
prostu ostatnio cierpi na koszmary i... - cała czerwona skupiłam uwagę na
szarej kotce w rękach staruszki. - I w ogóle...
Kobieta, widząc moje zdenerwowanie,
pokiwała głową, głaszcząc Lucy.
- Moja mama zawsze dawała mi ciepłe
mleko z miodem przed snem, kiedy bałam się koszmarów - stwierdziła pani Sophie.
- Z kolei babcia poiła mnie nalewką z czarnego bzu - zachichotała cicho. - Po takiej mieszance
mogę cię zapewnić, że żaden koszmar nie będzie męczył twojego chłopaka.
Uśmiechnęłam się grzecznie i
podziękowałam za radę. Kiedy znalazłam się już na półpiętrze, głos sąsiadki
zatrzymał mnie na chwilę.
- Chociaż nic nie działa na koszmary
tak, jak ukochana osoba u boku.
Spojrzałam na staruszkę. Pani Sophie
głaskała swojego pupila po głowie i wyglądała, jakby mówiła do niego, a nie do
mnie. Kobieta zniknęła w swoim mieszkaniu z lekkim uśmiechem, a ja wreszcie
dotarłam do domu.
piszesz najlepsze opowiadania! <3 proszę pisz częściej i nie przestawaj ich pisać, proszę nie kończ historii Alice i Dana, tak żałuję, że to tylko fikcja :c
OdpowiedzUsuńPierwszy raz publikuje cokolwiek, gdziekolwiek i w sumie nie wiem jak tutaj ogarnąć częstotliwość rozdziałów i ich długość, i jak je rozpowszechniać, i w ogóle, dlatego yaaayyy wielkie wielki dzięki ^^
UsuńHaha po pierwsze: czytałam to z bananem na twarzy :D
OdpowiedzUsuńPo drugie: ten tekst, że lepiej gadać do siebie na głos, a nie w myślach :)
No i wogóle bawi mnie trochę ten fragment, gdy Alice ucieka tak przed tą Dziewczyną. Wiem, że się jej boi. I wiem, że w końcu chciała z nią pogadać. I tak, to też wiem, że mam dziwne poczucie humoru.
Alice z ofiary stała się pogromcą! (Czy jak to tam się mówi xD) w sklepie oczywiście. Gdy obczajała Wilczą Dz. a nie odwrotnie :)
Świetne, oryginalne (może dlatego tak bardzo mi się podoba? ^^), no i najlepsze opowiadanie <3
▲▼▶◀◀▶▼▲▲▼▶◀ (no i sorrka za te trójkąty ↑, ale jakoś tak.. nooo zrooozuumm :'> )
Może i bez sensu komentować ta stare rozdziały.. ale co tam xd to jest świetne, naprawdę! Kiedyś nigdzie nie mogłam znaleźć polskich fanfików o Bastille a tu proszę :3
OdpowiedzUsuńCzytam wszystkie komentarze, więc na pewno ma sens! Dziękuję kochanie, to wiele dla mnie znaczy <3
UsuńTeraz chyba coraz więcej polskich Stormerów decyduje się na założenie bloga. Ja w sumie zaczęłam pisać to opowiadanie dla siebie, żeby nie wyjść z wprawy, a potem opublikowałam pierwszy rozdział i co się okazało...? Że chyba trochę mnie wciągnęło :D