niedziela, 15 marca 2015

Fanart - "I hear you by my side"

Dobra... Nie spodziewaliście się mnie tak szybko z powrotem co?
Prawda jest taka, że gdy wstawiałam ostatni rozdział, bardzo się spieszyłam i byłam trochę niedzisiejsza (w sumie, patrząc na to teraz, to... niewczorajsza...) i zapomniałam o NAJWAŻNIEJSZEJ rzeczy, którą miałam wam pokazać. Nie wiem, jak to właściwie się stało, ale dzięki temu Pats będzie miała swój oddzielny post.

Uwaga, uwaga...
*fanfary*

TADAAAAAAAAAA

~.~.~.~


            " - I przepraszam, że kłamałam nawet na karteczce, którą wrzuciłam ci pod drzwiami jak ostatnia idiotka - wyjęczałam, chowając nos w zagłębieniu w szyi Smitha. - Kłamałam, pisząc, że nie proszę o wybaczenie. Wybacz mi Danny, błagam. Obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy.
            - Tak strasznie cię kocham - szepnął chłopak...rozdział 38.





Autorka: Pats

Jestem absolutnie zachwycona tym niesamowitym artem i nie mogę przestać się na niego gapić. Jest przepiękny. Cudowny. Pats, jesteś kochana, nie wiem jak ci to wynagrodzę, ale kocham cię ty wspaniała istotko!



sobota, 14 marca 2015

40. Epilog - "You're my favourite part"

I jest. Krótki epilog na zakończenie.
Nie myślcie sobie, że dam wam go tak po prostu przeczytać, przecież wiecie, że muszę się wygadać.
Na początku chcę powiedzieć, że znikam do maja, ale spróbuję wrzucić chociaż kilka zleceń/ scenek nie związanych z Dalice. Dlatego upewnijcie się, że jesteście członkami grupy Bastfiction lub obserwujecie mój fp, gdzie będę wrzucała informacje o dodanych scenkach.
Jeśli postanowię kontynuować przygody Dana, Alice oraz (jeszcze nie istniejącego) Bastille, seria będzie nosiła tytuł „Just Antoher Story”, ponieważ nazwa „Wilcza Dziewczyna” nie będzie już adekwatna do wątków, poruszanych w opowiadaniu. Nie wiem jeszcze do końca, jak to będzie wyglądało i czy w ogóle będzie, ale zobaczymy.
Na koniec chciałabym oczywiście wam wszystkim tak strasznie podziękować. Gdyby nie wy, ta seria nigdy nie zostałaby dokończona. Tylko i wyłącznie dzięki setkom waszych komentarzy i licznym wejściom (już 24 tysiące!) ja sama dowiedziałam się jak potoczy się ta historia. To fanfiction stało się ważną częścią mojego życia. Udowodniło mi, że jestem w stanie napisać coś dłuższego i większego niż krótkie scenki. Sprawiliście, że znów uwierzyłam w siebie, co jeszcze kilka miesięcy temu przychodziło mi z wielkim trudem. W ciągu tych 8 miesięcy poznałam wiele wspaniałych osób, rozwinęłam swoje umiejętności i miałam wiele chwil radości oraz smutków. Każde doświadczenie, związane z tą opowieścią jest dla mnie bardzo ważne. Nie chcę się rozpisywać i was zanudzać, ale czuję tak straszną wdzięczność za każde wsparcie, za zainteresowanie i miłość, jaką obdarzyliście moich bohaterów.
Dziękuję każdemu z was. Tak bardzo, bardzo, bardzo was kocham! Więcej nie będę pisać, bo się rozpłaczę i będzie.
Uchm, trochę to brzmi, jakbym żegnała się na zawsze, ale nie martwcie się. Jestem pewna, że jeszcze się odezwę!



~.~.~.~


            - Lubię to miejsce - stwierdziłam, opierając się maskę swojego świeżo umytego samochodu, z którego leciała głośna muzyka.
            Dan uniósł kąciki ust, przyglądając się przejeżdżającym autom. Dalej za autostradą była pusta przestrzeń, porośnięta trawami, które prezentowały się całkiem nieźle w promieniach wiosennego słońca.
            - Czy ja wiem - chłopak wzruszył ramionami. - Kawałek asfaltu, niewielki parking, budyneczek i niekończące się pastwisko...
            - Lubię to miejsce, bo zawsze, gdy tu jestem, ty jesteś ze mną - przerwałam szatynowi z rozbawieniem.
            - A to już lepsze wytłumaczenie.
            Właśnie skończyliśmy obiad w Last Bliss. Miałam brzuch pełen dobrego jedzenia i głowę pełną dobrych myśli. Minęły dwa tygodnie od tamtej soboty. Sprawa z Wilczą Dziewczyną została zamknięta. Wróciliśmy na uczelnię. George znalazł pracę i zamieszkał ze mną na stałe. Czasami oglądaliśmy we trójkę filmy i wyglądało na to, że moi ukochani mężczyźni zaczynają się akceptować, mimo, że przychodziło im to z wyraźnym trudem. Ian wyjechał za granicę i co jakiś czas wysyłał mi zdjęcia z miejsc, w których akurat przebywał. Atak choroby Betty minął. Dziewczyna chyba zaprzyjaźniła się z Monicą i okazało się, że potrafi być miłą dziewczyną, nawet jeśli wciąż nie byliśmy w stanie jej zaufać. Koszmary przestały prześladować Dana, więc wróciłam z nocowaniem do swojej Jaskini. Lubiłam spać ze Smithem, ale sprawy łóżkowe zaczęły powoli zmierzać w wiadomym kierunku, a ja chciałam jeszcze zaczekać, nawet jeśli bardzo go kochałam. Poza tym egzaminy końcowe zbliżały się wielkimi krokami, więc nie mogliśmy poświęcać sobie tyle czasu, ile byśmy chcieli. Szczególnie, że to był ostatni rok Dana na uczelni, więc chciał zaliczyć go naprawdę dobrze.
            Rozczochraniec obiecał mi, że nie zrezygnuje ze śpiewania i nadal będzie próbował, dlatego po długich namowach ze strony wszystkich jego przyjaciół, dał się namówić na udział w konkursie, który miał się odbyć za kilka dni. Mój występ nie przyniósł mi co prawda wielkiej sławy, ale dzięki niemu udowodniłam samej sobie, że jestem silna i jeśli będę chciała, zniosę każdy ciężar. Ta świadomość była najlepszą nagrodą, jaką mogłam otrzymać.
            Wszystko zaczynało się układać, więc nadszedł czas na kolejny krok. Nie mogliśmy stać w miejscu.
            - To co? - spytałam, odchylając głowę do tyłu, żeby złapać na twarz więcej promieni słońca. - Teraz zakładamy twój zespół?
            - O nieee - zaprotestował Dan. - Jeszcze nie nauczyłem się stać na scenie.
            Uśmiechnęłam się szeroko i szturchnęłam  rozczochrańca ramieniem.
            - Ale jeśli będziesz miał zespół, to nie będziesz musiał stać tam sam.
            - A może zajmiemy się twoją książką, co? - Smith zmienił nagle temat. - Też musisz się rozwijać.
            - Zrobimy tak - wstałam, patrząc na chłopaka, opartego o maskę. - Ja będę pisać książkę, a ty zakładać zespół, zgoda? - wyciągnęłam do niego rękę, jakbym chciała się założyć o to, kto pierwszy spełni swoje marzenie.
            Dan przez chwilę patrzył na moją dłoń, aż wreszcie potrząsną nią z udawaną rezygnacją.
            - Zgoda.
            Cmoknęłam mojego nie-takiego-znowu-pesymistę w policzek i zakręciłam się wokół własnej osi.
            - Zobaczysz, będzie fajnie! - obiecałam Smithowi. - I nawet nie waż się twierdzić inaczej - zagroziłam, opierając dłonie na barkach chłopaka.
            - No wiesz, nie tak łatwo jest wyzbyć się swojej natury - zauważył złośliwie chłopak.
            Pstryknęłam szatyna w nos.
            - No weeeeeeeź - jęknęłam jak dziecko. - Powiedz, że nam się udaaaaa.
            Zrobiłam smutną minę, wywołując wybuch śmiechu u chłopaka.
            - Okay, uda się, uda - zachichotał.
            - Wiedziałam - uśmiechnęłam się szeroko, całując rozczochrańca.
            - Kocham cię - stwierdził Dan, obejmując mnie wokół szyi i sadzając obok siebie.
            - Też cię kocham - odparłam i położyłam głowę na ramieniu chłopaka. - Lubię tę piosenkę.
            Samochody przejeżdżały spiesznie przez autostradę, a my słuchaliśmy muzyki, zagłuszającej warkot silników.

,,I like the colors of the spring
I like so many other things
Don't have to say all the rest
Because you know me best
You're my favourite part"


  

THE END

sobota, 7 marca 2015

39. "Oh where do we begin?"


Ostatni rozdział. Oczekujcie jeszcze króciutkiego epilogu, może nawet w tym tygodniu (nie będę kazała wam czekać na niego aż do soboty, chociaż sama nie wiem, czy będę miała czas dodać). Wszystkie dalsze losy mojego ff podam właśnie przy tym 40 epizodzie. Będzie to zakończenie Wilczej Dziewczyny, a jednocześnie być może początek czegoś nowego?
Mam nadzieję, że ten rozdział, poświęcony rozwiązaniu większości wilczych i nie-wilczych spraw jakoś wam się spodoba. Nie wiem co mam jeszcze pisać. Lepiej się zamknę bo będę płakać.
Enjoy! <3

Opijmy z Danem koniec Wilczej Dziewczyny!


~.~.~.~

            Obudziłam się oczywiście z gorączką i migreną. Przeziębienie sięgało aż do kości, więc każdy ruch powodował nieznośny ból.
            Rozczochrańca nie było obok, kiedy się obudziłam. Nie mogłam go nawet  zawołać, ponieważ straciłam głos. George też chyba jeszcze nie wrócił. Leżałam więc pod stertą kołder przez godzinę i zastanawiałam się czy to, co pamiętam, działo się naprawdę, czy było jedynie wymysłem mojej głowy.
            Gdy już myślałam, że chyba jednak zdobędę się na wystawienie palca poza teren mojej ciepłej kryjówki, do sypialni wpadł Smith w świeżym ubraniu i z siatką zakupów.
            - Obrabowałem aptekę księżniczko! - uśmiechnął się szeroko chłopak.
            Przyglądałam się z rozbawieniem, jak wyjmował kolejne leki i prezentował je, zapewniając najwyższej jakości działanie bez skutków ubocznych. Widać było, że bardzo się przejął rolą opiekunki. Jednocześnie rozpierająca go energia wydawała się być odrobinę nienaturalna.
            - Dan - wychrypiałam, gdy przyjęłam już wszystkie tabletki i syropy. - Co się stało, kiedy wyszłam z  twojego występu?
            Błękitne spojrzenie spochmurniało.
            - Właściwie to… - odparł szatyn, przeczesując włosy. - Pobiegłem cię szukać i kazałem Ralphowi coś zagrać zamiast mnie, a potem przewieźć rzeczy do mojego mieszkania - między brwiami muzyka pojawiła się zmarszczka. - Nie chciałem znów cię stracić.
            Wiedziałam. Zrezygnował dla mnie ze swojej szansy na rozpoczęcie życia scenowego.
            - Poszłam za nią nie tylko, żeby wreszcie rozwiązać tę sprawę - westchnęłam ciężko. - Ale również po to, żeby uwolnić cię od jej wpływu. Żebyś zobaczył, że to tylko zwykły człowiek.
            - W takim razie twoja misja zakończyła się sukcesem - zauważył Dan. - Wilcza Dziewczyna już mnie nie przeraża. W chwili, gdy zobaczyłem, jak wybiegasz za nią, zrozumiałem, że skory ty jesteś w stanie z nią walczyć, ja nie mogę cię zostawić z tym wszystkim samej - uśmiechnął się lekko. - Ale powiedz mi... Co się wydarzyło między nami?
            Żadnych więcej kłamstw Alice. Pamiętaj o tym.
            Wbiłam spojrzenie w sufit i podziękowałam rumieńcom, powstałym na skutek choroby, żeby ukryły te prawdzie.
            - Okazało się, że to je byłam obiektem jej zainteresowania...
            - Czyli... - chłopak wciąż nie był widocznie pewien, co o tym myśleć.
            Męcząc się z chrypą, streściłam jak najszybciej całą historię.
            - I wtedy mnie pocałowała - wyznałam pod koniec, wzruszając ramionami.  - A potem uciekła.
            - Och.
            Nie mogłam powstrzymać śmiechu na widok skonfundowanej twarzy Smitha.
            - Spokojnie, ty całujesz o wiele lepiej - zapewniłam szatyna.
            - Nie jestem pewien, jak mam na to zareagować - mruknął rozczochraniec. - Może po prostu pójdę po herbatę...
            Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu filmów.
            I tym razem to ja wybierałam repertuar.

***

            Dan prawie zapomniał, jak to jest być na zwykłych zajęciach.
            Wszyscy żyli własnym życiem. Nikt z otaczających go studentów nie wiedział o koszmarze, który przeżył chłopak.
            Wow. Dziwnie.
            Szatyn szedł znudzony przez korytarz, co chwilę spoglądając na telefon. Zostawił Alice kartkę, żeby napisała, gdy się obudzi, ale najwyraźniej dziewczyna wciąż spała, zagrzebana pod stertą anty-chorobowych koców.

            Dopiero po luchnu przyszła wiadomość od pisarki.

,,Wstałam. Żyję. Ledwo.
Ale żyję."

            Chłopak uśmiechnął się szeroko i odpisał, informując, kiedy wróci.
            Reszta zajęć strasznie się dłużyła. Minuty na zegarku wlekły się, jak gęsty miód, kiedy Smith bezskutecznie próbował zrozumieć temat wykładów. Chyba trzeba będzie nadrobić zaległości.
            Wreszcie jednak ostatnia lekcja dobiegła końca i szatyn mógł wrócić do domu Alice. Przed wyjściem zajrzał jeszcze do radia, żeby przywitać się  przyjaciółmi i przyjąć pokornie ochrzan za to, że nie poinformował wcześniej o swojej nieobecności. Nick trzepnął go po głowie, raz czy dwa ale potem rzucił, że na szczęście w ostatniej chwili znaleźli jakiegoś Kyle'a na zastępstwo. Podobno jego muzyka nawet się spodobała, więc może co jakiś czas będzie wpadał.
            Dan wyszedł z Uni, ciesząc się, że wrócił do normalności.
            Prawie.
            Kilka metrów od wejścia stała dziewczyna, grzebiąc w torbie. Miała ciemne włosy z jasnymi końcówkami i wilczą twarz.
            Chłopak nie wiele myśląc, podszedł do niej, dziwiąc się niskim wzrostem nieznajomej.
            - Ty - warknął.
            Szatynka podskoczyła i spojrzała spanikowanym wzrokiem na Smitha.
            - Zostaw mnie - mruknęła, ściskając pasek torby.
            - Tylko jeśli zostawisz ją w spokoju - Dan stanowczo przekroczył niewyznaczoną strefę przestrzeni osobistej, niemal stykając się klatką piersiową z nosem Wilczycy. - Nie obchodzi mnie ani twój sposób nawiązywania znajomości, ani twoja orientacja, ani twoje problemy. Jeśli Alice ucierpi przez ciebie jeszcze jeden raz, to przysięgam, znajdę sposób, żeby zrobić z twojego życia piekło.
            Brązowe oczy przesłoniły łzy.
            - T-to nie ja - wyjąkała dziewczyna. - Ty nic nie rozumiesz.
            Chłopak był wściekły. Nie wzruszył go płacz. Jego Alice też płakała, po konfrontacji z ciemnooką.
            - I nawet nie chcę rozumieć! - prychnął. - Po prostu zostaw ją w spokoju!
            Studentka skuliła się przed studentem, jakby ten zaraz miał ją uderzyć.
            - Przestań Dan!
            Szatyn spojrzał z zaskoczeniem na rudowłosą dziewczynę, która wcisnęła się pomiędzy niego, a chlipiącą prześladowczynię.
            - To nie twoja sprawa Mon - warknął Smith.
            Ona nie miała pojęcia o ostatnich wydarzeniach.
            - Nie widzisz, że ona płacze idioto? - Causer była naprawdę zła na rozczochrańca. - Jak mogłeś doprowadzić ją do takie stanu? No już, spokojnie - odwróciła się w stronę dziewczyny, kładąc dłoń na jej ramieniu.
            Wilczyca powoli uniosła głowę, patrząc z lękiem na młodą pisarkę. Potem zerknęła na Dana, ale natychmiast uciekła wzrokiem, widząc błękitne spojrzenie, wywiercające dziurę w jej czaszce.
            - A ty wracaj do Alice. Na pewno cię potrzebuje - Monica zwróciła się do muzyka, który nagle stracił całą pewność siebie. - I przemyśl może swoje zachowanie.
            Dan odszedł od dziewczyn i dopiero, gdy obie zniknęły mu z pola widzenia odetchnął głęboko. Przeczesał włosy, niszcząc ułożoną (według niego) fryzurę.
            Kiedy przed chwilą postanowił odezwać się szatynki, był z siebie całkiem dumny, ale teraz, po wszystkim, cała konfrontacja wydawała się... Bez znaczenia.
            Zupełnie jakby wilk przestał być wilkiem, niosącym zagrożenie.

***

            - Moja kluska znów chora?
            Uniosłam powieki i uśmiechnęłam się na widok idioty George'a. Brunet oklapł na materacu obok moich nóg, rozsiadając się wygodnie.
            - I co to w ogóle panienka wyprawia co? - zapytał, bawiąc się swoim tunelem.
            - Hmm? - mruknęłam, wygrzebując się spod pościeli. - Gdzie byłeś przez cały weekend?
            - Wprosiłem się do Shelly na kilka nocy. Ale cicho, ja zadaję pytania!
            Opadłam z powrotem na poduszki. Nie dałam rady sprzeczać się z przyjacielem w pozycji siedzącej.
            - To pytaj.
            - Co ty odwalasz z tym swoim jeżozwierzem? - pytanie padło dosyć nagle, więc nawet nie miałam czasu się zastanowić nad odpowiedzią.
            - Wiesz, że nie lubię, gdy porównujesz go do zwierząt - burknęłam. - A po za tym, to skąd wiesz co z nim robię?
            - Jak to skąd? - Hayden był chyba zniecierpliwiony moim spowolnionym tokiem myślenia. - Straciłem przez was pół soboty.
            Zerknęłam na chłopaka ze zdziwieniem.
            - Byłeś na występie Dana? - uniosłam brwi. - Po co?
            - Po pierwsze trudno to uznać za występ - rzucił mój dupek. - Po drugie... - wzruszył ramionami. - Byłem ciekawy w jakie ręce powierzam moje dziecko.
            - Och, czyli awansowałam z siostry na dziecko? - prychnęłam rozbawiona. - Coś mi się jednak w życiu udało...
            Moja złośliwość została nagrodzona kopniakiem w biodro. Nawet przez kołdrę dotkliwie odczułam siłę ciosu. Ten gość stanowczo za często narażał moje zdrowie. I teraz już nawet nie mam na myśli jedynie zdrowia fizycznego...
            - I jak tam twoje spostrzeżenia ojcze? - zaciekawiłam się, próbując oddać uderzenie, ale w tym momencie kilkadziesiąt kilo mięsa położyło mi się na nogach, całkiem je unieruchamiając.
            - Lepszy jeżozwierz, który coś tam mruczy pod nosem niż blondasek z mercedesem...
            George zignorował sztylety, które próbowałam mu wbić siłą myśli pod żebra. Dlaczego mój przyjaciel zawsze mówił to, co ślina przyniesie na ten latający na wszystkie strony jęzor? Porównanie Dana oraz Iana jednoznacznie wskazywała na osąd Haydena w sprawie pisarza, który niedawno przez przypadek pojawił się w moim życiu. Myśl, że Clark mógłby znaleźć się na miejscu piosenkarza, wydawała mi się tak absurdalna, że od razu poczułam irracjonalną złość.
            - George... - wyartykułowałam przez zaciśnięte zęby. - Jeśli nadal będziesz...
            - Poradziliście sobie z koszmarami?
            Zielone oczy przyglądały mi się przenikliwie, sprawiając, że zapomniałam co miałam powiedzieć.
            - Ch-chyba tak - odparłam, zbita z tropu.
            - To dobrze - chłopak spuścił wzrok. - Może wreszcie zaczniecie się zachowywać jak normalna para, a nie jakieś zombiaki.
            Złość minęła. Nie potrafiłam się długo gniewać na bruneta. Jego trzeźwe podejście do świata zawsze pomagało mi uporządkować myśli. Należałam do osób, które niepotrzebnie wszystko analizują i nadinterpretują, więc rozmowa z przyjacielem, potrafiącym wszystko ująć w proste słowa, za każdym razem działała jak orzeźwiający prysznic.
            - Tak - westchnęłam. - Też mam taką nadzieję.
            W tym momencie telefon na biurku zawibrował. Jakimś cudem udało mi się sięgnąć po komórkę, z przyjacielem leżącym na moich kolanach Dan napisał pewnie kolejnego SMSa.


,,Muszę ci coś powiedzieć
Możemy się dziś spotkać?"

            Zmarszczyłam brwi.
            - Kto to? - zapytał zielonooki.
            - Ian – odparłam. - Chce się spotkać.
            Przygryzłam wargi i uderzyłam z jękiem tyłem głowy o łóżko. Takie wiadomości z reguły nie kończyły się niczym dobrym. Szczególnie jeśli chodziło o blondyna.
            - Tylko nie daj mu się złapać w sidła klusko - Hayden poklepał mnie po głowie i wstał. - Idę na swoją kanapę.
            Podniosłam głowę znad pościeli.
            - Czyli jednak nie mieszkasz u Shelly?
            - No co ty - chłopak przewrócił oczami. - Wytrzeźwiała.

***

             Doprowadziłam się do porządku i zaprosiłam blondyna do siebie. Nie miałam zamiaru wychodzić z domu przez najbliższe kilka dni. Nałykałam się za dużo danowych leków, żeby teraz latać po mieście z gołą głową.
            - Tylko się zachowuj - poinstruowałam George'a, który wylegiwał się na brzuchu, oglądając powtórkę „Potworów i Spółki”.
            W odpowiedzi na prośbę, chłopak odchylił spodnie i bokserki, pokazując mi tyłek.
            - O Jezu - jęknęłam, odwracając wzrok. - Czy ty zawsze musisz być taki...
            Dzwonek przerwał mi użalanie się nad kulturą osobistą Haydena. Otworzyłam drzwi, zastanawiając się, czy sweter Dana, którym cała się opatuliłam, to dobry strój na takie spotkanie. W końcu Ian zawsze dobrze wyglądał (w przeciwieństwie do niektórych zwłok rozkładających się w cudzych domach).
            Na szczęście Clark pojawił się w zwyczajnej, czarnej koszulce, więc nie czułam się przy nim jak kompletny wieśniak.
            - Kawy, herbaty, alkoholu, czegokolwiek? - proponowałam, kiedy pisarz szedł za mną do salonu.
            - Nie, dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę, mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia - mruknął mężczyzna.
            Wydawał się być odrobinę oderwany od rzeczywistości, jakby w myślach układał jakiś plan. Książka? Lista zakupów? Kto wie, co siedziało pod blond czupryną.
            Zatrzymałam się gwałtownie na widok George'a, który nie zmienił swojej horyzontalnej pozycji od kilku godzin. Postanowiłam nie kusić losu i nie dopuszczać tej dwójki do rozmowy, więc zawróciłam Iana do sypialni.
            - W takim razie słucham - zapadłam się na grubym materacu, a gość usiadł na krześle przy biurku.
            - Wyjeżdżam - poinformował chłopak. - Na jakiś czas. Nie wiem jeszcze kiedy wrócę. Chcę zwiedzić Europę. Może odwiedzić Amerykę. Sam nie wiem.
            - To super! - ucieszyłam się. - Rozumiem, że znalazłeś dobry powód?
            Granatowe oczy powoli przesuwały spojrzeniem po zdjęciach i słowach zawieszonych na ścianach.
            - Chcę poznać wszystkie rodzaje ciszy i usłyszeć każdy, możliwy do usłyszenia hałas - słowa wypływające z ust pisarza, brzmiały dzisiaj odrobinę nierealnie, jakby pochodziły z jakiegoś innego świata, pełnego marzeń i nieuformowanych jeszcze myśli. - Chcę poznać dokładnie każdy swój zakamarek i odkurzyć zakurzoną głowę... Trochę mi się tam ostatnio uzbierało jakiś dziwacznych gratów - blondyn uśmiechnął się lekko. - Sama mówiłaś, że każdy potrzebuje chwili odpoczynku od szarej rzeczywistości.
            - Oczywiście - przeczesałam włosy. - Tylko dlaczego przyszedłeś, żeby mi to powiedzieć?
            Nagle drzwi wejściowe otworzyły się cicho, a ja poczułam, że mięśnie moich ramion odrobinę się spinają. Miałam cichą nadzieję, że Clark wyjdzie przed powrotem Dana.
            Szatyn wszedł do pokoju i zatrzymał się na widok pisarza.
            - Cześć - odparł cicho blondyn.
            Stanowczo nie zachowywał się jak zazwyczaj.
            - Ian wpadł, żeby powiedzieć, że wyjeżdża - wytłumaczyłam szybko.
            - Nic ważnego, chciałem się tylko pożegnać - dodał chłopak, podnosząc się z krzesła. - Muszę zacząć się pakować, więc będę już szedł. A jak występ? - zainteresował się, ciągle stojącym w progu Danem.
            - Ummm... - rozczochraniec potrząsnął głową, odzyskując rezon. - Można powiedzieć, że część, która się odbyła, była chyba niezła - uśmiechnął się do mojego znajomego. - A jak Alice? Ona jakoś nie pali mi się do gadania o sobie.
            Oboje spojrzeli na mnie niebieskimi oczami. Dziwne, że taki sam kolor mógł tak bardzo się różnić.
            - Była bezbłędna - stwierdził wreszcie Ian.
            - Jak zawsze - Dan błysnął swoim nadkruszonym kłem. - Chyba zaparzę herbatę...
            Udał się do kuchni, zostawiając nas samych. Ostatnio picie herbaty stało się jego sposobem na uniknięcie niezręcznych sytuacji.
            Otworzyłam już usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi podniesiony głos Smitha.
            - Czy on znów tu mieszka?
            - Hej, ja tu jestem - usłyszałam gderliwy głos George'a. - Nie traktuj mnie jak powietrze.
            Westchnęłam. Będę musiała podjąć stanowcze kroki w kierunku nawiązania jakieś nici porozumienia między tą dwójką, skoro teraz będą często stawać na swojej drodze. Najwyraźniej same filmy nie wystarczą.
            - To ja cię tu z nimi zostawię - Ian uniósł kącik ust, przechodząc w stronę drzwi wyjściowych. - I nie myśl, że zapomniałem o zapłacie.
            - Nawet nie odważyłam się tak pomyśleć - wyszczerzyłam się, przytulając pisarza. - Baw się dobrze. Mam nadzieję, że odnajdziesz to, czego potrzebujesz.
            Clark poczochrał mi włosy.
            - Też się trzymaj mała pisareczko. Chcę widzieć twoje postępy, gdy wrócę.
            Zamknęłam drzwi za Ianem i westchnęłam cicho.
            - Jak się czujesz?
            Spojrzałam na Dana, który znikąd pojawił się za moimi plecami. Z gburliwym jękiem przytuliłam się do ciepłego szatyna, wtulając nos w pachnącą szyję. Wciąż bolało mnie gardło, a mięśnie miałam nieprzyjemnie napięte. W dodatku gorączka prawdopodobnie znów wróciła. Marzyłam tylko o łóżku.
            - Rozumiem - stwierdził rozbawiony piosenkarz, głaszcząc mnie po głowie. - Ale kupiłem ci pianki i żelki. Jeśli to cię jakoś pocieszy.
            Miałam najlepszego chłopaka na świecie.

***

            Dopiero w następny poniedziałek udało mi się zawlec na Uni. Zwyczajność przywitała mnie z otwartymi ramionami. Znajomi gratulowali mi występu. Nauczyciele dawali ochrzan za przekroczenie paru terminów, a Dan spotykał się ze mną kiedy tylko mógł.
            Jak miło było odetchnąć od duszącej pętli koszmarów.
            Szłam właśnie na lunch. Słońce grzało mnie przyjemnie w plecy. W telewizji mówili, że wreszcie ma nadejść fala ociepleń. Nawet pogoda cieszyła się, że wróciłam do życia.
            Zatrzymałam się na widok dziewczyny, siedzącej samotnie na murku.
            Kiedy napotkałam nieśmiałe spojrzenie, zebrałam się na odwagę i podeszłam do wciąż nieznajomej szatynki. Usiadłam obok i zerknęłam na trzymaną przez nią buteleczkę z tabletkami.
            - Co to? - spytałam wścibsko.
            Wilczyca również przyglądała się proszkom. Chyba powinnam przestać porównywać ją do wilków. Była człowiekiem, nie zwierzęciem.
            - Neuroleptyki - odpowiedziała cicho dziewczyna.
            - Leki przeciwpsychotyczne - mruknęłam i nagle wszystko zaczęło stawać się jasne. - Schizofrenia?
            - Choroba dwubiegunowa. Mieszana.
            Nagle poczułam straszne wyrzuty sumienia. Ona nie była wariatką. Nasza prześladowczyni była po prostu chora. Wiedziałam na czym polega ta odmiana schorzenia. Ataki silnie maniakalne, charakteryzujące się napadami agresji, zaburzeniami seksualnymi oraz innymi odchyłami od normalnego zachowania na zmianę z okresami silnej depresji. U niektórych takie sytuacje zdarzały się raz na kilka lat, u niektórych raz na miesiąc.
            - Przepraszam za to co zrobiłam - powiedziała otępiała szatynka. – Nie brałam leków, chociaż powinnam. Nienawidzę widzieć na czaro i biało. Problem w tym, że gdy ich nie wzięłam, wszystko stało się takie irytująco różowe i tylko ty byłaś złota... A ja... Lubię złoty.
            Określała stan swojej choroby kolorami. Czyli oprócz jednego schorzenia przyczepiła się do niej również synestezja. Ta dziewczyna musiała mieć naprawdę ciężkie życie.
            - Jestem Alice - przedstawiłam się przyjaźnie
            - Wiem - uśmiechnęła sie lekko dziewczyna, ocierając łzy z policzków, które pojawiły się nie wiadomo kiedy. - A ja jestem Betty. Betty Jacobsson.
            Uścisnęłam drobną dłoń już-nie-Wilczycy.
            Dan pewnie mi nie uwierzy, kiedy mu o niej opowiem.



~.~.~.~


Na koniec mały bonus, który właściwie powstał podczas rozmowy z przyjaciółką, która zawsze pomaga dobrać mi zdjęcia oraz gify (męczę cię tyle czasu moja droga, że tym razem to chyba ja stawiam herbatę!). Chciałam znaleźć jakiś zwyczajny outfit Iana i znalazłam TO, ale łopata była małym problem, bo…
Jakby to wyglądało, gdyby Clark przyszedł z nią do Alice?

            „Ian stał w progu z łopatą, trzymając ją na ramionach.
            Uniosłam brwi.
            - Czy ty właśnie zakopałeś ciało? Czy może masz zamiar zakopać mnie? Bo jak tak… - zaczęłam zamykać drzwi. – To ja chyba się pożegnam…
            - Spokojnie – uśmiechnął się blondyn. – Przekopywałem ogródek, kiedy napisałaś, żebym przyszedł i zapomniałem jej odłożyć.
            Uchyliłam z powrotem drzwi, drapiąc się niepewnie po czole.
            - No dobra, ale zostaw ją na klatce schodowej. Nie będę potem sprzątała tego błota.
            - Przykro mi – odparł z powagą pisarz. – Nie mogę. Czuję się z tą łopatą emocjonalnie związany. Nie zniósłbym jej starty…
            No dobra, może jednak George był całkiem normalny?”

(pomyślałam, że się podzielę z wami tą spontaniczną scenką, bo dlaczego nie? :D)