sobota, 25 października 2014

Zlecenie (LbO) - Świetny Pomysł

Jest to przedstawienie świata alternatywnego do tego, który ma miejsce w LbO. Czyli wszystko na odwrót. Właściwie to nie wszystko. Po prostu Bastille nie istnieje, a Rose jest znaną piosenkarką. Tyle musicie wiedzieć :D
Mam nadzieję, że nie zniszczyłam tych cudownych bohaterów aż tak bardzo. Pozwalam wam mnie bić ;-;
Serio, czuje się zażenowana tą żenadą, no ale obiecałam dzisiaj wstawić...

+mega szybkie info, dla tych którzy nie znają LbO (jeśli faktycznie tak jest, to marsz nadrobić zaległości)
Rose - lat 17, szatynka, zielone oczy - śpiewa, gra na gitarze
Vi - lat 19, brunetka, obcięta dość krótko, niebieskie oczy

~.~.~.~

             Kolejny udany koncert. Publiczność za każdym razem miło zaskakiwała Rose i przybywała na jej występy co raz liczniej i liczniej, podczas gdy biedna nastolatka musiała stawiać czoła tym wszystkim twarzom, patrzących na nią z wyczekiwaniem.
            Oczywiście, mimo napadów stresu, szatynka była bardzo szczęśliwa. Jej kariera solistki rosła w (dla niektórych krytyków) zastraszającym tempie i już rok po rozpoczęciu kariery, było o niej głośno w całej Anglii. Nikt nie pomyślałby, że zaczynała od ulicznych występów za marne grosze. Niesamowity głos dziewczyny oraz jej poruszające teksty szybko zostały zauważone i wyniesione przez odpowiednie osoby na wyżyny rynku muzycznego. Siedemnastolatka miała już na swoim koncie nawet płytę, która została wydana miesiąc temu.
            - Wychodzisz dzisiaj? - spytała Vi, wpadając do niewielkiego pokoju przyjaciółki.
            - Duło ich czeha? - wymemłała Rose, wcinając w pośpiechu zapiekankę z szynką i popijając sokiem jabłkowym. Zawsze po koncercie umierała z głodu.
            - Całkiem sporo.
            Nastolatka westchnęła cicho, ale tak naprawdę bardzo cieszyła się na myśl o spotkaniu z fanami. Tylko oni sprawiali, że dziewczyna wciąż chciała tworzyć nową muzykę, rozwijać swój talent i codziennie wstawać z łóżka.
            - Dobra - wytarła usta wierzchem dłoni i wrzuciła do ust kilka miętowych gum. - Już idę.
            Rose zawiązała rozsznurowane glany, które od kilku miesięcy stały się  tematem dyskusji w jakiś durnych gazetkach o modzie i podniosła się z kanapy. Wesoła Vi poszła przodem, żeby powiadomić kilku miłych panów z ochrony, że "jej gwiazda nadchodzi". Piosenkarka zanotowała sobie w głowie, że musi poważnie porozmawiać z przyjaciółką o słowie "gwiazda" i zakazu jego używania w obecności osoby, która tym słowem jest określana. Albo ogólnie o całkowitym tabu na słowo "gwiazda", "sława", "idolka", czy "róża dzisiejszej muzyki"... I owszem, to ostatnie również zostało kiedyś użyte, ale Vi chyba zrozumiała, że jej przyjaciółka nie przepada za tym określeniem, bo Rose przez trzy dni soliła jej ukradkiem kawę, w ramach słodkiej, czy może raczej słonej, zemsty.
            - Gotowa? - spytała starsza dziewczyna, łapiąc za klamkę.
            Piosenkarka spojrzała szybko na swój strój, żeby upewnić się, że nie ubrudziła sosem białej bluzki z kotem. Wyrwała szybko jakąś przydługą nitkę z postrzępionych, dżinsowych szortów i poprawiła wywinięty rękaw koszuli w kratę.
            - Powiedzmy - kiwnęła głową w stronę Vi.
            Brunetka otworzyła drzwi na zewnątrz. Kilkadziesiąt osób spojrzało w stronę uśmiechniętej zielonookiej. Dziewczyna pomachała do fanów, którzy czekali już od kilkudziesięciu minut. Rose od razu podeszła do pierwszej grupki, z przyjaciółką, która nie odstępowała jej nigdy na krok, jeśli chodziło o spotkania z nieznajomymi. Może martwiła się o bezpieczeństwo zielonookiej, a może po prostu miała nadzieję na wyłapanie jakiegoś miłego pana.

            Rozmowy, robienie zdjęć, wręczanie prezentów i dziękowanie za nie zajęło ponad 2 godziny. Rose była wykończona, ale chciała za wszelką cenę poświęcić jak najwięcej czasu każdej osobie, która chciała ją zobaczyć. Wreszcie parking za halą, w której odbywał się koncert, opustoszał i przyjaciółki zostały same.
            - Pomogę ci - szatynka złapała kilka toreb z prezentami, którymi Vi została obwieszona.
            - Chcę tę koszulkę jakby co - niebieskooka wskazała podbródkiem na paczkę w niebieskim papierze, w której znajdowało się jakieś ubranie.
            Piosenkarka nawet nie pamiętała już jak wyglądał ten podarunek, ale skinęła głową.
            - Jasne...
            W milczeniu ruszyły w stronę vana, którym jeździły po kraju. Musiały spakować upominki, a potem jeszcze pomóc ekipie zbierającej sprzęt. Pewnie niedawno zaczęli sprzątać. Dziewczyny szybko spakowały torby do samochodu, rozglądając się ukradkiem po parkingu. Opustoszała ciemność przyprawiała obie o gęsią skórkę. Wreszcie, bez żadnych wydarzeń, godnych waszej uwagi, zamknęły za sobą drzwi do budynku i odetchnęły cicho z ulgą.
            - Gdzie będziemy jutro? - spytała Rose, kiedy błądziły ciasnymi korytarzami zaplecza.
            - Jakaś mieścina, 200 km stąd - odparła brunetka. - Nie pamiętam jak się nazywa...
            - Nie jesteś już tym zmęczona?
            Niebieskie oczy spojrzały na przyjaciółkę pytająco.
            - No wiesz... - ciągnęła piosenkarka, sunąc dłonią po zimnych ścianach. - Jeżdżeniem ze mną, słuchaniem ciągle tych samych koncertów... Pomaganiem mi za pół darmo...
            Vi prychnęła i szturchnęła szatynkę w żebra.
            - Ja? - przewróciła oczami, uśmiechając się szeroko. - To życie, o którym zawsze marzyłam! Codziennie mogę imprezować, zwiedzam sobie piękną Anglię z najlepszą przyjaciółką, a kiedyś może pojadę z tobą nawet za granicę. Poznaję ciekawych ludzi, czasem nawet przystojnych i... Lubię swoje życie - dziewczyna westchnęła radośnie. - Myślę, że naprawdę nam się udało.
            Rose odwzajemniła uśmiech, ale nie zdążyła powiedzieć nic innego, bo dotarły do wyjścia na scenę, oświetloną kilkoma reflektorami. Na której było tylko dwóch chłopaków. A gdzie reszta ekipy?
            Dziewczyny weszły między kable, niezauważone przez pracowników. Jeden z nich, ten z okazałym, ale zadbanym zarostem oraz czarnymi, ułożonymi włosami, uwijał się przy kablach. Natomiast drugi siedział na wielkim głośniku i machał nogami, trzymając dłonie w kieszeniach niebieskiej kurtki. Jego fryzura była dość... Wyjątkowa. Brązowe włosy wyglądały, jakby grawitacja całkiem o nich zapomniała.
            - To chyba nie był najlepszy pomysł - mruknął ten z quiffem, patrząc na czubki swoich brudnych trampków.
            Było w nim coś takiego... dziwnie znajomego.
            - Oh daj spokój - odpowiedział brunet. - Nie po to cię tutaj przemyciłem, żebyś teraz narzekał - schylił się, żeby rozplątać jakiś kabel. - Mógłbyś mi chociaż pomóc, skoro cała ekipia się zmyła.
            Rose zerknęła na niebieskooką z uniesioną brwią, a dziewczyna odpowiedziała jej zadziornym uśmieszkiem. Oho. Vi chyba zwietrzyła trop jednego z "przystojnych miłych panów".
            - My możemy pomóc - odezwała się brunetka, dając tym samym znak o ich obecności.
            Brodacz wyprostował się natychmiast. Na widok dziewczyn uniósł brwi i pomachał do nich przyjaźnie.
            - Przydacie się! - oznajmił radośnie, zbliżając się do nich. - Ale może nie koniecznie w sprzątaniu... Jestem Kyle - przywitał się dosyć entuzjastycznie, przytulając przyjaciółki, jakby znali się od lat. - Simmons. A wy to kto? Nie wyglądacie na pakerów, którzy będą nosić nam głośniki.
            - Nie wiesz, kim jesteśmy? - spytała brunetka, tracąc na chwilę rezon.
            Brwi brodacza uniosły się powoli.
            - Aaaaaaa powinienem? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
            - Wow - podsumowała Vi, a Rose bezskutecznie usiłowała powstrzymać uśmiech.
            Szatyn z głośnika uderzył wnętrzem dłoni w twarz, zrezygnowany ignorancją przyjaciela, po czym zeskoczył ze swojego miejsca. Potknął się przy okazji o jeden z kabli, którego brodacz jeszcze nie sprzątnął, ale jakimś cudem utrzymał równowagę. Rose ukryła rozbawienie, a krótkowłosa nawet nie zauważyła małego wypadku, mierząc Kyle'a badawczym wzrokiem.
            - S-serio powinienem? - powtórzy co raz mniej pewnie Simmons.
            Tymczasem ten drugi podszedł do grupki i spojrzał na szatynkę, przekrzywiając głowę jak ciekawski pies.
            - Myślałem, że jesteś niższa - przyznał w końcu. - I wyglądałaś na młodszą.
            Piosenkarka zamrugała powiekami zdezorientowana.
            - Czy... - uniosła brwi. - Czy ty mnie obrażasz?
            Nieznajomy uśmiechnął się lekko. Właściwie jego postawa wydawała się być odrobinę niepewna. Był pijany?
            - Możesz uznać to za komplement.
            - To pewnie przez ekran - stwierdziła dziewczyna. - Tam jestem taka - powiedziała, pokazując dwoma palcami wielkość jakiś pięciu centymetrów.
            - Możliwe - roześmiał się chłopak. - Jestem Dan Smith - wyciągnął rękę.
            W takich momentach Rose zawsze czuła się niezręcznie, bo fani oczywiście znali jej imię, więc nie było potrzeby, żeby się przedstawiała, jednak zawsze musiała powstrzymywać się przed...
            - Jestem Rose - potrząsnęła dłonią chłopaka.
            O. Właśnie o tym mówiłam.
            - Wiem - rzucił rozbawiony szatyn.
            Tak, wiemy, że wiesz Dan, ale Rose znów nie mogła się powstrzymać.
            Zapadła odrobinę niezręczna cisza. Dan gapił się na Rose, jakby chciał coś powiedzieć, Kyle patrzył wyczekująco na swojego przyjaciela, Vi przyglądała się z zainteresowaniem Kyle'owi, a Rose zerkała na Vi, błagając ją w myślach o ratunek. Pomoc nadeszła jednak ze strony brodacza.
            - Ty jesteś Rose - stwierdził wreszcie chłopak. - Ta mała, urocza Różyczka, o której fanboy Dan ciągle gada.
            - Różyczka - powtórzyła piosenkarka, unosząc brew, wyrażając swoją dezaprobatę, pomieszaną z rozbawieniem.
            - Fanboy - odezwał się chłopak z quiffem takim samym tonem, próbując ukryć zażenowanie.
            - Ot znalazło się echo - westchnął brunet. - Już ta bardziej wygląda na piosenkarkę - wskazał na Vi.
            Dziewczyna przekrzywiła głowę, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
            - No patrzcie, jak się ładnie uśmiecha! - krzyknął Simmons, zanim odpowiedziała. - Taka milutka! Na pewno pomożesz mi sprzątać, prawdaaaaa?
            Chłopak zmarszczył śmiesznie całą twarz, jakby był kotem i przysunął się do brunetki.
            - Nie - odparła spokojnie niebieskooka, wciąż uśmiechając się przyjaźnie.
            - Jako to nie - oburzył się Kyle. - Nie ma nie! Idziemy ładna, mała nie-piosenkarko. Jak się w ogóle nazywasz?
            - Vi - odparła nastolatka. - Ale nie mam zamiaru...
            Brodacz złapał dziewczynę za nadgarstek i pociągnął w stronę kabli. Brunetka obróciła się z szerokim uśmiechem w stronę Rose i poruszyła brwiami znacząco. Widocznie przymusowa praca wcale jej nie przeszkadzała. Potem zerknęła na Dana, w jednoznaczny sposób sugerując, co jej przyjaciółka powinna zrobić ze starszym chłopakiem. Szatyn wcisnął dłonie do kieszeni swojej kurtki i spuścił głowę, ale tylko po to, żeby ukryć uśmiech.
            - Kyle przemycił mnie tutaj, żebym zdobył twój autograf i te sprawy... - wytłumaczył Smith, uderzając czubkiem trampka w scenę, jakby chciał wykopać w niej dziurę.
            - Nie ma sprawy - Rose już wyciągała czarny marker z tylnej kieszeni spodenek, który ostatnio zawsze miała przy sobie.
            - Kyle! - chłopak odwrócił się w stronę przyjaciela. - Gdzie ona jest?
            Brodacz spojrzał bez zainteresowania na szatyna. Wcale nie zbierał kabli. Opierał się o głośnik, na którym siedziała Vi. Wyglądało na to, że ich znajomość szybko się rozwija, co wywołało u zielonookiej podejrzenia, że nie opuszczą tego miasta tak szybko...
            Simmons wziął kwadratowe, płaskie pudełeczko z głośnika i udał, że rzuca je w stronę Dana. Płyta.
            - Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! - zaprotestował przerażony chłopak. - Nie rzucaj, nie rzucaj Kyle, błagam!
            Rose powstrzymała wybuch śmiechu na widok paniki w oczach fana. Smith podbiegł do przyjaciela. Potknął się po raz kolejny, ale nawet się tym za bardzo nie przejął. Z wyrazem ulgi wrócił do zielonookiej i ostrożnie podał jej płytę. Dziewczyna otworzyła opakowanie  nagraniem swoich utworów i napisała na wewnętrznej białej stronie.


,,dla Dana  od Rose
obyś nigdy się nie potykał xxx
(a jak już musisz, to żeby nie bolało)"


            Dan uśmiechnął się szeroko, widząc dedykację.
            - Dostałem całe trzy buziaki - stwierdził zadowolony, widząc rząd iksów.
            Zielonooka odwzajemniła uśmiech.
            - Czy my się nie znamy? - spytała nagle, znów odnosząc wrażenie, że gdzieś już spotkała tego chłopaka z wyjątkową fryzurą.
            - Może - mruknął szatyn. - Byłem już na kilku twoich koncertach i w ogóle...
            - A ile masz lat? - dopytywała dalej piosenkarka.
            - 28 - odpowiedział Smith, przeczesując włosy. - A co?
            Rose doszła do wniosku, że 11 lat różnicy to jednak trochę sporo... Mimo zachęty ze strony Vi, dziewczyna wolała chyba uniknąć plotek na temat spotykania się ze starszymi mężczyznami. Chociaż z drugiej strony, czy kiedykolwiek przejmowała się opinią innych? Dan miał miłe błękitne oczy i uroczy uśmiech... Mogłaby się z nim zaprzyjaźnić...
            - Idziemy się bawić!
            Szatynka drgnęła, gdy Vi wrzasnęła jej do ucha. Spojrzała na przyjaciółkę i Kyle'a stojącego obok. Brodacz kiwał głową, zgadzając się z brunetką i podrygiwał w miejscu, jak kilkuletnie dziecko, nie mogące doczekać się upragnionego prezentu.
            Piosenkarka spojrzała na Dana z uniesionymi brwiami. Chłopak wzruszył ramionami.
            - Jak idziemy, to idziemy - stwierdził.
            - A co ze sprzętem? - spytała nieugięta Rose.
            Dziewczyna nie przepadała za imprezami. Za spoconymi ciałami, nachalnymi spojrzeniami i przymusem tańczenia. Wolała opóźnić wyjście, jak tylko się dało.
            Cała czwórka gapiła się w milczeniu na pobojowisko na scenie, zastanawiając się, jak taka jedna mała osóbka w postaci piosenkarki może zostawić po sobie tyle gratów. No może nie cała czwórka. Kyle myślał raczej o tym, że chciałby zobaczyć jak małe kotki biegają wśród kabli i próbują się złapać.
            - Zróbmy to szybko - zaproponowała zrezygnowana Vi. - A potem to już wyciągnę cię, nawet jeśli miałabyś spać po kątach.
            Rose widziała niemą prośbę w wielkich oczach przyjaciółki, więc nie pozostało jej nic innego, jak się zgodzić.

***

            Dan szedł obok nastolatki, trzymając w dłoni podpisaną płytę. Dziewczyna słuchała opowieści Kyle'a, który ekscytował się swoim chytrym planem, dzięki któremu Smith znalazł się na backstage'u. Szatynka śmiała się głośno i komentowała historię. Chłopak czuł się trochę dziwnie, idąc obok osoby, którą podziwiał już od tak dawna...

Półtora roku temu

            Chłopak pisał SMSa do Ralph'a, rozcierając guza, którego nabił sobie po wejściu w słup. Chyba powinien zacząć poświęcać więcej uwagi otoczeniu.
            Dan uniósł głowę i rozejrzał się uważnie, słysząc delikatny głos wśród rozmów tłumu.
            - I felt the earth beneath my feet. Sat by the river andit made me complete
            Pod ścianą nowego banku siedziała dziewczyna, brzdąkająca na gitarze. Wyglądała na zmęczoną, ale jej głos brzmiał czysto i dźwięcznie.
            - Oh simply thing,where have you gone? I'm getting tired and I need someone to rely on.
            Uliczna piosenkarka zamknęła oczy, pogrążając się w muzyce.
            - I came across a fallen tree. I felt the branches of it looking at me...
            Ludzie zerkali na nią i mijali objętnie. Niektórzy wrzucali kilka monet i również odchodzili.
            - Is this the place we used to love? Is this the place that I've been dreaming of?
            A Dan ciągle stał i przyglądał się nieznajomej z daleka.
            - Oh simple thing, where have you gone? I getting old and I need something to rely on.
            Nie śpiewała bezmyślnie, jak wiele osób. Na jej twarzy pojawił się smutek, który widzi się u ludzi czekających na coś bardzo ważnego ze świadomością, że upragniony cel nigdy nie znajdzie się w zasięgu ich dłoni.
            - And if you have a minute why don't we go talk about it somewhere only we know?
            Dan podszedł do dziewczyny.
            - This could be the end of everything. So why don't we go somewhere only we know? Somewhere only we know...
            Nieznajoma była młoda, ale miała w sobie jakieś dojrzałe piękno. Gładkie brązowe włosy okalały miękkimi splotami szczupłą twarz, długie rzęsy i lekko zaróżowione usta. Dziewczyna była ubrana w porwane dżinsy i wełniany szary sweter, spod którego wystawała biała bluzka. 
            - So tell me when you're gonna let me in - szatynka otworzyła oczy i spojrzała bezpośrednio na Dana zielonymi oczami. - I'm getting tired and I need somewhere to begin.
            Chłopak poczuł dreszcz, przebiegający z głośnym stukotem po jego karku. Ona śpiewała to do niego. Na pewno do niego.
            - And if you have a minute, why don't we go talk about it somewhere only we know? Cuz this could be the and of everything. So why don't we go somewhere only we know? Somewhere only we know.
            Piosenka się skończyła. Zielone oczy przyglądały się szatynowi z wyczekiwaniem. Dan bezwiednie włożył dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej 20 funtów. Wrzucił banknot do futerału na gitarę. Przez chwilę chciał coś powiedzieć. Cokolwiek.
            - Dziękuję - odezwała się cicho dziewczyna.
            Smith skinął głową i odszedł.
            Tak po prostu odszedł.
            I potem myślał o głosie nieznajomej przez długie miesiące.
            Aż wreszcie usłyszał ją ponownie. W radiu.
            Jechał właśnie samochodem i słysząc piękną piosenkę niemal spowodował wypadek. Zatrzymał się na przypadkowym parkingu i gapił na radio, jakby mógł dostrzec w nich zielone oczy.
            - I oto wschodząca gwiazda Londynu - powiedział prowadzący, kiedy utwór dobiegł końca. - Dziękujemy Rose. Na pewno jeszcze ją usłyszymy, bo kariera naszej młodziutkiej piosenkarki dopiero się rozpoczyna. Mój dziewiętnasty zmysł przewiduje tej dziewczynie wielką przyszłość. A teraz wiadomości z kraju. Wielka pow...
            Dan wyłączył radio i uśmiechnął się lekko.  
            - Rose - mruknął pod nosem.

***

            - I właśnie wtedy pierwszy raz cię spotkałem - dokończył Smith, dopijając kolejnego drinka.
            - Wiedziałam, że skądś cię pamiętam! - krzyknęła szatynka, bujając się niebezpiecznie na wysokim krześle. - Ale nie mogłam skojarzyć tej fryzury.
            - Kiedyś miałem więcej głosów na głowie - wyjaśnił chłopak.
            - Łysiejesz? - spytała Rose, chichocząc głośno.
            Próbowała złapać ustami słomkę swojego napoju alkoholowego, (którego właściwie nie powinna pić) ale z marnym skutkiem. Plastikowa rurka uciekała od języka nastolatki, jak przerażone zwierzątko.
            - Można tak powiedzieć - odparł Dan, przytrzymując słomkę palcami, żeby szatynka mogła się napić.
            Oboje byli już trochę pijani.
            Dan był może trochę bardziej pijany niż "trochę"...
            Vi i Kyle zniknęli w tańczącym tłumie jakieś piętnaście minut temu, zostawiając piosenkarkę i chłopaka przy kilku pustych kieliszkach.
            - Ja z reguły nie piję - zarzekała się Rose. - Serio. Dzisiaj to wyjątek, okaaaay? Jutrooo muszę być w pełni sił!
            Dan wybuchł śmiechem, prawie spadając z krzesła. Para miała doskonały humor aż do momentu, w którym szatyn zaczął skarżyć się dziecięcym głosem na mdłości.
            - Niedooooooooooooooobrzeeeeeeee miiiiiiii - zawodził chłopak, opróżniając kolejny kieliszek.
            - Było tyle nie pić - rzuciła Rose, wycierając mokrą bluzkę, na której wylądował alkohol Smitha.
            - NIEDOOOOOOOOOOOOBRZE.
            - Tak, już to mówiłeś.
            - OBRZYGAM WSZYSTKO DOOOKOOOOOŁAAAAAAAAA.
            Dziewczyna przewróciła oczami, ale złapała Dana za ramiona, zanim całkiem spadł z krzesła.
            - Idziemy na dwór - stwierdziła stanowczo.
            Pomogła Danowi wstać. Chichoczące kilkadziesiąt kilo żywego mięsa zwaliło się na nią całym ciężarem. Szatynka również była już nietrzeźwa, dlatego wyjście na zewnątrz zajęło im znacznie więcej czasu, niż podejrzewała.
            - Kocham twoją muzykę - bełkotał chłopak, kiedy przetaczali się między ludźmi. - Serio. Normalnie kocham ją. Jestem twoim pierwszym i największym fanem. Nikt cię tak nie kocha jak ja. Chcę z tobą kiedyś śpiewać
            Para znalazła się wreszcie jakimś cudem pod gołym niebem.
            - Umiesz śpiewać? - zainteresowała się Rose, niemal zrzucając z pleców Dana na chodnik.
            - Nie wiem - pijany szatyn wzruszył komicznie ramionami. - Ściany, do których śpiewam, zwykle nie odpowiadają.
            - A co śpiewasz?
            - Nie wiem - powtórzył Smith.
            Zrezygnowana piosenkarka oklapła obok nowego znajomego, czując gęsią skórkę na udach, spowodowaną zimnym betonem.
            - Jeśli kiedyś się jeszcze spotkamy. Jako trzeźwi ludzie, to czemu nie - rzuciła nastolatka.
            - Naprawdę? - niebieskie oczy zaiskrzyły nadzieją. - Zaśpiewasz ze mną.
            Rose czuła się, jakby to ona była starsza w tym towarzystwie. Dan patrzył na nią z wyczekiwaniem, naprawdę oczekując odpowiedzi. Dziewczynie przemknęło przez myśl, że czasami gwiazdy na niebie patrzą na ludzi z dołu w ten sam sposób. 
            - Naprawdę - uśmiechnęła się lekko.
            Lubiła śpiewać z innymi. Może Dan okaże się wspaniałym wokalistą. Właściwie miło byłoby dzielić scenę z kimś innym. Rose nie należała do skąpych osób.
            - Super! - krzyknął szczęśliwy Smith. - Jesteś wspaniała!
            Złapał ją za głowę i obdarzył ciepłym pocałunkiem, pijanym z radości. Smakował alkoholem i alkoholem, i jeszcze alkoholem.
            Ale był całkiem miły. Co mogło oznaczać kłopoty.
            Nastolatka skamieniała, a pocałunek skończył się tak nagle, jak się zaczął. Dan wyszczerzył się szeroko i zerwał z miejsca, prawie lądując przez to twarzą na ziemi.
            - Idziemy! - oznajmił głośno i ruszył przed siebie, wpadając na wszystkie możliwe po drodze przeszkody.
            Szatynka jeszcze przez chwilę gapiła się na odchodzącego chłopaka.
            - Dan, gdzie idziesz?! - wyrzuciła wreszcie z siebie
            - Mam świetny pomysł! - niebieskooki, nawet się nie odwrócił.
            Rose pomyślała, że każdy "świetny pomysł" po pijaku może się skończyć licznymi obrażeniami zarówno fizycznymi, jak i psychicznymi, więc wstała i pobiegła za Smithem.

***

            - Nie znamy się za krótko? - Vi uniosła brwi, gdy dłoń Kyle'a zjechała na jej pośladki.
            - Stanowczo za krótko - wyszczerzył się brodacz, kładąc rękę z powrotem na plecy brunetki. - Ale krótkie znajomości są najpiękniejsze!
            Dziewczyna przewróciła oczami i zatrzymała się nagle. Muzyka i taniec otaczały parę ze wszystkich stron, a ona zamarzyła nagle o chwilę odpoczynku.
            - Na dwór - zażądała.
            - Hę? - mruknął Kyle, odsuwając się od niej.
            - Chcę na dwór.
            - 'Kay.
            Wyszli spokojnie na zewnątrz i oklapli na jednej z ławeczek. Mimo, że ciemność obejmowała ich ciepłymi ramionami, Vi przeklinała siebie, za to, że nie wzięła czegoś cieplejszego.
            - Masz, pobawię się dzisiaj w dżentelmena.
            Ciepła bluza, przesycona zapachem alkoholu, papierosów, perfum i odrobiny potu spadła z nieba na plecy brunetki. Dziewczyna chętnie owinęła się ubraniem i podkuliła nogi pod brodę.
            - Rozumiem, że z reguły dżentelmenem nie jesteś? - zapytała, siadającego obok Kyle'a.
            - Z reguły jem czipsy, głaszczę koty, piję i uprawiam seks. Czasami pracuję przy sprzątaniu po koncertach. Nie wiem czy tym zajmują się dżentelmeni.
            Brodacz rozłożył się na ławce, jakby to była najwygodniejsza sofa na świecie.
            - Czyli całkiem ciekawie - podsumowała Vi. - Ja z reguły jem wszystko, głaszczę brody przystojnych facetów, piję i uprawiam seks - dodała zaczepnie. - Czasami pomagam mojej małej gwieździe przy muzyce.
            Kyle zaśmiał się i założył ręce za głową, rozciągając się. Polubił tę ładną nie-piosenkareczkę.
            - Mamy dużo wspólnego - zauważył brunet.
            - Szczególnie jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu - Vi przyglądała się z uwagą swoim paznokciom.
            - Powinniśmy się ze sobą przespać - stwierdził stanowczo Simmons.
            - Stanowczo - zgodziła się dziewczyna.
            Brązowe oczy zerknęły na delikatny profil brunetki. Chłopak zastanawiał się, czy nastolatka mówi poważnie. Wyglądała na całkiem spokojną, jakby rozmawiali o swoich zainteresowaniach. Co z resztą po części było prawdą.
            - To... - Kyle poczuł się odrobinę zbity z tropu reakcją Vi. - Idziemy?
            Niebieskooka wzruszyła ramionami. Podobało jej się drażnienie starszego od siebie faceta.
            - Nie wiem - rzucił znudzona. - Może najpierw jakaś gra wstępna czy coś?
            - O nieeeeeeeeeeeeee - jęknął brunet. - A już miałem nadzieję, że jesteś jedną z tych, co nie potrzebują gry wstępnej.
            Dziewczyna wyszczerzyła się złośliwie.
            - Jestem nieśmiałą dziewczynką, potrzebuję zachęty.
            Kyle odwzajemnił uśmiech i pochylił się w stronę nie-piosenkarki.
            - Jesteś idiotą! - wrzasnął ktoś niedaleko pary.
            Oboje podskoczyli, słysząc znajomy głos.
            W ich stronę zmierzała Rose, trzymając zataczającego się Dana za ramię. Szatynka była wściekła, natomiast Smith chichotał jak dzieciak.
            - W życiu nie zgadniecie co zrobił ten idiota! - zielonooka parskała jak wściekła kotka. - Próbowałam go powstrzymać, ale on to zrobił! Naprawdę to zrobił.
            - Nie krzycz na mnieeeeee! - zdenerwował się szatyn. - Ja ciebie kocham!
            Nastolatka wydała z siebie okrzyk oburzenia, znikając w niedźwiedzim uścisku chłopaka. Vi i Kyle wybuchli śmiechem.
            - Mówiłam mu! - powtarzała Rose. - Mówiłam! Co za debil! Co za idiota!
            - Dobra - wiązkę wyzwisk przerwał Simmons. - Pochwal się Dan.
            Smith uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Odsunął się od Rose i zdjął bluzę, zrzucając go na ziemię.
            - Nienawidzę pijanych mężczyzn - mruczała pod nosem zielonooka. - Nienawidzę...
            Dan nie zwracał uwagi na piosenkarkę. Powoli uniósł rąbek swojej koszulki. Podciągnął ją pod samą szyję i wtedy wszyscy to zobaczyli.
            Rose jęknęła przeciągle.
            - O ja cię... - wykrztusiła Vi.
            - Jezu - szepnął Kyle.
            Na klatce piersiowej dumnego z siebie Smitha widniała gigantyczna kopia albumu szatynki. Dan wytatuował sobie logo Rose.
            Nawet sam właściciel "świetnego pomysłu" wydawał się być odrobinę zszokowany.
            - Już nigdy nie zdejmę koszulki - mruknął, patrząc na dzieło.
            A potem zwalił się na ziemię, całkiem nieprzytomny.

***

            - Nie chciałem zrobić z siebie takiego idioty - Dan przepraszał już po raz kolejny.
            - Domyślam się - uśmiechnęła się Rose, przytrzymując drzwi Vana.
            Szatyn skubał brzeg swojego swetra. Ubranie sięgało aż pod szyję, jakby chłopak bał się, że ktoś mógłby dostrzec jego okropny tatuaż.
            - No rusz się! - Vi, zaczęła wciągać przyjaciółkę do środka. - Spóźnimy się!
            - To do zobaczenia - rzuciła nastolatka, cmokając Smitha w policzek.
            Szatynka wsiadła do samochodu, ale Dan zaczął stukać w szybę.
            - Do zobaczenia? - spytał zdziwiony, kiedy dziewczyna otworzyła okno. - Zobaczymy się jeszcze?
            - Przecież obiecałam ci, że razem zaśpiewamy.
            Auto ruszyło.
            - Nie, poczekaj! - krzyknął spanikowany Dan. - Jak mamy się spotkać?!
            Rose wychyliła głowę przez okno.
            - Znajdę cię!
            Przez chwilę patrzyła z uśmiechem na oddalającego się chłopaka. Dopiero, gdy szatyn zniknął z zasięgu jej wzroku, usadziła się na miejscu. Zerknęła na Vi, która SMSowała zawzięcie z Kyle'em.
            - Mam nadzieję, że się nie spóźnimy - mruknęła brunetka.
            Rose zamknęła oczy i uśmiechnęła się lekko.

            Kolejny koncert, kolejni ludzie i kolejne dziwne przygody już czekały.


***
(miesiąc później)

            Piosenka dobiegała końca. Rose skakała, słuchając tłumu, śpiewającego jej piosenkę. Czysta euforia promieniowała przez całej jej ciało i mogłaby teraz nawet umrzeć ze szczęścia.
            Spojrzała w stronę najwspanialszych ludzi na świecie.
            I zatrzymała się.
            Błękitne roześmiane oczy przyglądały jej się, odbijając światło reflektorów. Dan pomachał w jej stronę, skacząc między innymi fanami. Rose uniosła lekko prawy kącik ust, po czym wróciła do śpiewania.
            Nie sądziła, że widok tego idioty tak ją ucieszy.

wtorek, 21 października 2014

Alice przeniosła się w przyszłość?

Jakiś czas temu wymieniłyśmy się z zleceniami. Pats napisała swoje "wyzwanie" jako pierwsza i wplotła moich bohaterów w 18. rozdział swojego niesamowitego ff.
Bardzo wam je polecam, bo jest naprawdę świetne.
http://imaginationene.blogspot.com/

Oczywiście, moi kochani sytuacje z jej ff nie mają nic wspólnego z moją przyszłą fabułą, dlatego nie martwcie się tamtymi wydarzeniami. Po prostu fajnie jest przeczytać, jak inni postrzegają moje postacie. Po za tym Pats pisze świetnie, więc przeczytajcie jej bloga tylko z czystej ciekawości :D

Korzystając z okazji, podziękuję wam za 6000 wyświetleń! Kocham was!

Tyle na dzisiaj. Teraz pędzę słuchać nowej piosenki "Torn Apart" na BBCR1!!!

piątek, 17 października 2014

19. Jak zostałam mamą George'a



           Bardzo powoli kończyłam przeglądać tumblra i jeszcze wolniej otwierałam plik z pracą. Naprawdę nie miałam dzisiaj siły na wkładanie całej siebie w mój mały świat.
            Drzwi do mieszkania trzasnęły tak głośno, że podskoczyłam, prawie zrzucając laptopa z kolan.
            - JESTEM W DOMU MAMO!
            Przewróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. W salonie pojawił się mój najukochańszy przyjaciel. Z bezczelnym uśmiechem, błyskiem w zielonych oczach, tatuażami wyglądającymi ukradkiem spod ubrań i tak niedbałą postawą, jakby prawa fizyki go nie dotyczyły. Właściwie, gdyby się nad tym zastanowić... George'a nie obowiązywały żadne prawa. I chyba właśnie to uwielbiałam w nim najbardziej. Był tak nieżyciowy i nierzeczywisty, że samo przebywanie w jego towarzystwie odpychało cały świat i jego przyziemne problemy na bok.
            - Witaj mój synu pierworodny - wyszczerzyłam się, odkładając laptopa na stolik.
            Sądziłam, że chłopak chociaż się ze mną przywita, ale on od razu ruszył do kuchni.
            - Umieram z głodu.
            - Lodówka jest pusta.
            Wzrok bruneta spiorunował mnie pogardliwie.
            - Największy żarłok na wyspach i pusta lodówka? - prychnął George. - Nie rozśmieszaj mnie.
            Stanęłam w drzwiach do pomieszczenia w chwili, gdy chłopak otwierał drzwiczki do mojego białego sejfu. Przez chwilę stał przed otwartą lodówką i gapił się w jej zawartość.
            A raczej brak zawartości.
            - Ale jak to - powiedział pustym głosem, wypranym z jakichkolwiek emocji.
            Musiałam go okropnie zawieść.
            - Mówiłam, że nic nie mam - wzruszyłam ramionami. - Mogę ci zrobić jajecznicę z pomidorami.
            Chłopak westchnął z rezygnacją i pokiwał głową. Złapał puszkę piwa i oklapł na blacie stołu, między dwoma krzesłami, opierając nogi o oba siedzenia i przez chwilę w milczeniu obserwował, jak przygotowuję się do zrobienia potrawy. Czułam na sobie jego uważne, zielone spojrzenie.
            - No mów - powiedziałam wreszcie.
            - Co mam mówić? - ton głosy bruneta był nieodgadniony.
            Znałam go zbyt długo, żeby nabrać się na te głupie sztuczki.
            - Wiem, że chcesz coś powiedzieć.
            Syk oleju był jedynym dźwiękiem w moim mieszkaniu.
            - Schudłaś.
            Uniosłam brew i zerknęłam na przyjaciela.
            - Mam to uznać za komplement? Bo wcale tak nie brzmiał...
            George sięgnął po butelkę wody i wypił na raz połowę.
            - Jak ci się żyje z tym... No wiesz...
            - Z Danem - skoncentrowałam się na rozbijaniu jajek. - Bardzo dobrze.
            - Jesteś z nim... ummm szczęśliwa?
            Prychnęłam i popatrzyłam na chłopaka, zmniejszając gaz, żeby nie przypalić jajecznicy.
            - Od kiedy George Hayden prowadzi ze mną takie rozmowy?
            - Dawno nie gadaliśmy - brunet wzruszył niezręcznie ramionami. - Jestem ciekawy co u ciebie, nie?
            Wiedziałam, że George nie czuje się zbyt swobodnie w takich sytuacjach. Nie miał opinii przyjaciela, który rozmawia z tobą o problemach i martwi się o ciebie. Ale to nie znaczyło, że Hayden miał wszystko gdzieś. Wręcz przeciwnie. On był właśnie tym przyjacielem, który się martwi. Po prostu wszyscy uważali go za bezuczuciowego dupka, więc chłopak siedział cicho i pozwalał innym tak myśleć.
            - Jest w porządku - odparłam, przyprawiając jajka.
            Milczeliśmy, do momentu, w którym postawiłam przed George'em dwa talerze z parującymi jajkami. Brunet usiadł grzecznie na krześle, a ja oklapłam na przeciwko niego.
            - Nie jest w porządku - powiedziałam.
            Żółtko na widelcu drgnęło, gdy zatrzymało się w połowie drogi do ust chłopaka. Zielone oczy mierzyły mnie spokojnym spojrzeniem.
            - Co się stało?
            Westchnęłam i dźgnęłam swoją jajecznicę.
            - To pewnie zabrzmi strasznie głupio, ale... Dan ma mały problem... z głową?
            Czarne brwi powędrowały do  góry.
            - Robi ci coś złego? - spytał powoli George.
            - Co? - parsknęłam lekko. - Nie, no co ty. Danny nie jest w stanie skrzywdzić nawet muchy. Chodzi o problemy z głową w nocy... W sensie, że... ma koszmary.
            Hayden milczał, jakby nie rozumiał o co mi chodzi.
            - Koszmary, które męczą go już od jakiś dwóch miesięcy - ciągnęłam. - I w sumie to nie byłoby jeszcze takie złe, ale ostatnio śniła mu się taka dziewczyna i okazało się, że ona jest prawdziwa, i w dodatku go prześladuje, a on powoli zaczyna wariować, bo wszędzie ją widzi i nie wie co ma robić, i ja też nie wiem, i ogólnie nie jest w porządku, bo Dan dostał szansę koncertu w sobotę, a nie może się skupić, bo ona ciągle siedzi w jego głowie, a ja...
            - Oddychaj.
            Nabrałam gwałtownie powietrza.
            - Cholera - wydyszałam. - Myślałam, że problem słowotoków się skończył.
            George parsknął śmiechem. Tatuaże na jego, odsłoniętych przez podkoszulek, ramionach zatrzęsły się razem z nimi. Miałam ochotę rzucić czymś w niego, ale uznałam, że szkoda mi jajecznicy, bo wyszła całkiem nieźle.
            - Nie śmiej  się - burknęłam jedynie. - Powiedz mi co mam robić...
            - Pogadaj z tą dziewczyną - odparł po prostu chłopak. - Bądź jedną z tych okropnych lasek, które rzucają się na każdą kobietę, która odważy spojrzeć się na ich mężczyznę.
            - Jakbyś zobaczył jak ona na niego patrzy, to też byś się zestresował - fuknęłam na przyjaciela. - Nie bez powodu nazwaliśmy ją Wilczą Dziewczyną.
            - Nazwaliście kogoś "Wilcza Dziewczyna"?
            Wydałam z siebie bulgot pełen irytacji i zapchałam usta jajecznicą, żeby nic już więcej nie mówić. Jak miałam wytłumaczyć przyjacielowi powagę tej sytuacji? Teraz wydawała się być błahym problemem. Nawet nie problemem. Raczej zwyczajnym urozmaiceniem studenckiego życia.
            - Pasujecie do siebie - zachichotał wreszcie George. - Oboje macie nieźle nasrane we łbach. Żyjecie w całkiem innym świecie.
            - Wcale... - zaprotestowałam.
            - Ale tylko się nakręcacie - przerwał mi Hayden. - Prześladująca dziewczyna nie jest kłopotem. Albo ją ignorujecie. Albo po prostu mówisz jej, żeby się odjebała od twojego faceta.
            - Nie przeklinaj - powiedziałam całkiem odruchowo.
            - A koszmary to tylko koszmary - ciągnął brunet, ignorując moją uwagę, jak za każdym razem. - Jakbyście zajmowali się w nocy seksem, a nie snami, to mogę ci przysiąc, że twój chłoptaś byłby zbyt zmęczony, żeby chociaż pomyśleć o złych snach.
            Poczułam, że moje policzki robią się całe czerwone. Rady George'a za każdym razem kończyły się na seksie albo...
            - Ewentualnie spijcie się przed snem - dorzucił jeszcze chłopak. - To też działa.
            Albo na picu.
            Jęknęłam i przetarłam twarz dłonią. Miałam irracjonalną ochotę wsadzić nos w jajka na talerzu. Obecność George'a zawsze tak na mnie wpływała.
            - Dzięki za radę przyjacielu - burknęłam.
            - Nie ma sprawy - odparł beztroskim tonem chłopak. - Na pewno będziesz to jeść?
            Bez słowa odsunęłam od siebie talerz. Już po chwili oba naczynia były puste, a twarz Haydena zadowolona. Przynajmniej jemu jak zawsze dopisywał humor.
            - Pozmywaj chociaż - rozkazałam przyjacielowi, wstając od stołu. - Muszę się spakować.
            George, który właśnie podnosił talerze zerknął na mnie niepewnie.
            Niepewnie.
            George nigdy nie zerkał na ludzi ,,niepewnie".
            - Wyjeżdżasz? - spytał brunet niewinnie, jakby nic go to nie obchodziło.
            - Nie, będę nocować u Dana przez kilka dni...
            Błagam, tylko bez chamskich komentarzy.
            - Och... Okay.
            Przez chwilę gapiłam się na plecy przyjaciela, zmywającego w ciszy naczynia. Może wcale nie miał tak dobrego humoru, jak mi się wydawało.
            - Coś nie tak? - zagadnęłam.
            - Ja... Chciałem spytać, czy mogę u ciebie spać, ale skoro wychodzisz na noc...
            Cichy głos chłopaka zaniepokoił mnie na tyle, że postanowiłam drążyć temat dalej.
            - Nie masz gdzie spać?
            - Nie no... - spięte łopatki George'a poruszały się, gdy zmywał patelnię. - Gdzieś tam się zatrzymam, nie? Dzisiaj na przykład spałem u Mike'a.
            Niebieskowłosy kumpel Haydena był gejem i nie przepadał za bałaganiarstwem i hałasem, więc brunet musiał być naprawdę zdesperowany, skoro wpakował się Mike'owi do domu.
            - A co z twoim mieszkaniem?
            Chłopak westchnął ciężko.
            - No.. Tak jakby... - odłożył mokre naczynia na stojak. - Shelly wywaliła mnie z domu.
            - Dlaczego? Zdradziłeś ją po pijaku, prawda?
            - Wiesz, że ona by mnie za to nie wywaliła, prawda?
            Zielone oczy wreszcie odważyły się na mnie spojrzeć. Nie wyglądały na pogrążone w depresji. Były po prostu przygnębione i zirytowane sytuacją, w której się znalazły.
            - Ma jakiegoś nowego kolesia - wytłumaczył posępnie George. - Powiedziała, że mogę przyjść po swoje rzeczy jak już znajdę jakiś kąt.
            Po raz kolejny tego wieczoru jęknęłam i powoli przejechałam ręką po twarzy.
            - Do dupy - stwierdziłam.
            - Do dupy - przyznał brunet.
            Nie mogłam go tak po prostu zostawić na łasce (lub raczej niełasce) Mike'a. To był mój najlepszy przyjaciel właściwie od dzieciństwa. Zaprzyjaźniliśmy się pod koniec podstawówki i chociaż nasze drogi powoli się rozchodzą, wciąż ratujemy sobie tyłki co jakiś czas. Nawet jeśli George nie był typem osoby, która potrzebuje współczucia. Kiedy chciało mu się pomóc, trzeba było być niemiłym.
            - Mam zapasowe klusze - rzuciłam. - Jak rozwalisz cokolwiek, to będziesz za to płacił. Sorry stary, ale nie mogę zostać na noc. Mam innego faceta na głowie.
            - Który z kolei ma za dużo włosów na głowie.
            Przewróciłam oczami. On nigdy nie przestanie dokuczać Dan'owi z powodu jego fryzury.
            Podeszłam do wyszczerzonego chłopaka i wyściskałam go mocno. Właściwie dopiero, gdy George odwzajemnił uścisk, zrozumiałam definicję określenia ,,mocno". Krztusząc się, poklepałam przyjaciela po ramieniu.
            - Wal się Hayden - wydusiłam, czując łzy w oczach, wywołane zgnieceniem mojej klatki piersiowej.
            - Jesteś cudna - powiedział dupek. - Chociaż rezygnujesz ze mnie na rzecz chłopaka z dziwnymi włosami. To sprawia, że czasem wątpię w twój zdrowy rozsądek.
            Brunet parsknął śmiechem, gdy oberwał w swoją własną czuprynę.
            I właśnie w ten sposób w moim jednoosobowym mieszkanku pojawił się nowy współlokator.


~.~.~.~


Oto kolejny rozdział, caaały poświęcony George'owi.
Powiedzcie, co o nim sądzicie? Chcecie częściej go spotykać? Czekam na komentarze pozytywne, negatywne, jakiekolwiek ^^
Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jak najzwyklejszy komentarz, znak życia od was poprawia mi humor po najgorszym nawet dniu. Wiecie, że was uwielbiam, prawda?
Nie rozumiem tytułu, ale już naprawdę nie wiedziałam jak nazwać ten rozdział... xD