sobota, 20 września 2014

Zwycięstwo [nie WD][nie Bastille]

Bardzo krótkie ff związane z siatkówką na podstawie mojego snu, o którego zapisanie prosiła moja przyjaciółka (Martyna). Jeśli nie chcecie, żebym dzieliła się z wami opowiadaniami o tematyce niebastillowej, to po prostu napiszcie

~.~.~.~

               Kolejny punkt.
               Kolejny okrzyk radości.
               Kolejny moment czystej ekscytacji, która unosiła się nad kibicami, niczym burzowa chmura szczęścia.
               Emocje przemykały między siatkarzami i roznosiły ich energię w stronę widzów. Miałam wrażenie, że gdybym skoncentrowała się wystarczająco, mogłabym złapać je, jak świetliki i zamknąć w słoiku.
               Ale nie potrafiłam skupić się teraz na łapaniu duszków, bo mecz był znacznie ciekawszy.
               Tablica wyświetlała wynik 24:23 dla naszej drużyny. Brazylijscy siatkarze, niemal sparaliżowani, obserwowali dłoń Bartka. Chłopak właśnie odbywał swoją niemą rozmowę z piłką. Przez kilka sekund opracowywał z nią strategię, a kiedy był gotowy...
               Wszyscy wstrzymali oddech.
               Piłka poszybowała w górę.
               Czas zwolnił.
               Bartek skoczył, jakby z jego pleców wyrosły skrzydła.
               Uderzył w piłkę z całą swoją mocą.
               I akcja się zaczęła.
               Przeciwnik odebrał uderzenie i nie dając za wygraną, przebił piłkę na stronę Polaków. Kłos odbił ją, podając Michałowi i biedna piłka znów została przerzucona do Brazylijczyków. Jeden z nich z niesamowitą siłą uderzył w piłkę, która nie zdołała jednak przemknąć przez granicę siatki, ponieważ napotkała Łukasza. Żygadło zablokował piłkę bez trudu, a ta ze zrezygnowaniem uderzyła w parkiet.
               Mecz skończony.
               Wynik: 3-1.
               Wygraliśmy.
Zaczęłam krzyczeć razem ze wszystkimi kibicami, świętującymi zwycięstwo. Euforia ogarnęła ogromną halę, niemal rozrywając ją na strzępy. Czułam paznokcie Kingi, wbijające mi się w ramię, słyszałam pisk Karoliny i dzikie ryki chłopaków.
               Wszyscy zaczęli się przytulać, płakać, śpiewać albo robić to wszystko na raz.
               Zobaczyłam, jak Łukasz, otoczony przez przyjaciół z drużyny, przepycha się między wysokimi chłopakami. Martyna już biegła w jego stronę. Siatkarz został wypuszczony z tłumu, w chwili, gdy dziewczyna wpadała mu w ramiona. Szatyn uniósł ją w powietrze i okręcili się w uścisku. Szatynka wykrzykiwała jakieś słowa, które niknęły w radosnej wrzawie.
               A potem musiała się zamknąć, bo Łukasz wreszcie odstawił ją na parkiet i pocałował.
               Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok.
               To było chyba najpiękniejsze zwycięstwo naszej drużyny.

~.~.~.~
Siatkarze z ff:

3 komentarze:

  1. Bardzo fajne opowiadanie ;) Milo sie czyta Twoje teksty, wiec moze byc ich tu wiecej. Ja nie mam nic przeciwko ^^
    ~Pat

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyjemne opowiadanko :) chętnie poczytam jakiejś inne opowiadania twojego pióra niekoniecznie o bastille ^^

    OdpowiedzUsuń