sobota, 13 września 2014

11. Próbujemy żyć normalnie

             Kiedy tylko weszłam do domu, usłyszałam nagły ruch w salonie i po chwili zza framugi wychyliła się brązowa czupryna, niebieskie oczy, skrzące się jak u małego chłopca i uśmiech z wyszczerbionym zębem. Pierwsze co przyszło mi do głowy na widok Smitha, to radosny labrador, czekający na powrót właściciela.
            - Cześć! - głos szatyna również w dziwny sposób przypomniał szczeknięcie szczęśliwego psa.
            Dan podbiegł do mnie i zabrał większość siatek. Przyglądałam się uważnie jego twarzy. Cienie pod oczami oraz bladość skóry nie zniknęły, ale w samej pozie Smitha było coś... Coś co sprawiało, że jego pesymizm był bardziej Danowy, a nie, jak ten spowodowany nocnymi torturami.
            Dopiero gdy odstawiliśmy torby na kuchenny stół, odważyłam się spojrzeć na szatyna poważnie i poruszyć nielubianą przez nas kwestię.
            - Jak koszmary? - spytałam, próbując nadać głosowi lekki ton, jednak nie potrafiłam powstrzymać drżenia, które towarzyszyło ostatniemu słowu.
            Chyba nie zniosłabym zawodu, gdyby wszystkie nasze wysiłki poszły znów na marne.
            Dan przez chwilę się nie odzywał. Nie zastanawiał się jednak nad odpowiedzią. Po prostu patrzył na mnie w milczeniu, jakby chciał nas na zawsze zapamiętać, a światło w jego oczach było takie miękkie i piękne, że zabrakło mi tchu. Chyba nigdy tak naprawdę nie doceniłam urody tego głupiego chłopaka.
            - Żadnych - odpowiedział wreszcie szatyn, a jego uśmiech poszerzał się z każdą sekundą, jakby do niego też nagle dotarł ten fakt. - Żadnych koszmarów przez całą noc.
            Nie mogłam powstrzymać radosnego pisku, kiedy rzucałam się na szyję Smitha. Przytuliłam go z całej siły, czując każdą kość chłopaka i każde jego radosne westchnienie. Był ciepły. Żywy. Wreszcie przestał przypominać martwą skorupę.
            Zdałam sobie sprawę z tego, że Dan uniósł mnie w powietrze, dopiero gdy znalazłam się z powrotem na podłodze. Szatyn wciąż obejmował mnie ramionami i wszystko nareszcie zaczynało być w porządku.
            Ale wtedy to powiedziałam.
            - Wilcza Dziewczyna już nam nie dokuczy.
            Nie wiem dlaczego. Nie wiem dlaczego postanowiłam zepsuć tę wspaniałą chwilę. Może ten ulotny moment szczęścia sprawił, że przestałam być czujna. Może chciałam się upewnić, że naprawdę wszystko jest okay. A może udowodnić nam obojgu, że wciąż mamy jeszcze wiele problemów na  głowie.
            Powód nie był ważny. Ważny był fakt, że oczy Dan'a na chwilę zgasły, a ja od razu to zauważyłam.
            - Nie widziałeś jej dziś prawda? - spytałam ostrożnie.
            - Nie, a ty?
            - Nie.
            Wiedziałam, że kłamał. On też wiedział, że kłamałam.
            Ale żadne z nas nie chciało się pierwsze przyznać, że wie. Dlatego po prostu ten jeden raz odsunęliśmy od siebie wszystkie czarne chmury i postanowiliśmy być normalnie szczęśliwy.

            - Co masz dzisiaj w planach? - spytałam, kiedy wzięliśmy się za rozpakowywanie siatek z zakupami. - Makaron do tej szafki.
            - Czy ja wiem... - Dan wrzucił torbę z żółtymi rurkami we wskazane przeze mnie miejsce. - Chciałem popracować nad nową piosenką...
            Zawsze, gdy mówił o muzyce, koniuszki jego uszu barwiły się lekki róż.
            - Masz nową piosenkę? - uniosłam brwi, wyjmując z torby serek topiony, którego używałam zamiast masła. - Jak ci idzie?
            - Właściwie dopiero ją zacząłem... Gdzie to?
            Spojrzałam na paczkę moich ulubionych płatków w dłoni chłopaka. Na kostce żółtego sera, który właśnie trzymałam, zostały odciski palców, ale moja twarz niczego nie zdradziła.
            - Do tej samej co makaron - mruknęłam.
            - A ty? - spytał Smith. - Co będziesz robić?
            - To co zwykle - wzruszyłam ramionami. - Będę pisać. Dostałam zlecenie od niewielkiej gazety na krótkie opowiadanie. Muszę oddać za pięć dni, więc chyba czas coś z tym zrobić. Po za tym zaległa praca na zajęcia czeka...
            - Wiesz mam pomysł - stwierdził Dan, podając mi bochenek chleba. - Możemy popracować u mnie.
            Spojrzałam na szatyna z zainteresowaniem.
            - Albo u ciebie - dodał szybko speszony chłopak. - Tak jakby razem... Ale osobno... No wiesz, ja będę robił swoje, a ty swoje - zaczął tłumaczyć się niezdarnie, a kiedy wciąż nie odpowiadałam, odwrócił się gwałtownie w stronę pustych już siatek. - Albo w ogóle nie musimy... Pewnie nie chcesz żebym ci przeszkadzał. Przepraszam.
            Jego włosy sterczały na wszystkie strony, sprawiając, że nie mogłam dokładnie określić kształtu głowy szatyna.
            W tym momencie był tak przerażająco Danowy, że nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.
            - Zgoda - kiwnęłam głową i podeszłam do Smith'a, wciąż stojącego tyłem do mnie. - Dzisiaj będziemy u ciebie.
            Stanęłam na palcach i pocałowałam plecy chłopaka między łopatkami, tak żeby nie dotknąć go żadną inną częścią ciała. Czasami Dan bywał tak zażenowany faktem swojego istnienia, że nie chciałam zmuszać go do pokazywania mi twarzy. Niech sobie udaje, że świat go nie widzi. Ja i tak nie widziałam świata po za nim.

***

            Podczas śniadania (jeśli można tak nazwać kanapki z dżemem i zapiekankę z szynką z mikrofali) okazało się, że jest już po 16, dlatego czasu na pracę pozostało niewiele. Mimo to pogoda ten jeden raz postanowiła nam dopisać, więc słońce wciąż mocno przygrzewało. Siedziałam na parapecie w mieszkaniu Dan'a, czekając, aż chłopak zaparzy herbatę. Przyjemnie ciepła szyba wyzwoliła moje kocie instynkty. Miałam ochotę skulić się w kłębek i mruczeć przez sen, gdy promienie słońca padną na mój grzbiet.
            Po podwórku pana Grant'a skakało słońce, prześwitując między innymi kamienicami. Nagle poczułam niemal bolesną potrzebę dotknięcia chłodnej trawy. Pod wpływem impulsu, otworzyłam okno i wychyliłam się przez nie, nabierając wiosennego powietrza do płuc. Tutaj spaliny nie docierały z taką łatwością. Na sąsiadujących ze sobą podwórkach rosły drzewa, które zatrzymywały odór i hałas miasta. Czułam się niemal jakbym wróciła do rodzinnego domu.
            - Dan - odezwałam się z zamkniętymi oczami, łapiąc na czubek nosa złocistą plamkę słońca. - Co powiesz na piknik?
            Szatyn krzątał się w kuchni, więc nie usłyszał mnie dokładnie.
            - Słucham?
            - Chodźmy na dwór - powiedziałam głośniej.
            - Mieliśmy pracować.
            Głos chłopaka zbliżył się do mnie. Otworzyłam oczy i przyjęłam z wdzięcznością gorącą zieloną herbatę. Zauważyłam, że Dan zebrał wszystkie listki, które nie zaparzyły się do końca i dryfowałyby teraz na powierzchni. Niemal wszystkie. Jeden mały patyczek unosił się pionowo, przebijając spokojną taflę herbaty. Smith wiedział, że zgodnie z chińskim przesądem, jest to przepowiednia szczęścia. Wiedział też, że zawsze, podczas picia herbaty, poszukuję pomyślności, zamkniętej w malutkim patyczku i za każdym razem dzielę się z Dan'em radosnym odkryciem. Uśmiechnęłam się lekko, zerkając na chłopaka, który wyglądał przez okno.
            - Możemy pracować na dworze - zaproponowałam. - Zobacz, to szczęście - podetknęłam mu kubek pod nos mimo, że wiedział o dryfującym patyczku.
            Szatyn spojrzał na herbatę, a kąciki jego ust powędrowały z zadowoleniem w górę.
            - To znaczy, że możemy iść na dwór i pogoda będzie dla nas łaskawa - stwierdziłam z przekonaniem.
            - A baterie w sprzęcie? - pesymizm Dan'a nie tak łatwo było uciszyć. - Muszę mieć podłączonego laptopa i keyboarda. Ty tak samo...
            Zastanowiłam się przez chwilę nad tym problemem.
            - Możemy załatwić jakiś przedłużacz - zauważyłam lekko.
            Szatyn westchnął ciężko i wyjrzał przez okno niepewnie
            - Jeśli bardzo chcesz... - powiedział wreszcie cicho.
            Przechyliłam głowę i przyjrzałam się uważnie chłopakowi. W jego oczach błyskała panika. Wyraźnie zmuszał się, żeby zachować spokój.
            - Wiesz... - zaczęłam, udając, że cały entuzjazm mnie opuszcza. - Zanim znajdziemy ten cały przedłużacz słońce i tak pewnie już zajdzie, a mamy sporo pracy. Następnym razem.
            Dan'owi nie udało się zamaskować westchnienia ulgi. Jego ramiona natychmiast opadły, a na twarzy zagościł uśmiech.
            - Okay.
            Nigdy nie spytałam dlaczego wizja wyjścia na dwór tak go przeraziła. Może chodziło o Wilczą Dziewczynę. Może nie chciał śpiewać na dworze (chociaż mówił, że w okolicy mieszkają tylko przygłuche dziadki). A może powód był całkiem inny.

***

            Niewolnictwo. Za tym słowem kryje się ból milionów istnień. Strach. Głód. I męka. O czym myśli osoba wystawiona na sprzedaż jak mięso na targu? Jak czuje się dziewczyna, która stoi naga, z dłońmi przywiązanymi za plecami do słupka? Czekająca czasem wiele  gorących dni i zimnych nocy, aż jakiś mężczyzna kupi ją za kilka złotych monet i zabierze do domu, żeby do końca życia pracowała w kuchni lub zabawiała gości. Większość dziewcząt...

  
            - Ummm... Alice?
            Uniosłam wzrok znad laptopa. Dan siedział przy swoim keyboardzie, a ja wylegiwałam się na jego łóżku.
            - Słucham.
            - Nie będzie ci przeszkadzało, jak będę zawodził? - spytał chłopak.
            - Jasne, że nie - uśmiechnęłam się lekko.
            Speszony szatyn nacisnął palcem jeden z klawiszy. Na jego policzkach wykwitły czerwone plamy. Zawsze przerażająco się wstydził, gdy chodziło o muzykę.
            - Jesteś pewna?
            Nerwowe przeczesanie włosów. Niepewne zerknięcie w moją stronę
            - Jestem... - Dan patrzył na mnie w napięciu. - A może nie. Lepiej zatkam uszy zanim twoje fałsze sprawią, że mózg wypłynie mi nosem - wyszczerzyłam się złośliwie i sięgnęłam po słuchawki, leżące na stoliku do kawy.
            Smith uśmiechnął się szeroko, prezentując wyszczerbiony ząb, jak zawsze i z zadowoleniem zaczął bazgrać coś w notatniku. Włączyłam głośno muzykę, żeby zagłuszyć chłopaka. Mimo, że byłam jedną z niewielu osób, przed którą Dan nie wstydził się grać, to tworzenie muzyki wciąż wiązało się z jego prywatnym światem. Nie chciałam burzyć spokoju świątyni piosenkarza. Zwykli śmiertelnicy nie powinni widzieć, jak powstaje magia.

            Większość dziewcząt było przerażonych. Kuliły się, starając osłonić nagie ciało. Czasem w przypływie desperacji błagały, żeby zabrać je ze znienawidzonej wystawy, nawet jeśli oznaczało to ciężką pracę.
            Ale nie Joseline.
            Joseline była wściekła.
             Stała na wystawie drugi dzień, a już miała dosyć. Trzy razy w ciągu doby na targach jest zarządzana przerwa, gdy niewolnicy mogą załatwić potrzeby fizjologiczne i coś zjeść, jeśli oczywiście uda im się dopchać do jedzenia. Raz na dwa dni są myci. Resztę czasu spędzają przy słupkach, zmuszeni do znoszenia kupców, oglądających ich ze znużeniem. Zaglądających do ust, przeglądajacych uszy, oczy, badających figurę. Jak mięso.

            Nie mogłam się skupić na historii o niewolnikach, zleconej przez profesora Addison'a. Muzyka huczała w mojej głowie zbyt głośno. Głos Agnes Obel był naprawdę piękny, ale zwykle pisałam opowiadania w ciszy lub przy jedynie cichym jej nuceniu. Po za tym, mimo, że bardzo się starałam, nie mogłam powstrzymać ciekawości, więc co jakiś czas zerkałam ukradkiem na Dan'a.
            Chłopak pisał coś w zeszycie, naciskał klawisze, które nie wydawały dźwięku, mruczał bezgłośnie pod nosem i uderzał w klawiaturę laptopa. Wydawało się, że wszystkie czynności wykonuje na raz, całkiem zagłuszany przez piosenkę lecącą z moich słuchawek. Chciałam sięgnąć po swój zeszyt z notatkami, który zawsze miałam pod ręką i zacząć opisywać skupione oczy szatyna. Ich błękit był żywy, jak ocean w pochmurny dzień. Groźny i niespokojny, niczym drapieżnik, którego wyrwano ze snu. Niemal widziałam pieniące się fale, buzujące w tęczówkach Dan'a. Chciałam opisać jego długie palce, poruszające się bez przerwy, doskonale wiedząc co robią. Chciałam opisać ostry zarys szczęki, gdy chłopak zacisnął zęby. Kilkudniowy zarost, nabierający w tym świelte miedzianej barwy. Kosmyk włosów, który opadł na jego czoło. Spięte ramiona, unoszące się szybko w rytm oddechu. Wąskie, rozchylone usta, które co jakiś czas poruszały się niemal bez woli ich właściciela.
            Odwróciłam szybko spojrzenie i wbiłam wzrok w rzędy czarnych literek.
            To będzie długi wieczór.

6 komentarzy:

  1. Zazwyczaj nie czytam ff, bo wydają mi się zbyt przesądzone, ale Twoje opowiadanie jest naprawdę dobre. Po przeczytaniu wszystkich rozdziałów stwierdzam, że postać Dana jest zrobiona genialnie. Czasami wydaje mi się, że nawet słyszę niektóre teksty wymawiane jego pięknym głosem. Coś mi się wydaje, że będę tu czesto zaglądać i wyczekiwać nowych rozdziałów. Poza tym jak na Twoje pierwsze opowiadanie (tak?) to jest świetne. Widać, że masz potencjał do pisania.
    PS. Sen o sprawdzanie z niemieckiego był przezabawny :D
    Życzę dalszej ceny w pisaniu
    ~Pat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! W sumie to piszę od jakiegoś czasu, ale zawsze do tej 'szuflady', a to pierwsze publikowane opowiadanie. Ogólnie moim największym marzeniem jest wydanie książki i przez dość długi czas tworzyłam nawet coś konstruktywnego, jednak w pewnym momencie moje życie, poglądy na różne sprawy i przemyślenia, które do tej pory wydawały się być słuszne, odwróciły się o 180 stopni, dlatego pisanie tamtej książki przestało mieć sens... Teraz, oczekując na ustatkowanie się mojej głowy, tworzę to ff, żeby nie wyjść z wprawy i nie zwariować z tęsknoty za pisaniem. Przywiązałam się już do Dana i Alice, więc myślę, że nie dam im spokoju tak szybko :D

      I naprawdę cieszę się, że zdobyli twoją sympatię! Odwiedzaj nas jak najczęściej xD

      Usuń
    2. Moim marzeniem też kiedyś było napisanie własnej książki ale zwątpiłam, bo nie szło mi to najlepiej. Nie miałam tego czegoś, co pozwoliłoby mi przelać myśli na papier i brzmieć dobrze. Czasami zdarza się, że coś napiszę ale jest to tylko bałagan, który musiał się gdzieś ulotnić xD
      Ale Ty, jeśli będziesz miała dobry koncept i dobrze go opracujesz to uda Ci się coś wydać. Masz bardzo fajny styl i dobrze się go czyta ;)
      Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ♥
      ~Pat

      Usuń
    3. Nowy rozdział już jest :D
      Mam cichą nadzieję, że kiedyś pojawi się coś, co sprawi, że będę mogła napisać książkę. I Tobie również życzę pojawienia się natchnienia ^^
      Bardzo dziękuję za te miłe słowa :D

      Usuń
  2. Weny*
    Kocham ten mój słownik w telefonie xD Zawsze wie, co mam mam myśli.
    ~Pat

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo mój wieczór też będzie długi, bo muszę przeczytać to opowiadanie i skomentować! Jakże świetne opowiadanie *-*
    Naprawdę wywarłaś na mnie spore wrażenie. Tak wiem, Jestem tylko głupim dzieckiem. Ale chyba wiem, co jest fajne i dobre (bynajmniej w moim mniemaniu). Czytałam tyle blogów.. znalazłam kilka naprawdę dobrych. No i teraz twój ląduje w czołówce ^^
    Zakochałam się w Daaanie <3

    Yeey ten kom bez trójkącika :/

    OdpowiedzUsuń