Kiedy tylko weszłam do domu,
usłyszałam nagły ruch w salonie i po chwili zza framugi wychyliła się brązowa
czupryna, niebieskie oczy, skrzące się jak u małego chłopca i uśmiech z
wyszczerbionym zębem. Pierwsze co przyszło mi do głowy na widok Smitha, to
radosny labrador, czekający na powrót właściciela.
- Cześć! - głos szatyna również w
dziwny sposób przypomniał szczeknięcie szczęśliwego psa.
Dan podbiegł do mnie i zabrał
większość siatek. Przyglądałam się uważnie jego twarzy. Cienie pod oczami oraz
bladość skóry nie zniknęły, ale w samej pozie Smitha było coś... Coś co
sprawiało, że jego pesymizm był bardziej Danowy, a nie, jak ten spowodowany
nocnymi torturami.
Dopiero gdy odstawiliśmy torby na
kuchenny stół, odważyłam się spojrzeć na szatyna poważnie i poruszyć nielubianą
przez nas kwestię.
- Jak koszmary? - spytałam, próbując
nadać głosowi lekki ton, jednak nie potrafiłam powstrzymać drżenia, które towarzyszyło ostatniemu słowu.
Chyba nie zniosłabym zawodu, gdyby
wszystkie nasze wysiłki poszły znów na marne.
Dan przez chwilę się nie odzywał.
Nie zastanawiał się jednak nad odpowiedzią. Po prostu patrzył na mnie w
milczeniu, jakby chciał nas na zawsze zapamiętać, a światło w jego oczach było
takie miękkie i piękne, że zabrakło mi tchu. Chyba nigdy tak naprawdę nie
doceniłam urody tego głupiego chłopaka.
- Żadnych - odpowiedział wreszcie
szatyn, a jego uśmiech poszerzał się z każdą sekundą, jakby do niego też nagle
dotarł ten fakt. - Żadnych koszmarów przez całą noc.
Nie mogłam powstrzymać radosnego
pisku, kiedy rzucałam się na szyję Smitha. Przytuliłam go z całej siły, czując
każdą kość chłopaka i każde jego radosne westchnienie. Był ciepły. Żywy.
Wreszcie przestał przypominać martwą skorupę.
Zdałam sobie sprawę z tego, że Dan
uniósł mnie w powietrze, dopiero gdy znalazłam się z powrotem na podłodze.
Szatyn wciąż obejmował mnie ramionami i wszystko nareszcie zaczynało być w porządku.
Ale wtedy to powiedziałam.
- Wilcza Dziewczyna już nam nie
dokuczy.
Nie wiem dlaczego. Nie wiem dlaczego
postanowiłam zepsuć tę wspaniałą chwilę. Może ten ulotny moment szczęścia
sprawił, że przestałam być czujna. Może chciałam się upewnić, że naprawdę
wszystko jest okay. A może udowodnić nam obojgu, że wciąż mamy jeszcze wiele
problemów na głowie.
Powód nie był ważny. Ważny był fakt,
że oczy Dan'a na chwilę zgasły, a ja od razu to zauważyłam.
- Nie widziałeś jej dziś prawda? -
spytałam ostrożnie.
- Nie, a ty?
- Nie.
Wiedziałam, że kłamał. On też
wiedział, że kłamałam.
Ale żadne z nas nie chciało się
pierwsze przyznać, że wie. Dlatego po prostu ten jeden raz odsunęliśmy od
siebie wszystkie czarne chmury i postanowiliśmy być normalnie szczęśliwy.
- Co masz dzisiaj w planach? -
spytałam, kiedy wzięliśmy się za rozpakowywanie siatek z zakupami. - Makaron do
tej szafki.
- Czy ja wiem... - Dan wrzucił torbę
z żółtymi rurkami we wskazane przeze mnie miejsce. - Chciałem popracować nad
nową piosenką...
Zawsze, gdy mówił o muzyce,
koniuszki jego uszu barwiły się lekki róż.
- Masz nową piosenkę? - uniosłam
brwi, wyjmując z torby serek topiony, którego używałam zamiast masła. - Jak ci
idzie?
- Właściwie dopiero ją zacząłem... Gdzie
to?
Spojrzałam na paczkę moich ulubionych płatków w dłoni
chłopaka. Na kostce żółtego sera, który właśnie trzymałam, zostały odciski
palców, ale moja twarz niczego nie zdradziła.
- Do tej samej co makaron -
mruknęłam.
- A ty? - spytał Smith. - Co
będziesz robić?
- To co zwykle - wzruszyłam
ramionami. - Będę pisać. Dostałam zlecenie od niewielkiej gazety na krótkie
opowiadanie. Muszę oddać za pięć dni, więc chyba czas coś z tym zrobić. Po za
tym zaległa praca na zajęcia czeka...
- Wiesz mam pomysł - stwierdził Dan,
podając mi bochenek chleba. - Możemy popracować u mnie.
Spojrzałam na szatyna z
zainteresowaniem.
- Albo u ciebie - dodał szybko
speszony chłopak. - Tak jakby razem... Ale osobno... No wiesz, ja będę robił
swoje, a ty swoje - zaczął tłumaczyć się niezdarnie, a kiedy wciąż nie
odpowiadałam, odwrócił się gwałtownie w stronę pustych już siatek. - Albo w
ogóle nie musimy... Pewnie nie chcesz żebym ci przeszkadzał. Przepraszam.
Jego włosy sterczały na wszystkie
strony, sprawiając, że nie mogłam dokładnie określić kształtu głowy szatyna.
W tym momencie był tak przerażająco Danowy, że nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.
- Zgoda - kiwnęłam głową i podeszłam
do Smith'a, wciąż stojącego tyłem do mnie. - Dzisiaj będziemy u ciebie.
Stanęłam na palcach i pocałowałam
plecy chłopaka między łopatkami, tak żeby nie dotknąć go żadną inną częścią
ciała. Czasami Dan bywał tak zażenowany faktem swojego istnienia, że nie
chciałam zmuszać go do pokazywania mi twarzy. Niech sobie udaje, że świat go
nie widzi. Ja i tak nie widziałam świata po za nim.
***
Podczas śniadania (jeśli można tak
nazwać kanapki z dżemem i zapiekankę z szynką z mikrofali) okazało się, że jest
już po 16, dlatego czasu na pracę pozostało niewiele. Mimo to pogoda ten jeden raz
postanowiła nam dopisać, więc słońce wciąż mocno przygrzewało. Siedziałam na
parapecie w mieszkaniu Dan'a, czekając, aż chłopak zaparzy herbatę. Przyjemnie
ciepła szyba wyzwoliła moje kocie instynkty. Miałam ochotę skulić się w kłębek
i mruczeć przez sen, gdy promienie słońca padną na mój grzbiet.
Po podwórku pana Grant'a skakało
słońce, prześwitując między innymi kamienicami. Nagle poczułam niemal bolesną
potrzebę dotknięcia chłodnej trawy. Pod wpływem impulsu, otworzyłam okno i
wychyliłam się przez nie, nabierając wiosennego powietrza do płuc. Tutaj
spaliny nie docierały z taką łatwością. Na sąsiadujących ze sobą podwórkach
rosły drzewa, które zatrzymywały odór i hałas miasta. Czułam się niemal jakbym
wróciła do rodzinnego domu.
- Dan - odezwałam się z zamkniętymi
oczami, łapiąc na czubek nosa złocistą plamkę słońca. - Co powiesz na piknik?
Szatyn krzątał się w kuchni, więc
nie usłyszał mnie dokładnie.
- Słucham?
- Chodźmy na dwór - powiedziałam
głośniej.
- Mieliśmy pracować.
Głos chłopaka zbliżył się do mnie.
Otworzyłam oczy i przyjęłam z wdzięcznością gorącą zieloną herbatę. Zauważyłam, że Dan
zebrał wszystkie listki, które nie zaparzyły się do końca i dryfowałyby teraz
na powierzchni. Niemal wszystkie. Jeden mały patyczek unosił się pionowo, przebijając spokojną taflę herbaty. Smith wiedział, że zgodnie z chińskim
przesądem, jest to przepowiednia szczęścia. Wiedział też, że zawsze, podczas
picia herbaty, poszukuję pomyślności, zamkniętej w malutkim patyczku i za każdym
razem dzielę się z Dan'em radosnym odkryciem. Uśmiechnęłam się lekko, zerkając
na chłopaka, który wyglądał przez okno.
- Możemy pracować na dworze - zaproponowałam.
- Zobacz, to szczęście - podetknęłam mu kubek pod nos mimo, że wiedział o
dryfującym patyczku.
Szatyn spojrzał na herbatę, a kąciki
jego ust powędrowały z zadowoleniem w górę.
- To znaczy, że możemy iść na dwór i
pogoda będzie dla nas łaskawa - stwierdziłam z przekonaniem.
- A baterie w sprzęcie? - pesymizm
Dan'a nie tak łatwo było uciszyć. - Muszę mieć podłączonego laptopa i
keyboarda. Ty tak samo...
Zastanowiłam się przez chwilę nad
tym problemem.
- Możemy załatwić jakiś przedłużacz
- zauważyłam lekko.
Szatyn westchnął ciężko i wyjrzał
przez okno niepewnie
- Jeśli bardzo chcesz... -
powiedział wreszcie cicho.
Przechyliłam głowę i przyjrzałam się
uważnie chłopakowi. W jego oczach błyskała panika. Wyraźnie zmuszał się, żeby
zachować spokój.
- Wiesz... - zaczęłam, udając, że
cały entuzjazm mnie opuszcza. - Zanim znajdziemy ten cały przedłużacz słońce i
tak pewnie już zajdzie, a mamy sporo pracy. Następnym razem.
Dan'owi nie udało się zamaskować
westchnienia ulgi. Jego ramiona natychmiast opadły, a na twarzy zagościł
uśmiech.
- Okay.
Nigdy nie spytałam dlaczego wizja
wyjścia na dwór tak go przeraziła. Może chodziło o Wilczą Dziewczynę. Może nie
chciał śpiewać na dworze (chociaż mówił, że w okolicy mieszkają tylko
przygłuche dziadki). A może powód był całkiem inny.
***
Niewolnictwo.
Za tym słowem kryje
się ból milionów istnień. Strach.
Głód. I męka. O czym
myśli osoba
wystawiona na sprzedaż jak mięso na
targu? Jak czuje się dziewczyna, która stoi
naga, z dłońmi przywiązanymi za
plecami do słupka?
Czekająca czasem
wiele gorących dni i
zimnych nocy, aż jakiś mężczyzna
kupi ją za kilka
złotych
monet i zabierze do domu, żeby do końca życia
pracowała w kuchni
lub zabawiała gości. Większość dziewcząt...
-
Ummm... Alice?
Uniosłam wzrok znad
laptopa. Dan siedział przy swoim keyboardzie, a ja
wylegiwałam się na jego łóżku.
-
Słucham.
-
Nie będzie ci
przeszkadzało, jak będę zawodził? - spytał chłopak.
-
Jasne, że nie - uśmiechnęłam się lekko.
Speszony
szatyn nacisnął palcem
jeden z klawiszy. Na jego policzkach wykwitły czerwone
plamy. Zawsze przerażająco się wstydził, gdy
chodziło o muzykę.
-
Jesteś pewna?
Nerwowe
przeczesanie włosów.
Niepewne zerknięcie w moją stronę
-
Jestem... - Dan patrzył na mnie w napięciu. - A
może nie.
Lepiej zatkam uszy zanim twoje fałsze sprawią, że mózg wypłynie mi
nosem - wyszczerzyłam się złośliwie i
sięgnęłam po słuchawki,
leżące na
stoliku do kawy.
Smith
uśmiechnął się szeroko,
prezentując
wyszczerbiony ząb, jak
zawsze i z zadowoleniem zaczął bazgrać coś w
notatniku. Włączyłam głośno muzykę, żeby zagłuszyć chłopaka.
Mimo, że byłam jedną z niewielu osób, przed którą Dan nie
wstydził się grać, to
tworzenie muzyki wciąż wiązało się z jego
prywatnym światem.
Nie chciałam burzyć spokoju świątyni
piosenkarza. Zwykli śmiertelnicy nie powinni widzieć, jak
powstaje magia.
Większość dziewcząt było przerażonych.
Kuliły się, starając osłonić nagie ciało. Czasem
w przypływie
desperacji błagały, żeby zabrać je ze
znienawidzonej wystawy, nawet jeśli oznaczało to ciężką pracę.
Ale
nie Joseline.
Joseline
była wściekła.
Stała na wystawie drugi dzień, a już miała dosyć. Trzy razy w ciągu doby na targach jest zarządzana
przerwa, gdy niewolnicy mogą załatwić potrzeby
fizjologiczne i coś zjeść, jeśli oczywiście uda im
się dopchać do
jedzenia. Raz na dwa dni są myci. Resztę czasu spędzają przy słupkach,
zmuszeni do znoszenia kupców, oglądających ich
ze znużeniem.
Zaglądających do
ust, przeglądajacych
uszy, oczy, badających figurę. Jak mięso.
Nie mogłam się skupić na
historii o niewolnikach, zleconej przez profesora Addison'a. Muzyka huczała w mojej
głowie zbyt
głośno. Głos Agnes
Obel był naprawdę piękny, ale
zwykle pisałam
opowiadania w ciszy lub przy jedynie cichym jej nuceniu. Po za tym, mimo, że bardzo
się starałam, nie
mogłam
powstrzymać ciekawości, więc co jakiś czas
zerkałam
ukradkiem na Dan'a.
Chłopak pisał coś w
zeszycie, naciskał klawisze, które nie
wydawały dźwięku, mruczał bezgłośnie pod
nosem i uderzał w
klawiaturę laptopa.
Wydawało się, że
wszystkie czynności wykonuje na raz, całkiem zagłuszany
przez piosenkę lecącą z moich słuchawek.
Chciałam sięgnąć po swój zeszyt z
notatkami, który zawsze
miałam pod ręką i zacząć opisywać skupione
oczy szatyna. Ich błękit był żywy, jak
ocean w pochmurny dzień. Groźny i
niespokojny, niczym drapieżnik, którego
wyrwano ze snu. Niemal widziałam pieniące się fale, buzujące w tęczówkach
Dan'a. Chciałam opisać jego długie
palce, poruszające się bez
przerwy, doskonale wiedząc co robią. Chciałam opisać ostry
zarys szczęki, gdy chłopak
zacisnął zęby.
Kilkudniowy zarost, nabierający w tym świelte miedzianej barwy. Kosmyk włosów, który opadł na jego
czoło. Spięte
ramiona, unoszące się szybko w
rytm oddechu. Wąskie,
rozchylone usta, które co jakiś czas
poruszały się niemal
bez woli ich właściciela.
Odwróciłam szybko
spojrzenie i wbiłam wzrok w rzędy
czarnych literek.
To
będzie długi wieczór.
Zazwyczaj nie czytam ff, bo wydają mi się zbyt przesądzone, ale Twoje opowiadanie jest naprawdę dobre. Po przeczytaniu wszystkich rozdziałów stwierdzam, że postać Dana jest zrobiona genialnie. Czasami wydaje mi się, że nawet słyszę niektóre teksty wymawiane jego pięknym głosem. Coś mi się wydaje, że będę tu czesto zaglądać i wyczekiwać nowych rozdziałów. Poza tym jak na Twoje pierwsze opowiadanie (tak?) to jest świetne. Widać, że masz potencjał do pisania.
OdpowiedzUsuńPS. Sen o sprawdzanie z niemieckiego był przezabawny :D
Życzę dalszej ceny w pisaniu
~Pat
Dziękuję! W sumie to piszę od jakiegoś czasu, ale zawsze do tej 'szuflady', a to pierwsze publikowane opowiadanie. Ogólnie moim największym marzeniem jest wydanie książki i przez dość długi czas tworzyłam nawet coś konstruktywnego, jednak w pewnym momencie moje życie, poglądy na różne sprawy i przemyślenia, które do tej pory wydawały się być słuszne, odwróciły się o 180 stopni, dlatego pisanie tamtej książki przestało mieć sens... Teraz, oczekując na ustatkowanie się mojej głowy, tworzę to ff, żeby nie wyjść z wprawy i nie zwariować z tęsknoty za pisaniem. Przywiązałam się już do Dana i Alice, więc myślę, że nie dam im spokoju tak szybko :D
UsuńI naprawdę cieszę się, że zdobyli twoją sympatię! Odwiedzaj nas jak najczęściej xD
Moim marzeniem też kiedyś było napisanie własnej książki ale zwątpiłam, bo nie szło mi to najlepiej. Nie miałam tego czegoś, co pozwoliłoby mi przelać myśli na papier i brzmieć dobrze. Czasami zdarza się, że coś napiszę ale jest to tylko bałagan, który musiał się gdzieś ulotnić xD
UsuńAle Ty, jeśli będziesz miała dobry koncept i dobrze go opracujesz to uda Ci się coś wydać. Masz bardzo fajny styl i dobrze się go czyta ;)
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ♥
~Pat
Nowy rozdział już jest :D
UsuńMam cichą nadzieję, że kiedyś pojawi się coś, co sprawi, że będę mogła napisać książkę. I Tobie również życzę pojawienia się natchnienia ^^
Bardzo dziękuję za te miłe słowa :D
Weny*
OdpowiedzUsuńKocham ten mój słownik w telefonie xD Zawsze wie, co mam mam myśli.
~Pat
Oooo mój wieczór też będzie długi, bo muszę przeczytać to opowiadanie i skomentować! Jakże świetne opowiadanie *-*
OdpowiedzUsuńNaprawdę wywarłaś na mnie spore wrażenie. Tak wiem, Jestem tylko głupim dzieckiem. Ale chyba wiem, co jest fajne i dobre (bynajmniej w moim mniemaniu). Czytałam tyle blogów.. znalazłam kilka naprawdę dobrych. No i teraz twój ląduje w czołówce ^^
Zakochałam się w Daaanie <3
Yeey ten kom bez trójkącika :/