piątek, 5 grudnia 2014

27. Jasna Cholera

WTOREK


             - Jak to.
            Pan Addison patrzył na mnie, jak bym przyszła do niego całkiem goła z różowym ogonem w tyłku i zaczęła robić pajacyki.
            Naprawdę tak wyglądał.
            - Przepraszam - powiedziałam cicho, skręcając się w duchu niczym zgniatany robak. - Nie mogę tego zrobić.
            Teraz twarz profesora przybrała ekspresję człowieka, przy którym ukręcają główki małym szczeniaczkom lub dzieciom (zależy kto, co woli, a raczej... czego właśnie... nie woli).
            - Alice nie bądź śmieszna. To twoja życiowa szansa. Dlaczego? Nie masz weny? Boisz się? To normalne. Naprawdę.
            Zacisnęłam zęby, widząc troskę nauczyciela. On naprawdę chciał mi pomóc, a ja odrzucałam jego dłoń, pozwalając porwać się niebezpiecznym prądom rzeki, prowadzącym do mojej nieuchronnej zguby. 
            Naprawdę nienawidziłam siebie w tym momencie.
            - Nie mogę - wydusiłam. - Przykro mi.
            Odwróciłam się w stronę drzwi sali. Kiedy kładłam dłoń na klamce, pan Addison odezwał się spokojnie:
            - Wiem, że każdy młody człowiek ma swoje chwile kryzysu, ci kreatywni szczególnie. Ale wierzę w ciebie - wciąż patrzyłam na swoje buty. - I nie odwołam twojego występu. Trudno. Najwyżej nie przyjdziesz. Ale będziemy czekać na ciebie w sobotę o ósmej wieczorem.
            Otworzyłam drzwi.
            - Do widzenia profesorze.
            Dzień zapowiadał się po prostu wspaniale.

***

            A jego koniec wcale nie był lepszy.
            Wspinałam się ociężale do swojego mieszkania. Nie byłam w stanie od razu po szkole iść do Dana i kłamać mu prosto w twarz. Potrzebowałam chwili spokoju i samotności.
            Tyle, że zapomniałam o jednym małym problemie, który aktualnie mieszkał sobie w mojej Jaskini.
            Otworzyłam drzwi i udałam się do kuchni, żeby zaparzyć zieloną herbatę. Po drodze potknęłam się o ciało George'a na podłodze. Spojrzałam na przyjaciela. Spał albo był nieprzytomny. Albo martwy.
            - Dupku - mruknęłam, szturchając chłopaka stopą. - Żyjesz?
            Brunet odpowiedział cichym chrapnięciem. Wzruszyłam ramionami i zostawiłam współlokatora samego sobie. Skoro żył, nie musiałam się martwić. Zaparzyłam sobie herbaty i usiadłam na sofie, patrząc na cienką strużkę śliny, wędrującą powoli po, rozpłaszczonym na podłodze, policzku George'a. Zawsze ślinił się przez sen. Szczególnie, gdy był na kacu. W dodatku chłopak miał na sobie jedynie luźne, czarne bokserki z kolorowym wzorem.
            Kolejną dziwną rzeczą w Haydenie był fakt, że nosił tylko bieliznę z tęczowymi motywami. Każda para jego bokserek musiała mieć nadrukowane tych siedem kolorów. Kiedyś spędzaliśmy godziny na poszukiwaniu odpowiedniej bielizny, aż wreszcie brunet odkrył sklepy internetowe, więc zostałam zwolniona z kupowania każdych tęczowych bokserek, które wpadły mi w oczy.
            Cichy dźwięk przychodzącego SMSa oderwał mnie od obserwowania wydzieliny z ust mojego przyjaciela (fascynująca rozrywka, prawda?).

,,śpiewam, śpiewam, śpiewam
chyba zdarłem sobie gardło
a co u ciebie?"

,,wszystko ok
weź, nie szalej idioto...
jeszcze mi tylko brakuje
skrzypiącego chłopaka"

            Westchnęłam, wysyłając wiadomość. Powinnam mu powiedzieć. O wszystkim. O propozycji występu, o mojej rezygnacji, o byciu prześladowanym przez Wilczą Dziewczynę... Tak bardzo martwiłam się o Dana, że zaczęłam unikać wszystkich tematów, które mogłyby wywołać w nim jakieś negatywne emocje. Przecież on nawet nie wiedział, że George ze mną zamieszkał. Co ze mnie w ogóle za dziewczyna? Zaplątałam się już we wszystkich swoich kłamstwach i sama nie wiedziałam co było prawdą, a co jedynie koszmarem.

,,dobra, może jakoś to przetrwamy...
widzę cię dzisiaj w swoim ciepłym łóżku?
czy może masz już dosyć mojego chrapania?"

            Chyba pierwszy raz w życiu wolałam nie widzieć się z Danem. Ale co miałam zrobić? Zaczęłam odpowiadać na wiadomość.
            - Wow - mruknął George z podłogi.
            Uniosłam wzrok, żeby upewnić się, czy chłopak nie gada przez sen, ale napotkałam zielone spojrzenie. Może brunet wyglądał na trochę zmęczonego i nieprzytomnego, ale nie ulegało wątpliwości, że wrócił do świata żywych.
            - Wyglądasz jak kupa gówna - stwierdził mój przyjaciel.
            - Dzięki - odparłam, zupełnie nie przejmując się obelgą.
            W ustach George'a porównanie do kupy oznaczało niemal komplement.
            - Serio - kontynuował chłopak z podłogi. - Dawno nie wyglądałaś tak parszywie.
            - Dobra, wiem - warknęłam zirytowana, odkładając telefon. - Nie musisz mi tego mówić. Po za tym, ty sam nie wyglądasz lepiej...
            Brunet powoli uniósł głowę i jęknął przeciągle. Gorzej niż dziecko.
            Wstałam i poszłam do kuchni po szklankę wody z kranu oraz tabletkę przeciwbólową. Podałam je chłopakowi, któremu udało się już usiąść. Z ulgą zjadł proszek i wypił na raz całą kranówę. Dopiero wtedy jego powieki uniosły się do końca.
            - Alice... - zaczął, przyglądając mi się uważnie. - Co jest z tobą? Czy ty w ogóle patrzyłaś dzisiaj w lustro? Chyba zaczynam się o ciebie...
            - Nie - przerwałam. Jeszcze mi tylko brakowało martwiącego się dupka na karku. - Wszystko jest okay. Idź się umyć. Na pewno śmierdzisz.
            George westchnął i wsadził nos pod pachę. Prawie natychmiast się cofnął się, marszcząc nos z odrazą.
            - Chyba masz rację - stwierdził, wstając chwiejnie.
            - Tylko się nie zabij! - krzyknęłam za nim. - I nie oblej deski od sedesu!
            Brunet wyszedł z salonu drapiąc się po kroczu. Rany, ten chłopak nie miał żadnych zahamowań. Czasami miałam ochotę wysłać go do zakonu, żeby oduczył się robienia tych wszystkich obrzydliwych rzeczy, ale zawsze stwierdzałam potem, że Hayden szybciej zdemoralizuje wszystkich zakonników i zgwałci każdą siostrę bez względu na wiek, niż sam zostanie uwięziony w habicie.
            Położyłam się na sofie i włączyłam telewizor. Gapiłam się tępo w ekran, ale nawet nie wiedziałam co oglądam. Dopiero wyjście mojego przyjaciela z łazienki, sprawiło, że oderwałam załzawione oczy od migających obrazów. Chyba zapomniałam mrugać...
            - Mów co się stało - zażądał odświeżony już chłopak, rozkładając się na fotelu.
            - Nic - burknęłam, zwijając się w kulkę.
            Chciałam tylko przez chwilę pobyć sama.
            - Alice...
            - Zostaw mnie George!
            - To ma związek z twoim jeżem?
            Uśmiech w głosie bruneta zdenerwował mnie tak bardzo, że uniosłam głowę.
            - Daj mu spokój! - krzyknęłam. - Czemu tak się na niego uwziąłeś? - usiadłam. - Co ci się w nim nie podoba? Dan jest o wiele lepszy od ciebie! Dan jest lepszy niż ty i ja razem wzięci! Nie masz prawa go ciągle obrażać!
            Wstałam z kanapy i wybiegłam do swojego pokoju. Otworzyłam szeroko drzwi i wyszłam na balkon, oddychając głęboko zadymionym powietrzem. Nie chciałam być w Londynie. Miałam ochotę uciec od tłoku i zgiełku. Do domu. Do dużego domu, graniczącego z wielkim lasem, w niewielkiej miejscowości, w której nie było żadnej Wilczej Dziewczyny. Ani żadnych głupich występów. Ani wrednego, chamskiego George'a. Ani nieuświadomionego, kochającego mnie Dana.
            Zaczęłam bawić się pierścionkiem na szyi. Kręciłam ozdobą tak długo, że metal zrobił się gorący od dotyku mojej skóry. Dopiero wtedy poczułam, że serce zaczyna bić mi co raz wolniej.
            Nie wrócę do domu. Bez względu na to, jak bardzo bym tego potrzebowała. Utknęłam w deszczowym mieście.
            Jakby na samą myśl o deszczu, na ulicy w dole pojawiły się pierwsze, ciemne plamy rozbitych kropli wody. Po chwili trzęsłam się z zimna, czując jak strużki wody spływają po mojej twarzy.
            - Będziesz chora! - powiedział George gdzieś z głębi mojego pokoju. - Właź do środka głupia!
            Wyszedł na balkon i złapał mnie za nadgarstek. Pozwoliłam wciągnąć się do wnętrza mieszkania i zaprowadzić do łazienki. Milczałam, gdy chłopak zaczął zdejmować ze mnie przemoczone ubrania. Miał wprawę, to było widać, ale chyba raczej nie musiałam się obawiać gwałtu z jego strony.
            - Jesteś idiotką mała - burknął brunet troskliwie, wrzucając cieknącą bluzkę do zlewu. - Wiesz, że chorujesz, jak tylko zmarzniesz.
            Zachowywał się, jakby mój wcześniejszy wybuch nie miał nawet miejsca. Czasami okropny charakter George'a stawał się zaletą. Ciężko było go obrazić.
            - Ściągaj portki - polecił Hayden, wyciskając moją koszulkę. - Ile ty masz lat, że muszę cię rozbierać?
            Posłusznie zaczęłam mozolnie odklejać od ciała mokre dżinsy. Wreszcie udało mi się zdjąć wszystkie ubrania i zostałam w samej bieliźnie. Zielonooki nawet na mnie nie spojrzał. Znał mnie jeszcze zanim zaczęłam mieć jakiekolwiek kobiece kształty, więc widok mojego półnagiego ciała zupełnie go nie poruszał. Ja też nie czułam się niezręcznie, patrząc na jego umięśniony brzuch i nisko opuszczone bokserki.
            - Czy ty się na mnie gapisz? - spytał George, nie odrywając wzroku od mojej koszulki.
            Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
            - Pamiętasz nasze wakacje w piątej klasie? - zagadnęłam, rozwieszając spodnie nad wanną.
            Chłopak parsknął śmiechem.
            - Te z twoimi rodzicami nad jeziorem? - upewnił się.
            - Uchym... - mruknęłam.
            - Te na których uciekliśmy w nocy nad wodę, żeby popływać?
            Zaczęłam śmiać się, przywołując wspomnienia.
            - Dokładnie o te - kiwnęłam głową.
            - I te same, kiedy nie chcieliśmy moczyć ubrań, więc rozebraliśmy się do gołego i wlecieliśmy do wody z dzikim wrzaskiem?
            Zaczęłam się dusić, chichocząc jak wariatka.
            - A potem znalazła nas twoja mama i myślała, że uprawiamy seks, a my tak przeraziliśmy się tą wizją, że do końca pobytu nie zdejmowaliśmy z siebie spodni ani bluz, więc pociliśmy się jak myszy w 30 stopniowym upale.
            - Matko, jakie z nas durne dzieciaki były - wycharczałam, zwijając się ze śmiechu.
            George również ledwo utrzymywał się na nogach.
            - Pamiętam, jak w nocy leżeliśmy w łóżku jak najdalej siebie - dodał chłopak. - A ty pytałaś, czy mogłem zajść w ciążę?
            - Oj cicho - wydyszałam, próbując się uspokoić. - Nie mówiłam poważnie.
            - Nie wierzyłaś, jak ci gadałem, że jak coś, to ty zaszłaś w ciążę. Wtedy pierwszy raz w życiu przeklęłaś, jak powiedziałaś "pierdol się, oszukujesz".
            Usiadłam na podłodze, oddychając ciężko. Sytuacja stawała się niebezpieczna dla mojego zdrowia.
            - I potem to już w ogóle tak się przestraszyłaś, że spadłaś z łóżka, żeby się ode mnie odsunąć.
            - Wystarczy - szepnęłam, czując płonące mięśnie brzucha. - Duszę sięęęęęę! - zawyłam.
            W tym momencie drzwi do łazienki otworzyły się gwałtownie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Dana, który wpatrywał się w nas z uniesionymi brwiami. George kucał pod zlewem, dysząc ciężko, a ja siedziałam pod wanną, próbując złapać oddech. Oboje byliśmy w samej bieliźnie.
            - Chyba przeszkodziłem...? - wydukał pytająco szatyn.
            Na twarzy miał wyraz całkowitej paniki, jakby był świadkiem przestępstwa.
            Jasna cholera.



~.~.~.~

W sumie nie wiem co chcę napisać.
Jestem wciąż chora i mega padnięta, i rodzice patrzą na mnie oburzeni, że siedzę o tej porze i duszę się kaszlem, zamiast pójść spać. Znajcie moje poświęcenie.
Mam nadzieję, że się wam podobało.
Na dzisiejszą noc:


Dan Smith at the beginning of The Driver Live

12 komentarzy:

  1. Wszystko fajnie, tylko mi Dalice nie niszcz. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tum Tum Tum Tum Tumtum Tum Tumtum

      Postaram się :D swoją drogą to lubię nazwę tego paringu... (1. Kojarzy mi się z delicjami i 2. Jest taka pasująca do Alice i Dana idk...)

      Usuń
  2. Ej! Co ty mi tu robisz? Przez prawie cały rozdział śmieję się z tego dupka Georga i nawet nie było mi tak smutno przez Alice, a ty mi tu dajesz na koniec takie rzeczy? Ja coś tak przeczuwałam, jak weszli do tej łazienki, ale myślałam, że moje złe przeczucia się nie spełnią.
    Nie wolno mi niszczyć Dalice. Inaczej przyjdę do ciebie i zmuszę do zmiany tekstu :D
    Jak ja mam wytrzymać do środy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robię... Sama nie wiem co tu robię... To nie ja to robię, tylko oni. Ja tak szczerze to mam niewielki udział w ich wyborach. Zwykle jak piszę, to mam wrażenie, że spisuję po prostu opowiedzianą mi historię, na które przebieg nie mam nawet wpływu. Dziwne to...
      Mam jednak nadzieję, że nie zostanę zjedzona. A co do Dalice to jeszcze się zobaczy... Może przeżyją :D

      Usuń
  3. Ooł shiet xD A tak na serio to to może być okazja dla G. żeby wygarnąć Danowi jak Alice czasami się czuje przez te ich problemy... hmm...

    Mnie też przeszło przez myśl, co by było gdyby Dan teraz wpadł tak w trakcie i tu BUM siemano Dan wpada na imprezkę xD Ech jakie ciekawe przygody ma Alice. Choć ja nie wiem, czy chciałabym takie, niee raczej nie zazdroszczę jej tych wszystkich problemów i trudnych decyzji jakie ma do podjęcia.

    Oj biedulko :c trzymaj się cieplutko i zdrowiej szybciutko ♥ I pij herbatkę z sokiem z malin, bo dobrze rozgrzewa, co jest idealne dla zmarzluchów, np takich jak ja x3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za radę :D Chyba już wszystkie medykamenty zostały wlane do mojego gardła, ale jak na razie żaden nie przyniósł skutku. Szkoda w sumie, że nie mam w domu takiego czegoś jak sok z malin. Piję głównie naturalną, zieloną herbatę. Sypaną. I bez cukru... Chociaż taka malinowa herbata to smak z dzieciństwa <3 Albo na przykład taka z miodem i cytryną, którą zawsze robiła mi babcia. Po 18-tce chyba straciłam status dziecka w jej oczach, bo gdy ostatnio miałam zatrucie pokarmowe, przyniosła mi czysty spirytus z pieprzem ;____; Nie był już tak smaczny jak herbata z miodem ._.

      A o przygodach biednej Alice, biednego Dana i nie tak znwou biednego George'a nic nie będę mówić, żeby znów nie spoilerować :D

      Usuń
    2. Oj zielona herbata jest dobra ♥ Ja uwielbiam ją pić, ale nigdy nie słyszałam, żeby miała jakiekolwiek działanie lecznicze podczas choroby xd Mnie babcia też robiła herbatę z miodem i cytryną. Jak tam sobie człowiek powspomina to chciałoby się wrócić te kilka/kilkanaście lat wstecz i nie mieć tylu problemów co teraz i niczym się nie przejmować. Kurde aż się wzruszyłam ; _ ;
      Hmm spirytus z pieprzem, no nieźle xd Ale ciesz się, że Ci w dzieciństwie nie dawali do picia syropu z cebuli bleee to była ohyda :c

      Okej, zero spojlerów, czekamy na następny rozdział ^^

      Usuń
    3. Omg usunął mi się komentarz, aaaaale skopiowałam! Ha! Hahahaha!

      Ważne, że dobrze smakuje :D ueeeee syrop z cebuli! Ja pamiętam tylko nalewkę z orzecha włoskiego i również nie polecam xd

      Matko chyba nie zdążę normalnie na środę. Odkryłam, że coś mi w tym rozdziale nie wyszło i musze calutki poprawić, a kompletnie nie mam czasu... :/ będę musiała poruszyć chyba niebo i ziemię, żebyście w środę dostali ciąg dalszy

      Usuń
    4. Odkąd zobaczyłam, że komentarze się nie dodają to je zawsze kopiuje xD

      Nalewki z orzecha włoskiego nigdy nie piłam ale podejrzewam, że nie smakuje najlepiej haha ach te smaki xD

      Ojej :c Ale to spokojnie, jeśli nie masz czasu to zrób sobie powolutku a dobrze ;) Ja mogę poczekać te kilka dni więcej, bo warto ^^

      Usuń
  4. Oddam Davida, Patricka, nawet Dana w jednej paczce.
    Cena wywoławcza - Georg Hayden.

    Ta historia z pływaniem nocą w jeziorze do bólu przypomina mi moja przygodę, jak o trzeciej w nocy poszłam z kuzynkami się kąpać,a nasi jakże odpowiedzialni rodzice zamiast nas stamtąd wyciągnąć, gdy tylko nas znaleźli - wleźli do wody... Chciałam to opisać w flashbacku, ale teraz to twoi czytelnicy nazywaliby mnie za to Drukarą... więc lepiej sb odpuszczę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde mój Żorż D: normalnie powiedziałbym nie, ale Dan jest kuszący... Nah! Mam swojego Dana, a G. to moje najstarsze dziecko i łatwo się go nie pozbędę xd

      Hahahahaha daj spokój, możesz opisywać. Mój Ian to bliźniak Davida, więc powiedzmy, że będziemy kwita! :D to jest straszne, że czasem np sb czytam twoje ff albo kogoś innego i nagle takie... Nieeeee! Przecież to mój pomysł! I mimo, że wymyśliłaś to dawno, to już przecież nie napiszesz tego samego i jedyne co ci pozostaje to leżeć i tarzać się w ślinie depresji xd

      Usuń
    2. A jak dorzucę Lucasa? Tylko mi nie mów, że nie pożyczysz mi Georga na wieczne nieoddanie, gdy oddam Ci za to moich 4 ukochanych dorków ;-;

      No to dziękuję za pozwolenie xD
      Ja tez tak mam wiele razy, że czytam czyjeś ff i nagle:
      WHAT? PRZECIEŻ TO MÓJ POMYSŁ! ;-;
      I później nie pozostaje nic, tylko usiąść w kącie i popaść w depresje, bo musisz wymyślić coś na miejsce tego, co już zostało napisane prze kogoś innego... TO BOLI ;-;
      Ale powiedzmy, że za każdym razem, gdy znajdziesz w moim ff taki moment, to zezwalam Ci na opisanie go w swoim, bo sama dobrze wiem, jak bardzo to uczcie ssie...
      A jak mi ktoś podrąbie zakończenie, to nie ma bata NIE ZMIENIAM. Nawet, jakbym miała mieć za to falę hejtów, to i tak nie zmienię! Końcówka zaplanowana już od prawie roku, więc każdemu, kto mi to podbierze porządny kopas w dupas!

      Usuń