piątek, 28 listopada 2014

25. To nie jest łatwe

            - Ralph? - uniosłam brwi z zaskoczeniem, gdy zamiast gospodarza, drzwi do mieszkania Dana otworzył mi jego przyjaciel. - Co tu robisz?
            - Jak tylko powiedziałaś dziś o występie, przyjechałem tutaj, żeby dać temu idiocie w mordę za to, że mi nie powiedział - wyszczerzył się piosenkarz.
            - Ale już się pobiliśmy, więc możesz spokojnie wchodzić - odezwał się Dan z głębi apartamentu.
            Zza szerokiego ramienia brązowookiego wychyliła się jeszcze bardziej poczochrana niż zwykle, głowa wyszczerzonego szatyna. Na policzku Smitha faktycznie widniał czerwony ślad, więc wywnioskowałam, że Ralph naprawdę mógł mu przywalić. Mimo to, szatyn dawno nie wyglądał na tak optymistycznie nastawionego do życia. Widząc jego uśmiechniętą twarz, miałam wrażenie, jakbym połknęła garść lodu. Wszystko mi się psuło, akurat w chwili, gdy mój chłopak wreszcie powoli wychodził na prostą
            - Może porządne lańsko wreszcie naprostuje twój popaprany mózg - rzucił Ralph do Smitha, gdy wchodziłam do środka.
            Chichoczący Dan objął mnie ramieniem. Z lekkim zaskoczeniem odpowiedziałam na ciepły pocałunek, którym mnie obdarzył. Nie byłam przyzwyczajona do uczuć chłopaka, okazywanych przy innych. Zarumieniłam się, czując palce szatyna błądzące po moich plecach, ale dopiero, gdy jego język wsunął się między moje wargi, przerwałam chwilę.
            - Jesteś pijany - mruknęłam, odsuwając się od Dana.
            Jego język ledwo wyczuwalnie smakował alkoholem. Ralph, który nie wiem kiedy, przeniósł się do kuchni, pomachał w moją stronę pustą butelką.
            - Był nieźle napruty, kiedy przybyłem.
            Westchnęłam rozczarowana i przyjrzałam się Smithowi. Jego postawa nie była tak pewna jak zazwyczaj. Dlaczego już wcześniej nie zdziwiła mnie nagła zmiana nastroju chłopaka? Zawsze, gdy Dan się napił, uśmiech nie schodził z jego przystojnej twarzy. Po za tym po pijaku kleił się do wszystkich.
            - Nie wierzę, że nawalił się jednym piwem - pokręciłam głową, idąc w stronę Ralpha. - Nawet on nie ma tak słabej głowy.
            Przeczucie oczywiście mnie nie myliło. Pod blatem, w równym rządku, ustawione były puste butelki po ulubionym alkoholu szatyna.
            - Jeden, dwa, trzy - zaczęłam liczyć na głos. - Cztery, pięć, sześć, siedem...
            Popatrzyłam wymownie na chłopaka. Dan jednak wytrwale mnie ignorował, pochłonięty szarpaniem kosmyka włosów z czoła. Przyglądał mu się z taką uwagą, że zrobił zeza. Widząc jego dziecinne zachowanie, prawie się roześmiałam.
            Zerknęłam na Raplha, stojącego obok mnie i dostrzegłam jego zmartwione spojrzenie. Uniosłam brwi pytająco. Piosenkarz zbliżył się do mnie, żeby Dan, bawiący się włosami, nie mógł go usłyszeć.
            - Nie wygląda to za dobrze, wiesz? - powiedział cicho.
            - Wiem - zagryzłam wargę zmartwiona.
            - Poradzisz sobie z nim?
            - Ktoś musi - odparłam, przywołując na twarz lekki uśmiech.
            Ralph pokiwał głową z aprobatą.
            - To ja będę już spadał - rzucił głośniej.
            Smith uniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko do Pelleymountera.
            - Przyprowadzę zespół na koncert - zapewnił starszy piosenkarz, zamykając na chwilę Dana w niedźwiedzim uścisku. Młodszy chłopak uniósł się w powietrze, jakby nic nie ważył.
            - Suuuuuuuuuper - stwierdził, chichocząc.
            Ralph opuścił mieszkanie Dana i dopiero teraz uśmiechy po cichu spełzły z naszych twarzy. Niebieskooki oklapł na kanapie, a ja oparłam się o kuchenny blat, patrząc na niego wyczekująco.
            - No co? - burknął wreszcie szatyn, unikając mojego wzroku.
            - Dlaczego się upiłeś?
            Smith zagryzł mocno dolną wargę i wzruszył ramionami.
            - Bo się bałem.
            Jęknęłam ze zrezygnowaniem i ukryłam twarz w dłoniach.
            - Dan, mogłeś po prostu zadzwonić - stwierdziłam cicho.
            - Nie chciałem.
            Poczułam na sobie spojrzenie szatyna. W jego błękitnych oczach pojawił się smutek trzeźwości.
            - Nie chciałem znów cię martwić.
            W milczeniu przeszłam przez pomieszczenie i oklapłam obok chłopaka. Przez jakiś czas bez słowa gapiliśmy się na czarny ekran telewizora. Nasze ramiona stykały się, ale żadne nie wykonało ruchu w stronę drugiego.
            - Wiesz, że nie powinieneś - odezwałam się wreszcie. - Miałeś pracować nad piosenkami przez cały dzień, a nie siedzieć i chlać...
            - Parę piw nie zaszkodzi Alice... - odparł chłopak z uśmiechem, błąkającym się na ustach.
            Wyglądał, jakby wewnątrz walczył z alkoholem, który mieszał mu w głowie. Widziałam, jak wyraz jego oczu co chwilę zmieniał. Raz beztroska nietrzeźwość unosiła kąciki ust Smitha, ale między brwiami pojawiła się co raz głębsza zmarszczka zmartwienia. Wcale nie było z nim dobrze. Wręcz przeciwnie. Sytuacja zdawała się pogarszać. Nie mogłam mu teraz powiedzieć o sobocie.
            - Jestem takim beznadziejnym chłopakiem - odezwał się nagle.
            - Nieprawda.
            - Prawda - upierał się szatyn. - Cały czas zmuszam cię do zajmowania się mną. Ciągle cię martwię i zachowuję się jak egoista. To ja powinienem się o ciebie troszczyć, a nie ty o mnie.
            Moje spojrzenie zmiękło. Podkuliłam nogi pod brodę, wsuwając jednocześnie dłoń pod rękę Dana. Oparłam policzek na jego ramieniu i wtuliłam się w patykowate ciało.
            - Nie możesz tak mówić - powiedziałam cicho. - Jesteśmy parą, tak?  Ty należysz do mnie, a ja do ciebie. Zawsze będę przy tobie, jeśli będziesz mnie potrzebował. Wiem, że gdybym miała problemy, też mogłabym na ciebie liczyć. Widzę cię obok mnie za każdym razem, gdy cię potrzebuję, więc dlaczego uważasz, że jesteś egoistą? Jesteś dla mnie dobry, cierpliwy i kochający. Też chcę być dla ciebie osobą, na której możesz polegać. Nie musisz się upijać w samotności. Zrozum wreszcie, że bardzo cię kocham, dobra?
            Dan westchnął nad moim uchem i pogłaskał mnie po policzku wolną dłonią.
            - Czym sobie na ciebie zasłużyłem, Alice Killean? - spytał cicho chłopak.
            Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się jedynie i zamknęłam oczy.
            Dłoń Smitha wędrowała między moimi włosami, łaskocząc wrażliwą skórę na głowie. Nagle zapragnęłam zasnąć obok swojego chłopaka i już nigdy się nie obudzić.
            - Jest już gotowa - ciepły głos wyrwał mnie z zamyślenia.
            - Co? - zapytałam sennie, nie otwierając oczu.
            - Nowa piosenka.
            Niemal natychmiast się rozbudziłam. Uniosłam głowę, żeby spojrzeć na chłopaka. Dan patrzył na mnie zamyślony i nawet jeśli jego wzrok był nietrzeźwy, oczy szatyna przyprawiały o ciarki.
            - Mogę cię pocałować?
            Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Uwielbiałam, gdy o to pytał. Zawsze przypominał mi tym nasz pierwszy pocałunek. Po za tym twarz chłopaka za każdym wyglądała tak niepewnie, kiedy czekał na moją odpowiedź, co w jakiś dziwny sposób było seksowne. Jakby po tylu miesiącach związku, wciąż nie wierzył, że może mnie tak po prostu całować.
            - Znów psujesz nastrój Danny? - uniosłam brew, przeciągając chwilę.
            - Uchym - kąciki ust szatyna drżały. - Chyba lubię, gdy odpowiadasz ,,tak".
            Spuściłam wzrok, rumieniąc się. Był pijany. Dlatego zachowywał się tak bezpośrednio.
            - A... jakbym powiedziała ,,nie"? - droczyłam się dalej.
            - Pewnie musiałbym pocałować cię wbrew twojej woli.
            Delikatne dłonie chłopaka skierowały moją twarz w swoją stronę. Błękit, który na mnie patrzył był zimny, a jednocześnie ciepły.
            - Mogę?
            - Tak.
            Wąskie usta chłopaka dotknęły moich i przez chwilę nic innego nie było ważne.
            Ani Wilcza Dziewczyna. Ani koncert. Ani mój występ w sobotę.
            Na krótki moment świat znów stał się idealny.

***


            Weszliśmy do sypialni Dana. To była jego scena. Miejsce występów.
            Zajęłam swoją lożę dla VIPów. Od razu zauważyłam, że na ścianie, nad niepościelonym łóżkiem szatyna pojawiło się coś nowego.
            Przyjrzałam się obrazowi. Nie był wielki i zbyt pracochłonny, ale szybkie ruchy malarza uchwyciły to co powinno zostać uchwycone. Zgrabną, łabędzią szyję, odrobinę wystające obojczyki, linię uniesionego podbródka i nic więcej. Dopiero, gdy przyjrzałam się bliżej, dostrzegłam charakterystyczne szczegóły. Kilka blond kosmyków zatrzymujących się tuż za krawędzią brody i pierścionek na łańcuszku, spoczywający pod zagłębieniem w szyi. Właścicielką tego pięknego skrawka ciała byłam ja.
            Uniosłam brwi i odruchowo dotknęłam prawego obojczyka. Kobieta z dzieła emanowała jakąś naturalną zmysłowością, którą można było poczuć, nawet bez oglądania twarzy dziewczyny. Zastanawiałam się czy Dan też w myślach porównywał ten wdzięk z moim pokracznym stylem życia. Nagle poczułam się przeraźliwie niezgrabna.
            - Skąd to masz? - spytałam chłopaka, grzebiącego w swoich notatkach.
            - Emmm od pana Granta - na policzkach szatyna pojawiły się lekkie rumieńce. - Dał mi to, mówiąc o jakimś teście, czy coś... - wrócił spojrzeniem do papierów. - A że był całkiem ładny, to... - wzruszył ramionami. - Kto nie chciałby mieć takiego obrazu swojej dziewczyny w pokoju?
            - Czuję się przez to jak czerstwa bułka - wyznałam, zagryzając wargę.
            Smith parsknął śmiechem.
            - Dlaczego?
            Położyłam się na plecach, ze stopami na poduszkach, żeby mieć dobry widok na pracę.
            - Bo ona jest idealna - mruknęłam odrobinę posępnie.
            - Jest dokładnie taka jak ty - odparł wciąż rozbawiony Dan. - Zobacz.
            Wskoczył na łóżko i zdjął ze ściany płótno. Podsunął mi je pod nos i wskazał na małą plamkę pod obojczykiem.
            - Widzisz? Ma nawet twój pieprzyk.
            Uniosłam brew i pociągnęłam za dekolt swojej koszulki. Faktycznie.
            - Nie wiedziałam, że mam tu pieprzyk - stwierdziłam.
            - A ja wiedziałem - wyszczerzył się Dan.
            Uniosłam kącik ust.
            - Nigdy nie mówiłem, że jesteś idealna. Ale nikt nie jest. Gdybym spotkał idealną dziewczynę, pewnie bym się jej przestraszył. Mam zbyt wiele wad, żeby móc spojrzeć na idealną istotę i nie spłonąć.
            - Idiota - przewróciłam oczami, podsumowując wypowiedź chłopaka.
            Szatyn roześmiał się i pocałował mnie w policzek.
            - Czemu twoja reakcja mnie nie dziwi? - spytał.
            Wiedział, że sporo dziewczyn obraziłoby się śmiertelnie za stwierdzenie, że nie są idealne, ale rozczochraniec już mnie znał. Byłam typem osoby, która nigdy nie chciała być perfekcyjna i właśnie brak wad uznawała za największą wadę.
            - Zmieniłeś temat - burknęłam wymijająco. - Czekam na piosenkę.
            Dan posłusznie zajął miejsce przy czerwonym Keyboardzie. Przed uderzeniem w pierwsze klawisze, zerknął na mnie.
            - Chciałem tylko zauważyć, że to ty zmieniłaś temat - rzucił.
            Zanim zdążyłam odszczeknąć, utwór już się rozpoczął, a twarz Smith'a zmieniła się nie do poznania.
            Nowa piosenka nosiła tytuł "Dictator". Pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy słuchałam śpiewu to, że chłopak po prostu nawrzucał do niej kilka przypadkowych utworów i zmieszał ich fragmenty.  Kiedy jednak zaczęłam wsłuchiwać się w tekst, wszystko nabrało sensu. Wydarzenia ostatnich miesięcy wydawały się odcisnąć swoje piętno na i tak odrobinę przygnębiającej twórczości. Muszę przyznać, że odrobinę mnie przeraziła. Emocje kotłowały się w głosie szatyna, jak wściekłe tsunami, zamknięte w słoiku. Było w tym jakieś desperackie szaleństwo.
            Które skończyło się tak nagle, jak nagle się zaczęło.
            - I co?- spytał Dan, gdy ostatnie dźwięki umilkły.
            - Trochę depresyjne - mruknęłam cicho, nie otwierając oczu.
            Szatyn wzruszył ramionami, przeczesując włosy. Czasami zastanawiałam się jakim cudem wiedziałam co robi, skoro nawet na niego nie patrzyłam.
            - Myślisz, że będę bardzo przynudzał?
            - Twoi nowi fani mogą się trochę przestraszyć - odparłam ostrożnie. - W sensie, że... Może jest trochę zbyt wyniosła, jak na granie w niewielkim barze... Ale na pewno nie jest nudna. Ty nigdy nie przynudzasz - zauważyłam. - Naprawdę mi się podoba. Jest niesamowita.
            Dan nie odpowiedział, więc na niego spojrzałam. Chłopak gładził  palcem keyboard, przyglądając się mu uważnie, jakby mógł odczytać przyszłość z białych klawiszy. Był bardzo, bardzo nieszczęśliwy. Alkohol przestał najwyraźniej spełniać swoją funkcję rozpraszacza. Smith znów wpadł w błędne koło, z którego nie da się uciec samemu. Bez względu na to co zrobi, będzie skazany na ból. Doskonale znałam ten stan, bo sama znajdowałam się w nim przez długi czas. Dopiero pojawienie się rozczochrańca w moim życiu uwolniło mnie z pułapki, którą sama na siebie zastawiłam.
            Teraz to Smith potrzebował kogoś, kto pomógłby mu uwolnić się od własnej głowy.
            - Kiedy ostatnio byłeś na zewnątrz? - spytałam spokojnie.
            Błękitne oczy spojrzały na mnie z pewną dozą lęku, jak dziecko, widzące ostrą igłę, któremu każą podać dłoń przed szczepieniem.
            - Niedawno... - mruknął i nacisnął jednym palcem kilka klawiszy, wygrywając prostą melodię, jak zawsze, kiedy stresował się przy keyboardzie.
            - Czyli?
            Kolejna odegrana melodyjka.
            - Wczoraj rano, prawda? - drążyłam temat.
            - Uchym - burknął potakująco szatyn.
            - I nie byłeś na uczelni tylko dlatego, że chciałeś poćwiczyć piosenki - nie odpuszczałam.
            Dan kiwnął głową, zaciskając usta. Nie odrywał wzroku od klawiatury keyboarda.
            - Danny, możesz na mnie spojrzeć? - usiadłam na krawędzi łóżka.
            Chłopak spełnił niechętnie moją prośbę.
            - Co według ciebie oznacza słowo "oblivion"? - zapytałam.
            Fala jakiś niezrozumiałych dla mnie uczuć przelała się przez oczy szatyna, burząc ich spokojną taflę. Nie chciałam poruszać tego tematu, ale sprawa tajemniczej karteczki na ścianie mojej Jaskini ciągle nie została rozwiązana.
            Smith odetchnął głęboko. Podniósł się ciężko z krzesła, żeby usiąść obok mnie, a następnie opaść na plecy. Położyłam się obok chłopaka z głową na jego ramieniu. Biała pościel kotłowała się wokół nas jak chmury na niebie.
            - Oblivion... - głos Dana był spokojny i cichy. - Zapomnienie... To stan, w którym znajduje się osoba, która traci zmysły. To miejsce, do którego tylko ona jedna ma dostęp.
            Dłoń szatyna bawiła się moimi włosami, a ja patrzyłam szeroko otwartymi oczami przed siebie, niemal nie oddychając.
            - Jak blisko jesteś swojego Zapomnienia? - szepnęłam.
            - Już tam dotarłem.
            Zacisnęłam oczy.
            - Nie prawda - niemal jęknęłam. - Nie prawda Danny. Nie mów takich rzeczy.
            Głaszcząca mnie ręka zamarła. Czekałam na reakcję chłopaka z szybko bijącym sercem. Sekundy dłużyły się, a odpowiedzi nie było.
            I nie miało jej być.
            - Skończyły mi się już pomysły - powiedziałam nagle ze zrezygnowaniem i odsunęłam się od Smitha.
            Podeszłam do okna i oparłam głowę o szybę. Słońce ogrzało mi zmarznięty jak zawsze nos. Czułam na sobie smutne spojrzenie, ale nie miałam zamiaru się odwrócić. Nie potrafiłam bez przerwy rozrywać sobie serca, przyglądając się cierpieniu Dana. To było nie fair. Zrzucił cały ból odpowiedzialności na mnie. Nie pozwolił mi skontaktować się z lekarzami, powiedzieć o problemie jego rodzinie czy przyjaciołom. Zostałam sama z umierającą duszą chłopaka i byłam jedyną osobą, która mogła go uratować. Nie nadawałam się na bohatera. Nie umiałam się poświęcać, myślałam zwykle o sobie. Nie znosiłam powierzonych mi zadań i nie lubiłam słuchać błagań o pomoc. Może jednak źle zrobiłam, postanawiając zadbać o rozczochrańca. Może powinnam była wycofać się jeszcze zanim całkiem go pokochałam.
            - Jeśli chcesz możesz odejść - stwierdził Smith za moimi plecami. - Nie będę miał ci tego za złe. Zrozumiem.
            Jęknęłam i uderzyłam głową o szybę. Dość mocno.
            Bez względu na to, jak bardzo bałam się odpowiedzialności, nigdy bym nie odeszła. Nie mogłabym tego zrobić.
            - Dan, nigdzie nie pójdę - odpowiedziałam, patrząc przez okno na przedwiosenne podwórko. - Nie zostawię cię. I nie obchodzi mnie, czy do twojego Zapomnienia może dotrzeć ktoś oprócz ciebie czy nie. Jeśli ty masz zamiar tam pójść, ja będę podążać za tobą. Ale to nie jest łatwe - zacisnęłam oczy i moje czoło znów zderzyło się z oknem. - To nie jest łatwe.
            Usłyszałam skrzypnięcie podłogi i chwilę później chłopak objął mnie od tyłu w pasie i przyciągnął do siebie.
            - Przepraszam - pocałował moje ramię. - Przepraszam - szyję. - Przepraszam - miejsce tuż za uchem.
            Obróciłam się w stronę Dana, a on pocałował mnie z całej siły, nawet nie pytając o zgodę. Objęłam go za szyję, czując dłonie wsuwające się pod moją koszulkę. Zjechałam palcami w dół przez szyję chłopaka, przez jego tors, aż do brzucha i przyciągnęłam go do siebie za szlufki dżinsów. Zimne ręce łaskotały mnie po żebrach, wędrowały w okolicach zapięcia stanika, gładziły łopatki. Usta Dana, w przeciwieństwie do dłoni, były gorące. I dziwnie nieznajome. Jakby nie całował mnie Smith, ale ktoś całkiem inny.
            Odsunęłam się pierwsza, oddychając ciężko.
            - Przepraszam - powtórzył Dan. - Ciągle cię krzywdzę. Przepraszam. Nie chciałem.
            - Wiem - pogłaskałam chłopaka po policzku. - Ja też przepraszam. Nie powinnam była się tak zachowywać.
            - Nie masz za co - kąciki szatyna uniosły się lekko. - Jesteś dla mnie taka dobra. Nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa. W dodatku ciągle masz rację... - niebieskooki odetchnął cicho. - Wiesz, myślę, że może powinniśmy pójść na spacer.
            Odpowiedziałam uśmiechem.

***

            Pewność siebie Dana zniknęła, gdy tylko znaleźliśmy się na ulicy. Chłopak rozglądał się ukradkiem i dyskretnie próbował skierować nasze kroki ku jego samochodowi.
            - To miał być spacer - zauważyłam kąśliwie.
            Szatyn zaśmiał się jedynie sztucznie i minął zaparkowane auto, udając, że wcale nie chciał się w nim ukryć. Ścisnęłam dłoń Smitha i pociągnęłam go w stronę centrum.
            Najpierw zatrzymaliśmy się w kawiarni na szybką kawę. Dan zajął miejsce w rogu, jak najdalej od okna. Usiadłam na przeciwko szatyna i zaczęłam trajkotać o moim dniu, jakbym dostała jednego ze swoich ataków słowotoku. Nie wspomniałam oczywiście o Wilczej Dziewczynie ani o propozycji, jaką dostałam od nauczyciela. Powiem mu później.
            Kiedy opróżniliśmy nasze szklanki, plątaliśmy się po centrum bez żadnego konkretnego celu. Śmieliśmy się z turystów, próbujących pozować obok Big Bena, jak Garfield z filmu, a potem sami staraliśmy się odtworzyć tę scenę. Machałam do ludzi z London Eye, a Dan bezskutecznie próbował znaleźć wystarczającą ilość kasy w swoich kieszeniach i moim portfelu, która pozwoliłaby nam skorzystać z tej atrakcji. Potem zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma sensu wydawać pieniądze na takie rzeczy, więc dla każdego napotkanego ulicznego artysty wrzucaliśmy do futerału, kapelusza czy koszyczka po 50 centów. Logiczne.
            Po drodze, pod wpływem nagłego impulsu, wskoczyłam do sklepu dla artystów i kupiłam trochę białej farby, tłumacząc Danowi, że powinniśmy napisać na jego keyboardzie "DAN SMITH", żeby wszyscy wiedzieli kim jest.
            Smith po jakimś czasie przestał zachowywać się jak przerażone zwierzę i zaczął wygłupiać się razem ze mną.

            Wreszcie dotarliśmy do starego parku, po za niewyznaczonymi granicami turystycznego centrum. Tutaj dróżki nie były zadbane, trawa nie została skoszona i zagrabiona, a ławki naprawione. Miasto zapomniało o wiosennych porządkach, jednak drzewa nie zapomniały, że wiosna naprawdę nadeszła. Zaczęły dyskretnie zajmować teren dróżek. Nad naszymi głowami zamykały już tunel zieleni. Może właśnie dzięki temu w parku nie dostrzegliśmy zbyt wielu przechodniów. W dodatku słońce trochę wysuszyło ziemię, więc mogliśmy usiąść na swoich kurtkach i łapać na policzki świetliste plamy. Zajęliśmy miejsce na szczycie stromego wzgórza, które jeszcze kilka miesięcy temu musiało być oblegane przez dzieci na sankach. Dzięki temu mieliśmy lepszy widok na opustoszałe miejsce i lekko zachmurzone niebo.
            - Chciałabym przyjść tu z tobą za dziesięć lat - stwierdziłam z zamkniętymi oczami. - Ciekawe kim byśmy wtedy byli.
            - Myślisz, że nasze drogi się rozejdą? - zapytał cicho Dan.
            Szturchnęłam nogę chłopaka swoją stopą.
            - Nie wiem. Ale fajnie by było być obok ciebie za te dziesięć lat. Ścigamy się?
            Smith spojrzał na mnie zdziwiony. Roześmiałam się na widok jego zmarszczonych brwi.
            - Jak byłam mała, ścigałam się z młodszym bratem przy każdej okazji - wytłumaczyłam. - Najbardziej lubiliśmy się turlać...
            Dan zerknął w stronę podnóża pagórka, na którym się znajdowaliśmy.
            - Ooooo nieee - zaprotestował, ale ja już kładłam się na brzuchu przy krawędzi zbocza.
            - Chodź, będzie fajnie!
            - Nie będzie! - zestresował się szatyn, kładąc na przeciwko mnie.
            - Najwyżej zginiemy - stuknęłam jego głowę czołem i odsunęłam się. - Na miejsca, gotowi, start!
            Poturlałam się w dół po wilgotnej trawi, liściach, korzeniach i Bóg wie czym jeszcze. Dan stoczył się tuż za mną. Wszystko wirowało. Nie widziałam, gdzie spadam i jak długo świat będzie rozmazany. Coś wbiło mi się boleśnie w żebra, łupnęłam głową o coś innego, ramię wykręciło mi się pod dziwnym kątem, zakrztusiłam się własnymi włosami, ziemia wlazła mi do oczu...
            Koniec.
            Zatrzymałam się łagodnie, ale uderzenie nadciągającego Dana sprawiło, że potoczyłam się kawałek dalej. Usłyszałam przeciągły jęk obok ucha, zduszony przez śmiech. Próbowałam spojrzeć na chłopaka, ale widziałam tylko rozmazaną plamę.
            - Matko - zawyłam. - To nie był dobry pomysł!
            - Ani trochę! - odpowiedział tym samym szatyn, chowając twarz w trawie. - Co za idiotyzm!
            Śmiejąc się, oklapłam na plecach obok Dana i z całej siły próbowałam powstrzymać mdłości.
            - To cud, że żyjemy - wydyszałam, łapiąc się za głowę.
            - I że nie wpadliśmy w gówno.
            - Bueeeeeeeeeeee! Ja na pewno w jakieś wpadłam!
            - Nadziałem się na kość jakiegoś umarlaka chyba...
            - Co?!
            Mimo zawrotów głowy spojrzałam gwałtownie na chłopaka, co poskutkowało kolejną falą zawirowań.
            - No serio, połamałem sobie o nią żebra... - Dan wciąż nie podnosił twarzy.
            - To był pewnie korzeń idioto! - zaśmiałam się.
            - Korzeń czy umarlak - bolało!
            - Wiem, mnie teeeeeeheheeeeeż!
            Przez kilka minut oddychaliśmy ciężko. Wreszcie Smith niepewnie uniósł głowę, krzywiąc się żałośnie.
            - Chyba się zrzygam - mruknął, powoli obracając się na bok.
            - Ja też - przytaknęłam cicho.
            - Nie róbmy tego już nigdy - poprosił.
            - Dobrze - zgodziłam się natychmiast.
            Popatrzyłam na szatyna z szerokim uśmiechem. Wilgotne liście przykleiły się nam do włosów, twarzy i ubrań. Wyglądaliśmy jak para jeży, które przed chwilą wytaczały się w trawie, a teraz nie wiedziały, jak pozbyć się wszystkich zbędnych śmieci, przyczepionych do kolców. Sterczące włosy Dana wyjątkowo nadawały się do odgrywania roli zagubionego jeżyka.
            Chłopak obdarzył mnie zamroczonym błękitnym spojrzeniem i uniósł lekko prawy kącik ust. Wyciągnął dłoń i zdjął mokrego liścia, który przylepił mi się do policzka.
            - Wyglądamy jak para żuli - stwierdziłam rozbawiona.
            - Ja czuję się jak żul - zauważył Smith.
            Wreszcie świat pozwolił nam usiąść w pozycji pionowej i nie zwrócić obiadu. Zaczęłam wyciągać liście z gęstych włosów Dana, a on oczyszczał powoli moje ubranie. Chichotaliśmy jak dzieci, a kiedy byliśmy względnie czyści, chłopak pocałował mnie po raz kolejny tego dnia i tym razem był to taki pocałunek, jaki kochałam.
            W dziwny sposób wylądowałam plecami na ziemi, przez co liście znów wplątały mi się we włosy. Szatyn przez moment głaskał mnie po twarzy, ale chwilę później odsunął się ode mnie gwałtownie.
            - Nie, jednak serio się zrzygam - powiedział, łapiąc się za głowę. - To była najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem.
            Wybuchłam śmiechem. Mi też ciągle kręciło się w głowie, ale...
            Może powód był całkiem inny?

~.~.~.~

Dooooobra, zbliżamy się do końca tej miłości (sorry Pat, jeszcze chwilę musisz wytrzymać xD), więc cieszmy się chwilą szczęścia i wiosny, gdy za oknem jesień.
Mam nadzieję, że się wam spodoba!
Swoją drogą chciałam zapytać... Co wy na to, żeby w piątki robić takie średniej długości rozdziały, a jakoś w połowie tygodnia też dorzucać krótszy rozdział. Jakoś tak. Idk, koleżanka, która też to czyta podrzuciła mi taki pomysł, więc teraz ja pytam was :D
Pozdrawiam ze środka mojej choroby i w ramach miłego piątku daję miły gif:

Żebyście byli dziś tak szczęśliwy, jak ten oto pijany dork


20 komentarzy:

  1. Poprawiłaś mi humor! W szkole dokończyłam czytać ostatni rozdział, wracam do domu wymęczona, a tu następny rozdział :D
    Poza tym, znalazłam Ciebie jakieś trzy dni temu i nienawidzę Cię (żartuję oczywiście). Wczoraj czytałam do jakiejś wpół do pierwszej, a chciałam iść wcześniej spać, bo byłam padnięta.
    Historia wciągnęła mnie bardzo! Uśmiałam się dużo razy i byłam martwiłam się razem z Alice i Danem.
    Już tutaj zostaję i będę pod każdym rozdziałem cię męczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upssss... Sorry not sorry :D bardzo się cieszę, że przygody moich głupich dzieciaków ci się spodobały i postanowiłaś z nami zostać.
      Nie będę miała absolutnie nic przeciwko takiemu męczeniu mnie! Dzięki za komentarz i mam nadzieję, że w przyszłości cię nie zawiodę :D

      Usuń
    2. Raczej nie ma takiej opcji że mnie zawiedziesz :D jak coś mi się bardzo spodoba, to ciężko sprawić, żebym się na tym zawiodła.

      A co twojego pytania: TAK. Im częściej tym lepiej, nawet jeżeli mają być krótsze. Mi to bardziej odpowiada, bo co chwila coś jest, a jak taki długi rozdział to czasami nie mam akurat czasu i tak odkładam i odkładam aż pokazałby się następny i tak się uzbierałoby ;)

      Usuń
    3. W taki razie będę starała się utrzymać twoje zainteresowanie :D
      Okay, rozumiem. Dobrze, że jutro wolne. Będę miała czas, żeby trochę popracować nad tym opowiadaniem i zrobię sobie kolejkę kolejnych rozdziałów do wstawienia. Ostatnio strasznie się rozleniwiłam jeśli chodzi i pisanie. Musze wziąć się w garść i zacząć pisać zakończenie...

      Usuń
  2. Ehh, nie rozumiem jak można pisać coś tak cudownego, serio XD

    Jechałam niedawno autobusem i stałam koło jakiejś dziewczyny. Ciągle czułam, że kogoś mi przypomina i nagle się zorientowałam, że wygląda całkiem jak dziewczyna z teledysku do BB. Ale serio. Od razu pomyślałam o twoim ff. Wiem, że to głupie ale tak się przestraszyłam, że wysiadłam na następnym przystanku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kwestia chyba... Pisania... Im więcej ćwiczysz, tym lepiej idzie. Jak że wszystkim. Wciąż dostrzegam stanowczo za dużo niedoskonałości, ale bardzo bardzo dziękuję ❤

      O rany... Wredna Wilcza Dziewczyna, akurat moim czytelnikom powinna dać spokój. Niech sb męczy Dana albo Alice, a nie jeździ w polskich autobusach!

      Usuń
  3. Jakie te Twoje dzieciaki są kurcze słodkie, szalone i nieszczęśliwe w jednym czasie. Jak to możliwe? xD Dobrze, że mają siebie nawzajem i są dla siebie wsparciem w ciężkich chwilach. Kurde teraz to się załamałam, też bym chciała tak chciała ; _ ;

    YEAH!! Mamy wyjaśnienie "oblivion"! :D Od teraz to słowo nabrało całkiem nowego znaczenia. Rany jak Ty to pięknie napisałaś. Mam słabość do takich rzeczy ; _ ;

    Po cichu Ci jeszcze powiem, że mam ochotę skopać tyłek tej Wilczej Dziewczynie, żeby dała Twoim dzieciaszkom spokój >.< Dość już przez nią przeszli oboje :<

    Mnie osobiście pasuje taki podział rozdziałów ;) Nie mam nic przeciwko, najwyżej tylko będziesz miała jeszcze częściej komentarze ode mnie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź, ja pisząc o nich, po prostu umieram z depresji. UGH zazdroszczę im tak okropnie, nawet jeśli mają tyle kłopotów ;-;

      To słowo było kiedyś wyjaśnione przez Dana. Ja jedynie zacytowałam jego wypowiedź. Może odrobinę przekształciłam, żeby pasowała do kontekstu, ale Dan, ten prawdziwy, widzi słowo oblivion właśnie w ten sposób i uważam, że to absolutnie wyjątkowe.

      Oh każdy chyba chce skopać tyłek Wilczej. Może z wyjątkiem mnie xd mogę ją sobie hejcić, ale to też jest moje dziecko :D po za tym znam ją lepiej niż inni i czasem to mi jej nawet szkoda... Nieważne, zaraz będę spoilerować

      Cóż, na pewno nie będę narzekać na Twoje komentarze uwielbiam je :D

      Usuń
    2. Ja mam to samo jak myślę o moich bohaterach i ich zmartwieniach ale z racji że mają siebie, to te problemy wydają się takie odległe ; _ ;

      Nie wiedziałam nawet :o Myślałam, że Ty je tak wyjaśniłaś. Ja jestem stormerką od niedawna, więc jeszcze nie wiem wszystkiego xd

      Oł noł spoilery atakujo! >o< haha
      Pewnie z nią nie jest tak jak to wygląda teraz ale poczekam cierpliwie na właściwe rozdziały, gdzie to wszystko się wyjaśni. W sumie to naprawdę ciekawi mnie jej postać ;)

      No to się cieszę bardzo, że je lubisz :D

      PS. Życzę Ci zdrówka, żebyś szybciutko doszła do siebie! ;*

      Usuń
    3. Chyba, że te problemy będą wynikać z nich samych... Ugh cicho Alicja, nie gadaj takich durnot, twoje dzieciaki za bardzo się kochają =.=

      Rozumiem, ja też ciągle odkrywam nowe rzeczy z przeszłości Bastille :D niestety chyba nie jestem aż takim artystą jak Dan. Ta mała buła potrafi w jakimś wywiadzie bez zastanowienia powiedzieć coś tak głębokiego i mądrego, że ja sama nie wpadłabym na to, myśląc przez cały tydzień. Pewnie właśnie dlatego poświęciłam temu głupiemu zespołowi swoje życie. Może niedosłownie. Ale w dużej części tak właśnie to wygląda.

      Bardzo dziękuję! Dzisiaj czuję się o wiele lepiej.
      A swoją drogą jak Twoje prawko? Nic o nim nie mówiłaś i jakoś tak wyleciało mi z głowy ^^

      Usuń
    4. Haha tak to jest jak zacznie się rozmyślanie xd

      Nie wierzę w to, że byś nie potrafiła coś równie pięknego wymyślić ;)
      A co do Danego to racja twórczości to mu nie brakuje, jak on coś powie albo napisze to nogi miękną >w<
      Wiem, co masz na myśli, bo muzyka w moim życiu też odgrywa bardzo ważną rolę i w sumie to już nie jest tylko muzyka. To moje ciało i dusza :D

      Wiem, że nic o nim nie mówiłam, bo na razie nie ma o czym, masakra i tyle :c jeszcze go nie zdałam. Już mnie to zaczęło wkurzać, bo dość mam zmartwień jeśli chodzi o szkołę to jeszcze muszę się z tym prawkiem męczyć -.-

      Usuń
    5. O... A gdzie mój komentarz... Ugh! Świetnie, pewnie nie wstawił się jak zwykle...

      Jeśli chodzi o twórczość Dana, to czasem mam ochotę po prostu albo rąbnąć łbem o ścianę albo rąbnąć łeb tego dorka. Ja nie rozumiem, jak człowiek może wymyślić coś tam pięknego ugh

      Ech :/ to do dupy... Ale u mnie też sporo przyjaciółek zdawało przez kilka miesięcy. Naprawdę ci współczuję i mam nadzieję, że to okropieństwo szybko się skończy.

      Usuń
  4. Afwgsgdjhr taK BARDZO ICh SZIPUJĘ AWFSD
    Rozdział świetny. Nic do zarzucenia. Co do częstotliwości dodawania - w sumie częstsze rozdziały byłyby fajne, tylko nie mogłabyś siè wypalić, bo kto by nam pisał takie cudo? xD

    Pozdrawiam i weny życzę
    Kornelia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha Dalice na otp :D
      Na razie mam ok 50 stron zapasu, więc jakoś może poradzimy xd

      Bardzo dziękuję!

      Usuń
  5. Awwww co za dorki dwa turlające się po trawie <3 kocham Dalice!

    Ale jak to koniec miłości? Ale że co? o_O dobra nie chce wiedziec!

    Co do rozdziałów to... ja i tak mam zawsze zaległości ale sama myślałam żeby dodawać krótsze ale częsciej, wiec mysle ze Twój pomys jest OK :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tsa, wszystkiego dowiemy się w bliskiej przyszłości *mwahahaha*
      Też mi się wydaje, że to może być spoko pomysł. I nie będę się już męczyła z rozdzielaniem fragmentów tak, żeby były dość spójne. Czyli nowy rozdział pewnie bd pojutrze...

      Usuń
  6. Nie wiem za bardzo, jak streścić ten rozdział w jednym z moich wypracowań, jakie zazwyczaj piszę Ci pod każdym z nich...
    Dużo się dzieje. Spity Dan, obraz Alice (też chciałabym, aby mnie ktoś tak namalował), Oblivion, smutki, spacerek i... TURLU TURLU <3
    To zdecydowanie najlepsza część tego rozdziału, bo kojarzy mi się z pewną bliska mi osobą i przywołuje raczej te miłe, niż te mniej miłe wspomnienia, więc za TURLU TURLU wielki plus xDD

    Ogólnie rozdział bardzo dobry z resztą, jak każde twoje dzieło, więc nie ma się za bardzo nad czym tu rozwodzić.
    Czekam tylko na kolejne i mam nadzieję, że będą dłuższe, niż #26, bo nawet ja (osoba czytająca wyjątkowo wolno z własnej nieprzymuszonej woli) przeczytałam do w niecałe 5 minut, a to mnie stanowczo nie zaspakaja nie ważne, jak to brzmi! xD
    CHCE WIĘCEJ ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tsaaa TURLU TURLU wyszło tak z deczka przez przypadek, ale polubiłam tę scenkę na tyle, że postanowiłam ją zostawić, cieszę się, że ci się podoba
      Tak sobie pomyślałam, że jeśli będę musiała wstawić jakiś krótki rozdział (tak, żeby trzymał się jakiejś kupy...), to będę je wrzucać w środku tygodnia, żebyście nie musieli czekać 7 dni na takie krótkie, małe cuś... Także już kolejny rozdział w piątek/sobotę będzie trochę dłuższy, postaram się :P

      Usuń
  7. Para żuli i pijany, tańczący dork, to najpiękniejsze, najweselsze obrazy w mojej głowie dzisiejszej nocy. Niestety pełnia nadchodzi i czekają mnie 3 nieprzespane noce. Zabrzmiało to, jak wyznanie wilkołaka, ale mam tak od wielu lat i już się przyzwyczaiłam.

    Podoba mi się, że Dan wciąż pyta Alice, czy może ją pocałować, po tak długim czasie bycia razem - to jest takie urocze i szarmanckie. Ta niepewność podkreśla kruchość miłości między ludźmi.

    Jestem za nieco krótszymi ale częstszymi rozdziałami :)

    Buziaki XXX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh też miałam problemy ze snem podczas pełni :/ tyle, że w moim wypadku to były koszmary. Właściwie jeden konkretny koszmar... Cieszę się, że mam to już za sobą, ale łączę się z Tobą w bólu i cieszę się, że trochę ci umiliłam ten czas.

      Jakoś tak... Lubię tego małego niepewnego siebie Dana. Myślę, że każdy potrzebuje czasem takiej czułości, po prostu to takie miłe i kochane...

      Postaram się. Ciężko jest w sumie dokładnie podzielić rozdziały, tak żeby miały idealną długość i trzymały się kupy, bo ogólnie to całe to ff jest jako jeden ciągły tekst, podzielony jedynie gwiazdkami. Ale ogólnie będę się starać :D

      Usuń