Zlecenie od Pat (autorka LbO) gotowe!
Mam nadzieję, że udało mi się zawrzeć wszystkie twoje wymagania. Jak widać w tytule, jest to dopiero pierwsza część z planowanych 2 (lub 3...?). Niestety nie wiem, kiedy wrzucę kolejną. Postaram się jak najszybciej, ale niczego nie obiecuję.
Kilka szybkich info:
1. Patrycja - to właśnie ta Patrycja, ale jej starsza wersja.
2. Alicja nie jest powiązana w żaden sposób z fabułą WD, tak jak wszystkie tutaj zawarte wydarzenia!
3. Resztę chyba dowiecie się z treści
Miłego czytania! ^^
~.~.~.~
Czekałam na zespół, wylegując się
na ich kanapie. Chłopcy udzielali w tej chwili wywiadu kolejnej amerykańskiej gazecie. Wyglądało na to, że całe USA było absolutnie zakochane w czwórce
muzyków.
Sesja zdjęciowa do artykułu odbyła
się wczoraj, więc nie musiałam wstawać z samego rana, żeby nadzorować wygląd
moich dorosłych podopiecznych. Zwykle potrafili się ubrać samodzielnie, w końcu byli dorosłymi dzieciakami, ale od czasu do
czasu, przy większych występach, musiałam im pomagać. W końcu na tym polegała
moja praca.
Głośne rozmowy słychać było już na
korytarzu. Właśnie wstawałam z sofy, gdy do pomieszczenia wpadło Bastille. Dan
rozprawiał głośno o dzisiejszym spotkaniu z innymi gwiazdami. Wszyscy byli
podekscytowani, zbliżającym się wydarzeniem.
- Dobra, dobra - przerwałam
piosenkarzowi. - Najpierw byś pomyślał, jak się ubrać.
Szatyn uśmiechnął się szeroko.
- Po co mam myśleć, skoro mam
ciebie? - zapytał, dając mi całusa w policzek.
Każdy z chłopaków po kolei cmokał
mnie w to samo miejsce, a potem siadał na czarnej kanapie. Zawsze uważałam tę
tradycję za uroczą, ale wolałam nie mówić tego na głos. Jeszcze by pomyśleli,
że się w nich podkochuję.
- Okay - stanęłam przed zespołem. -
Dzisiaj będzie dużo fotografów, ale jednocześnie potrzebujemy czegoś wygodnego,
w końcu będziecie mieli sporo pracy. Do tego musimy wziąć pod uwagę fakt, że
wszędzie będą sławy. Trzeba zrobić dobre wrażenie, a jednocześnie udawać, że
wcale wam nie zależy.
Mężczyźni pokiwali grzecznie
głowami. Wiedziałam, że tak naprawdę nie za bardzo koncentrują się na tym, co
mówię. Zwykle po prostu akceptowali rzucone przeze mnie propozycje. Nasza współpraca była naprawdę
przyjemna. Oni lubili moje wybory, a ja nie miałam nic przeciwko ich ubraniom.
Mój wkład w ich wygląd był czasami jedynie formalnością.
- No dobra... - otworzyłam pierwszą
walizkę. - Kyle! Czemu znów wepchnąłeś tu swoje gacie? - skrzywiłam się.
Brodacz, który akurat był zajęty
obgryzaniem jakiejś skórki przy paznokciu, spojrzał na mnie niewinnie.
- Byłem zmęczony - wytłumaczył. -
Nie mogłem znaleźć innego miejsca. Nie gniewaj się Paaat.
Przewróciłam oczami, wzdychając
głośno. Okay, może nie zawsze było tak kolorowo...
Złapałam zużyte majtki chłopaka
dwoma palcami za brzeg i szybko odrzuciłam je na bok. Wytarłam dłoń o szary, wełniany sweter, piorunując klawiszowca wzrokiem.
Teraz, gdy miałam już swobodny
dostęp do ubrań, zaczęłam grzebać w ciuchach Simmons'a. Część (ta nieużywana
ani razu) była nawet poskładana, jednak większość garderoby chłopaka składała
się z bezpostaciowych, zwiniętych kul materiału.
- Tobie mój drogi proponuję...
Koszulkę z kotami lub... z takimi kotami... ewentualnie... Emmm kotami... kociętami...
Zawsze, gdy przychodziło do
strojenia Kyle'a siedzieliśmy nie wiadomo ile nad wyborem między jednym zwierzakiem,
a drugim. Brunet nigdy nie mógł się zdecydować.
- Ale ja to bym chciał... - odezwał
się chłopak, miętoląc swoją koszulkę (z kotem). - Coś takiego bardziej... No
wiesz, świątecznego.
Uniosłam brew.
- Jest listopad.
- Ale nagrywamy płytę na święta -
zauważył brodacz.
- Nie masz żadnej koszulki ze
świątecznym kotem - odparłam. - Jakbyś powiedział wcześniej, to bym ci kupiła.
Oczywiście znałam nie tylko gusty
chłopaków, ale również wszystkie ich rozmiary.
- No dobra - mruknął kociarz.
Wyglądał na strasznie
niepocieszonego. Nie mogłam pozwolić, żeby mój ulubiony dzieciak był smutny.
- A może... - zastanowiłam się przez
chwilę. - Wiem.
Złapałam inną torbę, należącą do
Woody'ego. Perkusista, który do tej pory rozmawiał z Willem, spojrzał na mnie
niepewnie.
- Co powiesz na to? - pokazałam
klawiszowcowi T-shirt.
Brodacz przekrzywił głowę, a w jego
brązowych oczach pojawił się błysk aprobaty.
- Jest czerwona - stwierdził
zadowolony.
- Prawie świąteczna - przytaknęłam.
- No to niech będzie - zadecydował
względnie usatysfakcjonowany Simmons.
Chłopak z długimi włosami, widząc,
że pożyczone ubranie nie należy do żadnej ważnej koszulki, stracił
zainteresowanie garderobą. Zespół nie miał nic przeciwko pożyczaniu sobie
ciuchów, co również często było pomocne.
- Okay, do tego narzucasz oczywiście
czarne portki, a na wierzch...
Spojrzałam na kolejną walizkę.
Wyjęłam z niej jeansową kurtkę z brązowym kołnierzem i tego samego kolorułatkami na łokciach.
- Będzie w porządku - zadecydowałam.
Położyłam na podłodze zestaw
klawiszowca i przeniosłam wzrok na Will'a.
- Ja to bym chciał dzisiaj bardziej
pod siebie - stwierdził basista.
- Cokolwiek to znaczy - mruknęłam z
lekkim uśmiechem.
Najstarszy z mężczyzn odwzajemnił
uśmiech. Wiedział, że doskonale zdawałam sobie sprawę z jego wymagań.
Otworzyłam bagaż Farquarsona i przez
chwilę przeglądałam równo ułożone stosiki ubrań. Wreszcie wybrałam ciemne spodnie, zwykłą, białą koszulkę z długimi rękawami i brązową kurtkę.
- Do tego nałożysz te swoje stare
buty - zaproponowałam.
- Jesteś cudowna - stwierdził Will.
- Och, no jasne, że tak -
wyszczerzyłam się. - Woodster - spojrzałam na perkusistę. - Ciebie zrobimy na gwiazdę rocka. Czarna koszulka z napisem i piękna, nowa skórzana kurteczka. Co
ty na to?
Chris uniósł z zadowoleniem kciuki,
a potem płynnie przeszedł do użycia tych samych kciuków, żeby odpisać na
wiadomość swojej cudownej żonki.
- No i został nam pan Smith...
Szatyn był całkowicie pochłonięty
telefonem.
- Dan. Mówi się do ciebie idioto -
powtórzyłam.
Znów zero reakcji.
- Daaanieeeeeeel...
Rany. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę
i wybrałam numer do przyjaciela. Smith poskoczył, kiedy jego urządzenie zaczęło
wibrować. Natychmiast spojrzał na mnie ze skruchą, a ja kliknęłam czerwoną
słuchawkę.
- Sorki - uśmiechnął się przepraszająco.
- Jesteś nie do wytrzymania -
burknęłam. - Gdyby ten durny telefon nie był nieodłączną częścią twojego
outfitu, już dawno bym ci go zabrała.
- Ojjj tam, wcale nie - wyszczerzył
się piosenkarz. - Tak naprawę, to cię słyszałem, ale chciałem, żebyś do mnie
zadzwoniła.
Popatrzyłam na niebieskookiego z
pogardą.
- Mogłem popatrzeć sobie bezkarnie
na twoje zdjęcie.
Uderzyłam wnętrzem dłoni w czoło.
Ten człowiek sprawiał, że czasami wątpiłam w ogóle w całą ludzkość.
- Przecież możesz sobie popatrzeć na
mnie na żywo. Nie to, że cię zmuszam, ale ułatwiłoby mi to pracę...
- Ale ja lubię to zdjęcie -
stwierdził piosenkarz.
- Biorąc pod uwagę fakt, że ukradłeś
mi je z laptopa, z pewnością przypadło ci do gustu - zauważyłam kwaśno. -
Chociaż nie rozumiem dlaczego. Jestem tam jeszcze gówniarzem. Miałam 17 lat... Nieważne. Możemy wrócić do
garderoby? Mam jeszcze dzisiaj spotkanie.
- Jasne, przepraszam...
- Bez żadnych psich oczek -
ostrzegłam szybko przyjaciela.
- No dobra...
- Daaaan.
- Co - obruszył się szatyn. -
Przepraszam, że mam taką twarz. Nic na nią nie poradzę.
Wybuchłam śmiechem, widząc smutek w
błękitnym spojrzeniu. Zawsze nabierałam się na tę sztuczkę ze zranionym
szczeniakiem.
- Tak sobie myślałam, że powinieneś
dzisiaj nałożyć bluzę z "Blue...
- Ale ja bym chciał koszulkę z
Lynchem - przerwał mi Dan.
Przez chwilę przyglądałam się
chłopakowi. Zwykle zgadzaliśmy się w kwestii ubioru.
- Dlaczego.
- Bo... Bo tak - mruknął chłopak,
spuszczając wzrok.
- Mały fanboy myśli pewnie, że jego
idol tam będzie - wtrącił się Kyle, którego najwyraźniej nie interesowała
rozmowa dwójki pozostałych mężczyzn.
- Nie prawda - zaprotestował
natychmiast Smith, ale jego szyja pokryła się kilkoma zaróżowionymi plamami.
Powstrzymałam uśmiech. Obsesja
piosenkarza była czasami taka urocza.
- Nie sądzę, żeby tam był -
powiedziałam spokojnie. - Ale jeśli faktycznie się pojawi, to chyba nie będzie
zadowolony, kiedy zobaczy własną twarz na twoich ciuchach. Ty lubisz oglądać
swoją mordkę u innych?
Jedyną odpowiedzią było speszone
westchnięcie.
- Możesz nałożyć koszulkę z zygzakami - zaproponowałam. - a na to niebieską kurtkę. To będzie delikatny
sygnał, że lubisz Twin Peaks. Co ty na to?
Twarz wokalisty natychmiast się
rozjaśniła.
- Kay - zgodził się.
- No i mamy - wykonałam gest
otrzepania dłoni. - Będziecie śliczni.
Kyle zamrugał powiekami, jak
filigranowa dameczka. Ułożył dłoń, jakby została stworzona do całowania i
zachichotał dziewczęco. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Kiedyś przebiorę cię za kobietę -
stwierdziłam stanowczo. - Ale teraz lecę.
- Gdzie? - zainteresował się Will.
Mimo, że był starszy ode mnie
zaledwie niecałe 10 lat, to zachowywał się, jakby był moim ojcem.
- Spotkać się z przyjaciółką -
odparłam, zbierając rzeczy. - Przyjechała z Londynu na wasz koncert.
- Po co aż tutaj? - zdziwił się Dan.
- Zawsze chciała zobaczyć Amerykę -
odparłam. - A wy to taki dodatek - pokazałam przyjacielowi język. - A
właśnie... - zatrzymałam się tuż przy wyjściu. - Myślicie, że będzie mogła z
nami wrócić?
Przygryzłam wargę, patrząc na zespół
prosząco. Chłopcy zerknęli na siebie, tocząc niemą dyskusję.
- Jak będzie miła, to bierem -
zadecydował Simmons.
- Jesteście kochani.
- Ale musisz poprasować nam ciuchy!
- zastrzegł kociarz. - Wiesz, że ja zawsze je spalam.
Westchnęłam głęboko. Najwyżej
spóźnię się trochę na spotkanie. Alicja nie obrazi się chyba, skoro zaproponuję
jej powrót z Bastille.
- No dobra - zgodziłam się, wracając
do pomieszczenia.
Wzięłam ubrania z podłogi, a
tymczasem chłopcy wstali i znów obdarowali mnie buziakiem w policzek. Tsa.
Stanowczo warto było być ich stylistką.
***
- Daj spokój, nie jestem zła -
uśmiechnęła się szeroko blondynka. - Kiedy na ciebie czekałam, poznałam
Stefany.
Alice wskazała podbródkiem na
brunetkę, siedzącą kilka stolików dalej. Nieznajoma mi dziewczyna pracowała w
skupieniu na laptopie, podgryzając croissanta.
- Jest przemiła - podsumowała moja
przyjaciółka.
- Ty wszystkich uważasz za miłych -
odparłam z lekkim rozbawieniem.
Dwudziestoczteroletnia pisarka
zawsze była otwarta na nowe znajomości i miejsca. Mały ciekawski chochlik. Nie
zmieniła się prawie w ogóle odkąd poznałyśmy się, jeszcze w liceum, przez
internet. Na studia Alicja wyprowadziła się do Londynu potem dołączyła do niej
jej przyjaciółka, a ja podążyłam tymi samymi śladami dwa lata później,
zostawiając dom w Polsce. Co prawda nie mieszkałyśmy blisko siebie, ale czasami
się widywałyśmy i wciąż utrzymywałyśmy kontakt drogą wirtualną.
- Tooo... - Alice zmieniła temat. -
Mówiłaś, że masz dla mnie dobrą wiadomość, która wynagrodzi mi spóźnienie?
- Tylko to, że znalazłam ci miejsce
do nocowania - wzruszyłam ramionami, udając obojętną.
- Och to super - ucieszyła się
blondynka. - Dobrze, że nie zaklepałam sobie miejsca w tamtym podrzędnym
hoteliku - ściszyła głos. - Recepcjonista chyba trzymał strzelbę za ladą,
wyobrażasz sobie?
Szaro-niebieskie oczy przyglądały mi
się z dezaprobatą. Dziewczyna nie poznała jeszcze wszystkich uroków Ameryki.
Chociaż w swoich opowiadaniach często tu bywała.
- Chcesz wiedzieć gdzie? - spytałam
luźno.
Chciałam zrobić przyjaciółce
niespodziankę, ale ona miała chyba inne plany.
- To nieważne - pisarka machnęła
ręką, dopijając kawę. - Musisz mi teraz wszystko pokazać!
Zerwała się z miejsca.
- Idziemy!
- A gdzie twój bagaż? - uniosłam
brwi.
- No tutaj - Alice wskazała na
wielki plecak, który wyglądał trochę, jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Na kilka dni wsadziłaś się tu?
- Uchym - odparła dumna dziewczyna.
- Stwierdziłam, że i tak mam zamiar coś tu sobie kupić. Wzięłam tylko jakieś
najpotrzebniejsze rzeczy i... Cholera - niebieskooka zagryzła wargę. - Zapomniałam
spakować gaci.
Pokręciłam głową z rezygnacją. Jak
dorosła dziewczyna może być takim roztrzepańcem?
Zwiedzanie miasta zajęło nam sporo
czasu. Alice co pewien czas zatrzymywała się na środku chodnika i zapisywała na
stojąco w notesie jakieś, z pozoru przypadkowe, zdania z opisami miejsc, osób,
doświadczeń. Po piętnastym przystanku miałam ochotę złapać ją za ucho i
pociągnąć dalej, ale mimo to czekałam cierpliwie, aż blondynka utrwali na
papierze zapach, dobiegający z pobliskiego sklepu z przyprawami. Taki miała
fetysz.
Po kilku godzinach szlajania się i
przepuszczeniu chyba połowy zarobków Polki, które zdobyła po wydaniu nowej
książki, wylądowałyśmy pod moim luksusowym hotelem.
- Będziesz mieszkać ze mną -
poinformowałam dziewczynę, wchodząc do holu.
- Suuuuper - ucieszyła się pisarka z
nosem w notesie. - Spotkam Bastille?
Pociągnęłam przyjaciółkę za ramię,
zanim weszła w kolumnę, porośniętą delikatnym bluszczem, którą właśnie opisywała.
- Jak ty w ogóle jeszcze się nie
zabiłaś? - westchnęłam, zatrzymując się przy windzie.
- Zadaję sobie to pytanie od jakiś
piętnastu lat... Zwykle mam przy sobie Werkę, no wiesz, pilnuje żebym nie
zostawiła portfela w kawiarni albo żebym nie wpadła pod samochód - na chwilę
przestała pisać. - Szkoda, że jej tu nie ma... Musiała zostać w Londynie.
W moim pokoju panowała ciemność. Zza
ścian, gdzie znajdowały się sypialnie chłopaków, nie wydobywały się żadne
odgłosu, jak zwykle, więc wydedukowałam, że poszli imprezować po zakończeniu
nagrań. Było jeszcze dość wcześnie, ale listopadowy wieczór ukrył już słońce za
srebrzystymi drapaczami chmur.
Alice zległa na kanapie i zaczęła
rozmasowywać obolałe ramiona.
- Zmiana czasu między Londynem a
Stanami jest porażająca - wyznała, ziewając, a kilkanaście sekund po tym
stwierdzeniu, już spała, zwinięta w kulkę.
Uśmiechnęłam się i nakryłam
przyjaciółkę kocem. Przeszłam na palcach do swojej sypialni. Włączyłam laptopa, żeby popracować nad projektami. Planowałam rozpoczęcie prac nad
kolekcją jeszcze przed nowym rokiem, więc musiałam się streszczać.
A potem... Było już kilka godzin
później.
- Heeeeeeeeeej - rozczochrana głowa
zajrzała do mojego pokoju. - Gdzie znajdę jedzenieeee?
Uniosłam głowę i skrzywiłam się,
czując zesztywniały kark.
- Zadzwoń do recepcji - poradziłam, odkładając na bok pracę. - Przyniosą ci, co będziesz chciała.
- Ale ja to bym wolała wyjść -
wymamrotała dziewczyna. - No wiesz... Nie mogę siedzieć w pokoju, skoro tam na
zewnątrz jest tak ciekawie...
- W takim razie zejdź do
restauracji. Tylko doprowadź się do porządku.
Do głowy Alice dołączyła reszta
tułowia.
- Ale ja nie za bardzo mam jak -
wyznała niepewnie pisarka. - Nie mam odpowiednich... Ciuchów.
Wiedziałam.
- Pożycz ode mnie - uśmiechnęłam się
pod nosem.
- Dzięki - rozpromieniła się
blondynka.
Chwilę buszowała w mojej szafie i
wreszcie wyciągnęła luźny, szary sweter, trochę podobnych do tego, który miałam
na sobie (no co... lubię luźne szare swetry... są ciepłe) oraz czarne legginsy.
Dobrze, że miałyśmy zbliżoną budowę ciała. Dziewczyna spędziła kilka minut w
łazience, a kiedy wyszła, wyglądała już jak jednostka, zdolna do życia w
społeczeństwie. Złapała jeszcze zeszyt, swój lekki notebook i wyleciała na
korytarz żądna nowych inspiracji.
***
No dobra, teraz było jeszcze
później, niż późno.
Moja głowa wylądowała nieprzytomnie
na poduszce. Alice wciąż nie było. Chłopaków też nie słyszałam. Gdzie oni
wszyscy się podziewali?
Już planowałam wstać i rozpocząć
akcję poszukiwawczą.
Chyba coś mi jednak nie wyszło, bo
zasnęłam.
***
- Mamo wpuść mnieeee.
Otworzyłam oczy. Cichy jęk dochodził
gdzieś z oddali, prawdopodobnie z korytarza.
Usiadłam, rozrzucając kartki z
rysunkami sukienek.
- Mamoooooo.
Jezu, to ten debil Dan.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam,
żeby otworzyć. Za drzwiami kiwał się wokalista zespołu. Kiedy mnie zobaczył,
wpadł do pomieszczenia.
Dosłownie wpadł
Dopiero co się obudziłam, a już
zwalił się na mnie prawie dwumetrowy facet. Śmierdzący alkoholem i nocnym powietrzem.
- Gdzie wy znowu byliście? -
jęknęłam, próbując utrzymać cholernego Smitha.
- No nwim... - wymamrotał chłopak. -
W KFC byliśmy... I... Gdzieś tam jerzcze, ale npamiętam gże...
- Idiota! - warknęłam. - Czemu
przylazłeś do mnie? Nie mogłeś zdychać w swoim pokoju? No rusz się nie możemy
stać tak w przejściu całą noc.
- Przryszym. Ja ciebie barszo
przypryszym...
- Wiem - stęknęłam, wytężając
wszystkie siły.
Powoli weszłam w głąb pokoju i
zatrzasnęłam łokciem drzwi. W tym momencie durny Smith chyba stwierdził, że nie
musi już stać, więc oparł się o mnie całym ciężarem ciała i zachrapał cichutko.
Sekundę później obudził go mój
głośny wrzask i huk naszych dwóch ciał, zwalających się na podłogę. Przed moimi
oczami pojawiły się mroczki, gdy wyrżnęłam głową w podłogę. Matko, chyba
zmiażdżyło mi wszystkie kości.
- Paaat? - jęknął Dan. - Wszystko w
porządku? Żyjesz?
- Och, zejdź ze mnie grubasie -
szepnęłam ledwo żywa.
Chłopak natychmiast stoczył się na
podłogę, uwalniając moje płuca. Wzięłam głęboki oddech, w bolesny sposób, wypełniając zgniecioną klatkę piersiową powietrzem.
- Pat... - głos piosenkarza stał się
trzeźwiejszy z niepokoju. - Coś ci się stało? Przepraszam. Jezu, dziewczyno, żyjesz?
- Nie - odparłam słabo.
- Przepraszam! Zasnąłem chyba. Nie
chciałem. Tylko nie umieraj!
Szatyn zaczął mozolnie się podnosić,
żeby sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. Wolałam jednak, nie znaleźć się
w zasięgu jego dłoni lub - co gorsze - ust, połączonych z żołądkiem pełnym
niezdrowego fast foodu oraz alkoholu. Nie od dziś wiedziałam, że Smith czasem
miał problemy z tym połączeniem.
- Zaprowadzę cię do pokoju -
zaproponowałam, podnosząc się na łokciach.
Cały świat wirował, a twarz mojego
przyjaciela była zamazana.
- Ale ja nie chcę - burknął Dan,
wstając z pomocą solidnej ściany. - Chcę spać z tobą.
- Daj spokój...
- Pat, proszę.
Niebieskie oczy, okolone długimi rzęsami, przyglądały mi się
spod zmęczonych powiek. Zaspane spojrzenie błagało,
żebym dała chłopakowi odpocząć. Był wyczerpany po całym dniu pracy i całej nocy
świętowania.
- Ale musisz się umyć, bo śmierdzisz
- zażądałam po dłuższym milczeniu.
Szatyn przetarł dłonią twarz.
- Przecież ja nawet nie wejdę do
wanny!
- Śmierdzisz.
- Ale...
- Wynocha do swojego pokoju.
- Ugh! No dobra!
Pełen irytacji chłopak slalomem
wyruszył w stronę łazienki. Udało mu się dotrzeć do pomieszczenia bez większych
problemów. Okazało się jednak, że zdjęcie koszulki jest już zbyt wielkim
wyzwaniem.
Stałam w progu łazienki, obserwując
bezowocne próby rozebrania się wokalisty i co raz trudniej było mi powstrzymać
śmiech. Męczarnie Dana wyglądały komicznie, nieważne, jak bezdusznie to
brzmiało.
- No jasne - westchnął Smith. -
Pastw się nade mną dalej...
Pokręciłam głową i podeszłam do
szatyna. Nie mogłam uwierzyć, że ten idiota jest teoretycznie moim pracodawcą.
Kiedy dostałam pracę stylistki, sądziłam, że moim głównym zadaniem będzie
ubieranie członków zespołu, a nie pozbawianie ich ciuchów, gdy są pijani (co z
resztą zdarzało się dość często...).
- Nie ruszaj się - poleciłam, bez
problemu zdejmując czarny t-shirt z geometrycznym wzorem.
Rozpięcie paska, a potem rozporka
również nie zajęło mi dużo czasu. Można powiedzieć, że miałam wprawę w
rozbieraniu chłopaków. Z samym ściągnięciem czarnych rurek było gorzej.
Musiałam się nieźle namęczyć, żeby Dan został w samych skarpetkach i
bokserkach.
Wpakowałam swojego podopiecznego do
wanny i kazałam mu zdjąć gacie samodzielnie. Zamknęłam za sobą drzwi, a kilka
minut później byłam pod nimi z powrotem, ze świeżymi bokserkami oraz z
wyciągniętą z walizki chłopaka piżamą. Kiedy wychodziłam z sypialni Smitha,
złapałam jeszcze szczoteczkę do zębów, żeby całkowicie pozbyć się odoru
alkoholu. Nie znosiłam tego zapachu w łóżku.
Czekając aż szatyn skończy się myć
(i podsłuchując, czy się nie topi), znów przypomniała mi się Alice, której nie
widziałam już od dłuższego czasu. A co jeśli się zgubiła? Albo ją ktoś napadł?
Porwał?
Poczułam okropne wyrzuty sumienia,
że nie zaopiekowałam się należycie moją roztrzepaną przyjaciółką.
Ale mój roztrzepany przyjaciel też
potrzebował pomocy.
Ile roztrzepanych osób może przypaść
na jednego nie aż tak roztrzepanego człowieka? Bo mój przypadek na pewno zawyżałam ten
wynik...
W tym momencie strumień wody w
łazience ucichł.
- Wiesz co Pat? - rozległ się głos
Dana. - Chyba jednak zapomniałem zdjąć bokserek.
Stanowczo zawyżałam.
***
Wreszcie Smith wylądował w moim
łóżku. Chłopak rozłożył się na plecach i wbił zadowolone spojrzenie w sufit.
Dostrzegłam małą karteczkę, leżącą na szafce nocnej. Wiadomość od Alicji.
,,Wróciłam
do pokoju najedzona, ale zastałam moją królewnę śpiącą. Nie chciałam ci
przeszkadzać, więc postanowiłam zejść z powrotem do restauracji.
Nie martw
się o mnie.
Jakoś może
przeżyję, bez rozpętania III wojny światowej.
Alice"
Moje dziecko żyło.
Najprawdopodobniej. Mogłam wyciszyć swoje wyrzuty sumienia. Przeżyła sama pół
dnia w Ameryce, więc pół nocy też przeżyje.
- Dzięki - westchnął nagle
wokalista. - Kąpiel chyba mi pomogła.
- Chyba tak - przytaknęłam, wsuwając
się pod kołdrę obok. Czasem spędzaliśmy noce razem w łóżku, więc nie czułam się niezręcznie. - Ale jak zaczniesz mnie w nocy macać, to naślę na ciebie
Willa.
Błękitne oczy popatrzyły na mnie,
odrobinę urażone.
- Nigdy nie zrobiłbym nic takiego
bez twojej woli - stwierdził poważnie szatyn. - Za bardzo cię szanuję. Jesteś
dla nas wszystkich bardzo ważna Pat.
- Oj tam - wzruszyłam ramionami,
gasząc lampkę. - Tak naprawdę wszyscy wiemy, że doskonale potraficie ubierać
się sami.
Światło wielkiego miasta docierało
nawet tutaj. Do ciemnego zakątka hotelu, w którym kuliliśmy się na jednym
łóżku. Świat całkiem o nas zapomniał.
- Nie mówię o ubieraniu - odparł
Smith. - Jesteś ważna jako osoba. Jako towarzyszka i...
- Przyjaciółka? - podrzuciłam
uprzejmie.
Usłyszałam głośne westchnienie.
- Właśnie. Jako najlepsza
przyjaciółka - mruknął piosenkarz.
Miałam wrażenie, że nie jest bardzo
zadowolony z użycia tego zwrotu, ale nie skomentowałam tego na głos.
- Wy też jesteście dla mnie ważni -
uśmiechnęłam się lekko. - Nie jako manekiny do ubierania. Lubię życie z wami,
podróże, przygody. Lubię dzielić waszą radość i wszystkie wasze smutki. Chyba
dobrze się dobraliśmy, co?
Poczułam nieśmiałą dłoń ostrożnie
dotykającą mojej skóry na nadgarstku. Odruchowo chciałam cofnąć rękę, ale Dan
już splótł swoje palce z moimi.
- Jestem pijany - wymamrotał. -
Pozwól mi ten jeden raz. Lubię z tobą spać. Ogólnie cię lubię. Naprawdę jestem wdzięczny losowi, że cię nam przysłał, wiesz? Proszę, nie uciekaj znów na koniec łóżka...
Udzieliłam chłopakowi milczącej
zgody. Ten niewidoczny w ciemności kontakt z szatynem sprawił, że poczułam się
bezpiecznie i błogo, jakbym leżała na hamaku w ciepły dzień lub pod puchową
kołdrą, gdy za oknem sypał śnieg. Powieki same mi opadły. Wszystko inne
odpłynęło gdzieś daleko. Za okno. Do krainy wiecznie hałasujących samochodów,
nigdy niezatrzymujących się ludzi i zabieganych myśli. Dzisiejsza noc była
tylko nasza. Moja i Dana. Jedynie sny o idealnym życiu, unoszące się leniwie nad czubkami
wieżowców, wiedziały, jak dobrze było nam ze sobą.
ALICE TY MOJA MAŁA PISARKO KOCHAM CIĘ *^*
OdpowiedzUsuńMoja starsza wersja taka boska...
Chłopcy i ich zwyczaj całowania mnie w policzek taki słodki...
Ty jako pisarka i twój notesik to już wgl *^*
JA CHCE TAKĄ PRZYSZŁOŚĆ (teraźniejszością bym też nie pogardziła ;-;)
I nie wiem, jak ty, ale ja zrobię dosłownie wszystko, aby do takowej dojść.
Chce być stylistką i mieć Ciebie za przyjaciółkę pisarkę.
Chce pojechać do Londynu za kilka lat z świadomością, że własnie tam studiujesz to co chcesz.
Naprawdę tego chce...
Marze o tym.
Wracając do rozdziału...
BOŻE JACY ONI SĄ SŁOOODCY *^*
Kocham każdego z nich z osobna w "twoim wydaniu".
Pijany Dan, ja lądująca na podłodze i rozbierająca go to ojeju...
I ta scenka w łóżku... MAMOOOOO JA TAK CHCE (nawet jeśli spotkanie mojej głowy z podłogą będzie bolesne) ;-;
Nie mogę doczekać się kontynuacji *^* W ogóle zdziwiło mnie, że aż tak się rozpisałaś nad zleceniem ode mnie... Ale pisz, pisz, bo to jest naprawdę ŚWIETNE ^^
Oj mój komentarz się usunął -.-
UsuńHahaha też Cię kocham xd
I również chciałabym, żeby nasze marzenia się spełniły, ale w przeciwieństwie do ciebie, wiem, że ja nie mam szans wprowadzić w życie tych planów. Niektóre marzenia są po prostu niewykonalne :/
Widzę cie jednak w roli stylistyki :D
Piszę, bo podoba mi się ten temat. Fajne zlecenie to i pisać się chce :D ale wiesz, że mam kryzys czasu i nie wiem kiedy mi się uda wrzucić kolejną część :/
Tak czy inaczej, ciesze się, że Ci się podoba ;D
W zasadzie, to spełnianie marzeń wcale nie jest takie trudne. Wystarczy tylko wyciągnąć do nich rękę.
UsuńJa wbrew woli całej mojej rodziny obrałam sobie kierunek odzieżownictwa (matka chciała posłać mnie do szkoły plastycznej, natomiast ojciec do muzycznej) i cudem w ogóle jest to, że takową klasę otworzono, bo obecnie jest tylko klasa IV i nasza, czyli II. Najprawdopodobniej przy następnym naborze kierunek zostanie zamknięty i my jesteśmy ostatnie... Z jednej strony fajnie, bo mamy do dyspozycji cały magazyn materiałów do wykorzystania, a z drugiej musimy robić stroiki i ozdabiać każdą salę na jakiekolwiek okazję, a uwierz mi, że to cały dzień roboty...
Ty powinnaś natomiast pójść śladami swojej bohaterki Alice i również się zbuntować. Chcesz zostać pisarką? Proszę bardzo! Rzucasz medycynę (w twoim przypadku biolchema) i idziesz po swoje! Walcz o swoje marzenia. Nie warto je porzucać, tylko po to, abyś później tego żałowała, czy tez nawet była z tego powodu nieszczęśliwa.
Pozwól, że pomogę sobie w skrócie twoim opowiadaniem:
Czy jeśli staniesz się tym kimś kim inni chcą Cię widzieć, czy będziesz lubiła osobę, którą się stałaś?
Serio? Moje irracjonalne marzenia naprawdę są fajnym tematem? Nie wiedziałam xDDD
W ogóle to takie bardzo fajne uczucie, jak piszesz o mnie... znaczy - jako ja. Czuję się taka jakby... doceniona *^* (nie potrafię znaleźć odpowiedniego określenia na wyjątkowość tego uczucia xD)
Wiem, wiem... u mnie tez panuje wszechobecny deficyt czasu, dlatego nie zaczęłam nawet jeszcze pisać następnego rozdziału...
Cieszę się, że się cieszysz i czekan na kolejną część :3
Wiesz... Przez 18 lat byłam przerażającą optymistką. Wierzyłam, że każde marzenie można spełnić i wszystko osiągnąć. Teraz staję twarzą twarz z dorosłym życiem. Jestem zmuszona do podjęcia dobrego wyboru. I teraz wiem, że nie zawsze porzucenie wszystkiego na rzecz marzeń jest dobre. Czasami trzeba znaleźć po prostu kompromis.
UsuńNie jestem w stanie zrobić tego co Alice. Bo nie ma studiów dla pisarzy, bo nie jestem w stanie żyć z tego co napiszę, ponieważ nie uzyskam z tego żadnych korzyści oprócz wewnętrznego rozwoju i satysfakcji. Nie mogę po prostu 'iść po swoje', bo to nie jest w żaden sposób wykonalne w prawdziwym świecie.
Ale jakoś to będzie, Życie nigdy nie jest idealne ^^
Pomysł ze stylistką rewelacyjny, podoba mi się :D I pijany Dany, rany najlepszy! xD Jak on się upije to się zachowuje jak taki mały chłopczyk, ale to urocze i zabawne w jednym :3
OdpowiedzUsuńA co do Alicji, to na początku myślałam, że się zgubiła w tym hotelu xD
Podziwiam Cię za to, że z takiego jednego małego pomysłu na zlecenia i nie tylko potrafisz stworzyć taki świetny tekst ♥
Dziękuję kochanie! Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie mi się to pisze. Chociaż z drugiej strony ostatnio zauważyłam, że ciągłe pisanie ff zaczyna mnie powoli nudzić a nawet męczyć. Na szczęście mam zapas na jakiś miesiąc co do rozdziałów, więc mogę sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. Gorzej z tym zleceniem. Nie chcę kazać Patrycji czekać zbyt długo, ale z drugiej strony nie chcę też nikogo rozczarować...
UsuńNadrabiam zaleglisci :)
OdpowiedzUsuńUsmialam sie, wzruszylam, pozazdroscilam :) tak cudnie opisujesz nieogarnietego Danyula :D
A Pats jako ich stylistka awww, tez chce :P
Lece czytac dalej :)
Nieogarnięty Dan to mój a absolutnie ulubiony Dan :D
UsuńKto by tam nie chciał? Miłego czytania w takim razie, ja twój rozdział juz przeczytałam, komentarz zostawiłam. Nie pozwolę sobie zostać w tyle xd