10 000 wyświetleń kochani!
To niesamowite, serio, nigdy przenigdy
nie sądziłam, że tyle razy ktoś wejdzie na blog z moimi wypocinami.
Nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć.. Wiecie, że jestem wam wdzięczna za
wszystkie te komentarze, za to, że ciągle jesteście ze mną i moimi głupkami.
Kocham was wszystkich najbardziej na świecie!
Z tej okazji zabawiłam się ze zdjęciami i stworzyłam to:
Z tej okazji zabawiłam się ze zdjęciami i stworzyłam to:
"Siedzieliśmy na trawniku i przyglądaliśmy się naszym złączonym dłoniom, rozmawiając o wszystkich lękach, które krążyły gdzieś na granicy snu i jawy" |
Kompletnie nie znam się na przeróbkach, ale postanowiłam zmarnować trochę
czasu, a skoro nadarzyła się taka okazja, to czemu się z wami nie podzielić? :D
A teraz przechodzimy do części, która pewnie najbardziej was interesuje.
A teraz przechodzimy do części, która pewnie najbardziej was interesuje.
Jest to kontynuacja Rozdziału 16., czyli moment, w którym - jak
lubię to określać - Dan i Alice stają się Dalice.
Miłego czytania, mam nadzieję, że się wam spodoba!
Miłego czytania, mam nadzieję, że się wam spodoba!
~.~.~.~
To nie jest tak, że nigdy się nie całowałam.
Ani tak, że spodziewałam się fajerwerków lub trzęsienia ziemi.
Kiedy Dan powoli się odsunął, odetchnęłam cicho. Podczas pocałunku nic mi nie
przeszkadzało. Było ciepło, wygodnie i przyjemnie. Widząc zamglone błękitne
oczy, chciałam znów się tak poczuć. Doszłam do wniosku, że mogłabym całować
rozczochrańca codziennie.
Albo nawet częściej.
- ,,Tylko pocałunek" - szepnął chłopak.
Zamrugałam, wciąż otoczona zapachem szatyna, z jego dłonią na policzku.
- Hm? - mruknęłam niepewnie.
- Nic, nic... - Smith zniknął z mojej przestrzeni osobistej, pozostawiając po
sobie jakiś nieprzyjemny, niewygodny chłód. - Teraz chyba naprawdę powinienem
już pójść...
Wstał z kanapy, a ja znieruchomiałam, wsłuchując się w przemykającą przez moją
głowę myśl.
,,Nie podobało mu się."
To nic. To nie musi być wcale twój wymarzony facet, nie? Może nie umiesz się
całować? Zdarza się. Z resztą, wcale nie było aż tak idealnie... Nic
specjalnego, prawda? Nic się nie stało.
Mimo to, nie mogłam
wydusić z siebie nawet słowa, czując, jak w gardle pojawia
się bolesna gula.
- Umm... Okay - również się podniosłam.
Odprowadziłam szatyna do drzwi z walącym sercem i czerwonymi policzkami. Nie
mogłam powstrzymać palców, przeczesujących włosy. Zerkałam raz po raz na
chłopaka i rumieńce na jego twarzy. Chyba poczochrałam mu trochę fryzurę, ale i
tak nikt tego nie zauważy.
- Do widzenia - powiedziałam, gdy Dan znalazł się za progiem.
Patrzyłam na jego stopy w czerwonych conversach. Znów mu przemokną. Kto
normalny chodzi w trampkach zimą?
- Do widzenia - odparł równie cicho Smith i tak po prostu odszedł.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie czołem, oddychając głęboko. Nic wielkiego
właściwie się nie wydarzyło. Ludzie próbują, czasem nie wychodzi, ale czy to ma
aż takie znaczenie? Trzeba po prostu żyć dalej i nie przejmować się zwykłymi
potknięciami...
Och, kogo ja próbowałam oszukać?
Chciałam być z rozczochrańcem. Chciałam po prostu rozmawiać z nim, jak do tej
pory, oglądać filmy, siedzieć w ciszy, ale... Ale chciałam też trzymać dłoń ze
zgrabnymi palcami, chciałam całować wąskie usta i głaskać dwudniowy zarost.
Chciałam być z Danem w każdy możliwy sposób.
Przyznać się przed samą sobą czy nie?
Kochałam go.
Co tu ukrywać?
***
Gdy tylko usłyszał zamykane drzwi, chciał zawrócić i paść przed Alice na
kolana, żeby błagać o wybaczenie za bycie takim frajerem. Dlaczego wyszedł?
Dlaczego z nią nie został? Przecież blondynka wyraźnie czekała, aż chłopak coś
powie.
Dan zszedł na niższe piętro i oklapł na schodach, zastawiając się co jest z nim
nie tak. Nigdy wcześniej nie miał takich problemów z dziewczynami. Całował się,
jak miał 14 lat, a swój pierwszy raz odbył jako szesnastolatek, więc dlaczego
wizja jego obok Alice Killean napawała szatyna takim przerażeniem? Smith tak
bardzo bał się, że coś zepsuje, że psuł wszystko, co zepsuć się dało.
Światło na klatce schodowej zgasło, zostawiając Dana samego w ciemności ze
swoimi myślami.
Więc chłopak siedział.
I myślał.
I myślał...
I myślał...
I myślał już tak długo, że właściwie zapomniał o czym myślał.
Wreszcie schody znów stały się widoczne. Rozczochraniec drgnął, oślepiony nagłą
jasnością, wsłuchując się w zmęczone kroki. Na szczęście, mieszkaniec bloku
zajmował apartament na parterze, więc nie nastąpiło niezręczne spotkanie z
szatynem siedzącym po ciemku na schodach.
Dan nie pozostał jednak bez towarzystwa.
Małe stworzonko wdrapało się na drugie piętro i usiadło na przeciwko Smitha,
przyglądając mu się uważnie. Niebieskooki czuł się niezręcznie, będąc
obserwowanym przez rudego kota. Zwierzak sprawiał wrażenie, jakby obojętność
człowieka na jego uroczą naturę, bardzo go bulwersowała.
Żarówki po raz kolejny wyłączyły się automatycznie, pogrążając dziwną parę w
mroku. Chłopak miał wrażenie, że wciąż czuje na sobie koci wzrok, ale mimo to,
nie ruszył się z miejsca.
Nagle w całej klatce rozległo się przeraźliwe miauczenie. Już po kilku chwilach
drzwi do jednego z mieszkań otworzyły się, zalewając korytarz światłem
dochodzącym z wnętrza pomieszczenia. Pomarszczona staruszka w szlafroku
podniosła swojego pupila, ziewając.
- Panie Middlestone - jęknęła bezzębnymi ustami. - Ile razy mam ci powtarzać,
że nie można wracać do domu o tak późnej porze. Zamartwiałam się o ciebie, a
Maggie chciała już wyruszyć na poszuk... MATKO BOSKA.
Kobieta niemal podskoczyła na widok ciemnej sylwetki, siedzącej na granicy
widoczności. Dan zerwał się z miejsca.
- Przepraszam - powiedział szybko. - To tylko ja, Dan.
- JEZUS MARIA - zawodziła dalej pani Sophie. - Mam zawał... Umieram...
- Nie, nie, nie - zaprotestował przerażony chłopak. - To tylko ja. Przepraszam.
Wszystko w porządku - złapał staruszkę za ramiona, wciąż ściskające zjeżonego
kota. - Niech pani nie umiera. Bardzo panią proszę.
Jeszcze mu tylko brakowało ulubionej sąsiadki Alice na sumieniu. Szatyn już
wyciągał telefon z kieszeni, żeby dzwonić po pogotowie, gdy jęk pani Sophie
przerodził się w chichot. Rozwodnione oczy z rozbawieniem wpatrywały się w
zestresowane błękitne spojrzenie.
- No już, już - kobieta położyła pomarszczoną dłoń na komórce Dana. - Tak sobie
żartowałam. Myślisz, że podczas wojny, przystojny, młody mężczyzna czatujący po
ciemku pod twoim domem, to najstraszniejsza rzecz, jaka może ci się przytrafić?
O nie mój drogi - staruszka pokręciła głową, głaszcząc pana Middlestona. -
Przeżyłam naprawdę gorsze rzeczy. A ty co tu robisz dziecko? Chcesz wyjść na
schadzkę? - uniosła zachęcająco brwi, a biedny Dan, wciąż lekko zszokowany
szybkim rozwojem akcji, pokręcił odruchowo głową.
- Nie, raczej... raczej nie z... panią - wyjąkał zmieszany, a kiedy zdał sobie
sprawę, jak niemiło zabrzmiała jego odpowiedź, zrobił się jeszcze bardziej
czerwony, niż przed chwilą.
- Och, rozumiem... - spojrzała wymownie na sufit, gdzie znajdowało się
mieszkanie Alice. - Więc czemu tu jeszcze jesteś?
- Ja... - chłopak przeczesał włosy. - To nie takie łatwe.
- Oczywiście... - sąsiadka blondynki przewróciła oczami. - Nic nigdy nie jest
łatwe. Nie masz jednak na co czekać. Życie jest krótkie i trzeba z niego
korzystać pełnymi garściami. Idź wreszcie i powiedz, że ją kochasz, bo ta
biedna dziewczyna czeka na to już stanowczo za długo!
- Ale... - zaprotestował słabo Dan.
- Nie ma żadnego ale! - przerwała mu stanowczo kobieta. - To ty jesteś
mężczyzną w tym związku! Trochę odwagi żołnierzu!
Po takim właśnie okrzyku bojowym, pani Sophie z godnością wmaszerowała do
swojego mieszkanka i trzasnęła drzwiami tuż przed nosem Smitha.
- Ale...
***
Wyjęłam płytę z DVD. Dan oczywiście zapomniał o niej, gdy w popłochu uciekał z
mojego mieszkania. Ostrożnie spakowałam krążek do plastikowego pudełka i
właśnie zastawiałam się, czy zjeść kompletnie rozpuszczone lody, czy wywalić je
do kibla, gdy w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
Znieruchomiałam na kilka sekund, a już po chwili stałam w holu, patrząc przez
wizjer na chłopaka, przeczesującego nerwowo włosy. Otworzyłam bez
zastanowienia, czując koziołkujące serce. Nie zdziwiłabym się, gdyby wylądowało
gdzieś w lewym kolanie albo za uchem...
- Przepraszam - zaczął Dan, jeszcze zanim zdążyłam się odezwać. - Nie
powinienem był wychodzić. Przepraszam. Nie gniewaj się na mnie. Jestem idiotą.
Przepraszam.
Uśmiechnęłam się lekko, czując, jak odżywa we mnie głupia nadzieja. Skoro
wrócił, może coś jeszcze z tego będzie.
- Nie szkodzi - odparłam cicho przez zaciśnięte gardło.
- Przepraszam.
- Wiem.
Zapadła niezręczna cisza.
- To... - chłopak pozwolił sobie na proszący uśmiech. - Dostanę jeszcze jedną
szansę? Tym razem nie ucieknę i nie będę zachowywał się jak palant, obiecuję.
Jezu, czemu on patrzył na mnie tak nieśmiało, jakbym coś mu zrobiła.
Miałam zamiar zareagować na prośbę bardzo racjonalnie, ale chyba coś nie
wyszło, bo rzuciłam się Smithowi na szyję.
- Jasne, że tak - powiedziałam, wtulając nos w jego chudą szyję, poznaczoną
wypukłymi żyłkami.
- Serio? - spytał zdziwiony chłopak, odruchowo obejmując mnie w talii.
- Uchym...
Po raz kolejny tego wieczoru zrobiło się tak przyjemnie i wygodnie, że mogłabym
zasnąć na stojąco w objęciach ciepłych ramion.
Przez chwilę właściwie nie chciałam się ruszać i nie przeszkadzałoby mi,
gdybyśmy stali na klatce schodowej w ten sposób przez całą noc, ale po kilku
sekundach odsunęłam się od Dana, całując po drodze zakrzywienie jego szczęki,
tuż przy uchu. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam na twarzy rozczochrańca tak ślicznego uśmiechu. Wszystkie drobne zmarszczki wokół
błękitnych oczu stały się widoczne, a samo spojrzenie było tak migotliwe, że
zakochałam się w nim po raz kolejny. Co za okropny dork.
- To... - odezwał się ponownie szatyn. - Spotkamy się jutro?
- Spotykamy się codziennie - zauważyłam rozbawiona.
- Ale wiesz, tak bardziej...
- Tak bardziej na randce? - upewniłam się.
- Tak bardziej na randce - Smith skinął głową. - Po południu. Przyszedłbym po
ciebie...
- Jasne.
- No to... - Dan przygryzł wargę, bo nie mógł powstrzymać się przed
szczerzeniem. - Do jutra rano?
- Uchym.
Szatyn przez chwilę przyglądał mi się, jakby chciał coś powiedzieć, a
jednocześnie czym prędzej stąd odejść. Wyglądał jak niezdecydowany szczeniak.
Wreszcie wybrał jeszcze trzecią opcję.
W sensie, że...
Znów mnie pocałował.
Tak po prostu. Spontanicznie, naturalnie, nie za długo, nie za krótko. Tylko po
to, żeby powiedzieć ,,do widzenia" bez słów. Zachowywaliśmy się jaka para
dzieciaków upitych szczęściem, ale wcale mi to nie przeszkadzało.
- Boże, ja chyba naprawdę cię kocham - szepnął Dan z twarzą kilka centymetrów
od mojej.
Potem zarumienił się na calutkiej twarzy i odsunął z szerokim uśmiechem, spuszczając wzrok, jakby był okropnie zażenowany swoją
śmiałością. Pomachał do mnie, schodząc na niższe piętro. Stałam w progu
mieszkania, obserwując znikającą czuprynę, którą od teraz mogłam czochrać,
kiedy tylko chciałam.
Echo mojego głosu rozniosło się po całym budynku, ale mimo drugiej w nocy na
zegarku, nie poczułam się nawet wstydu.
Słysząc śmiech Smitha, sama zachichotałam i zamknęłam drzwi.
Piętro niżej pani Sophie siedziała na fotelu przy lampce, głaszcząc pana
Middlestone i uśmiechając się szeroko.
- Miłość młodych ludzi jest taka piękna - powiedziała kobieta do kota. - Taka
piękna...
A ja nie mogłam spać do rana.
A ja nie mogłam spać do rana.
♥ zajebioza i pozdro od mojego kota który spi na laptopie xD ✌
OdpowiedzUsuńHahahahhahahaha ja też go pozdrawiam! Mam nadzieję, że jemu też się podobało xd
UsuńŚwietny! Na prawdę! Kocham.Cię za WD haha
OdpowiedzUsuńDzięki <3 a ja kocham Cię za czytanie tego :D
UsuńJaka miła niespodzianka na początek tygodnia ^^
OdpowiedzUsuńHahaha jakich oni mają fajnych sąsiadów, też bym takich chciała ♥ Uwielbiam panią Sophie, jest taka sympatyczna, zabawna i bezpośrednia :D
Ach ten Dany xD Dobrze, że Alice jeszcze nad nim panuje i skłania do podejmowania kroków w stronę realizacji marzeń, bo ten kochany dork to by nic nie zrobił.
A tak w ogóle to cudowne zakończenie tego flashback'u ♥ Ja bym te dwa zdania ostatnie może troszkę oddzieliła od reszty ale w sumie to tak bardzo nie przeszkadza ;)
Życzę weny i czasu do pisania, kochana :*
Hmmm czasami w trakcie edycji zmieniają się mi odstępy, a nawet usuwają się niektóre fragmenty. Teraz też troszkę się zepsuło... Dzięki, że zauważyłaś, jak wrócę to poprawię ;)
UsuńDziękuję jak zawsze, jesteś jedną z moich najwierniejszych czytelniczek. Uwieeeeeelbiam ciebie u twoje komentarze!!!
No czasami technologia jest złośliwa, w szczególności kiedy piszesz jakieś komentarze, wiadomości i przez przypadek coś się kliknie i przenosi do poprzedniej strony albo usuwa całą treść -.-' to nic, że pisało się ją z jakieś 10 min i już się zapomniało co było na początku...
UsuńNie ma za co :D Będę Cię wspierać jak się tylko da, bo jest w Tobie naprawdę wielki potencjał i wspaniała osobowość ♥
Oh... No tak... Też mi się to zdarzało i jest o wiele gorsze...
UsuńAw ❤ dostaję w tych internetach tyle miłości. It makes me so happy.
Awww tyle miodu na serduszko...
OdpowiedzUsuńTyle karmelu na oczka...
Przez cb prędzej, czy później zostanę cukrzykiem...
Rozdział świetny. Oprócz wszechobecnej, wylewającej się z każdego wersu słodkości był naprawdę dobry, ciekawy i bardzo miło się go czytało.
Nie za bardzo wiem co by tu jeszcze powiedzieć, bo nie mam co krytykować... CHYBA, ŻE TWOJĄ CHOLERNY PERFEKCJONIZM BUŁO.
Skoro ja jestem geniusz (he he Worka czasami snapuje głupoty), to ty jesteś perfekcyjna w każdym calu GOD DAMN IT (nie, nie żartuje).
Aaaa stwierdziłam, że na 10k to mogę sobie zaszaleć. W końcu jak świętować, to świętować! Nie mogłam dać bólu. Jak chcecie to na następne 10k (HAHAHAHA CHYBA ZA ROK) dam wam śmierć!!! Mam nawet opisaną śmierć Kyle'a, próby samobójcze Dana, seks, niebezpieczeństwo, och czego ja nie pisałam... xD
UsuńMam nadzieję, że nie przesłodziłam. A ZRESZTĄ. JAK PRZESŁODZIŁAM TO TRUDNO. NADCHODZĄCE ROZDZIAŁY WD SĄ TAK PRZEPEŁNIONE SMUTKIEM I BÓLEM, ŻE WSZYSCY JESZCZE ZA TYM ZATĘSKNIMY
Weź. Weź, bo ja sama dostanę cukrzycy. Nie możesz być taka kochana, przecież ja wpadnę z tobą w samouwielbienie ;-; Kocham ciebie. I owszem, jesteś geniuszem, Worka zna się na rzeczy, trust me :D
Cóż mi właśnie stuknęło pięć tysi, ale nie zrobiłam żadnego specjala... fotoszopa... NIC. I co teraz?! JAK ŻYĆ?! ;-;
UsuńJak ja dorobię się dziesięciu tysięcy wyświetleń to chyba wstawię pierwszy rozdział mangi LbO (nawet jeśli do tego czasu nie dorobię się tabletu, będę zapierdzielała z myszką choćby przez miesiąc). Ale do tego jeszcze duuużo czasu~
Nie, nie przesłodziłaś. Rozdział był przyjemnie słodki, chociaz osobiście za słodyczami nie przepadam.
UHUHUHUHU JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ *^* MELISKO SZYKUJ SIĘ! ROZDZIAŁY WD NADCHODZĄ! <3
Ja nie jestem kochana... to się nazywa szczerość ;-;
Ja bym miała popaść w samouwielbienie? PROSZĘ CIĘ. Moja samoocena chwilami jest niższa, niż tego zakompleksionego rozczochrańca! SOŁ DYZ IZ IMPOSYBUR!
Ja też cb kocham <3 a Worka ma tendencję do popadania w skrajności xDDD Ale ją też LOFF <3
Ohohoho to już się szykuj, bo to nadejdzie szybciej niż myślisz! Ja w sumie na 5k nic nie robiłam specjalnego chyba... Po prostu wstawalam rozdział xd
UsuńTsa... Moje dzieciaki czeka ciężki okres. Aż do soboty... Której wciąż nie napisałam. To jest ff, które się dzieje w ciągu kilkunastu dni, a ciągnie się od 3 miesięcy, jestem mistrzem.... Znienawidzicie mnie chyba ._.
Yaaay *szal miłości*
Przeuroczy, przekochany, przecudowny, przesłodki, przemega, przeawww, przenieziemski rozdzial :D scena jak z bajki ale o wlasnie tego dzis potrzebuje w to zimne poniedzialkowe oopoludnie :)
OdpowiedzUsuńKocham Ciebie i WD (wude fajnie brzmi jak ktos nie wie o co chodzi :P)
Aw dziękuję <3 czasem wszyscy potrzebujemy trochę miłości i WD... Ale zamiast WD może być na przykład wino, jak kto woli... :D
UsuńTak, zdecydowanie wole wino ;)
OdpowiedzUsuńJa też. Jak jest jakieś dobre np biaałe albo różoooooweee... To można by pić i pić... A potem się dziwić, że gardło boli, jak się na przeziębienie łyka wino z lodówki ;-;
UsuńOoooo <3 tylko tyle jestem w stanie powiedzieć :P
OdpowiedzUsuń