piątek, 22 sierpnia 2014

Sen - Pani Koszmar czyli Sprawdzian z Niemieckiego (nie WD)

Obiecałam paru osobom, że opiszę kilka swoich pierwszych snów o Bastille.
Ostrzeżenie - Poziom absurdu dość wysoki
            Niemiecki.
            Powiedz coś po niemiecku i nie udław się własnym językiem. To niemożliwe.
            Westchnęłam ciężko i przyjrzałam się kartce na mojej ławce. Właściwie mówienie w tym języku nie wydaje się aż tak złe, gdy ma się przed sobą zadania z gramatyką i perspektywę oblania testu.
            Zerknęłam w bok, mając nadzieję, że odnajdę gdzieś w klasie cień duchowego wsparcia, ale wszyscy byli zbyt zajęci swoimi własnymi problemami. Wyglądało na to, że jedyną osobą w klasie, która bez problemu rozwiązuje sprawdzian, był Will, siedzący przy oknie, po drugiej stronie pomieszczenia. Chłopak leniwie wypełniał kolejne luki, uśmiechając się pod nosem, jakby prowadził z kimś zabawną pogawędkę. Jakoś nie zdziwiło mnie za bardzo, że trzydziestoletni basista mojego ulubionego zespołu siedzi ze mną w klasie i pisze test z języka, którego (prawdopodobnie - z nim nigdy nic nie wiadomo) nie zna.
            Spojrzałam na sorkę od niemieckiego, żeby upewnić się, czy nie jestem na jej celowniku. Ta kobieta była urzeczywistnieniem wszystkich uczniowskich koszmarów. Wredna, uwielbiała znęcać się nad słabszymi, kochała władzę i nienawidziła młodzieży. Po za tym zawsze miała na sobie coś ze wzorem w panterkę. A gdy uśmiechała się jadowicie, na jej zębach można było dostrzec resztkę czerwonej szminki z ust. Wzdrygnęłam się, ale Pani Koszmar nie zauważyła, że nie pocę się ze stresu nad swoją kartką, dlatego kontynuowałam swoje obserwacje.
            Obok Will’a siedział Woody. Perkusista uderzał długopisem o udo, wystukując jakiś nieznany mi rytm. Przyglądał się kartce, kwając głową do niesłyszalnej dla reszty uczniów muzyki. Wyglądało na to, że już pogodził się ze swoją porażką i postanowił jedynie udawać, że zależy mu na lepszej ocenie.
            Jeszcze bliżej mnie, w czteroosobowej ławce, Kyle opierał się czołem o ławkę. Jego ramiona zwisały bezwładnie i gdyby nie ledwo słyszalne jęki, mogłabym mieć podejrzenia, że chłopak zmarł ze stresu. Biedne kociątko. Przecież on miał problem nawet z angielskim, a co dopiero mówić o niemieckim.
            Wreszcie, na samym brzegu, znajdował się Dan, który jedną rękę wsunął we włosy, targając swoją czuprynę, a drugą…
            Syknęłam głośno i natychmiast spojrzałam na nauczycielkę. Kobieta stała tyłem do klasy i przyglądała się gazetce na ścianie. Odetchnęłam cicho i z walącym sercem wróciłam spojrzeniem do wokalisty Bastille. Szatyn pisał SMS’a pod ławką. Podczas sprawdzianu. Jeśli Pani Koszmar go przyłapie, to fani już nigdy nie usłyszą jego anielskiego głosiku, bo ta chora baba na pewno odrąbie mu głowę.
            Odchrząknęłam znacząco, piorunując Dana wzorkiem. Smith zerknął na mnie, a ja wskazałam głową na nauczycielkę, a potem na komórkę chłopaka. Następnie przesunęłam palcem po szyi, żeby zademonstrować piosenkarzowi jego marny koniec. Szatyn uśmiechnął się do mnie szeroko i uniósł kciuk w górę. Przewróciłam oczami i uderzyłam czoło otwartą dłonią z rezygnacją. Zginie. Dan Smith zginie z powodu SMS’owania na sprawdzianie z niemieckiego. Zawsze wiedziałam, że to cholerne uzależnienie od telefonu kiedyś go zgubi.
            W tym momencie za oknem, które wychodziło bezpośrednio na ulicę, pojawiło się coś dużego. I żółtego. Tour Bus Bastille.
            Dan schował komórkę do kieszeni i pstryknął szybko Kyle’a w ucho. Klawiszowiec poderwał głowę i rozejrzał się zdezorientowany. Gdy tylko dostrzegł pojazd, stojący na dworze, dyskretnie kopnął Woody’ego obok. Perkusista jęknął i nagle cała nasza czwórka zastygła w bezruchu. Pani Koszmar zaczęła się powoli odwracać, a my natychmiast pochyliliśmy się nad naszymi testami, jakby nic innego nie istniało. Kiedy zagrożenie minęło, Will również został poinformowany o żółtym autokarze. Gitarzysta uniósł rękę i kaszlnął.
            - Sorko, mogę otworzyć okno? - spytał zachrypniętym głosem, jakby brakowało mu powietrza. - Strasznie tu duszno…
            Byłam pełna podziwu dla aktorskiego talentu chłopaka, gdy nie skurczył się pod spojrzeniem nauczycielki. Kobieta przez chwilę chciała odmówić, ale najprawdopodobniej uznała, że duszący się uczeń nie jest rzeczą, na którą akutalnie ma ochotę. Skinęła głową i wróciła do analizowania sprawozdania z naszej wycieczki klasowej.
            Farquarson tymczasem otworzył szeroko okno i bezgłośnie wszedł na parapet. Wytrzeszczyłam oczy, gdy gitarzysta wyskoczył na zewnątrz prosto w otwarte drzwi autokaru. W jego ślady poszedł Woody i Kyle, który nagle zaczął przypominać kota jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Dan odwrócił się do mnie i kiwnął głową. Wstrzymałam oddech, kiedy oboje powoli odsuwaliśmy krzesła, żeby wstać. Przeszłam na drugą stronę klasy niezauważona przez innych uczniów. Podeszłam do piosenkarza, który czekał przy parapecie. Kyle patrzył na nas wyczekująco z bezpiecznego pojazdu. Zerknęłam na Panią Koszmar, oddychając głęboko. Dan podał mi dłoń i pomógł wgramolić się na okno, które znajdowało się ponad półtora metra nad chodnikiem. W tym momencie nauczycielka chrząknęła. Znieruchomiałam w dziwnej pozycji patrząc z przerażeniem, jak kobieta wyciąga z kieszeni swojej panterkowej marynarki chustkę i głośno wydmuchuje nos.
            - No dawaj - powiedział prawie bezgłośnie Dan.
            Zacisnęłam zęby i skoczyłam. Już otwierałam usta, żeby wrzasnąć z przerażeniem i zdemaskować całą naszą piątkę, gdy wpadłam w długie ramiona Kyle’a.
            - Jeżu… - szepnęłam słabo.
            - Fajnie, nie? - odpowiedział wyszczerzony Simmons.
            Odwróciłam się w stronę Smith’a. Stał już na oknie. Widziałam jak napina nogi do skoku…
            Stracił równowagę.
            Jęknęłam ze zrezygnowaniem równo z Kyle’em. To mogło przydarzyć się tylko tej fajtłapie.
            Dan zapał się firanki, żeby nie spaść na ziemię. Kilka żabek urwało się z głośnym trzaskiem.
            - Co… - usłyszałam skrzekliwy głos Pani Koszmar.
            - Skacz Dan! - krzyknęłam. - Uciekaj!
            Szatyn wyskoczył (właściwszym określeniem byłoby słowo “wypadł”) z okna i jakimś cudem wylądował na ostatnim schodku. Złapałam go za przód bluzy i  cała nasza trójka cofnęła się w głąb autokaru, wrzeszcząc z przerażeniem. Potknęłam się o stopień i upadłam na podłogę, a Dan automatycznie wylądował na moich plecach. Nauczycielka, pełna furii i chęci mordu, podnosiła spódnicę, żeby wejść na parapet.
            - Jedź! - darł się Kyle, jakby Pani Koszmar już łapała go w swoje szpony. - Jedźcie! Szybciej! No szybciej! Zdechniemy tutaj!
            Autokar wciąż stał, a kobieta znajdowała się na parapecie.
            Zobaczyłam jak ugina nogi i wzbija się w powietrze.
            Dan podniósł się błyskawicznie i nacisnął guzik przy drzwiach, które szybko się zatrzasnęły. Wzdrygnęliśmy się, słysząc odgłos ciała zderzającego sie z pomalowanym na żółto metalem.
            Autobus ruszył.
            Przez chwilę wszyscy oddychaliśmy ciężko. Smith siedział na moich nogach, wygiętych pod dziwnym kątem, Kyle legł plackiem gdzieś w głębi pojazdu, a z kolejnego pomieszczenia dochodziła rozmowa Woody’ego i Will’a.
            - Gnieciesz mi nogi - jęknęłam wreszcie.
            - Przepraszam - Dan natychmiast się podniósł, a ja odetchnęłam z ulgą i poszłam w ślady Smith’a.
            Simmons leżał na plecach w wąskim korytarzu chichocząc. Spojrzał na nas, gdy zatrzymaliśmy się nad nim.
            - Przeżyliśmy - stwierdził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz