piątek, 22 sierpnia 2014

2. Rozmowa SMS-owa

            Do sali wszedł wykładowca. Wszyscy umilkli, więc miałam wrażenie, że odgłos moich palców, uderzających w klawiaturę telefonu, rozbrzmiewa echem w całym pomieszczeniu.
"Jesteś pewien?"
            Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
"Absolutnie. Była identyczna."
"Znasz ją? Może już wcześniej
ją widziałeś?”
"Pierwszy raz w życiu!
Może drugi, jeśli liczyć sen…”
            - Dzisiaj kontynuujemy naszą rozmowę na temat literatury fantastycznej - zapowiedział profesor.
            Udałam, że przysłuchuję się wykładowi. Zazwyczaj z przyjemnością uczestniczyłam w zajęciach, jednak dzisiaj zupełnie nie mogłam się skupić. Monica patrzyła z dezaprobatą jak pisałam wiadomości pod ławką. Była bardzo przykładną uczennicą i nie akceptowała takich wybryków. Oczywiście nie skomentowała mojego zachowania w żaden sposób. Była na to zbyt miła i zbyt nieśmiała.
"Chodzi z tobą na zajęcia?"
"Nie… Z zajęć bym ją pamiętał"
"Jak wygląda?"
"Ciemne włosy do ramion z blond
końcówkami. Wilcza twarz.”
"Wilcza? o.o"
"Acham. Wilczy nos, wilcze oczy,
wilcze spojrzenie.”
"Może po prostu kiedyś spotkałeś ją
 na korytarzu i nie zapamiętałeś twarzy,
 ale twoja podświadomość zwróciła
 na nią uwagę. Często tak się dzieje…”
"Może. Ale to wciąż dziwne… :/"
"Wiem. Przyjdę do cb na przerwie."
"Nie trzeba. I tak nie zdążysz.
Poczekajmy do lunchu.”

            Monica stuknęłam mnie lekko w stopę. Wyprostowałam się gwałtownie. Profesor przyglądał mi się uważnie razem z resztą ogromnej grupy.
            - Emmm - poczułam, że czerwienię się jak burak. - Przepraszam?
            - Chciałem, żebyś opowiedziała nam o swojej ostatniej pracy - stwierdził pan Addison idealnie ukrywając swoją dezaprobatę dla mojej ignorancji.
            Wstałam, a rumieniec sięgał mi już za szyję. W gardle pojawiła się wielka gula.
            - No tak emmmm - wydusiłam, wycierając spocone dłonie o bluzę. - “Nadzieja”… Jest to krótkie opowiadanie o alternatywnej rzeczywistości, w której panuje wojna, wyniszczająca całą ludzkość - odetchnęłam głęboko i stres powoli zaczął znikać. - Nie znamy powodów wojny, nie mamy na jej temat żadnych dokładnych informacji. Główną bohaterką jest dziewczyna, której imię i tożsamość również pozostają tajemnicą. Wiadomo jedynie, że jest wojowniczką.
            Poczułam wibracje w kieszeni i nagle głos odmówił mi posłuszeństwa. Przez chwilę stałam jak kołek i gapiłam się na nauczyciela, chcąc wybiec z  sali i przeczytać wiadomość. Wreszcie, pod naglącym wzrokiem mężczyzny i reszty grupy, przełknęłam głośno obrzydliwie kleistą ślinę i kontynuowałam swój monolog.
            - Na polu bitwy, po kolejnej konfrontacji z nieznanym nam przeciwnikiem, bohaterka napotyka małą dziewczynkę. Jest to spersonifikowana Nadzieja.
            Szybko dokończyłam streszczenie swojej pracy i wyjaśniłam co miałam na myśli pisząc opowiadanie i jakie niesie przesłanie. Gdy skończyłam, profesor kiwnął głową zadowolony i pozwolił mi usiąść. Z ulgą zajęłam swoje miejsce.
            Do końca wykładów powstrzymywałam się przed zerkaniem na ekran telefonu. Gdy tylko pan Addison pożegnał się z nami, włączyłam wyświetlacz.
"Widzę ją przez okno. Siedzi
na placu pod uni i nic nie robi…”
"wtf…!"
"Teraz już gdzieś poszła… Może
 to był tylko przypadek?”
"Może… Może przesadzamy z
tym wszystkim?”
"Pewnie tak. To po prostu
zwyczajna dziewczyna…”
"Dokładnie. Nie ma czym
 się przejmować. Nie martw
się <3”
            Westchnęłam głęboko i oparłam czoło o ławkę. Zwyczajna dziewczyna, której nie zna żadne z nas, morduje Dana w jego śnie. Chyba jednak było czym się martwić.
***
            Rozejrzałam się po placu, gdzie studenci lubili przesiadywać podczas ładnej pogody (czyli zachmurzonego nieba i lekkiego, chociaż zimnego wiatru… my Anglicy mamy dość niskie wymagania co do znośnej temperatury powietrza). Odnalazłam wzrokiem potarganą czuprynę i szybko ruszyłam w jej stronę. Dan siedział tyłem do mnie, klikając na swoim telefonie. Poczochrałam fryzurę chłopaka zamiast przywitania. Szatyn drgnął i obejrzał się nerwowo. Usiadłam na przeciwko niego na odrobinę wilgotnej trawie.
            - Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
            Smith potrząsnął głową, sprawiając, że włosy na czubku głowy odrobinę mu oklapły. Chłopak poprawił je niecierpliwym gestem i rozejrzał się dyskretnie, jakby miał wrażenie, że ktoś go obserwuje.
            - Wow - mruknęłam, wyciągając z pudełka śniadaniowego obrane surowe marchewki. - Dostajesz świra.
            Dan jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
            - Chyba wariuję Alice - powiedział przez palce. - Wszędzie ją widzę. W dodatku boję się, że ona coś mi zrobi. Wiem, że to brzmi strasznie głupio. Jestem idiotą. Przepraszam. Nie powinienem się tym tak przejmować.
            Prawie zakrztusiłam się marchewką, którą zaczęłam jeść. Dopiero teraz dotarło do mnie, że szatyn jest naprawdę przerażony swoimi sennymi wizjami. Oczywiście, wiedziałam o tym wcześniej, ale w tym momencie zdałam sobie sprawę że cała ta sytuacja już dawno wymknęła się nam spod kontroli.
            - Hej… - odezwałam się delikatnie. - Nie bój się Danny - usiadłam obok niego, tak, że nasze ręce stykały się ze sobą. - To tylko sny, tak? - wsunęłam dłoń pod jego łokieć i oparłam głowę ramieniu Smith’a. - Każdy boi się koszmarów. Ale to tylko sny. Nic ci nie grozi.
            Chłopak odetchnął głęboko. Poczęstowałam go marchewką z lekkim uśmiechem. Szatyn sięgnął po warzywo i zaczął je chrupać w milczeniu, gapiąc się w przestrzeń. Gdybym nie umierała ze strachu o niego, pewnie zachichotałabym na widok trzęsącego się buszu włosów. Bałam się, że teraz Dan znów zamknie się w sobie i będę musiała docierać do niego od nowa.
            - Co robimy po zajęciach? - spytałam, klepiąc Smith’a w kolano, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
            - Chłopaki chcą mnie zabrać na piwo - odparł Dan. - Chcesz iść? Jeśli nie, możemy pójść do mnie i może coś obejrzeć…
            Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
            - Twin Peaks? - uniosłam brew. - Chyba podziękuję… Idź z chłopakami, ja i tak będę musiała trochę popisać.
            - Niedługo zaczniesz żyć swoimi opowieściami - zauważył rozbawiony chłopak, odrobinę się rozluźniając.
            - O nie - zaprzeczyłam natychmiast. - Ostatnio napisałam historię, w której ginie Nadzieja! - pokręciłam głową, patrząc  w chmury. - Za bardzo lubię swoje życie z tobą, żeby z niego rezygnować - stwierdziłam cicho.
            W tym momencie wielka kropla spadła z wysokiego nieba prosto na mój nos, jakby jakiś anioł postanowił splunąć prosto na mnie. No chyba bardziej bezczelnie się nie dało! Zaraz po pionierce przybyły jej przyjaciółki i po chwili wszyscy studenci w panice uciekali do budynku przed londyńską ulewą.
            Zerwałam sie razem z Danem, ale w połowie dystansu, stanęłam gwałtownie.
            - Marchewki! - wrzasnęłam, zawracając się.
            Popędziłam po otwarte pudełko, w którym już zebrała się woda. Złapałam je i odwróciłam się ze śmiechem w stronę chichoczącego chłopaka. Jego fryzura całkiem oklapła i strumyki wody spływały po mokrych strąkach na twarz szatyna. Wylałam deszczówkę i zamknęłam szczelnie marchewki. Pomachałam do Smith’a pudełkiem, narzucając jedną ręką kaptur na głowę. Deszcz zawsze sprawiał, że stawaliśmy się głupimi dzieciakami.
            Nagle uśmiech zszedł mi z twarzy. Dostrzegłam za Danem jakąś postać. Dziewczyna stała daleko, pod dachem głównego wejścia i obserwowała mnie nieruchomo. Jej wilcze oczy przewiercały mnie na wskroś, mimo dzielącej nas odległości. Gdy Smith dostrzegł zmianę mojego nastroju zmarszczył brwi, a potem powoli się odwrócił. Dziewczyna zdążyła już zniknąć we wnętrzu uniwerku.
            Otrząsnęłam się z szoku i podeszłam do zaniepokojonego chłopaka.
            - Co się stało?
            Spojrzałam w głębokie oczy pełne troski. Wilcza dziewczyna naprawdę była prawdziwa. Nie mogłam jej pomylić z nikim innym. Nagle zrozumiałam czego tak bardzo bał się szatyn. Czułam na mokrych plecach dreszcze i  bynajmniej nie były one spowodowane wilgocią.
            - Woda wlała mi się do butów - wytłumaczyłam, nadając głosowi bolesny ton i drepcząc w miejscu.
            Dan uśmiechnął się z ulgą i objął mnie ramieniem.
            - Myślałem, że zobaczyłaś ducha - stwierdził, ruszając w stronę budynku.
            Zaśmiałam się i wtuliłam w ciepłe ciało chłopaka.
            To co zobaczyłam było straszniejsze niż duch. Duchy przynajmniej nie są prawdziwe.

2 komentarze:

  1. Ehh.. te demoralizujące sms na lekcji :) hehe ^^
    Zaczynam się martwić o Dana i miałam nadzieję, że to tylko jego 'wymysły' a Wilczą Dziewczynę widzi i Alice :oooo
    Pewnie namiesza dużo w życiu bohaterów ?
    No ale to już w nextach :P
    No to dopiero 2 rozdział a już się mega wczułam w to ff :) jest cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i nie wiem czemu ten fragment mnie rozbawił :O
      Może to wspomnienia.. gdy w swoim czasie byłam w Anglii: '[...] my Anglicy mamy dość niskie wymagania co do znośnej temperatury powietrza'

      Usuń