Koty pani Sophie znów dawały koncert na balkonie.
Jęknęłam przeciągle, próbując je przekrzyczeć i
przycisnęłam poduszkę do twarzy, w nadziei, że się uduszę i nie będę musiała
tego słuchać. Średnio raz w miesiącu, przy pełni księżyca, zwierzaki mojej
sąsiadki urządzały zbiorowe miauczenie, jakby były jakimś cholernymi
wilkołakami (albo kotołakami... o ile take istnieją... właściwie istnienie
wilkołaków też nie zostało potwierdzone przez naukowców, ale jestem pewna, że
gdzieś się takie włóczą). Miałam ochotę sama zmienić się w krwiożercze zwierzę
i wymordować wszystkich mieszkańców bloku, żeby móc spokojnie przespać noc.
Niestety księżyc nie był dla mnie łaskawy, więc jako
zwykły człowiek, a nie wielki pies, sięgnęłam po słuchawki i wcisnęłam je do
uszu. Muzyka zagłuszyła resztę świata, w tym moje niespokojne myśli. Wreszcie
poczułam jak mięśnie zaczynają się rozluźniać, a oddech powoli się uspokaja...
Wibracje pod głową wyrwały mnie ze stanu między snem a
jawą. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że jestem zaplątana w słuchawki i
śpię na telefonie. Niecierpliwymi ruchami uwolniłam się z plątaniny kabli i
włączyłam wyświetlacz. Godzina 1:28 wskazywała na to, że spałam smacznie od
dwóch godzin. Pod zegarem, na ekranie pojawiła się też wiadomość. Oczywiście,
że od Dan'a. Kto inny mógłby pisać o tej porze?
,,śpisz?"
,,nie"
Westchnęłam głośno i przygotowałam się na kolejnego
sms'a, który zapoczątkuje rozmowę do rana. Smith jeszcze przed pojawieniem się
koszmarów miał problemy z zasypianiem. Ja nigdy nie wykazywałam objawów bezsenności
(wręcz przeciwnie), ale zawsze dzielnie towarzyszyłam chłopakowi w jego nocnych
rozmyślaniach. Dobrze, że rano witał mnie pod blokiem z kubkiem kawy. Kochany
dork (używam tego zwrotu w języku angielskim, ponieważ polskie odpowiedniki nie są w stanie oddać całej dorkowatości słowa 'dork').
Tym razem wiadomość nie pojawiła się tak szybko jak
zwykle. Powieki same zaczęły mi opadać, więc usiadłam, żeby nie zasnąć i
wpatrzyłam się w jasny ekran. Minęło już pięć minut. Może był pijany? Przecież
Dan wyszedł na piwo, a ma taką słabą głowę. Może coś mu się stało? Może
koszmary sprawiły, że całkiem stracił zmysły. Dłonie spociły mi się z nerwów,
gdy pisałam kolejnego sms'a.
"Danny...
jesteś?"
,,przepraszam, że
cię obudziłem idź spać
wszystko ok"
Niecierpliwym gestem nacisnęłam zieloną słuchawkę obok
numeru chłopaka. Odebrał po całych czterech sygnałach.
- Co się stało? - spytałam zamiast powitania
zachrypniętym głosem.
Zawsze śmialiśmy się, że tuż po przebudzeniu mam głos
pedofila. Był niski i ochrypły. Tym razem nie usłyszałam chichotu, który
zazwyczaj był odpowiedzią na moją nocną transformację w mężczyznę.
- Przepraszam, że cie obudziłem, naprawdę nie chciałem -
powiedział cicho Dan.
- Jesteś pijany? - zapaliłam lampkę nocną.
- Tylko... tylko troszeczkę. Naprawdę niewiele - odparł
chłopak. - Zmyłem się po dziesiątej, więc nie zdążyłem wypić nic porządnego.
Naprawdę.
- Dlaczego tak wcześnie? - uniosłam brwi.
Smith zawsze był jednym z ostatnich gości, opuszczających
imprezę. To znaczy... zwykle trzeba było go z niej wynosić, bo zasypiał gdzieś
pod stołem. Lubił sypiać w dziwnych miejscach i z dziwnymi ludźmi, kiedy był
nietrzeźwy.
- Bo ona tam była!
Szept przerodził się w krzyk tak nagle, że odsunęłam
słuchawkę od ucha. Dan rzadko krzyczał.
- Ta cholerna dziewczyna tam była, rozumiesz?! Siedziała
obok grupki jakiś ludzi i gapiła się na nas! Dlaczego ona tam była? Dlaczego
ona tam była?!
- Danny, spokojnie! - przerwałam chłopakowi. - Może to
był zwykły przypadek? Może wyszła z przyjaciółmi... Wiesz, że do tego klubu
przychodzi dużo osób z uniwerku.
- Ale dlaczego akurat ona? - jęknął Smith. - I dlaczego
ona patrzy na mnie tym chorym wilczym wzrokiem? We śnie też się na mnie
gapiła...
W tle rozległo się uderzenie i grzechot rozbijanego
naczynia, a następnie przekleństwo Dan'a. Zacisnęłam dłoń na kołdrze.
- Dan? - spytałam przestraszona.
- Przepraszam... Kubek wypadł mi z ręki... Cholera
oblałem się herbatą. Zaraz... - chłopak westchnął zdenerwowany. - Oddzwonię do
ciebie okay? Albo... Albo nie. Idź spać. Ja posprzątam i też pójdę... Idź spać,
dobrze?
- Dan... -
zaprotestowałam.
- Muszę kończyć, przepraszam.
Rozłączył się.
Przez chwilę siedziałam ze słuchawką przy uchu i gapiłam
się w ciemną ścianę, na której tańczyły światła samochodów, docierające tu z
ulicy. Mimo, że był środek nocy, Londyn żył.
Niewiele myśląc, wyskoczyłam z łóżka. Szybko włożyłam
dżinsy, a na wielki t-shirt, w którym spałam, narzuciłam szarą bluzę z
kapturem, którą dostałam od Dana. Naciągnęłam skarpetki na stopy i wybiegłam z
sypialni. Nałożyłam szare conversy i złapałam kurtkę razem z torbą. Wyszłam na
klatkę schodową i szybko zamknęłam drzwi. Zbiegłam na dół, starając robić się
jak najmniej hałasu, chociaż koty pani Sophie i tak mnie zagłuszyły, po czym
wypadłam na zewnątrz. Wokół mojej głowy natychmiast pojawił się obłoczek
oddechu. Wiosna może i już się zaczęła, ale noc wciąż należała do zimy.
Naciągnęłam kaptur na głowę i podreptałam w stronę parkingu. Mój stary gruchot
stał tam, gdzie zawsze. Rzadko go używałam, bo paliwo jest droższe niż miesięczny
bilet, ale autko przydawało się w nagłych sytuacjach, takich jak ta.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam go bez wahania.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo się mnie pozbędziesz dupku
- mruknęłam do siebie, wyjeżdżając z parkingu. - Nie dam ci zwariować, chyba w
to nie wątpisz, co?
Krótko :( ale rozumiem że chcesz trzymać czytelnika w niepewności co będzie DALEJ. . Tym razem wybaczam ! :]
OdpowiedzUsuńHaha wiem że jestem egoistką :D
▲▼▶◀◀▶▼▲