niedziela, 24 sierpnia 2014

5. Flashback - Przygasające Serce

            Na początku nawet nie zauważyłam, że coś jest nie tak. Ciężko zauważyć pogorszenie się nastroju Dana, bo był on, eufemistycznie mówiąc, małym pesymistą. Dopiero nasilenie się nocnych rozmów, sińce pod oczami i drżące dłonie uświadomiły mi, że mój chłopak nie czuje się ostatnio najlepiej. Oczywiście nie mogłam nic wyciągnąć z tego upartego idioty o najniższym poczuciu własnej wartości wśród Anglików w jego wieku, dlatego o koszmarach dowiedziałam się dopiero po dwóch tygodniach samotnych męczarni Smith'a. I przysięgam, że gdyby nie potraktował mnie wzrokiem zranionego szczenięcia, prawdopodobnie zamordowałabym go gołymi rękami.
            - Ale ja nie chciałem cię martwić - wielkie niebieskie oczy patrzyły na mnie z góry. - Przepraszam no, przepraszam...
            Ze zrezygnowaniem oparłam czoło o pierś chłopaka. Był ode mnie całe piętnaście centymetrów wyższy, ale w tym momencie miałam wrażenie, że skurczył się do wielkości sześcioletniego dziecka (co oczywiście nie przeszkodziło mi w opieraniu się o niego).
            - Nie chcę, żebyś cierpiał w milczeniu, okay? - stwierdziłam z twarzą ukrytą w jego koszulce. - Chcę, żebyś dzielił się ze mną swoim zmartwieniami, krzyczał jak będzie trzeba i upijał się obok mnie jeśli poczujesz taką potrzebę... - odsunęłam się i popatrzyłam na Dana. - Nie musisz tego wszystkiego przeżywać sam.
            Szatyn przeczesał rozczochrane włosy nerwowym gestem, ale na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
            - Podoba mi się ten pomysł z upijaniem - stwierdził z rozbawieniem, przytulając mnie.
            Odwzajemniłam uścisk, chichocząc. A potem poszliśmy na piwo.
            I się upiliśmy.

            Ale to wcale nie rozwiązało problemu. Koszmary zaczęły się ponownie, kilka dni później i wydawały się trwać w nieskończoność.
            W jednym, Dan obudził się na plaży. Wokół niego był rozwieszone taśmy policyjne, a niedaleko znajdowało się wesołe miasteczko. Smith spotkał tam cztery dziewczyny, ucharakteryzowane na szkielety. Chłopak korzystał z nimi ze wszystkich atrakcji miejsca, aż wreszcie zdał sobie sprawę z tego, że jest martwy. Tak jak jego towarzyszki. Ze świadomością, że nie jest już żywy, że wszyscy jego przyjaciele o nim zapomnieli i że już nigdy nie wróci do dawnego życia, wrócił na plażę, tam gdzie się obudził i padł na piasek, żeby znieruchomieć na zawsze.
            Innym razem śniło mu się, że jakaś banda porywa go z kampusu. Ktoś założył szatynowi na głowę worek, wsadził na quada i wywiózł na pustynię (nie wiadomo skąd wzięła się pustynia... to sen). Członkowie gangu podczas akcji nosili maski, odzwierciedlające ich charaktery, a na co dzień mieszkali w tajnej bazie przy jakimś wysypisku. Smith został poddany torturom, gdzie między innymi na worek, który był owinięty wokół jego głowy, ktoś położył gigantycznego pająka. Zwierzak chodził sobie beztrosko po całym ciele chłopaka, doprowadzając go niemal do szaleństwa. Warto wspomnieć, że Dan niczego nie boi się tak bardzo jak pająków. Wreszcie szatyn, po tym jak ktoś roztrzaskał na jego głowie butelkę, sprawiając, że chłopak stracił świadomość na kilka godzin, poddaje się i wstępuje do bandy. Dostaje własną maskę, a sen kończy się, gdy porywają razem jakiegoś nieznajomego człowieka. Kolejnego członka gangu.
            Dalej. W całym mieście panowała dziwna plaga. Ludzie masowo popełniali samobójstwa, a ich martwe ciała poruszały ustami w rytm jakieś tajemniczej piosenki. Dan został oskarżony o spowodowanie wszystkich tych śmierci. Oczywiście Smith doskonale widział we śnie martwe ciała. Czasem w zaawansowanym stadium rozkładu. Bez przerwy poruszające zgniłymi wargami.
            Jeszcze innego razu chłopak mieszkał w starym mieście, w którym wszyscy ludzie byli objęci klątwą. Przeklęci charakteryzowali się czarnymi oczami i zanikiem jakichkolwiek ludzkich odruchów. Dan był ostatnią zdrową osobą w promieniu wielu kilometrów. Całkiem sam plątał się po opustoszałych ulicach i z przerażaniem odkrywał kolejnych zarażonych mieszkańców. Wreszcie uciekł z miasta pod osłoną nocy, w skradzionym samochodzie, który zepsuł się gdzieś na środku pustkowia. Wściekły i bezradny chłopak przenocował w aucie, a nad ranem odkrył, że jego oczy zaczęły ulegać transformacji. Zrozpaczony Smith zostawił samochód i zaczął iść przed siebie. Wędrował i wędrował przez góry i wielkie pola. Szedł tak długo aż ostatnie krople człowieczeństwa zostały wyparte przez klątwę i Dan stał się potworem.
            Kolejnej nocy chłopak znajdował się w miejscu, gdzie odbywały się nielegalne zawody. Polegały na tym, że zniszczone samochody zderzają się ze sobą w jednej wielkiej plątaninie stali i gumy. Wygrywa ten, którego samochód będzie działał najdłużej. Ewentualnie ten, kto przeżyje. Dan uczestniczył w zawodach z niemal maniakalnym zapałem. Jego auto zostało brutalnie potraktowane i chłopak umarł w okropnych męczarniach zgnieciony przez dwa samochody.
            Sny przybywały i stawały się coraz bardziej wyszukane. Dan coraz bardziej bał się nocy. A ja coraz bardziej bałam się o Dana.
            Pewnej nocy chłopak zasnął na mojej kanapie, obejmując misia, z którym spałam od podstawówki. Tym razem sny odpuściły mu chociaż jeden raz, więc miś natychmiast stał się własnością chłopaka. Co dziwne pluszak działał. Przez jakiś czas. 
        Tydzień wystarczył, żeby szatyn zregenerował siły i wrócił do życia. Koszmary tylko na to czekały. Po odzyskaniu dawnej energii, zaatakowały Smith'a ze zdwojoną siłą, wypełniając głowę Dana obrazami pełnymi scen bardziej odrażających niż z niejednego słabego horroru, które chłopak lubił oglądać.
            Zaczęłam szperać w bibliotece, pytać znajomych z medycyny oraz profesorów i filtrować internet w poszukiwaniu powodu i rozwiązania problemu chłopaka. Byłam gotowa pójść z tym do lekarza, ale szatyn błagał mnie, żebym tego nie robiła. Więc obserwowałam jak z dnia na dzień jego oczy zaczynały powoli matowieć, jak jego ciało znikało, a uśmiech pojawiał się co raz rzadziej. Najpiękniejsze serce na świecie zaczynało przygasać, a ja przyglądałam się temu w milczeniu.

3 komentarze:

  1. Cześć buło. Wiesz, że cie kocham. Ale za wolmo piszesz. Powinnas zepnąć poślady i postukać w klawisze.
    With greeting, Laura XD (czytaj worka, ale zawsze chcialam zrobic cos szalonego, tak czuj to szalenstwo)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykre.. to jak z wesołego człowieka można stać się wrakiem... :/

    OdpowiedzUsuń