niedziela, 15 lutego 2015

Zlecenie - Stylistka part 2

Jezu, ktoś powinien mnie walnąć za tak długie zwlekanie… Pamiętacie jeszcze Stylistkę?  Daaaawne, dawne, dawne zlecenie od Pats. Kochanie przepraszam, że tyle to trwało, ale obiecałam, że w ferie się pojawi i jest! Ostatni dzień moich ferii! :D
Jest też jeszcze jeden powód, dla którego zwlekałam tyle czasu. Chciałam tym rozdziałem uczcić AJHFCBSDFJKVNBVJHDKFBC 20 000 WYŚWIETLEŃ! DWADZIEŚCIA TYSIĘCY! CO TO W OGÓLE ZA LICZBA? PRZECIEŻ… *zachowuj się normalnie Agrafa* Echem… Przecież to jest takie niesamowite, tak was wszystkich kocham i tych co komentują, i tych co czytają moje wypociny z ukrycia, wszystkich was kocham, idę płakać w kącie od feelsów…
Dobra nie przedłużam…
A nie, jednak muszę coś dopisać. Z racji tego, że „Wilcza Dziewczyna” wymaga jeszcze wielu poprawek, a w moim życiu właśnie zaczynają się najbardziej hardcorowe trzy miesiąc, to nie wiem czy uda mi się wrzucać rozdziały wciąż co tydzień, ale będę próbować.
Nie przedłużając! Stylistka part 2!


przykro mi, że nie mogłam dzisiaj poświęcić kolejnej godziny na
dodawanie  gifów ._.


















ale macie za to trochę chłopaczków z Grammys


















i nie Grammys, ale zawsze spoko...

















~.~.~.~


            Alice wracała z restauracji, prawie obijając sie o ściany. Było już okropnie późno, ale chłodne wino i kojący gwar gości sprawiły, że nastąpiło jakieś dziwne zakrzywienie czasoprzestrzeni i te kilka godzin uleciało wraz z papierosowym dymem mężczyzny, czekającego za oknem na swoją kochankę, którą Polka dostrzegła dopiero po kilkudziesięciu minutach... Facet musiał się sporo nastać, żeby otrzymać nagrodę.
            Teraz dziewczyna pałętała się po korytarzach, bezskutecznie próbując sobie przypomnieć, gdzie znajdował się pokój Pats. Jak zwykle nie zawracała sobie głowy numerkami na drzwiach. Nie była nawet pewna, czy jest w dobrej części hotelu.
            Oparła się o ścianę, zamykając oczy. Była naprawdę śpiąca. Ale nocowanie na podłodze nie wydawało się być godne szanującej się pisarki. Z drugiej strony pukanie w środku nocy do każdego pokoju również się Alicji nie uśmiechało.
            Polka otworzyła szybko oczy, słysząc znajomy, męski głos.
            - Bang bang all over youuu... I'll let you have it!
            Wysoki brodacz maszerował dziarsko przez pusty korytarz, podśpiewując pod nosem piosenkę swojej ukochanej Ariany Grande.
            - Kyle! - pisarka odetchnęła z ulgą. - Jak dobrze, że mnie znalazłeś!
            Brunet przez chwilę patrzył na dziewczynę z niepokojem. Chłopak lubił swoje fanki, ale nie, kiedy miał zamiar udać się na spoczynek do swojego prywatnego apartamentu po jakże owocnej popijawie z innymi gwiazdami. Nie. Wtedy raczej nie chciał natknąć się na żadną psychofankę.
            Mimo to, drobna blondynka też nie wyglądała na do końca trzeźwą, a przez to poziom zagrożenia z jej strony spadł z opcji 'rozwścieczony niedźwiedź' na coś w stylu 'nieszkodliwy kotek, ale uwaga, bo może podrapać'. No i nie miała 12 lat. To też była jakaś zaleta.
            - Do usług - mruknął, próbując się ukłonić.
            Dziewczyna uznała, że dżentelmeńskie zachowanie było bardzo miłe z jego strony, nawet jeśli wyszło trochę koślawo. Albo w ogóle nie wyszło.
            - Jestem Alice, przyjaciółka Pats, waszej stylistki - przedstawiła się szybko pisarka. - Szukam jej pokoju.
            - Ach to ty jesteś Alice! - ucieszył się kociarz.
            - Tak, to ja - odpowiedziała fanka Bastille.
            - Czego sobie życzysz przyjaciółko mej przyjaciółki?
            - Szukam jej pokoju - powtórzyła Polka.
            - W ogóle nie jesteś do niej podobna!
            - Do kogo...? - Alicja nie była pewna czy ma się odsunąć od chłopaka, czy może raczej pomóc mu ustać na własnych nogach.
            - Do swojej siostry oczywiście!
            - Ja nie mam siostry - uśmiechnęła się dziewczyna.
            - Ale Pats to twoja siostra.
            Blondynka parsknęła śmiechem.
            - Nie, to moja przyjaciółka...
            - Kto? - klawiszowiec miał nieprzytomny wzrok.
            - No Pats!
            - O! - jego twarz po raz kolejny rozświetliła iskierka radości. - Skąd znasz naszą stylistkę?
            - Jezu, Kyleee - jęknęła przez chichot Alice. - Po prostu powiedz mi, gdzie mieszka.
            - Oh, nie szedłbym tam na twoim miejscu - na brodatej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - Wiem, że jest z nią teraz Dan... Nie wiadomo co się tam dzieje... - przewrócił wytrzeszczonymi oczami, chcąc całą swoją postawą wyrazić jeden wielki znak zapytania.
            Pisarka westchnęła. Przecież musiała gdzieś przenocować. Było już trochę za późno na szukanie innego lokalu.
            - Mogę spać u ciebie? - zapytała niepewnie, strzykając palcami, co zawsze ją uspokajało, kiedy się stresowała. - Albo gdziekolwiek...?
            - Hmmmm, pomyślmy... - Simmons zaczął głaskać wąsy, zastanawiając się nad odpowiedzią tak intensywnie, że Alice miała wrażenie, iż zaraz zrobi się cały czerwony. - Wiem! - pstryknął palcami. - Pokój Dana jest przecież wolny!
            - Och, ale... - dziewczyna nie mogła powstrzymać rumieńców. - Ale to pokój Dana...
            - No to co? - Kyle wzruszył ramionami. - Przecież zajął twoją miejscówkę, racja?
            - No niby tak... Ale mimo wszystko to będzie dosyć niezręczne, tam są jego rzeczy, ja...
            - Och cicho bądź Alice, przyjaciółko mej przyjaciółki! - przerwał kociarz. - Idziemy!
            Odwrócił dziewczynę plecami do siebie i zaczął ją pchać przed sobą. Biorąc pod uwagę długość nóg chłopaka, Polka musiała podbiegać, żeby nie przewrócić się pod naporem dłoni bruneta. Pognali przez kilka korytarzy, aż wreszcie zatrzymali się przed drzwiami z numerem 793. Teraz Alice przypomniała sobie, że Pats mieszka pod 795, dokładnie obok pokoju Dana.
            - Pewnie są zamknięte - zauważyła racjonalnie dziewczyna.
            - Daj spokój - parsknął muzyk. - Uważasz, że ten idiota jest na tyle trzeźwy, żeby zamknąć cokolwiek na klucz? Nawet gęby zamknąć nie potrafi, a co dopiero pokoju... - stwierdził, naciskając klamkę. - Prosz...
            Drzwi otworzyły się płynnie, a przed blondynką pojawiła się czarna dziura. Zupełnie jak na filmach, w których bohater schodzi do jaskini pełnej fascynujących tajemnic. Alicja miała nawet wrażenie, że z pomieszczenia dochodzi lekki wietrzyk podziemi...
            Pokręciła szybko głową. To była zwyczajna, hotelowa sypialnia.
            - Jesteś pewien? - spytała jeszcze raz nowego znajomego.
            - Oczywiście! Weź sobie jego ubranie, jakbyś chciała! - oznajmił pozytywnie Simmons. - Nie przejmuj się, jakby co, ja się wszystkim zajmę!
            - Dziękuję Kyle, jesteś kochanym kociarzem, wiesz? - pisarka uśmiechnęła się szeroko. - Chodź, przytulę cię na dobranoc.
            Brunet ochoczo schylił się i objął dziewczynę w pasie.
            - Ładnie pachniesz - mruknął z zadowoleniem, wciskając nos w szyję blondynki. - Nie tak jak ludzie z koncertów. Pachniesz tak milutko, jak kołdra.
            - Weź, to łaskocze! - zachichotała Polka, odsuwając się od drapiącej brody. - Dziękuję kochany. Idź teraz grzecznie spać, okay? - poklepała wyższego chłopaka po głowie.
            Znała brodacza zaledwie kilka minut, ale już odkryła, że wszystkie teorie na temat jego dziecinności są prawdziwe.
            - Dobrze. Dobranoc Alice!
            Dziewczyna patrzyła, jak kociarz znika w drzwiach na przeciwko, z numerkiem 794. Wreszcie odetchnęła głęboko i weszła do 'swojego' pokoju, zapalając światło.
            Rozejrzała się po przerażającym bałaganie. To znaczy... Bałagan był przerażający dla zwykłego śmiertelnika. Blondynka sama miała problemy ze sprzątaniem, więc poczuła się prawie jak u siebie w domu.
            Ciuchy walały się po podłodze, pościel była skotłowana, a wszędzie unosił się zapach mężczyzny. Jego perfum, jego ciała i ubrań, które stanowczo zbyt dużo czasu spędzały, zwinięte w walizce.
            Pisarka niepewnie podeszła do sporego t-shirtu, wiszącego na poręczy łóżka. Skorzystać z okazji, czy przemęczyć się, śpiąc w swetrze? Alicja nie znosiła kłaść się do łóżka w ubraniach. Zawsze spała w dużych koszulkach, takich jak ta. Po krótkich rozterkach, dziewczyna złapała czarny materiał w dwa palce i zbliżyła do niego nos. Ubranie było przesycone zapachem Dana, ale nie wyglądało na używane, więc blondynka wywnioskowała, że jest w miarę czyste.
            Weszła do łazienki. Na podłodze leżała rozbabrana kosmetyczka, z której wysypywały się różne kosmetyki, w większości te do włosów. Pisarka odświeżyła się szybko, korzystając z buteleczek oraz ręcznika, zaoferowanych przez hotel, nawet nie patrząc na kuszący żel pod prysznic piosenkarza. Postanowiła, że po za pożyczeniem koszulki nie będzie zachowywała się jak psychofanka i nie zacznie grzebać chłopakowi w rzeczach.
            Wreszcie zadowolona Alice wróciła do sypialni. Wskoczyła do łóżka i zakopała się w pościeli, w przyjemnym zapachu Smitha i w swoich sennych marzeniach.

***

            Dan obudził się na ranem, mając przed oczami zmęczoną twarz Pats. Dziewczyna oddychała spokojnie z opuszczonymi powiekami. Krótkie, ciemne włosy rozsypały się na białej poduszce, a usta szatynki były odrobinę rozchylone.
            Chłopak przez chwilę przyglądał się nieruchomo swojej "najlepszej przyjaciółce", czując doskonale ciepło ich splecionych dłoni. Wreszcie podniósł się ociężale, rozcierając skronie. Nie pieścił się ze sobą za długo, bo wiedział z doświadczenia, że to i tak nic nie da. Mimo wieloletnich pijackich przygód, kac bolał zawsze tak samo. Trzeba było ten fakt po prostu zaakceptować i spróbować przeżyć wszystkie poimprezowe symptomy z godnością.
            Kiedy piosenkarz opuszczał łóżko, śpiąca stylistka poruszyła się niespokojnie. Smith zamarł w bezruchu, przyglądając się przyjaciółce. Na szczęście szatynka zapadła się w puchowe objęcia snu i nie zauważyła, kiedy niebieskooki opuścił pokój.

            Drzwi do apartamentu z numerem 793 były otwarte. Dan zmarszczył brwi, wchodząc do swojego tymczasowego mieszkania. Z łazienki dochodziły odgłosy krzątaniny. Prawdopodobnie któryś z chłopaków chciał coś pożyczyć, ale szatyn jakoś wątpił, żeby którykolwiek z tych zapijaczonych facetów dobrowolnie zwlekł się tak wcześnie po imprezie.
            Smith niepewnie zajrzał do zaparowanego pomieszczenia.
            Przed lusterkiem stała blondynka, owinięta skąpym, białym ręcznikiem i najzwyczajniej w świecie myła zęby hotelową szczoteczką, nucąc pod nosem "Flaws".
            Kiedy nieznajome spojrzenie dostrzegło, czającego się w wejściu mężczyznę, dziewczyna wydała zduszony pisk i złapała się odruchowo za ręcznik. Dan wciąż nawet nie drgnął, ale czuł rosnące przerażenie na swojej widok koszulki, leżącej na zamkniętej klapie sedesu, która stanowczo tam nie leżała oraz rozsuniętej kosmetyczki, którą przecież zostawił zamkniętą na półce.
            - Ja... - wydusiła nieznajoma z ustami pełnymi pasty. - Ja...
            Wypluła szybko białą pianę.
            - Przepraszam, ja... - wydukała ponownie, a w jej oczach pojawił się ten sam rodzaj paniki, który czuł teraz Smith.
            Dan nie znosił całej tej idei psychofanek. Dziewczyny, które proszą go o pocałunek, o podpisanie cycek, czy co tam jeszcze. Było miło spędzić czasem chwilę lub dwie z jakąś śliczną istotką, ale...
            Nie.
            Kiedy fanka włamuje się do twojego pokoju, nie jest już fajnie. Nie, kiedy twój zamglony kacem mózg, nie wie jak zareagować, więc jedyne co ci pozostaje, to powierzenie swojego losu pierwotnym instynktom, które pozwoliły twoim przodkom przetrwać w dżungli.
            Innymi słowy, atakować lub wiać.
            - To Kyle... - odezwała się niepewnie blondynka. - Bo ty...
            Smith wycofał się płynnie z pomieszczenia i schował się w apartamencie obok.
            Pats wciąż spała, ale tym razem szatyn nie był dyskretny.
            - Paaaaaaaaaaaaaaaats! - jęknął, wpadając do sypialni przyjaciółki. - W moim pokoju jest jakaś obca dziewczyna!
            Stylistka uniosła ociężale powieki.
            - Hę?
            Piosenkarz usiadł na łóżku, złapał Polkę za ramiona i zaczął energicznie nią potrząsać.
            - PSYCHOFANKA W MOIM POKOJU MYJE ZĘBY! UŻYWAŁA MOICH UBRAŃ! I KOSMETYKÓW!!! PATS, RATUJ MNIEEEE!    
            Dziewczyna wyrwała się z uścisku.
            - Zabierz ją - pisnął szczenięco Smith, chowając ze zrezygnowaniem twarz w ciepłym brzuchu szatynki.
            Polka zaśmiała się i przeczesała poczochrane włosy wokalisty.
            - No dobra zobaczymy co da się zrobić - obiecała rozbawiona.
            - Paaaaaaaaaaaaaaats!!! - rozległ się nagle pełen paniki krzyk z salonu.
            - Boże kolejna - jęknęła dziewczyna.
            - Kyle kazał mi spać u Dana wczoraj i on był przed chwilą...
            Do sypialni wpadła ta obca fanka, przed którą Smith próbował się ukryć. Blondynka natychmiast zamilkła, widząc leżącego w łóżku przyjaciółki piosenkarza.
            - Umm…
            Zagryzając wargę, blondynka wyglądała trochę jak mała dziewczynka, która została niesłusznie oskarżona o zjedzenie ostatniego ciasteczka.
            Szatyn odsunął się od stylistki z czerwonymi policzkami. Dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swojego haniebnego czynu pełnego tchórzostwa. Kto by uciekał od takiej drobiny? Wyglądała całkowicie nieszkodliwie.
            - Dan... - odezwała się Pats, za wszelką cenę starając się powstrzymać śmiech. - Przedstawiam ci moją przyjaciółkę Alice.
            - Och... - wymsknęło się Smithowi.
            Polka pomachała nieśmiało do wokalisty.
            - Cześć - mruknęła cicho.
            Kiedy chłopak odpowiedział tym samym gestem, pisarka parsknęła śmiechem.
            - Boże, zachowujemy się gorzej niż dzieci - stwierdziła, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Przebiorę się i wszystko wytłumaczę przy śniadaniu - obiecała, przeczesując włosy i wycofała się z pokoju. - Wiedziałam, że nie powinnam słuchać tego idioty Kyle'a...
            Zamknęła za sobą drzwi, a Dan poczuł na sobie wzrok Pats.
            - Dobra, cicho - burknął, kładąc się znów obok dziewczyny.
            Czerwona twarz chłopaka zniknęła w puszystej pościeli, więc skacowany piosenkarz nie dostrzegł uśmiechu swojej przyjaciółki.
            - Jesteś idiotą - stwierdziła stylistka i śmiejąc się, poczochrała włosy piosenkarza. - Serio Smith.
            - Tsa, wiem...

***

            Gdy zeszliśmy we dwójkę na dół, Alice już siedziała przy dużym stole między Woodym, z którym gawędziła, jakby znali się od wielu lat a Kyle'em, który był zbyt pochłonięty jedzeniem, żeby brać udział w rozmowie. Will z kolei, wyglądał na zbyt skacowanego, żeby wykonywać jakąkolwiek czynność obejmującą wysiłek fizyczny lub psychiczny.
            Od razu zauważyłam, że blondynka nałożyła, kupioną wczoraj, ładną kremową sukienkę, a do tego pasujący sweter. Codzienny styl pisarki ograniczał się raczej do starych rurek i męskich koszulek oraz jeszcze bardziej męskich koszul lub luźnych swetrów (których płeć również ciężko było określić), dlatego poświęcenie dziewczyny było godne uznania.
            - Ładnie wyglądasz - rzuciłam, siadając na wolnym miejscu obok klawiszowca.
            Dan oklapł między mną a Farquarsonem, który z kolei zajmował krzesło obok perkusisty. Piosenkarz za wszelką cenę unikał wzroku blondynki. Co za idiota.
            - Dzięki - uśmiechnęła się pisarka. - Czuję się co prawda, jakbym miała na sobie tylko gacie, ale da się przeżyć...
            - Szemu jeszteś taki szerwony? - wymemłał nagle Kyle, patrząc na piosenkarza, z ustami pełnymi jajecznicy.
            - A czemu ty masz w brodzie jajka? - odszczeknął Smith.
            Brodacz przełknął i uśmiechnął się szeroko.
            - Zostawiłem ci na później - rzucił przymilnie.
            Przewróciłam oczami. Przekomarzanki tych idiotów już dawno stały się codziennością na tour. Zastanawiałam się kiedyś, czy może z tego wyrosną, ale z każdym dniem traciłam nadzieję, aż w końcu w pełni zaakceptowałam fakt, że moi podopieczni naprawdę są dziećmi.
            - Dobra przedszkolaki - rozległ się niski głos. - Pamiętacie o dzisiejszym wywiadzie dla DIY?
            Wszyscy spojrzeliśmy na Dicka, który od rana klikał coś na swoim telefonie. Czwórka muzyków jęknęła zgodnie z rezygnacją.
            - Pats, zajmiesz się nimi prawda? - spytał menadżer zespołu, łapiąc trzy rogaliki francuskie. - Ja lecę zobaczyć jak wyglądają prace nad sceną.
            - Spoko szefie - uniosłam kciuk i w tempie ekspresowym dokończyłam owsiankę, która dopiero co wylądowała na moim talerzu. - Przygotowałam dla was stroje, musicie jeszcze skoczyć do Leaslie, żeby doprowadziła wasze włochy do jakiegoś porządku i niestety, ale dzisiaj dorwie wasz też Nicole.
            - O nieeee - burknął klawiszowiec, wycierając usta. - Ja nie chcęęęę!
            - Kyle, to tylko odrobina pudru - westchnęłam ciężko. - Na pewno ci nie zaszkodzi...
            Stosunek mojego ulubionego brodacza do makijażu był mniej więcej taki jak kotów do kąpieli. Gorzej niż z upartym dzieckiem. Ile można się męczyć z dorosłym mężczyzną?
            W tym momencie do jadalni zeszła dziewczyna z jasnymi włosami, związanymi w rozsypującego się koka. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam Nico bez makijażu, a teraz blondynka miała podpuchnięte oczy i wyglądała, jakby pomalowała się kredą. Nie przejęła się nawet swoim strojem, składającym się z ciepłych dresów i rozciągniętej bluzy. Nie wiedziałam, że wizażystka miała w ogóle takie ubrania.
            - Chyba jestem chora - wychrypiała dziewczyna zamiast powitania.
            - Nie będzie makijażu! - Kyle podskoczył na siedzeniu, szturchając przypadkiem Alice, która właśnie trzymała kubek kawy przy swoich ustach.
            Napój wylądował oczywiście na twarzy i uroczej sukience pisarki. Simmons i Woody natychmiast zerwali się z serwetkami, żeby zminimalizować straty, a moja przyjaciółka wpatrywała się niepewnie w poplamiony materiał, na który skapywała kawa z jej nosa.
            - Przepraszaaaam! - piszczał spanikowany Kyle. - Serio, nie chciałem!
            - T-to nic - mruknęła blondynka, wycierając brudne policzki. - Mi też się to ciągle zdarza - uśmiechnęła się do bruneta. - Nic się nie stało, serio...
            - A właśnie, że się stało - prychnęłam, podchodząc do przyjaciółki. - Kyle jesteś idiotą.
            - No wiem - zaskomlał brodacz, spuszczając głowę. - Przepraszam.
            Tym czasem Dan rzucił, że odprowadzi chorą Nicole. Złapał chwiejącą się dziewczynę za ramię i wyprowadził z sali.
            - Nic z tym nie zrobimy - stwierdziłam wreszcie, widząc plamy na sukience. - Dam to do pralni, może uda nam się ją uratować... A teraz - klasnęłam w dłonie. - Marsz na górę, zaczynam przygotowania! Will... - szturchnęłam gitarzystę, który przysnął na stole. - Rusz się...
            Brodacz jęknął coś, ale posłusznie wstał i powlókł się na górę.
            - Acha, jeszcze jedno - rzuciłam, gdy chłopcy mieli już wyjść z jadalni wraz z posępną Alice. - Z racji tego, że Nicole jest chora, ja zajmę się waszym makijażem - spojrzałam znacząco na Kyle'a.
            Na brodatej twarzy pojawiła się panika.
            I całkiem słusznie.

***


            Złapałam za pęsetę.
            - C-co robisz? - zaniepokoił się Kyle, siedzący na fotelu.
            Był już ubrany w swoją zwykłą szarą koszulkę, która została ukryta pod fryzjerską pelerynką, żeby się nie zabrudziła. Tym razem nie zgodziłam się na żaden koci T-shirt.
            - Tylko kilka małych włosków z twoich krzaczastych brwi... - obiecałam przymilnym tonem, który sugerował, że mam zamiar poddać bruneta bolesnym torturom. - Musisz wyglądać ładnie podczas sesji zdjęciowej...
            Simmons podskoczył, gdy wyrwałam bez ostrzeżenia kilka niesfornych kłaczków znad jego powieki
            - To zemsta za sukienkę taaak? - pisnął chłopak, a w jego oku pojawiła się łza jako odruchowa reakcja na ból.
            - Uchym - przyznałam lekko, ciągnąc kolejny włosek. - Następnym razem będziesz kontrolował swoje ruchy.
            - To nie ludzkie! - jęknął klawiszowiec z zaciśniętymi zębami - Jesteś potworeeeeeeeeem.
            - Zaraz zacznę wyrywać ci włosy z nosa - zagroziłam z grobową miną.
            - Co?! - brunet zasłonił twarz dłońmi. - No przeprosiłem no! Będę uważał! Pats, nie rób mi tego, no weź!!!
            Nie mogłam dłużej powstrzymać śmiechu.
            - No już kocie - pogłaskałam biedne dziecko po głowie. - Żartowałam. To były tylko cztery włoski, przeżyjesz.
            Kyle spojrzał na mnie przez palce.
            - Bardzo bolesne cztery włoski - burknął z żalem.
            Złapałam chłopaka za nadgarstki i odciągnęłam od twarzy.
            - Przepraaaaszam - powiedziałam, chichocząc. - Więcej nie będę.
            Cmoknęłam brodacza w policzek, ale natychmiast odsunęłam sie, słysząc skrzypnięcie otwieranych drzwi.
            - Myślałem, że się mordujecie - odezwał się Dan.
            Spojrzałam na piosenkarza, czując rumieńce na twarzy. Dziwne. Nigdy się nie czerwieniłam.
            Po prostu coś w spojrzeniu Smitha wywołało moje wyrzuty sumienia. Zupełnie jakbym nie powinnam pozwalać sobie na wymienianie całusów z innymi chłopakami niż on.
            Niedorzeczność. Odchrząknęłam, wzruszając ramionami.
            - Ja tylko robię mu mały makijaż - stwierdziłam lekko.
            - Kłamie! - oburzył się klawiszowiec. - Mści się na mnie za kawę na sukience Alice! Ratuj mnie, staryyyy.
            - Cicho tam - przerwałam wywód Kyle'a. - Przecież cię nie torturuję...
            - Po prostu się pospieszcie - mruknął wokalista zespołu, odwracając się od nas.
            Szatyn wyszedł, a ja patrzyłam na zamknięte drzwi jeszcze przez chwilę.
            - Co robiliście w nocy? - zapytał brodacz, gdy wreszcie wzięłam się za robienie poprawnego makijażu.
            - Nie twoja sprawa.
            - No powiedz Paaats - brązowe oczy przyglądały mi się z dziecięcą ciekawością.
            Westchnęłam, poddając się urokowi Simmonsa. Chłopak zawsze wiedział, jak zdobyć to, czego pragnął.
            - Po prostu spaliśmy - przyprószyłam nos bruneta niewielką ilością pudru.
            - I nic więcej...? - dopytywał klawiszowiec z wyraźną nadzieją na usłyszenie jakiś pikantnych szczegółów.
            - Nic więcej - ucięłam stanowczo rozmowę. - Dlaczego miałoby coś więcej? Jesteśmy tylko przyjaciółmi idioto.
            - Rany, ale wy jesteście beznadziejni... - westchnął kociarz.
            Zignorowałam złośliwą uwagę i dzielnie dokończyłam makijaż w milczeniu.
            - Już jesteś piękny - oznajmiłam, odpinając pelerynkę.
            - Ja zawsze jestem piękny - zauważył z godnością chłopak, zanim wykopałam go z pokoju.

            Został już tylko Dan.

            Piosenkarz usiadł cicho na fotelu i w przeciwieństwie do Kyle'a, zachowywał się wyjątkowo spokojnie. Ja również nie próbowałam rozpocząć rozmowy na siłę, więc pierwsze kilka minut upłynęło w całkowitym spokoju. Chociaż musiałam przyznać, że błękitne oczy, które nie spuszczały ze mnie wzroku, były naprawdę irytujące.
            - Jest coś między wami? - zapytał wreszcie chłopak.
            - Między kim? - zmarszczyłam brwi, odsuwając się od twarzy szatyna.
            - Między tobą a Kyle'em.
            Nie mogłam po prostu odpowiedzieć. Mój złośliwy charakter przejął górę nad resztą osobowości. Dan mnie wkurzył. Nie powinien zadawać takich pytań.
            - Nie twoja sprawa - mruknęłam, odwracając się od piosenkarza.
            - Jestem twoim pracodawcą. Tak samo jak Kyle. Mam prawo wiedzieć.
            Zimny ton Smitha jeszcze bardziej mnie zezłościł.
            - Och, a więc teraz jesteś moim pracodawcą? - warknęłam, piorunując Dana spojrzeniem. - Zapewne byłeś nim również, gdy wpadłeś do mnie w środku nocy co? I kiedy musiałam rozbierać cię, bo byłeś tak nawalony, że nie pamiętałeś jak się nazywasz? - zignorowałam skruszoną minę szatyna, która pojawiła się na jego twarzy. - I gdy przeszukiwałam twój pokój w poszukiwaniu głupiej szczoteczki do zębów, i podczas tysiąca innych sytuacji, w których musiałam ratować twój tyłek. Może i jesteś moim pracodawcą - rzuciłam pędzel na biurko. - Ale jesteś też moim przyjacielem, a przyjaciele nie zachowują się tak wobec siebie.
            Może wyjście z pokoju było dziecinne, ale czułam się odrobinę zraniona, co nie zdarzało mi się często.
            Gdy dotarłam do drzwi, silna dłoń złapała mnie za nadgarstek.
            - Przepraszam - mruknął Dan ze spuszczonym wzrokiem. - Jestem palantem. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
            Smutny ryjek piosenkarza stanowczo zbyt szybko wdarł się do mojego serca. Chyba stawałam się za miękka...
            - Ale zabrzmiało - fuknęłam. - Nie rób tej szczenięcej miny Smith.
            - Przepraszam - psie oczy wyglądały, jakbym to ja zachowała się źle.
            - Dan, wiesz, że Kyle jest dla mnie jak brat, nie? - westchnęłam ze zrezygnowaniem. - Reszta chłopaków też. Ostatnio dziwnie się zachowujesz, przecież nigdy ci to nie przeszkadzało.
            - A ja?
            - Co „ty”? - uniosłam brwi, zaskoczona nagłym pytaniem.
            - Ja też jestem dla ciebie jak brat?
            - Oczywiście, że... - zastygłam z otworzonymi ustami, nie będąc w stanie dokończyć.
            Piosenkarz przyglądał mi się uważnie, przygryzając wargę. Przypomniałam sobie dzisiejszą noc. Czułam się dobrze, gdy Dan leżał obok mnie w łóżku i trzymał za rękę. Lubiłam też obserwować jego usta, gdy opowiadał niesamowicie głupie lub niesamowicie mądre rzeczy, związane ze swoimi piosenkami i wszystkim co kochał. Lubiłam go słuchać. Lubiłam być częścią jego występów i życia poza sceną. Lubiłam wszystko w tym dorku. Całego go uwielbiałam.
            I wcale nie chciałam, żeby był dla mnie jak brat.
            - Ja... - ponowiłam trud odpowiedzi. - Widzisz Dan...
            - Bo ty wcale nie jesteś dla mnie jak brat.
            Zamknęłam usta.
            - To znaczy nie jak brat - poprawił się natychmiast chłopak, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. - Jak siostra. Nie jesteś dla mnie jak siostra i nie lubię cię jak siostry... W ogóle cię nie lubię. To znaczy lubię! Ale...
            Wybuchłam śmiechem, widząc, że Smith całkiem pogubił się w swoim wyznaniu. Typowe. Ale z drugiej strony jakie urocze.
            Zanim biedny, czerwony piosenkarz zdążył palnąć kolejną głupotę pocałowałam go lekko w usta. Nie jak pocałowałabym brata. Albo jak przyjaciela. Albo pracodawcę.
            Po prostu tak, jak zawsze chciałam go pocałować.

***

            - Dan...
            Wychodzący chłopak obrócił się na pięcie.
            - Słucham pani Stylistko? - spytał z głupkowatym uśmiechem.
            - Podciągnij gacie - odparłam rozbawiona, widząc połowę bokserek wyglądających ciekawie znad krawędzi paska.
            Serce ciągle waliło mi po pocałunku, ale nie dałam tego po sobie poznać.
            - Nie mogę, to mój outfit - szatyn wzruszył ramionami.
            - Nie denerwuj mnie - podeszłam do Smitha i podciągnęłam te głupie portki za szlufki. - Nie po to szukaliśmy tydzień temu paska przez pół dnia, żebyś teraz łaził ze spadającymi spodniami.
            Dan buntowniczo znów opuścił czarne dżinsy, a ja po raz kolejny podniosłam je za pasek. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, aż wreszcie wokalista złapał moje dłonie na jego biodrach i...
            Bezczelny gniot śmiał mnie pocałować!
            Dlaczego on całował tak dobrze? Matko boska, przecież jak tak dalej pójdzie, to ja wykorkuję przez tego mężczyznę.
            - Nie myśl sobie, że teraz będziesz się do mnie przysysał, jak tylko będziemy sami - burknęłam, odsuwając się odrobinę.
            Palce, ściskające ręce przeniosły się na moje biodra i przyciągnęły do siebie.
            - Oczywiście, że nie - głos Dana był przyjemnie mruczący i stanowczo zbyt kuszący. - Będę się do ciebie przysysał, również, gdy nie będziemy sami...
            Uśmiechnęłam się, kiedy wąskie usta znów znalazły się na moich. Właściwie mogłabym się przyzwyczaić. Chociaż z drugiej strony... Co jeśli jestem tylko kolejną fanką, która uległa urokowi błękitnych oczu?
            Smith westchnął i oparł się o moje czoło.
            - Kocham cię - szepnął z opuszczonymi powiekami. - Serio cię kocham, wiesz?
            Wątpliwości opuściły mnie tak szybko, jak się pojawiły. Zarzuciłam ramiona na szyję szatyna, bawiąc się jego włosami.
            - Też cię kocham.
            Drzwi otworzyły się nagle, a do pokoju wpadł wrzeszczący Kyle.
            - CIEBIE TEŻ ZAMORDOWAŁA STARY?! Och.
            Nie wiem kiedy znalazłam się oddalona metr od Dana, ale i tak byłam pewna, że Simmons wszystko widział.
            - Ło Jesu... - mruknął kociarz z wytrzeszczonymi oczami.
            - My... - już chciałam zacząć się tłumaczyć, ale w tym momencie klawiszowiec wydał z siebie wysoki pisk jak dziewczynka.
            - MOJE DZIECIIIIIIII - rzucił się na mnie i nagle znalazłam się w objęciu chudych ramion. - MOJE DZIECI SIĘ WRESZCIE ZESZŁYYYY!
            Do pomieszczenia zajrzał Will z Woodym.
            - Co znowu? - spytał basista.
            - My... - tym razem to Dan chciał odpowiedzieć.
            - Nasze dzieci się przelizały - brodacz oparł się o mnie ramieniem i spojrzał na przyjaciół zadowolony.
            - Kyle! - fuknęłam oburzona słowami, w jakie ujął to wydarzenie.
            - No nareszcie - westchnął z ulgą Woody. - Will - szturchnął kumpla.
            Osiłek westchnął i wyciągnął z kieszeni 10 funtów.
            - Dobra wygrałeś... - Farquarson przewrócił oczami.
            - Założyliście się? - zapytał niepewnie Smith.
            - Uchym - perkusista dmuchnął w banknot i schował go do kieszeni. - Will zakładał, że zejdziecie się po tour, a ja, że jeszcze w trakcie.
            Szczęka opadła mi chyba aż do podłogi.
            - Chyba bym z nimi zwariowała - odezwał się dziewczęcy głos z korytarza. -  Wasz zespół powinien się nazywać Dorkstille, serio. - Alice wyjrzała zza stojącego w progu basisty, szczerząc się szeroko. - Lepsi ci się nie mogli trafić.
            Parsknęłam śmiechem, zerkając na wciąż czerwonego Dana.
            - Chyba masz rację - mruknęłam rozbawiona.
            - A i jeszcze coś - rzuciła blondynka. - Dick dzwonił na twój telefon i powiedział, że jeśli nie jesteście jeszcze w DIY, to was wszystkich pozabija.
            - Jesteśmy spóźnieni już 15 minut - stwierdził Dan, patrząc na swój kalkulatorowy zegarek.
            - Było się tyle lizać! - fuknął jeszcze Kyle, gdy wszyscy rzucili się do biegu w stronę wyjścia z hotelu.
            - Nie nazywaj tego lizaniem! - zaprotestował Smith, który pędził z klawiszowcem na przedzie.
            Echo ich kłótni rozbrzmiewało chyba w całym budynku, a ja chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie kochałam swojej pracy.



(Na szczęście udało się im dotrzeć na czas!)

9 komentarzy:

  1. No dziś się przez nich nieźle uśmiałam jak nigdy xD Potrzebowałam tego żeby choć trochę przerwać mój dzisiejszy melancholijny nastrój. Nie wiem jak Ty to robisz ale umiesz dobrać tekst do mojego nastroju ♥

    Rany Kyle! ♥ Żadne słowa nie oddadzą jego wspaniałości w Twoim opowiadaniu. Nigdy bym nie pomyślała, że tak polubię tego kociarza i to wszystko przez Twoje opowiadanie :D

    Haha a Dan jak to Dan - kochany dork xD I jeszcze Woody i Will z tym swoim zakładem no nie mogę. Oni wszyscy są tu dosłownie jak takie kochane dzieciaczki. Love them so much! ♥

    Pozdrawiam, przesyłam internetową miłość i bardzo dużooo siły na te trzy miesiące katorgi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idk pewnie sb tak wmawiasz, wiesz taki efekt placebo czy coś xd tak czy inaczej bardzo się cieszę, że poprawiłam ci humor!

      Owszem. Kyle wygrał to opowiadanie. Uwielbiam tego dzieciaka i żałuję, że tak rzadko występuje w WD nie da się go nie kochać

      Dziękuję kochanie! A jak twoje studenckie życie?

      Usuń
    2. Może, ale zawsze działa :D

      Nom, bo w WD Kyle to tam rozbraja system razem z G. i rozładowują napięcie ♥ Taka fajna równowaga, ale to już chyba mówiłam xD

      Emm ciężkie jest życie studenta xD Jestem po sesji, ale dopiero językoznawstwo zdane. OH witajcie drugie terminy! xD Od czasów matury i liceum (lol zabrzmiało to jakby minęły od tego czasu lata a to zaledwie około roku) oduczyłam się uczyć i wszystko mi ciężko przychodzi i wkurza mnie to że nie mam genialnego mózgu i siedzę po parę godzin by dostać średnią ocenę a inni tylko sobie poczytają dla przypomnienia tego co było na zajęciach i mają piątki ;_; To boli moje serduszko i naprawdę odechciewa się uczyć. Pomijając fakt, że teraz każdy mój egzamin wygląda jak matura :c

      Usuń
    3. Ech współczuję :/ Wizja studiów mnie totalnie przeraża (chwila... mówi się 'studiów'...? Ja pierdzielę, mój mózg nie funkcjonuję dzisiaj normalnie, pomocy ;-;) i nawet nie wiem jak cię pocieszyć.
      Wysyłam ci więc mnóóóóóóóóóóóóstwo Bastillowej miłości. Wysyłam ci Dana, żeby leżał z tobą w łóżku i głaskał cię po głowie do snu. Tylko nie każ mu za dużo śpiewać, wiesz, że on jest strasznie zażenowany w takich sytuacjach. I żeby pisał do ciebie SMSy i zmuszał do oglądania jakiś głupich filmów (ale i tak przekupi cię perspektywą przytulania się przed TV, wiem, że się nie oprzesz). Wysyłam ci Kyle'a, żeby robił do ciebie głupie miny, gdy będziesz zdołowana. Tylko nie zdziw się, jak przyniesie z ulicy jakiegoś kota. Wysyłam też Woody'ego, żeby robił ci dobre śniadanie i obiad, po powrocie, i kolację. Wysyłam oczywiście cudnego Willa, który... No wiesz, on po prostu siedzi i wygląda i to wystarczy.
      Mam nadzieję, że niedługo głupie egzaminy dobiegną końca i sobie trochę odpoczniesz.
      Powodzenia we wszystkim kochanie <3

      Usuń
    4. Wydaje mi się, że to jest poprawnie. Też zdarza mi się powiedzieć słowo poprawnie, po czym myślę "ale to dziwnie brzmi, kurde chyba to się inaczej mówiło" więc doskonale Cię rozumiem. xD

      Nawet nie wiesz, ale ta Twoja Bastillowa miłość spowodowała właśnie duży uśmiech na mojej twarzy. Oj po takim czymś jak ja mam dziś spokojnie zasnąć w nocy, no jak? xD Tyle miłości on tych kochanych dorków, nie oparłabym się jej ♥ Przyjęłabym każdego pod swój dach i nie przeszkadzałoby mi nawet, jakby Kyle przynosił mi do domu kotki z ulicy, bo sama je lubię. Przecież one są takie słodkie :3 no spójrz *podstawia pod nos Agrafce małego, słodkiego, niewidzialnego kotka* haha :D

      No zobaczymy jak to pójdzie, ale po takiej dawce miłości od Ciebie do aż człowiek nabiera optymizmu ♥ co ciężko wpoić pesymistce xD

      Usuń
  2. Wysyłałam kom z tel kilka razy, ale chyba jednak nie działa ;-; Musiałam wejść na kompa...
    Tak więc piszę po raz 4!

    Nawet nie wiesz, jak bardzo chce cię udusić, chociażby za to, że kazałaś mi tyle czekach na drugą część mojego zlecenia -.- Ale nawet ja nie jestem aż takim potworem, aby ukatrupić twórcę czegoś tak wspaniałego.
    Kocham "Stylistkę" i chyba sobie to gdzieś zapiszę i będę czytać CODZIENNIE.
    Ahh kocham Alice. Ahh kocham Kyla i całą resztę tych cholernie słodkich dorków! Jak ja bym chciała, aby to było rzeczywistością ;-; Już nawet nie chodzi o ten romans. Chciała bym ciebie jako pisarkę i siebie, jako stylistkę Bastille uczestniczącą w ich życiu codziennym, tak jak uczestniczyła w nim Pats ;-;
    HA, MARZENIA.
    A teraz zejdźmy na ziemię. Czas na ocenę od zleceniodawcy!
    W skali do 1 do 10 - 12/10.
    Skarbie, jeśli byłabym na tyle dziana, aby Ci za to płacić - obsypałabym Cię złotem. Pławiłabyś się w dostatku do końca swoich dni, a ja codziennie czytałabym to opowiadanie, coraz bardziej się nim zachwycając.
    Mistrzostwo nad mistrzostwami.
    "CIEBIE TEŻ ZAMORDOWAŁA STARY?!" - umarłam xD
    Oczywiście nie muszę wspominać, że sceny Pats x Dan są meeeeega słodkie, zakład Willa i Woodiego mnie powalił, a roztrzepana Alice to moja bogini xDDD
    A i jeszcze jedno: opisałaś mnie lepiej, niż ja bym to zrobiła (ehh takie ze mnie beztalencie). Ujęłaś mnie i mój charakter w kilku odpowiednich słowach, a ja tylko czytałam to z szczęką sięgającą podłogi... I TO SIĘ NAZYWA TALENT

    Przepraszam za absolutny brak jakiegokolwiek ładu w wypowiedzi, ale feelsy roztrzaskały moje biedne serduszko skute lodem, co nie zmienia faktu, iż podczas czytania cały czas szczerzyłam się do małego ekraniku telefonu.
    Idę się bujać w kącie i ubolewać nad sobą, że w czasie kiedy ty tworzysz tak wspaniałe rzeczy, ja nie potrafię skleić poprawnego zdania... IDĘ SKOCZYĆ Z DYWANU.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uffff cieszę się, że zaakceptowałaś! I wieeeem, już się chyba wystarczająco napłaszczyłam pokornie przed twoimi stopami ;-;

      Cóż ja też bym taką rzeczywistością nie pogardziła. Naprawdę jestem w stanie dołączyć do twojego marzenia i ci pomóc je zrealizować :D
      Och dlaczego nie jesteś bogataaa! Stać by mnie było na koncerty przynajmniej i mogłabym olać studia i spokojnie sobie pisać gdzieś np na backstage'u czy coś xD
      I nie jesteś beztalenciem! Zawsze będę ci to powtarzać. Każdy, kto potrafi zrobić coś z niczego, ma talent! A ty piszesz naprawdę dobre teksty (wiem, wiem mam zakaz protestowania, ale taka natura). Zastanawiałam się jak cię wykreować i postanowiłam zmieszać charakter Rose, ten twój, który poznałam i wytwór mojej wyobraźni, więc w sumie sama byłam nawet zadowolona z efektu, to miłe, że "ty" widziana moimi oczami się sobie podobasz (to zdanie nie ma sensu sorry xD).
      NIE SKACZ Z DYWANU! Chyba, że na podłodze leży Dan i będzie cię łapał.
      Luv ya!
      (mój mózg jest martwy, nie odpowiadam za to coś, co właśnie napisałam, sorry)

      Usuń
    2. Spokojnie, jeszcze da się coś zrobić, aby czekała nas taka świetlana przyszłość. Wystarczy tylko, że skończę szkołę, zdam maturę i kwalifikację (HE HE), pójdę na studia, choć nie jest to konieczne, I MOŻEMY ZAWOJOWAĆ ŚWIAT! Pytanie tylko, jak się wybić, aby ktokolwiek cię zauważył i chciał na swoja stylistkę...EEEEEEE i tu mój cały plan poszedł i pizdu. Ale spokojnie! Ja coś jeszcze wykombinuje! Nie mam zamiaru spędzić reszty życia za maszyną przeszywając hurtowo jedną i tą samą sztukę odzieży... O NIE, ja mierzę znacznie wyżej! A gdy już dosięgnę celu zabiorę Cię ze sobą, abyś i ty mogła spełniać marzenia.
      PLAN DOSKONAŁY! Szkoda tylko, że tak mało dopracowany... xD
      Ooo to miłe, że tak mówisz, ale moim tekstom do twoich jeszcze daaaaleko.
      "Ja" widziana twoimi oczami naprawdę mi się podoba (tak, to ma sens!), choć nie do końca jest idealnym odzwierciedleniem mnie. Choć może z czasem wyleczę się z sceptycznego podejścia do życia i używania sarkazmu w co drugim zdaniu xD Więc kto wie, może twój opis mnie za kilka lat jest idealnym odzwierciedleniem tego, jaka dopiero się stanę? (TO dopiero nie ma sensu...)
      Chciałabym, aby taki Dan mnie złapał, ale niestety obecnie jest tysiące kilometrów stąd, więc nie ma kto mnie łapać ;-; CHYBA, ŻE WYIMAGINOWANY DAVID! xD
      Luv ya!

      Usuń
    3. Oh no wiesz, gdybyś przeżywała najlepsze chwile swojego życia, z najlepszymi osobami na świecie, to jestem pewna, że byłabyś całkiem zadowolona :P
      Podoba mi się twoje ambitne podejście do sprawy! To smutne, że z roli największej optymistki świata przeistoczyłam się w małego smutnego robaczka. Co to życie robi z ludźmi...
      David też może być! X

      Usuń