AAAAAAAAA BOSZE TO JUŻ WYSTĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘP!
Tyle emocji, Dan taki piękny na gifach (musicie to przyznać, siedziałam nad nimi kilka godzin i przekopałam tysiące stron w poszukiwaniu idealnych, a wciąż jest tak niewiele ;__;), jest Ian, jest Alice, Ralph, Monica, Sophie, tyle ludu się zlazło, nadchodzi ta wielka chwila!!!
*już wkrótce xD*
EDIT: Genialna ja poszłam sobie spać z czystym sumieniem i będąc już w łóżku, przypomniałam sobie, że przecież nie dodałam najważniejszych linków do zdjęć pomieszczeń... Więc zerwałam się z łóżka i już można zobaczyć Akademię od wewnątrz!
EDIT: Genialna ja poszłam sobie spać z czystym sumieniem i będąc już w łóżku, przypomniałam sobie, że przecież nie dodałam najważniejszych linków do zdjęć pomieszczeń... Więc zerwałam się z łóżka i już można zobaczyć Akademię od wewnątrz!
ostatnio przeżywam irytującą huśtawkę emocjonalną związaną z Bastille i muszę przyznać, że jest to bardzo irytujące, więc oto gif na dzisiaj |
~.~.~.~
Dochodziła piąta po południu i z każdą minutą było coraz gorzej.
-
Dan, no wyłaź idioto! - Ralph znów walnął w drzwi łazienki.
-
Nie!
Nie
ma mowy.
-
Zamknij się - szatyn warknął do Wilczycy w swojej głowie.
Wypił
kolejny łyk wina. W zamkniętym pomieszczeniu od jakiegoś czasu działał wiatrak,
ale i tak nie usunął dymu papierosa, którego chłopak wypalił.
-
Nie możesz być pijany! - prosiła Sophie. - Musimy iść!
Jesteś
beznadziejny. Nic ci się nie uda.
-
Nie prawda... - szepnął Smith opierając czoło o zimne kafelki ściany.
Wyjął
telefon i spojrzał na kontakt, który od razu mu się wyświetlił. Blondynka
robiła zeza, wydurniając się podczas jednego z ich leniwego wieczoru.
Dan
doskonale pamiętał, gdy kopała go pod kocem zimnymi stopami i uciekała na
koniec sofy, próbując uniknąć łaskotek. Wreszcie postanowiła dokonać odwetu za
zbrodnie Smitha i zaatakowała biednego rozczochrańca, zrzucając go z kanapy.
Trochę bolało, gdy Alice wylądowała na brzuchu chłopaka, ale późniejsze
przeprosiny blondynki bbyły warte cierpienia...
Obiecał,
że się nie odezwie. Że da jej spokój. Że nie zadzwoni.
Jęknął
i napisał szybko wiadomość. Miał nadzieję, że chociaż ona jakoś się trzyma.
Oczywiście, że się trzymała. Ona zawsze była silna, nawet jeśli wszyscy
twierdzili inaczej.
Odpowiedź
nadeszła prawie natychmiast.
,,Dasz radę Danny.
Wierzę w ciebie, okay?"
Męczący
głos wilka wreszcie zniknął.
Krzyki
Sophie i Ralpha również ucichły, kiedy Dan otworzył drzwi i spojrzał
przekrwionym błękitnym spojrzeniem na przyjaciół.
-
No to chodźmy.
W
jego kieszeni znajdował się telefon z powiadomieniem, że wiadomość o treści ,,Kocham
cię" nie dotarła do odbiorcy.
***
-
Lepiej wyłącz komórkę teraz, bo potem zapomnisz.
Podskoczyłam
na dźwięk głosu Iana.
-
Oh. Okay...
Wysłałam
szybko SMSa i zrobiłam co kazał. Jezu, nie chciałam być teraz z blondynem.
Potrzebowałam mojego pesymistycznego rozczochrańca. To prawie bolało. Naprawdę
go potrzebowałam. Długich palców, które uspokoiłyby mój zmęczony umysł,
miękkiego głosu przy uchu, delikatnych ust, całujących mnie ostrożnie w skroń,
jak zawsze, gdy bolała mnie głowa.
-
Oddychaj - mruknął Clark, parkując przed wielkim gmachem. - To nie jest takie
straszne.
Tym
razem nie przyjęłam jego pomocnej dłoni. Nie miałam ochoty tam iść. Wolałabym
zostać w samochodzie i zacząć płakać, niszcząc arcydzieło Vaness.
-
No chodź Alice - granatowe oczy obdarzyły mnie ciepłym uśmiechem. - Jakby co,
zacznę krzyczeć, że się pali i odwrócę od ciebie uwagę.
Parsknęłam
śmiechem, zaskoczona dziwnym komentarzem ze strony pisarza i wysiadłam z auta.
Uniosłam z godnością podbródek i razem z Ianem weszliśmy do ogromnego holu.
Który
był naprawdę piękny.
Do
tej pory nigdy nie byłam w tak luksusowym pomieszczeniu. Mimo braku zbędnych ozdób, każdy centymetr kwadratowy ścian, podłóg, kolumn czy schodów wydawał się wręcz emanować dostojeństwem i bogactwem. Zupełnie jakbym z szarej ulicy
przeniosła się do przeszłości. Do czasu eleganckich bali, długich sukni oraz
niekończących się rozmów o sztuce. W końcu Akademia w pełni zasłużyła na swoją
renomę.
-
Chyba znalazłam swoje ulubione miejsce na ziemi - mruknęłam zauroczona do
blondyna, gdy ten zdejmował mi płaszcz, żeby zostawić go w szatni.
-
Myślę, że powinnaś jeszcze chwilę poczekać ze swoją decyzją - uśmiechnął się
pisarz.
Chociaż
nie była to pierwsza wizyta Iana, chłopak również wydawał się być zachwycony
otaczającą nas atmosferą piękna.
Sala,
w której odbywało się spotkanie wyglądała elegancko, jednak jej rozmiar różnił
się od gigantycznych pomieszczeń z moich koszmarów. Opisując miejsce pełne
pisarskich sław oraz amatorów, można byłoby nawet użyć określenia
"przytulne". Każdą ścianę pokrywały regały zapełnione książkami,które kusiły swoimi starymi grzbietami, jak koty, czekające na pieszczotę ludzkich palców. Zauważyłam pięknie zdobione schody, wijące się w stronę antresoli, na której schowało się kilka osób, umilając sobie czas czytaniem, w
oczekiwaniu na rozpoczęcie występów.
-
Może miałeś rację - westchnęłam, rozglądając się po miejscu, w którym każdy mól
książkowy lub pisarz chciałby spędzić resztę swojej egzystencji.
Ale
później mój wzrok padł na podwyższenie, w stronę którego skierowane były
krzesła dla widzów. Żołądek natychmiast skurczył mi się do wielkości orzecha
włoskiego, a dłonie zrobiły się zimne i mokre. Nienawidziłam pokazywać swojej
poezji innym, a co dopiero odczytywać własne wiersze przed obcymi pisarzami.
Z
drugiej strony, sądząc po tętnie, które stukało w moją skórę na szyi, pojawiło
się prawdopodobieństwo, że nie dożyję własnego występu.
Perspektywa
nie taka znowu zła...
***
-
Czy on znów zamknął się w łazience? - westchnął Ralph, widząc zrezygnowanego
Coopa, wychodzącego z męskiej toalety baru.
-
Tsa, zaczynam podejrzewać, że dostał sraczki - mruknął mężczyzna z burzą czarnych loków na głowie, biorąc piwo od znajomego.
-
Patrząc na ilość wina, którą wyżłopał, mówi, że jeśli już, to rzyga jak kot -
odparł piosenkarz. - W życiu nie widziałem go tak zestresowanego.
-
To wygląda trochę jakby bał się czegoś jeszcze - zauważył chłopak od sprzętu. -
Nie może być przecież aż tak przerażony występem. To nie Glastonbury tylko
maleńka kawiarnia.
-
Dan to dziwak, wiadomo nie od dziś - Pelleymounter wzruszył ramionami, pisząc
do Sophie SMSa z pytaniem gdzie się podziewa. - Może Soph przemówi mu do
rozumu.
Coop
spojrzał na znajomego znad keyboardu, który właśnie montował po przewiezieniu.
-
Myślę, że to ty powinieneś z nim pogadać, skoro też śpiewasz - zauważył.
Ralph
zacisnął usta, zastanawiając się nad radą mężczyzny. Wreszcie westchnął po raz
kolejny tego dnia i udał się do męskiej toalety.
***
Głosy,
głosy, głosy, głosy.
Dan
już dawno przestał odróżniać sny od jawy.
Chłopak
siedział na opuszczonej desce sedesu i gapił się na napisy, pokrywające drzwi.
Wino szumiało mu w głowie i zaczynało ciążyć w żołądku, ale przynajmniej choć
odrobinę uciszyło umysł i zobojętniło strach, ściskający gardło. Chłopaka
ogarnął błogi stan pijaństwa.
-
Żyjesz? - spytał znajomy głos, rozpraszając przyjemne otępienie.
-
Mosz... - burknął rozczochraniec z niezadowoleniem.
Znów
ktoś mu przeszkadza.
-
Nie pij więcej, dobra stary? - poprosił Ralph. - Nie chcesz chyba całkiem
zwalić swojego dnia.
Smith
popchnął stopą puste wino. Butelka wytoczyła się po za kabinę w stronę
przyjaciela chłopaka.
-
I tak mi się skońszyło - mruknął pesymista. - A jeszcze caaaaałe dwie hodziny.
-
Akurat ci przejdzie - w głosie piosenkarza słychać było uśmiech. - Miejmy
nadzieję, że będziesz w stanie wyśpiewać to swoje Alchemy i spółkę. Nie chcesz
chyba zawieść Alice co?
Dan
skrzyżował ramiona i oparł się tyłem głowy o ścianę.
-
Ona i tak bendzie zajęta - stwierdził, patrząc na brudny sufit. - No wiesz z Ianem bendzie o poesji gadać...
-
Dan idioto, ona nie będzie z żadnym durnym Ianem, tylko z tobą - tym razem w
ton Ralpha wkradła się irytacja.
-
Ze mną... - szepnął szatyn i spuścił wzrok. - Myślisz, sze szobie poradzi?
-
Oczywiście, że sobie poradzi - prychnął chłopak za drzwiami. - To Alice. Czy
ona sobie kiedyś nie poradziła?
-
A ja? - dopytywał dalej rozczochraniec.
-
Nie, jeśli dalej będziesz się tak zachowywał...
Smith
wydał z siebie bulgoczący dźwięk i zagryzł pięści. Zabolało, ale w jakiś sposób
zawsze go to uspokajało.
-
Myszliszżedaczommiszokój? - spytał z ustami zapchanymi własnymi palcami.
-
Co ty tam znowu burczysz? - zdenerwował się wreszcie Pelleymounter.
-
Czy dadzą mi spokój - powtórzył szatyn. - Koszmary. Ciągle mnie męczą. Nawet
teraz. Nawet kiedy nie śpię.
Milczenie
powoli odbierało Danowi nadzieję.
-
Napisz o tym piosenkę - odezwał się wreszcie Ralph. - Pisz piosenki o wszystkim
czego się boisz lub co kochasz. Muzyka to jedyna rzecz, która pozwoli ci
istnieć. Bez koszmarów.
***
Mój
koszmar zaczął się równo o szóstej, kiedy prowadzący przywitał gości na
cotygodniowym spotkaniu. Widać, że większość już dobrze się znała i tylko kilka
bladych twarzy, w tym moja, wskazywały na jakikolwiek ślad stresu.
Na
początku zostało przedstawionych kilka nowych powieści, które właśnie ukazały
się na rynku. Wśród sław, reklamujących swoje utwory, dostrzegłam Simona
Becketta, którego absolutnie uwielbiałam. Monica, zafascynowana kryminałami
oraz powieściami grozy, z pewnością oszalałaby na widok autora "Chemii
Śmierci". Pisarz wydał właśnie "Rany Kamieni", jednak ze stresu
słyszałam jedynie co piąte słowo, więc nic nie zrozumiałam z opisu najnowszej
książki.
Pół
godziny później rozpoczęło się przedstawienie.
-
Zrzygam się - szepnęłam do siedzącego obok mnie Iana, kiedy pierwsza osoba
weszła na podwyższenie.
-
Daj spokój Alice - oddech pachnący miętą uderzył w moją szyję, gdy blondyn
pochylił się do mojego ucha. - Zobaczysz, to fajna zabawa.
-
W średniowieczu uważali, że torturowanie niedźwiedzi to też fajna zabawa -
odparłam, przygryzając policzki od środka.
Clark
przewrócił oczami i ścisnął mój nadgarstek z lekkim uśmiechem.
-
Nikt tu nie chce cię torturować. Ludzie nie przychodzą tu, żeby mieszać młodych
pisarzy z błotem, tylko żeby poznać nowe artystyczne dusze i pomóc im rozwinąć
swój talent.
Spojrzałam
w granatowe oczy. Przyglądały mi się ciepło i sprawiały, że pomieszczenie pełne
książek przestało być tak nieprzyjaźnie zimne.
Odetchnęłam
głęboko i skierowałam wzrok na dziewczynę, czytającą fragment książki, którą
właśnie pisze.
Moja
drżąca dłoń schowała się wśród długich palców blondyna.
***
-
Alice Killean z Uniwersytetu...
Nie
słyszałam już nic więcej. Ian popchnął mnie lekko, a ja złożyłam szybką
modlitwę do swojej Matki Boskiej Modowej, żebym nie zabiła się, idąc w stronę
sceny na szpilkach.
Uśmiechnęłam
się do chłopaka, który skończył zapowiadać mój występ i podał mi dłoń, żebym
spokojnie weszła na podium. Przywitałam się z publicznością. Widziałam wyraźnie
każdą twarz. Każde spojrzenie pełne ciekawości, co przyniesie kolejna nieznana
dziewczyna.
Kiedyś
chciałam zostać aktorką w teatrze. W liceum sporo się udzielałam i miałam
okazję występować w całkiem niezłych miejscach. Pamiętam, że po wejściu na
scenę, otaczała mnie ciemność. Nie było nikogo. Tylko światło padające na moją
twarz i istoty, które w zwykle dni nazywałam swoimi przyjaciółmi. Każdy z nas,
w momencie wejścia w blask reflektorów, stawał się kimś całkiem innym.
Zawsze
podobała mi się ta anonimowość. Nigdy nie byłam sobą, a jednocześnie postać,
którą grałam stawała się moją prawdziwą osobowością. Nikt tak naprawdę nie
wwiedzie, jak się czuję.
Teraz
nie było ucieczki. Stałam przed tłumem całkiem obnażona. Bez maski. Byłam tylko
ja. Tylko ja i moja głowa.
-
W życiu każdego człowieka są chwile milczenia - zaczęłam, przypominając sobie o
oddychaniu. - Cisza jest kojąca. Pozwala przemyśleć wiele ważnych spraw, który
nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć na głos. W ciszy możemy rozkoszować się
obecnością innych zmysłów, takich jak wzrok, zapach czy dotyk.
Przez
chwilę przypominałam sobie moje ostatnie spotkanie z Danem. To wspomnienie
wypełniło każdą komórkę mojego ciała i zawładnęło umysłem.
-
Czasami jednak milczenie nie przynosi spokoju - nie zdawałam sobie sprawy, że
mój głos stał się bardziej melodyjny i spokojny. - Czasami... - spojrzałam na
treść swojego wiersza i przeczytałam tytuł utworu. - "To nie cisza"
Odetchnęłam
i zaczęłam recytować.
Znowu cisza
Między nami
To nie cisza
Zniknęły
twarze. I pojawiły się błękitne oczy, przyglądające mi się z góry.
To szept
Gdzieś z tyłu mojej głowy
Słyszysz?
Brązowe
oczy spojrzały na mnie z kąta pustego pokoju.
Wszystko czego się boisz
To, czego nienawidzisz
Kryje się w tej ciszy
Słyszysz?
Głośne
nuty 'Alchemy' otoczyły mnie na ciemnym podeście.
Płacz. I złość.
Krzyk. I mdłość.
Żal. I jęk.
Bolesny dźwięk.
Słyszysz?
Tęskniłam
za jego ciepłym uśmiechem.
Chcę krzyczeć
Lecz milczę
Ale
nic nie mogłam zrobić.
Znowu cisza
Między nami
To nie cisza
Dopóki
on sam nie upora się z własnymi koszmarami.
To ryk bolesnej agonii.
***
Dan
przyglądał się wskazówkom zegara, siedząc na krześle przy stoliku pod sceną,
który zajęła Monica. Jakaś dziewczyna mruczała przyjemnie do mikrofonu, ale
Smith nie poświęcał jej większej uwagi.
6:58
6:59
7:00
-
Myślisz, że już występuje? - zapytał rudowłosej dziewczyny.
-
Możliwe - odparła studentka, zerkając na plastikową kartkę z daniami, którą
wzięła z baru.
7:01
7:02
Szatyn
miał ochotę przebiec cały Londyn tylko po to, żeby znaleźć się teraz przy jego
małej pisarce.
7:03
7:04
Chłopak
spojrzał na ekran komórki. Wiadomość wciąż nie dotarła do Alice, więc
dziewczyna miała wyłączony telefon.
7:10
-
Ciągle się nie odzywa - mruknął zestresowany.
-
Spokojnie Dan - uśmiechnęła się lekko dziewczyna. - Na pewno zdąży tu dotrzeć.
W
tym momencie nie to był największy problemem rozczochrańca. Szatyn przestał
myśleć o swoim występie. Chciał tylko wiedzieć, jak jej poszło.
7:13
Ale
nie pozostało mu nic innego jak czekanie.
***
Oklaski
przedarły się przez warstwę wspomnień, którymi się otoczyłam. Przywołałam na
twarz lekki uśmiech i dygnęłam przed publicznością. Na miękkich nogach dotarłam
do swojego siedzenia, gdzie czekał Ian z zaciśniętą szczęką. Zajęłam miejsce
obok chłopaka, przez chwilę nawet na niego nie patrząc. Usiłowałam złapać
oddech. Zupełnie jakbym przez ostatnie kilka minut znajdowała się pod wodą.
Cud, że się nie utopiłam.
Siedziałam
wyprostowana, jakbym połknęła szczotkę, aż do momentu, gdy cała uwaga została
zwrócona na kolejnego autora.
Wtedy
zdałam sobie sprawę, że opinia tych wszystkich pisarzy tak naprawdę od początku
nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Tworzyłam tylko i wyłącznie dla siebie.
Żeby uporządkować myśli. Żeby pozbyć się natłoku uczuć, które zaciskały się na
mojej szyi duszącą pętlą.
Kiedy
wreszcie pozwoliłam wypłynąć słowom i pokazać je osobom, które zrozumieją moją
potrzebę wyrażania emocji w postaci kolejnych wersów, poczułam się silniejsza.
Zdałam sobie sprawę, że dopóki będę mogła pisać o tym co kocham i czego
nienawidzę, zniosę każdy ciężar.
-
Musimy jechać do Dana - szepnęłam.
-
Jeszcze chwila - mruknął Ian. - Nie możemy wyjść w trakcie.
Złapałam
chłopaka za nadgarstek i spojrzałam na zegarek.
7:20
-
Ja idę. Jak nie chcesz, to sobie tu siedź - warknęłam, wstając bez pozwolenia
pisarza.
Opuściłam
salę, starając się nie stukać zbyt głośno po drewnianej posadzce. Niemal
zbiegłam ze schodów, przykrytych czerwonym dywanem, żeby odebrać swój płaszcz.
Gorączkowo zastanawiałam się, jak przebrnąć przez Londyn w ciągu 40 minut.
Niewykonalne.
Sięgnęłam
do torebki po telefon, żeby zadzwonić po taksówkę, ale w tym momencie
dostrzegłam zbiegającego Iana. Blondyn poprosił portiera o kurtkę i spojrzał na
mnie surowo.
-
Chyba nie sądziłaś, że cię zostawię, co? - burknął, pomagając mi włożyć
nakrycie.
-
Już zaczynałam się zastanawiać - pokazałam Clarkowi język. - Zdążymy?
Chłopak
wyciągnął z kieszeni kluczyki do swojego audi.
-
Wątpisz w mojego czarnego rumaka? - wyszczerzył się, pobrzękując breloczkiem.
***
-
Będzie dobrze
Sophie
siedziała obok Dana pod ścianą i obejmowała przyjaciela ramieniem.
-
Chciałbym pogodzić się przed tym wszystkim z Alice - westchnął chłopak. - No
wiesz, byłoby mi łatwiej.
-
Przecież nie idziesz na ścięcie - rzuciła blondynka. - Nic się nie stanie, jak
pogodzicie się po twoim koncercie. W końcu masz dla niej swoją piosenkę.
-
Skąd wiesz? - zdziwił się szatyn.
Dziewczyna
wyszczerzyła się złośliwie i szturchnęła rozczochrańca łokciem w wystające
żebra.
-
Pół nocy nie mogłam spać, bo słuchałam twojego zawodzenia w pokoju - odparła
złośliwie.
Dan
uśmiechnął się przepraszająco.
-
Myślałem, że to wina Ralpha...
-
No co ty - zaśmiała się przyjaciółka pesymisty. - Jego chrapanie to przy tobie
najsłodsza melodia.
Smith
poczuł, że mimo wyraźnej kpiny ze strony Soph, w jego brzuchu znów pojawia się
zimny glut stresu.
-Serio aż tak źle? - jęknął.
Spojrzenie
dziewczyny zmiękło.
-
No co ty Danyul - przytuliła biednego szatyna. - Uwielbiam twoją muzykę,
przecież wiesz. A piosenka dla Alice jest wyjątkowo cudowna.
-
Skąd wiesz, która jest dla Alice? - spytał Dan, spoglądając na przyjaciółkę z lekkim uśmiechem.
Ona zawsze wiedziała, jak poprawić mu humor.
-
Bo dla nikogo nie śpiewasz piosenek tak pięknie, jak dla niej.
***
Westchnęłam
z ulgą patrząc na niewielki budynek, przed którym zatrzymał się czarny
samochód.
-
Zostało jeszcze 10 minut - stwierdziłam. - Jesteś niesamowity.
-
Jasne, że tak - odparł rozbawiony Ian, uśmiechając się skromnie. - Czego się
nie robi dla dam w opresji.
Odwzajemniłam
uśmiech, ale po chwili spoważniałam.
-
Myślę, że... - zaczęłam niepewnie, zerkając na kawiarnię.
W
porównaniu do gmachu Akademii, miejsce występu Dana prezentowało się wręcz
odrobinę żałośnie, ale nigdzie nie chciałam być aktualnie tak bardzo jak tu.
-
Chyba chciałabym tam pójść sama - wydusiłam wreszcie, wiedząc, że czas ucieka
stanowczo za szybko.
Blondyn
zerknął na mnie, ale nie wyglądał na bardzo złego. Może odrobinę
rozczarowanego.
-
Nie ma sprawy - wzruszył ramionami. - Przekaż mu powodzenia.
-
Naprawdę ci dziękuję - położyłam palce na jego dłoni. - Za wszystko. Dzisiejszy
wieczór chyba dużo zmienił.
-
Nie robiłem tego za darmo - wyszczerzył się złośliwie blondyn. - Nie myśl, że
taki ze mnie doby Samarytanin.
Prychnęłam
rozbawiona i poczochrałam idealnie ułożone włosy.
-
Do zobaczenia.
-
Alice...
-
Hmm? - byłam juz jedną nogą na wilgotnym betonie ulicy.
-
Ten twój wiersz...
Prawie
już o nim zapomniałam. Stanowczo za dużo wrażeń, jak na jeden wieczór.
-
Nie sądziłem, że zrozumiem go aż tak dobrze - mruknął chłopak, wpatrując się w
kierownicę. - Nie sądziłem, że są na świecie zjawiska, których nie potrafiłem
zdefiniować, ale ty udowodniłaś mi, że wciąż mam jeszcze dużo tajemnic przed
samym sobą, które muszę odkryć.
-
Cieszę się, że odnalazłeś cząstkę siebie w mojej poezji - uśmiechnęłam się
lekko.
-
Dziękuję - Clark wzruszył niepewnie ramieniem i spojrzał na mnie. - Może ojciec
miał rację, mówiąc o wyjeździe.
-
Może - przytaknęłam. - Mała odmiana od szarej rzeczywistości zawsze poszerza
horyzonty. A teraz naprawdę muszę lecieć.
Pomachałam
do pisarza, zamykając drzwi. Ian był naprawdę dziwną osobą. Ale na pewno miał w
sobie coś wyjątkowego. Jak każda osoba, która próbuje patrzeć na otoczenie
inaczej niż wszyscy.
Ale
nie o Ianie teraz mowa.
Odetchnęłam
kilka razy, stojąc już na schodach wejściowych. Wchodząc do ciepłego wnętrza,
włączyłam telefon.
Czas
zmierzyć się z największym wyzwaniem.
Moje serce zostało złamanie.
OdpowiedzUsuńI złożone ponownie.
I niedługo pewnie będzie rozdarte przez czekanie.
To jest doskonałe.
Uwielbiam Cię dziewczyno <3
Ale... Ale wszystko będzie dobrze, prawda? ;__;
/kaczusia
huśtawka nastrojów to coś, co lubię najbardziej!
UsuńDziękuję, ja uwielbiam cię jeszcze bardziej kimkolwiek jesteś, po prostu cię kocham, okay? <3 Jesteś cudowna i tyle!
Nic ci nie powiem, zobaczysz za tydzień :> (mam nadzieję, że za tydzień...)
Stormerska miłość, haha ^^
Usuń/kaczusia
Argh!! czemu to się zawsze kończy w najlepszych momentach?! xD cudowne jak zwykle, kiedy Alice czytała swój wiersz to się rozpływałam..
OdpowiedzUsuńJakby nie kończyło się w najlepszych momentach, to by było nudno :D A tak, to chociaż trochę się z wami podroczę, skoro zbliżamy się do końca WD, a co! <3
UsuńSiedziałam nad tym wierszem trochę no i rozwaliłam przez niego święty zeszyt ze swoimi zapiskami *note to self: nie rzucać zeszytami o ściany*, ale w końcu jest. Lepszy, gorszy - napisałam!
Dziękuję za komentarz! Wysyłam dużo internetowej miłości w postaci Bastille! <3
ah nie ma za co, zastanawiałam się czy cokolwiek pisać, bo jestem tą osobą od niekreatywnych komentarzy, ale jednak xD
Usuńkażdy komentarz znaczy dla mnie tyle co nagroda Grammy! Sam fakt, że poświęciłaś odrobinę swojego czasu, żeby coś napisać, sprawia, że moje serducho rozpływa się z radości ^^
UsuńYay,kolejny rozdział. Nawet nie masz pojęcia jak się ucieszyłam <3 W słuchawkach piosenki Bastille a tutaj to cudowne dzieło. Aww...Czekam na kolejną część jak zwykle na szpilkach ^^ :3
OdpowiedzUsuńWytrwale staram się dotrzymywać cotygodniowych terminów i na razie jakoś mi to idzie, mogę być dumna :D
UsuńDziękuję za komentarza i miłego słuchania Bastille! *wieczór idealny (y)*
Kurczaczki ! Czemu na takim momencie?!
OdpowiedzUsuńJuż... już weszła do tej kawiarni już ... już miał być moment w którym Alice i Dan (chyba) mieli się spotkać... dlaczego ?
Dan na huśtawce mnie powalił, a te gify z nim były słodkie :3
Rany! Już myślałam że Smith upije się na ten występ i zostanie zamknięty w tej łazience xD.....no ale na szczęście Ralph jakoś przemówił mu do rozumu, a Sophie .... nie spodziewałam się że będzie podsłuchiwać piosenek Smitha.
Dobra... dobra już się nie rozpisuję, bo całą noc spędzę na pisaniu komentarza xD
Kochana ja cię poprostu kocham. Pięknie to wszystko opisujesz i ... i wogule świetnie piszesz i .... Okey koniec xD
P.S. Świetnie dopasowujesz gify z Danem <3
~Zuza
Oh nie miałabym nic przeciwko, gdybyś pisała komentarz całą noc xD
UsuńNoooooo to byłaby nawet niezła myśl (z tym upiciem się Dana), ale chyba za długo czekaliście, żebym teraz tak po prostu schlała Dana i zamknęła go w łazience :D Ogólnie Smith mówił w wywiadach, że przed pierwszymi występami zawsze wypijał butelkę wina *co niekoniecznie kończyło się dobrze...*, więc postanowiłam zaczerpnąć z tego trochę inspiracji.
Dziękuję cudowna istotko, ja też cię kocham!!!!! ♥♥
Pijany Dan zamykający się w łazienkach, oj śmiesznie to wygląda w moich wizjach hahaha xD
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że po tej rozmowie z Ralphem Dan trochę się ogarnie i dotrze do niego, że może właśnie poprzez pisanie tekstów powstrzyma jakoś swoje koszmary, albo zapanuje nad nimi w jakimś stopniu...
+ Gify Dana = melt xD Jak dla mnie idealnie dobrane i dzięki nim można dobrze odczuć obecny stan tego dorka :p
Jej Alice dała radę! Wiedziałam, że sobie poradzi! ♥ Wiersz jest przepiękny. Aż musiałam przeczytać go z kilka razy żeby móc przejść do dalszego czytania. Te wtrącenia w wierszu były bardzo dobrym pomysłem ;) to świetnie rozdzieliło dwa światy w jakich obecnie była Alice. Cudo i tyle, co tu dużo się rozpisywać będę ♥
Ian, ach ten Ian. Polubiłam go, wiesz? :D Każda Twoja postać jest inna i wyjątkowa, a ten dialog końcowy pomiędzy Alice a Ianem wreszcie odkrywa nam choć trochę wnętrza tego skubańca xD
A ja już myślałam, że koncert Dana będzie opisany razem z występem Alice. Haha jednak w głębi czułam, że byłoby to zbyt proste i że będziemy musieli jeszcze troszkę poczekać i dać się pozżerać ciekawości :D A i dobrze, bo na takie wspaniałe teksty można trochę poczekać ♥ A z jaką przyjemnością się je później czyta po takiej burzy myśli "Co będzie dalej?"
Tak więc czekam na więcej, kochana pisarko :*
Rozmowa z takimi mądrymi ludźmi jak Ralph zawsze pomaga. Dobrze, że Dan ma swoich kochanych przyjaciół, bo nie wiem co by bez nich zrobił.
UsuńDziękuję! Myślę, że gdy Alice czytała ten wiersz, sama do końca nie wiedziała, gdzie jest, więc te wtrącenia były w sumie konieczne, żeby w pewien sposób udowodnić, że moment wiersza pełnił funkcję khataris.
Dobra. Wczoraj pisałam wypracowanie z polskiego, chyba coś mi na mózg padło, wycofuję się z powyższej wypowiedzi xd.
Ja sama nie wiem do końca czy lubię Iana, czy mnie irytuje xd kocham go jak swoje dziecko, ale czasem mam ochotę palnąć go w łeb :D ale trzeba przyznać, jest cudowny.
Nieee, nie ma tak dobrze! Ale myślę, że już w następnym rozdziale faktycznie koncert Dana będzie opisany, więc punkt kulminacyjny jest już naprawde blisko!
Kocham cię Paaaaaaat! Dzięki za komentarz! ❤