Studniówka udana, poprawiny jeszcze lepsze, a teraz szlaban
na komputery i harówka przez następne dwa tygodnie
(żartuję, muszę dokończyć moje małe ff, prawda?)
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i czekaaaaaaaaaam na
komentarze!
Na dzisiaj Dan w tym idiotycznym stroju |
~.~.~.~
PIĄTEK
Na lekcjach albo przysypiałam, albo
denerwowałam się przed występem, albo myślałam o Danie. Wspomnienie snów
pulsowało boleśnie w mojej głowie, a brzuch bolał z nerwów. W dodatku musiałam
wysłuchiwać smutnego wywodu Moniki, która była bardzo rozczarowana, że nie
powiedziałam jej o występie. Ten rudzielec robił się coraz bardziej pewny
siebie.
Cały dzień poprawiałam ukradkiem kolejne
wersy mojej pracy na jutro. Wciąż mi się nie podobała. Wciąż nie była idealna.
Zawsze miałam takie zdanie o utworach swojego autorstwa, ale dzisiaj poczucie
beznadziei do reszty wytrąciło mnie z kruchej równowagi, której trzymałam się
kurczowo w ostatnim czasie. Każde słowo, które wypowiadałam w myślach
sprawiało, że miałam ochotę rzucić czymś w ścianę.
Wyszłam ze szkoły, rozglądając się w
poszukiwaniu Wilczej Dziewczyny lub swojego chłopaka. Właściwie nie wiedziałam
nawet czy mam prawo wciąż tak o nim mówić. Może to był już mój ex-chłopak? Jak
niby nazwać stan separacji, kiedy nie jest się małżeństwem? Ciche dni? Brzmi
idiotycznie...
Nie spotkałam ani Wilczycy, ani
rozczochrańca. Natknęłam się natomiast na pewnego blondyna. Czekał pod
uniwerkiem, oparty o swój drogi samochód, przyglądając się wszystkim ze
znudzonym wyrazem twarzy. Miałam cichą nadzieję, że może mnie nie zauważy.
Narzuciłam na głowę kaptur granatowej bluzy. Rano było już naprawdę ciepło, ale
teraz zerwał się nieprzyjemny wiatr, który radośnie postanowił przenieść
wszystkie moje włosy na twarz. Zirytowana, próbowałam wyjąć blond kosmyki z
ust, żeby się nie udusić, kiedy usłyszałam rozbawiony głos.
- Pisareczka nie ma samochodu?
Westchnęłam z rezygnacją. Próba ukrycia
się spełzła na niczym. Pewnie byłabym beznadziejnym ninja...
- Hołduję zasadzie zdrowego trybu życia
- mruknęłam, zakładając włosy z uszy, dzięki czemu chociaż na chwilę odzyskałam
pełne widzenie.
Ian odsunął się od auta, żeby podejść w
moją stronę.
- Może dzisiaj wyjątkowo zrezygnujesz ze
swoich reguł? Podwiozę cię - zaproponował wesoło. - Ta bluza nie wygląda na
ciepłą, a ja nie chcę, żebyś po moim heroicznym wyczynie i masakrycznym
poświęceniu dla sprawy, się rozchorowała.
Faktycznie czułam chłód przenikający
przez gruby materiał. Wiedziałam, że powinnam rano wziąć kurtkę, ale po
przebudzeniu byłam w tak fatalnym stanie, że nawet o niej nie pomyślałam.
W dodatku włosy znów wylądowały na mojej
twarzy. Odgarnęłam je niecierpliwym gestem.
- Och, niech ci będzie - burknęłam wreszcie.
Wsiadłam do samochodu, ignorując ciekawskie spojrzenia kilku znajomych z zajęć. Zadowolony
chłopak zajął miejsce za kierownicą.
- To dokąd panią zawieźć mym czarnym
rumakiem?
- Sądziłam, że jesteś na tyle dobrze
poinformowany, że znasz miejsce mojego zamieszkania - odparłam kąśliwie.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem i po
prostu czekał w milczeniu na moją odpowiedź. Wreszcie, znudzona milczeniem,
podałam Clarkowi swój adres. Zadowolony pisarz ruszył spod mojej szkoły,
mrucząc cicho silnikiem. Miałam wrażenie, że maszyna, w której się znalazłam
jest równie arogancka, co jej właściciel.
- Co w szkole? - spytał chłopak.
- Ummm - zerknęłam niepewnie na
kierowcę. - Nic ciekawego się nie wydarzyło...
Nie spodziewałam sie tak zwyczajnej
konwersacji. Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, wybiegłam za Wilczycą,
zostawiając chłopaka samego w kawiarni. Sądziłam, że będzie wypytywał o
dziewczynę. Myślałam, że zacznie od występu lub tematu Dana. Ale on rozpoczął
rozmowę zwykłym pytaniem, jakby codziennie odbierał mnie z uczelni.
- Jestem pewien, że coś zwróciło twoją
uwagę.
Zatrzymaliśmy się na światłach. Przez
chwilę obserwowałam kobietę z wózkiem, przechodzącą przez przejście.
- Sala numer 141 pachniała dziś fiołkami
- mruknęłam, przyglądając się siatkom z zakupami w dłoni matki. - Co było
dziwne, bo zawsze pachnie tam olejkiem do pielęgnacji drewna. Nasz profesor
bardzo dba o swoje biurko. Potem okazało się, że poszedł na dwutygodniowe
zwolnienie, a jego miejsce zajęła jakaś trzydziestoletnia kobieta.
Ian parsknął śmiechem.
- Czemu mnie nie nawet nie dziwią twoje
spostrzeżenia? - spytał.
- A co u ciebie? - zmieniłam nagle temat.
Zdałam sobie sprawę, że wiem o pisarzu
prawie tak niewiele jak o Wilczej Dziewczynie.
- Pokłóciłem się dzisiaj trochę z
ojczulkiem - stwierdził wesoło chłopak. - Nic ciekawego, często się zdarza.
- Dlaczego? - zaciekawiłam się.
- Różnica poglądów - zbył mnie blondyn.
- Chce, żebym wyjechał za granicę.
- A ty nie chcesz? - uniosłam brwi.
Oddałabym wiele za możliwość zwiedzenia
innego świata.
- Dobrze mi tutaj - burknął Ian. - Mogę
pojechać gdzie tylko chcę, kiedy chcę i w każdy możliwy sposób. Ale lubię
Londyn. Nie chcę go zostawiać.
- Twój tato chce cię wysłać na jakieś
studia? - podgłośniłam bezczelnie radio, bo nie lubiłam tych niezrozumiałych
szmerów, dochodzących z głośników. Jak muzyka ma grać, to niech gra, a nie
szepcze. - Do pracy? Po co?
- Uważa, że za granicą skupię się na
pisaniu książki. Jego zdaniem, podróżując, uzyskam niezbędne doświadczenie,
które pozwoli mi stać się pełnowartościowym pisarzem.
- Dziwny tok rozumowania - przygryzłam
wargę.
- No właśnie - przytaknął Clark. -
Dlatego się kłócimy.
- Mimo wszystko chyba ci zazdroszczę -
wyznałam, stukając cicho placem w szybę. - Chciałabym mieć tyle możliwości.
Później dyskusja potoczyła się lekko.
Rozmawialiśmy o naszych planach, ulubionych autorach, zainteresowaniach poza
pisarstwem. Starannie omijaliśmy wszystkie drażniące tematy i na krótką chwilę
ramiona przestały mnie boleć od ciągłego napięcia. Oczy, zamiast biegać w
popłochu od twarzy do twarzy, znów przyglądały się pochmurnemu niebu.
Dotarliśmy na miejsce szybciej niż
powinniśmy.
- Dzięki - uśmiechnęłam się, wyskakując
z samochodu. - Do zobaczenia jutro?
Ian pokiwał głową.
Mieszkanie powitało mnie zapachem obiadu.
Normalnego obiadu. Ciepłego. Bogatego w
składniki odżywcze, niezbędne ludziom do prawidłowego funkcjonowania.
Kiedy po raz ostatni miałam okazję zjeść
coś takiego?
Wpadłam do kuchni, przyciągana przez
odgłos skwierczącego tłuszczu na patelni. W maleńkim pomieszczeniu zastałam
Monicę z puszystym kokiem na czubku głowy, obracającą na patelni polędwiczki
oraz George'a, ubranego w tęczowe bokserki i luźny podkoszulek, który w
skupieniu kroił pomidory do sałatki. Miałam wrażenie, że chłopak jest tak
skoncentrowany, żeby nie odkroić sobie palca, że zaraz przez przypadek wsadzi
nóż w oko. Z radia leciała popołudniowa audycja. BBC zawsze wiedziało, co puszczać.
- Wow - wyrwało mi się.
Rudowłosa poderwała się i obdarzyła mnie
uśmiechem.
- Hejka... Doszłam do wniosku, że jesteś
niedożywiona i ktoś powinien o ciebie wreszcie zadbać - stwierdziła. -
Przyszłam chyba w samą porę, bo ten tu - wskazała drewnianym sztućcem na
bruneta - nie zauważyłby nawet, gdybyś umarła we własnym łóżku.
- Bez przesady! - oburzył się mój
przyjaciel. - To moja mała dziewczynka, akurat o nią umiem zadbać.
- Znam cię od ponad dziesięciu lat, ale
do tej pory nie widziałam cię chyba przy garach - stwierdziłam cicho z
kamienną twarzą.
- No daj spokój Alice! - jęknął
chłopak. - Przecież czasem mi się zdarza! Wszystkie durne baby są w zmowie -
rzucił pod nosem, wracając do swojego zajęcia.
Uśmiechnęłam się, a Monica zachichotała
pod nosem. Podeszłam do przyjaciela i cmoknęłam jego czarną czuprynę. Po chwili
odsunęłam się jednak szybko, wykrzywiając twarz. Nie znosiłam tego odoru.
- Sorry, przed chwilą byłem na
balkonie... - rzucił brunet, nie odrywając wzroku od warzyw.
- Myślałam, że rzuciłeś palenie -
westchnęłam.
- Rzuciłem, kiedy nie było mnie na to
stać.
Wyjęłam z szafki talerze, żeby
przygotować stół do posiłku.
- Znalazłeś pracę? - zdziwiłam się,
rozkładając naczynia.
- Nie. Ale niedługo znajdę.
Prychnęłam, sięgając po sztućce.
- Nie wątpię - rzuciłam kąśliwie.
- Alice, masz musztardę? - zapytała
Monica, zdejmując polędwiczki na talerz.
- Nie mam. Nie przepadam za nią.
Granatowe oczy spojrzały na mnie z
paniką. Usiadłam obok George'a, przeczesując włosy. Mimo radości, jaką wywołała
perspektywa obiadu z przyjaciółmi, byłam wykończona.
- Przepraszam - mruknęłam. - Mogę pobiec
szybko do sklepu...
- Jest na drzwiczkach - przerwał mi
Hayden. - Lubię musztardę, to ją kupiłem.
Rudowłosa odetchnęła z ulgą. Wyjęła z
lodówki słoiczek z żółtawą zawartością oraz śmietanę. Oba składniki wylądowały
na pustej patelni. Czując zapach mięsa i tworzącego się sosu, który wędrował
leniwie w małym pomieszczeniu, poczułam burczenie w brzuchu. Żeby zapchać czymś
pusty żołądek, złapałam listek sałaty lodowej z miski.
- Ejj - warknął George. - Nie pozwalaj
sobie.
Wyglądał na bardzo niezadowolonego.
Parsknęłam śmiechem i sięgnęłam jeszcze po kostkę fety. Słony ser został co
prawda zgnieciony przez niezgrabnego kucharza, ale nawet w takiej postaci
smakował doskonale.
- No co za bezczelność! - oburzył się brunet.
Zaśmiałam się i uciekłam od brudnego
noża, który w każdej chwili mógł wylądować na mojej twarzy. Z tym debilem nigdy
nic nie wiadomo.
Poszłam do łazienki, żeby umyć ręce, ale
po drodze natknęłam się na kanapę i zanim zdążyłam się powstrzymać, już leżałam
na niej z zamkniętymi oczami. Odgłosy krzątaniny w kuchni uspokajały i
podnosiły na duchu. Myśli o jutrzejszym dniu oraz Danie na chwilę dały mi
spokój.
***
Ian właśnie miał opuścić parking, gdy
pod siedzeniem pasażera rozległa się cicha muzyka. Blondyn zatrzymał samochód i
wygrzebał spod fotela dzwoniącą komórkę. Na ekranie wyświetlała się znajoma,
uśmiechnięta twarz z podpisem "Dork". Chłopak przez chwilę gapił się
na telefon w milczeniu. Wreszcie nacisnął zieloną ikonkę i przyłożył słuchawkę
do ucha.
- Halo? - odezwał się, nadając głosowi
pewność siebie, której tak naprawdę wcale nie czuł.
Nie wiedział do końca, dlaczego odebrał
połączenie.
Po drugiej stronie linii nikt nie
odzywał się przez dłuższy czas.
- Halooo? - powtórzył Clark, stukając
niecierpliwie w kierownicę. - Wiem, że tam jesteś...
- Dlaczego odbierasz jej telefon?
Ton tego całego Dana brzmiał
nieprzyjacielsko, ale pisarz wyczuł w nim nutkę wahania.
- Zostawiła go w moim samochodzie pod
fotelem. Właśnie teraz to odkryłem.
- W twoim...
- Samochodzie - dokończył uprzejmie Ian,
jakby rozmawiał z osobą opóźnioną umysłowo. - Podwoziłem ją do domu.
- Acha - mruknął cicho chłopak po
drugiej stronie.
- Jesteście pokłóceni, prawda? - zapytał
blondyn, grzebiąc w samochodowym schowku. - Chciałeś się z nią pogodzić przez
telefon?
- To nie twoja sprawa - burknął szatyn.
- Może i nie moja - odparł pogodnie
Clark. - Ale to takie trochę żałosne, co?
- Chrzań się - głos Dana był coraz
bardziej zdenerwowany.
Chłopak znalazł swoją ulubioną płytę i
włożył ją do odtwarzacza, uśmiechając się szeroko.
- Zdenerwowałem cię? Przepraszam
najmocniej.
- Czego ty ode mnie chcesz?
Ian przestał się uśmiechać. Oparł się o
fotel, odchylając głowę.
- Czego chcę...? - powtórzył, zadając to
pytanie również sobie. - Nie wiem. Może nie chcę, żeby ktoś zabijał dusze
artystów, tak jak ty.
Dan milczał. Starszy chłopak westchnął i
wyjrzał przez okno. Słońce wyglądało z zza chmur, a po chwili nakrywało się
nimi, jakby nie mogło zdecydować, czy wyjść, czy jednak jeszcze trochę pospać.
- No wiesz, ja jestem pisarzem, ty, z
tego co wiem, piosenkarzem. Oboje mamy w sobie jakiś pierwiastek kreatywności.
Myślę, że nie będzie przesadą powiedzieć, że ludzie, tacy jak my, mają szersze
spojrzenie na świat niż inni. Kiedy spotkałem Alice, od razu wiedziałem, że ona
widzi rzeczy całkiem inaczej niż pozostali. Jestem pewien, że ty też to wiesz.
- Oczywiście, że wiem - westchnął Smith.
- Ale co to ma...
- Chcesz zatrzymać ją tylko dla siebie.
Stanowczość Iana zbiła z tropu chłopaka
dziewczyny. Właściwie, oskarżenie zostało rzucone tak nagle, że nawet blondyn
przez chwilę milczał. Wreszcie dotarło do niego, dlaczego początkujący
piosenkarz, tak bardzo go irytował.
- Ja... - odezwał się Dan.
- Nie możesz chować jej przed światem.
Nieodkryty talent zawsze umiera śmiercią naturalną i nie zostaje po nim nawet
najmniejszy dowód istnienia.
Znów milczenie.
- Jeśli naprawdę ją kochasz, to daj jej
spokój chociaż do jutra. Ona musi teraz skoncentrować się na sobie.
- O której będzie miała występ? -
zapytał cicho chłopak.
- O 7. Ale nie sądzę, żebyś mógł tam wejść.
Tylko osoby zaproszone.
- Jesteś zaproszony?
Głos Dana był całkowicie pozbawiony
jakichkolwiek emocji.
- Miałem tam występować - Ian wzruszył
ramionami. - Więc pewnie mnie wpuszczą.
- Miałeś...?
- Tsaa... - blondyn zaczął przyglądać
się paznokciom wolnej dłoni, starając się nadać swojej postawie jak najwięcej
arogancji, nawet jeśli piosenkarz nie mógł tego zobaczyć. - O 7. Ale oddałem
swoje miejsce pewnej dziewczynie, żeby mogła zdążyć na ważne dla siebie
wydarzenie.
- Oh.
Clark czuł się dziwnie, rozmawiając z
właściwie obcą osobą przez telefon dziewczyny, którą ledwo znał. Nie
przeszkodziło mu to jednak zrezygnować ze swojej szansy na rzecz Alice. Po
prostu raz na jakiś czas miał ochotę komuś pomóc. A ta mała pisareczka wydawała
się być przerażająco zagubiona. Niektórym ludziom chce się pomóc, nawet nie
znając ich imienia. Ona była właśnie taką osobą.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytał Dan.
- Nie wiem - odpowiedział mężczyzna,
zgodnie z prawdą. - Po prostu na to zasługuje, nie sądzisz? Każdy chce jej
pomóc.
- Tak. Zasługuje na wszystko... Ja
tylko... Umm... Nie mów jej o naszej rozmowie, dobra? - poprosił Smith.
- Nie powiem - zgodził się Ian.
Połączenie zostało przerwane przez
chłopaka po drugiej stronie linii. Pisarz sprawnie usunął połączenie z listy na
telefonie i wysiadł z auta.
Chyba powinien zwrócić pewnej
dziewczynie jej własność.
***
- Alice, no weź się obudź... - George szturchał mnie jednym palcem
w ramię.
Dlaczego on robił to tak boleśnie?
- No już - jęknęłam. - Przecież wstałam.
Zerwałam się z kanapy, zanim okropne dźgnięcie ze strony mojego
przyjaciela zostało powtórzone.
Na stole w kuchni stały już talerze z ryżem, sałatką grecką oraz
wspaniałymi polędwiczkami w sosie śmietanowo-musztardowym. Cała trójka usiadła
już przy stole, gdy w mieszkaniu rozległ się dzwonek.
- Otworzę - zaproponował George.
Kiwnęłam głową, zanurzając widelec w ryżu, oblanym sosem. Czułam,
że to będzie najlepszy posiłek ostatniego tygodnia. Monica popijała grzecznie
sok jabłkowy, czekając na powrót bruneta, ale uśmiechała się radośnie, widząc
mój apetyt, więc uznałam, że nie obrazi się, jeśli zacznę trochę wcześniej.
- Alice, czemu przyszedł do ciebie jakiś blondynowaty lizus? -
zapytał Hayden, wchodząc do pomieszczenia.
Spojrzałam na współlokatora z ustami wypchanymi sałatą i mięsem.
- Ian? - wymemłałam zdziwiona.
- Nie wiem - chłopak wzruszył ramionami. - Mówi, że zostawiłaś
telefon w jego samochodzie.
- Uchm...
Przełknęłam szybko wielką porcję jedzenia. W moich oczach pojawiły
się łzy, kiedy biedny przełyk próbował przepchnąć gorące mięso do żołądka.
Popiłam szybko sokiem i pobiegłam do drzwi.
- Hej - uśmiechnął się lekko czekający tam chłopak. - Nie wiem
jakim cudem znalazł się pod twoim fotelem...
Pisarz wręczył mi moją komórkę.
- Pewnie wypadła mi z kieszeni - westchnęłam, przyjmując własność.
- Dzięki wielkie. Emmm... Jak właściwie ją znalazłeś pod siedzeniem?
- Chciałem do ciebie zadzwonić - odparł Clark, wzruszając
ramionami.
Obróciłam aparat w dłoniach i zerknęłam nerwowo na gościa. Dziwnie
było go widzieć w progu mojego mieszkania.
- Przecież przed chwilą się widzieliśmy... - zauważyłam.
- No to co.
Szczere spojrzenie zbijało mnie z tropu. Ten mężczyzna zachowywał
się dziwnie. Nawet jak na artystę.
- Chcesz... Ummm... Wejść? - spytałam z grzeczności. - Właśnie
jemy obiad - wskazałam kciukiem za siebie.
- Chętnie - uśmiechnął się szeroko blondyn, przekraczając próg mojej
Jaskini.
Zagryzłam wargę i poczekałam, aż zdejmie buty. Miałam nadzieję, że
Ian odmówi, również z grzeczności, ale najwyraźniej mój nowy znajomy odebrał
zaproszenie w całkiem inny sposób. Próbowałam ignorować ciekawskie spojrzenia
pisarza, gdy przyglądał się ścianom, na których były zapisane wszystkie moje
myśli.
- To Ian - przedstawiłam chłopaka, kiedy weszliśmy do kuchni. -
Monica i George.
Nastąpiła krótka chwila wymiany uścisków dłoni. Moja przyjaciółka
od razu wróciła do swojej nieśmiałości, która zawsze ujawniała się w obecności
nieznajomych. Z kolei Hayden przybrał na twarz maskę swojej arogancji, jak
samiec alfa, wyczuwający w powietrzu konkurencję.
Usiedliśmy wszyscy przy stole. Blondyn dostał swój posiłek i przez
kilka chwil nikt się nie odzywał. Potem jednak Clark zaczął wychwalać danie (a
nawet sałatkę) i rozmowa już sama się potoczyła. Znałam Iana od niedawna, ale
podziwiałam jego zdolność do kreowania dookoła siebie atmosfery, na jaką akurat
miał ochotę. Potrafił sprawić, że ktoś spali się ze wstydu, zginie z
niezręczności lub będzie czuł się, jakby blondyn był jego najlepszym
przyjacielem. Cieszyłam się, że pisarz wybrał tym razem ostatnią opcję.
Śmiałyśmy się z jego żartów i nawet George parsknął pod nosem raz
czy dwa. Było całkiem w porządku. Po obiedzie Monica poczęstowała nas ciastem,
które sama upiekła.
Ale mimo wszystko...
Wciąż było mi niewygodnie. W tej radosnej atmosferze coś mnie
uwierało, coś przeszkadzało, brzęczało koło ucha jak natrętny komar.
A może nie coś. Może właśnie brak czegoś.
Czegoś mi brakowało.
Kogoś.
***
Dan
rozłączył się i rzucił telefon na poduszki, gdzie spoczywały jego stopy.
Przez jakiś czas przyglądał się obrazowi pana Granta, leżąc na łóżku. Nie był do
końca pewien, jak właściwie się czuje.
Wiedział
tylko, że burczy mu w brzuchu. Tak, tego był pewien.
Ale
kuchnia z pustą lodówką były tak daleko. Chłopak miał wrażenie, że jego
kończyny ważą tonę. Głowa była jeszcze cięższa. Miał ochotę zakopać się w
pościeli i nie wychodzić aż do soboty. Przespać cały ten występ, cały wieczór,
kolejną noc i wstać dopiero w niedzielę.
Burlb
Szatyn
złapał się za brzuch. Cholerne przyziemne potrzeby. Czy nawet jego ciało nie
rozumie, że Dan musi poużalać się nad sobą chociaż przez chwilę?
Jasne,
siedź i płacz nad swoim biednym losem, kiedy tamten drugi korzysta sobie z
życia przy twojej dziewczynie.
Smith
drgnął, słysząc głos Wilczycy w głowie. Ostatnio nie chciała się zamknąć nawet
na chwilę.
-
Daj mi spokój - burknął szatyn.
Nie
ma sprawy. Lubię patrzeć, jak marnujesz kolejne dni. Lubię przyglądać się
twojemu strachowi , który powoli odsuwa cię od całego świata. Fajna rozrywka.
Chłopak
warknął i wstał gwałtownie. Zaczął przeklinać na całe mieszkanie, ale umilkł,
gdy rozległo się stukanie. Podszedł do drzwi i po krótkim wahaniu, uchylił je
niepewnie.
-
Witamy panie Smith - przywitał się, wyszczerzony od ucha do ucha, Ralph.
Za
nim stała kochana Sophie Foster i reszta członków TKAK. Rozczochraniec
uśmiechnął się szeroko na widok znajomych twarzy.
-
Zabieramy pana na jedzenie - powiedziała Sophie, zamykając przyjaciela w
uścisku. - Nie będziemy cię zmuszać do gotowania. Z resztą na pewno nie masz
nawet czerstwej bułki w lodówce.
Dan,
ciągnięty przez dziewczynę zatrzymał się rozbawiony.
-
Daj mi chociaż się ubrać - zaprotestował. - Po za tym, nie trzymam w lodówce
pieczywa.
-
Jedna chwała - blondynka machnęła ręką.
Smith
szybko się ubrał, złapał jeszcze portfel i telefon, a chwilę później szedł w
wesołej grupce w stronę metra.
-
Jutro jest twój wielki dzień mój drogi - nawijała Sophie, trzymając Dana pod
rękę. - Dlatego musimy trochę poświętować!
-
Sądziłem, że świętowanie jest zwykle po święcie - zauważył chłopak.
-
Stary, czy ty jeszcze się nie nauczyłeś, że ona zawsze gada durnoty? - spytał
Ralph, idąc po drugiej stronie szatyna.
Rozczochraniec
roześmiał się i nałożył kaptur bluzy, kiedy zimny wiatr uderzył go w twarz.
Cieszył się, że jego przyjaciele zjawili się akurat w chwili, gdy najbardziej
ich potrzebował.
Cała
grupa zajęła miejsce w ulubionej knajpie z meksykańskim żarciem, napełniając
lokal krzykiem i śmiechem. Zamówili swoje ulubione dania, a Dan dostał ukochane
buritto i to na koszt reszty. Ralph i Sophie żartowali z występu Smitha, jakby
to było zabawne wydarzenie. Jakby nie wiedzieli, że jutrzejszy dzień spędzał
sen z powiek skrytego piosenkarza. Szatyn był im za to wdzięczny. Sprawili, że
perspektywa samotnego stanięcia na scenie przestała być myślą, wywołującą
mdłości.
Dobrze
spędzili ten dzień.
Ale
mimo wszystko...
Danowi
wciąż było niewygodnie. W tej radosnej atmosferze coś go uwierało, coś
przeszkadzało, brzęczało koło ucha jak natrętny komar.
A
może nie coś. Może właśnie brak czegoś.
Czegoś
mu brakowało.
Kogoś.
Nie wiem czemu ale pomyślałam, że G. i Monica mogliby być parą xD
OdpowiedzUsuńOj Ian tu miesza i to po całości ale w sumie to (drastycznie) uświadomił pewne sprawy Danowi. No trochę mi szkoda Dana ale ktoś to musiał zrobić i Ian idealnie się do tego nadawał. I zdziwiło mnie to, że odwołał swój występ, by Alice mogła zdążyć na koncert. Może Ian nie jest wcale negatywną postacią, nawet go polubiłam i skradł kawałek mojego serca tym uśmiechniętym gifem ;)
Podoba mi się jak połączyłaś ich obecny stan uczuć. To pokazuje, jak bardzo te dorki kochane są do siebie podobne.
W sumie o tym nie myślałam. Ale śmiesznie by było, gdyby te dzieciaki zostały parą. O matko nawet taka Monica nie wytrzymałaby z G. XD
UsuńIan to Ian z nim nic nigdy nie wiadomo. Potrafi być strasznie irytujący, szczególnie w tym ff. Czasami mam ochotę go trzepnąć po tej głupiej łepetynie, ale w sumie zwykle, to bym go wytulała... Jest cudowny. Na swój sposób...
Moje kochane dorki *wybuch feelsów* wczoraj o 2:35 skończyłam pisać całe WD i cały dzień to przeżywam ;-; zostało jeszcze mnóstwo poprawek, ale i tak... Historia Wilczej Dziewczyny dobiegła juz dla mnie końca. Teraz zostało tylko podzielić się tym z wami....
*kolejny wybuch feelsów*
Hahaha G. wykończyłby Monicę xD
UsuńMożna stwierdzić, że Ian przyjmuję tu czarną robotę jeśli chodzi o "uświadamianie" Dana hahaha xD
Koniec? Ale, ale jak to? ;_; Ojejku, to dopiero będzie tu smutno jak to wszystko się skończy. Ledwie się zaczęło. Pamiętam jak rozdział z Danem pod prysznicem (lol) mnie zachęcił do przeczytania od początku, przez co też zakochałam się w Twoim FF i zostałam tu na dłużej ♥
Hahahahhahahaha no tak, rozdział z Danem pod prysznicem stanowczo brzmi zachęcająco! :D
UsuńKurde serio bym chciała kontynuować to ff, mam już zaplanowane życie Dalice na 10 lat do przodu i tyle chcę wam jeszcze pokazac, ale do matury nie ma pewnie szans na zaczęcie czegoś nowego. Chociaż myślę, że raz na jakiś czas będę mogła coś tam wrzucić 😊
Ale i tak zostało jeszcze sporo wd do publikacji, więc na razie nie ma co się rozwodzić nad przyszłością xd
ahshjhdshwh HISTORIA DOBIEGA KOŃCA? Ale jak to ;-; ...
OdpowiedzUsuńTaak właściwie to chciałam Cię zapytać, tak z czystej ciekawości: te cytayt na... yy jakby to nazwać.. tytule (? xd) obok zdjęcia Dana i pod nim, są prawdziwe,czy wymyślone przez Ciebie? (:
I, ugh, wybacz, nie umiem pisać dobrych komentarzy, wiec powiem tylko, że rozdział był świetny, tak jak i wszystkie inne, których nie komentuję, bo nie umiem wymyślać kreatywnych komentarzy xD
Na razie jeszcze spokojnie, zostało mi z 50 stron do opublikowania, więc na kilka kolejnych rozdziałów spokojnie wystarczy ;)
UsuńI tak, oba cytaty (ten o Oblivion i ten o Sleepsong) są prawdziwe, tak jak niektóre fakty z tego ff. Wiele sobie wymyśliłam, ale część wyciągnęłam z wywiadów ^^
I moim zdaniem nie ma podziału na dobre i złe komentarze. Kaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaażde słowo, które widzę pod rozdziałami sprawia, że asdhgcfxjhncwekjsdnfvcerkjdlsnvcrejdksfv-uję xD
Wiesz co, to Ci powiem, że jesteś geniuszem, wszystko tak idealnie do siebie pasuje, że noooo nie mogę >.< i pisz tak, żeby starczyło jeszcze na wieeele rozdziałów :3
UsuńDziękuję, właściwie to po prostu spędzam stanowczo za dużo czasu na tumblrze i treafiam na taki 'smaczki' przypadkiem, a potem składam wszystko w całość i okazuje się, że nawet się lepi xd
Usuń