Zlecenie dla kochanej Pats, autorki bloga, o którym wam już wcześniej wspominałam, już gotowe!
Jest to przedstawienie świata alternatywnego do tego, który ma miejsce w LbO. Czyli wszystko na odwrót. Właściwie to nie wszystko. Po prostu Bastille nie istnieje, a Rose jest znaną piosenkarką. Tyle musicie wiedzieć :D
Mam nadzieję, że nie zniszczyłam tych cudownych bohaterów aż tak bardzo. Pozwalam wam mnie bić ;-;
+mega szybkie info, dla tych którzy nie znają LbO (jeśli faktycznie tak jest, to marsz nadrobić zaległości)
Rose - lat
17, szatynka, zielone oczy - śpiewa, gra na gitarze
Vi - lat
19, brunetka, obcięta dość krótko, niebieskie oczy
~.~.~.~
Kolejny udany koncert. Publiczność za każdym razem miło
zaskakiwała Rose i przybywała na jej występy co raz liczniej i liczniej,
podczas gdy biedna nastolatka musiała stawiać czoła tym wszystkim twarzom,
patrzących na nią z wyczekiwaniem.
Oczywiście, mimo napadów stresu, szatynka była bardzo
szczęśliwa. Jej kariera solistki rosła w (dla niektórych krytyków) zastraszającym tempie
i już rok po rozpoczęciu kariery, było o niej głośno w całej Anglii. Nikt nie pomyślałby, że zaczynała od ulicznych występów za marne grosze. Niesamowity głos
dziewczyny oraz jej poruszające teksty szybko zostały zauważone i wyniesione
przez odpowiednie osoby na wyżyny rynku muzycznego. Siedemnastolatka miała już
na swoim koncie nawet płytę, która została wydana miesiąc temu.
- Wychodzisz dzisiaj? - spytała Vi, wpadając do
niewielkiego pokoju przyjaciółki.
- Duło ich czeha? - wymemłała Rose, wcinając w pośpiechu
zapiekankę z szynką i popijając sokiem jabłkowym. Zawsze po koncercie umierała
z głodu.
- Całkiem sporo.
Nastolatka westchnęła cicho, ale tak naprawdę bardzo
cieszyła się na myśl o spotkaniu z fanami. Tylko oni sprawiali, że dziewczyna
wciąż chciała tworzyć nową muzykę, rozwijać swój talent i codziennie wstawać z
łóżka.
- Dobra - wytarła usta wierzchem dłoni i wrzuciła do ust
kilka miętowych gum. - Już idę.
Rose zawiązała rozsznurowane glany, które od kilku
miesięcy stały się tematem dyskusji w
jakiś durnych gazetkach o modzie i podniosła się z kanapy. Wesoła Vi poszła
przodem, żeby powiadomić kilku miłych panów z ochrony, że "jej gwiazda
nadchodzi". Piosenkarka zanotowała sobie w głowie, że musi poważnie
porozmawiać z przyjaciółką o słowie "gwiazda" i zakazu jego używania
w obecności osoby, która tym słowem jest określana. Albo ogólnie o całkowitym
tabu na słowo "gwiazda", "sława", "idolka", czy
"róża dzisiejszej muzyki"... I owszem, to ostatnie również zostało
kiedyś użyte, ale Vi chyba zrozumiała, że jej przyjaciółka nie przepada za tym
określeniem, bo Rose przez trzy dni soliła jej ukradkiem kawę, w ramach
słodkiej, czy może raczej słonej, zemsty.
- Gotowa? - spytała starsza dziewczyna, łapiąc za klamkę.
Piosenkarka spojrzała szybko na swój strój, żeby upewnić
się, że nie ubrudziła sosem białej bluzki z kotem. Wyrwała szybko jakąś przydługą nitkę z postrzępionych, dżinsowych szortów i poprawiła wywinięty rękaw koszuli w kratę.
- Powiedzmy - kiwnęła głową w stronę Vi.
Brunetka otworzyła drzwi na zewnątrz. Kilkadziesiąt osób
spojrzało w stronę uśmiechniętej zielonookiej. Dziewczyna pomachała do fanów,
którzy czekali już od kilkudziesięciu minut. Rose od razu podeszła do pierwszej
grupki, z przyjaciółką, która nie odstępowała jej nigdy na krok, jeśli chodziło
o spotkania z nieznajomymi. Może martwiła się o bezpieczeństwo zielonookiej, a
może po prostu miała nadzieję na wyłapanie jakiegoś miłego pana.
Rozmowy, robienie zdjęć, wręczanie prezentów i
dziękowanie za nie zajęło ponad 2 godziny. Rose była wykończona, ale chciała za
wszelką cenę poświęcić jak najwięcej czasu każdej osobie, która chciała ją
zobaczyć. Wreszcie parking za halą, w której odbywał się koncert, opustoszał i
przyjaciółki zostały same.
- Pomogę ci - szatynka złapała kilka toreb z prezentami,
którymi Vi została obwieszona.
- Chcę tę koszulkę jakby co - niebieskooka wskazała
podbródkiem na paczkę w niebieskim papierze, w której znajdowało się jakieś
ubranie.
Piosenkarka nawet nie pamiętała już jak wyglądał ten
podarunek, ale skinęła głową.
- Jasne...
W milczeniu ruszyły w stronę vana, którym jeździły po
kraju. Musiały spakować upominki, a potem jeszcze pomóc ekipie zbierającej
sprzęt. Pewnie niedawno zaczęli sprzątać. Dziewczyny szybko spakowały torby do samochodu, rozglądając się ukradkiem po parkingu. Opustoszała ciemność przyprawiała obie o gęsią skórkę. Wreszcie,
bez żadnych wydarzeń, godnych waszej uwagi, zamknęły za sobą drzwi do budynku i
odetchnęły cicho z ulgą.
- Gdzie będziemy jutro? - spytała Rose, kiedy błądziły
ciasnymi korytarzami zaplecza.
- Jakaś mieścina, 200 km stąd - odparła brunetka. - Nie
pamiętam jak się nazywa...
- Nie jesteś już tym zmęczona?
Niebieskie oczy spojrzały na przyjaciółkę pytająco.
- No wiesz... - ciągnęła piosenkarka, sunąc dłonią po
zimnych ścianach. - Jeżdżeniem ze mną, słuchaniem ciągle tych samych
koncertów... Pomaganiem mi za pół darmo...
Vi prychnęła i szturchnęła szatynkę w żebra.
- Ja? - przewróciła oczami, uśmiechając się szeroko. - To
życie, o którym zawsze marzyłam! Codziennie mogę imprezować, zwiedzam sobie
piękną Anglię z najlepszą przyjaciółką, a kiedyś może pojadę z tobą nawet za
granicę. Poznaję ciekawych ludzi, czasem nawet przystojnych i... Lubię swoje
życie - dziewczyna westchnęła radośnie. - Myślę, że naprawdę nam się udało.
Rose odwzajemniła uśmiech, ale nie zdążyła powiedzieć nic
innego, bo dotarły do wyjścia na scenę, oświetloną kilkoma reflektorami. Na
której było tylko dwóch chłopaków. A gdzie reszta ekipy?
Dziewczyny weszły między kable, niezauważone przez
pracowników. Jeden z nich, ten z okazałym, ale zadbanym zarostem oraz
czarnymi, ułożonymi włosami, uwijał się przy kablach. Natomiast drugi siedział na wielkim głośniku i machał nogami, trzymając dłonie w kieszeniach niebieskiej kurtki. Jego fryzura była dość... Wyjątkowa. Brązowe włosy wyglądały, jakby grawitacja całkiem o nich zapomniała.
- To chyba nie był najlepszy pomysł - mruknął ten z
quiffem, patrząc na czubki swoich brudnych trampków.
Było w nim coś takiego... dziwnie znajomego.
- Oh daj spokój - odpowiedział brunet. - Nie po to cię
tutaj przemyciłem, żebyś teraz narzekał - schylił się, żeby rozplątać jakiś
kabel. - Mógłbyś mi chociaż pomóc, skoro cała ekipia się zmyła.
Rose zerknęła na niebieskooką z uniesioną brwią, a
dziewczyna odpowiedziała jej zadziornym uśmieszkiem. Oho. Vi chyba zwietrzyła
trop jednego z "przystojnych miłych panów".
- My możemy pomóc - odezwała się brunetka, dając tym
samym znak o ich obecności.
Brodacz wyprostował się natychmiast. Na widok dziewczyn
uniósł brwi i pomachał do nich przyjaźnie.
- Przydacie się! - oznajmił radośnie, zbliżając się do
nich. - Ale może nie koniecznie w sprzątaniu... Jestem Kyle - przywitał się
dosyć entuzjastycznie, przytulając przyjaciółki, jakby znali się od lat. -
Simmons. A wy to kto? Nie wyglądacie na pakerów, którzy będą nosić nam
głośniki.
- Nie wiesz, kim jesteśmy? - spytała brunetka, tracąc na
chwilę rezon.
Brwi brodacza uniosły się powoli.
- Aaaaaaa powinienem? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Wow - podsumowała Vi, a Rose bezskutecznie usiłowała powstrzymać uśmiech.
Szatyn z głośnika uderzył wnętrzem dłoni w twarz,
zrezygnowany ignorancją przyjaciela, po czym zeskoczył ze swojego miejsca.
Potknął się przy okazji o jeden z kabli, którego brodacz jeszcze nie sprzątnął,
ale jakimś cudem utrzymał równowagę. Rose ukryła rozbawienie, a krótkowłosa
nawet nie zauważyła małego wypadku, mierząc Kyle'a badawczym wzrokiem.
- S-serio powinienem? - powtórzy co raz mniej pewnie
Simmons.
Tymczasem ten drugi podszedł do grupki i spojrzał na
szatynkę, przekrzywiając głowę jak ciekawski pies.
- Myślałem, że jesteś niższa - przyznał w końcu. - I wyglądałaś na młodszą.
Piosenkarka zamrugała powiekami zdezorientowana.
- Czy... - uniosła brwi. - Czy ty mnie obrażasz?
Nieznajomy uśmiechnął się lekko. Właściwie jego postawa
wydawała się być odrobinę niepewna. Był pijany?
- Możesz uznać to za komplement.
- To pewnie przez ekran - stwierdziła dziewczyna. - Tam
jestem taka - powiedziała, pokazując dwoma palcami wielkość jakiś pięciu
centymetrów.
- Możliwe - roześmiał się chłopak. - Jestem Dan Smith -
wyciągnął rękę.
W takich momentach Rose zawsze czuła się niezręcznie, bo
fani oczywiście znali jej imię, więc nie było potrzeby, żeby się przedstawiała,
jednak zawsze musiała powstrzymywać się przed...
- Jestem Rose - potrząsnęła dłonią chłopaka.
O. Właśnie o tym mówiłam.
- Wiem - rzucił rozbawiony szatyn.
Tak, wiemy, że wiesz Dan, ale Rose znów nie mogła się
powstrzymać.
Zapadła odrobinę niezręczna cisza. Dan gapił się na Rose,
jakby chciał coś powiedzieć, Kyle patrzył wyczekująco na swojego przyjaciela, Vi
przyglądała się z zainteresowaniem Kyle'owi, a Rose zerkała na Vi, błagając ją
w myślach o ratunek. Pomoc nadeszła jednak ze strony brodacza.
- Ty jesteś Rose - stwierdził wreszcie chłopak. - Ta mała,
urocza Różyczka, o której fanboy Dan ciągle gada.
- Różyczka - powtórzyła piosenkarka, unosząc brew,
wyrażając swoją dezaprobatę, pomieszaną z rozbawieniem.
- Fanboy - odezwał się chłopak z quiffem takim samym
tonem, próbując ukryć zażenowanie.
- Ot znalazło się echo - westchnął brunet. - Już ta
bardziej wygląda na piosenkarkę - wskazał na Vi.
Dziewczyna przekrzywiła głowę, a na jej twarzy pojawił
się lekki uśmieszek.
- No patrzcie, jak się ładnie uśmiecha! - krzyknął
Simmons, zanim odpowiedziała. - Taka milutka! Na pewno pomożesz mi sprzątać, prawdaaaaa?
Chłopak zmarszczył śmiesznie całą twarz, jakby był kotem
i przysunął się do brunetki.
- Nie - odparła spokojnie niebieskooka, wciąż uśmiechając
się przyjaźnie.
- Jako to nie - oburzył się Kyle. - Nie ma nie! Idziemy
ładna, mała nie-piosenkarko. Jak się w ogóle nazywasz?
- Vi - odparła nastolatka. - Ale nie mam zamiaru...
Brodacz złapał dziewczynę za nadgarstek i pociągnął w
stronę kabli. Brunetka obróciła się z szerokim uśmiechem w stronę Rose i
poruszyła brwiami znacząco. Widocznie przymusowa praca wcale jej nie przeszkadzała. Potem zerknęła na Dana, w jednoznaczny sposób
sugerując, co jej przyjaciółka powinna zrobić ze starszym chłopakiem. Szatyn
wcisnął dłonie do kieszeni swojej kurtki i spuścił głowę, ale tylko po to, żeby
ukryć uśmiech.
- Kyle przemycił mnie tutaj, żebym zdobył twój autograf i
te sprawy... - wytłumaczył Smith, uderzając czubkiem trampka w scenę, jakby
chciał wykopać w niej dziurę.
- Nie ma sprawy - Rose już wyciągała czarny marker z
tylnej kieszeni spodenek, który ostatnio zawsze miała przy sobie.
- Kyle! - chłopak odwrócił się w stronę przyjaciela. -
Gdzie ona jest?
Brodacz spojrzał bez zainteresowania na szatyna. Wcale
nie zbierał kabli. Opierał się o głośnik, na którym siedziała Vi. Wyglądało na
to, że ich znajomość szybko się rozwija, co wywołało u zielonookiej
podejrzenia, że nie opuszczą tego miasta tak szybko...
Simmons wziął kwadratowe, płaskie pudełeczko z głośnika i
udał, że rzuca je w stronę Dana. Płyta.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! - zaprotestował
przerażony chłopak. - Nie rzucaj, nie rzucaj Kyle, błagam!
Rose powstrzymała wybuch śmiechu na widok paniki w oczach
fana. Smith podbiegł do przyjaciela. Potknął się po raz kolejny, ale nawet się
tym za bardzo nie przejął. Z wyrazem ulgi wrócił do zielonookiej i ostrożnie
podał jej płytę. Dziewczyna otworzyła opakowanie nagraniem swoich utworów i napisała na wewnętrznej białej
stronie.
,,dla Dana od Rose
obyś nigdy się nie potykał
xxx
(a jak już musisz, to żeby
nie bolało)"
Dan uśmiechnął się szeroko, widząc dedykację.
- Dostałem całe trzy buziaki - stwierdził zadowolony, widząc rząd iksów.
Zielonooka odwzajemniła uśmiech.
- Czy my się nie znamy? - spytała nagle, znów odnosząc
wrażenie, że gdzieś już spotkała tego chłopaka z wyjątkową fryzurą.
- Może - mruknął szatyn. - Byłem już na kilku twoich
koncertach i w ogóle...
- A ile masz lat? - dopytywała dalej piosenkarka.
- 28 - odpowiedział Smith, przeczesując
włosy. - A co?
Rose doszła do wniosku, że 11 lat różnicy to jednak
trochę sporo... Mimo zachęty ze strony Vi, dziewczyna wolała chyba uniknąć
plotek na temat spotykania się ze starszymi mężczyznami. Chociaż z drugiej
strony, czy kiedykolwiek przejmowała się opinią innych? Dan miał miłe błękitne
oczy i uroczy uśmiech... Mogłaby się z nim zaprzyjaźnić...
- Idziemy się bawić!
Szatynka drgnęła, gdy Vi wrzasnęła jej do ucha. Spojrzała
na przyjaciółkę i Kyle'a stojącego obok. Brodacz kiwał głową, zgadzając się z
brunetką i podrygiwał w miejscu, jak kilkuletnie dziecko, nie mogące doczekać
się upragnionego prezentu.
Piosenkarka spojrzała na Dana z uniesionymi brwiami.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jak idziemy, to idziemy - stwierdził.
- A co ze sprzętem? - spytała nieugięta Rose.
Dziewczyna nie przepadała za imprezami. Za spoconymi
ciałami, nachalnymi spojrzeniami i przymusem tańczenia. Wolała opóźnić wyjście,
jak tylko się dało.
Cała czwórka gapiła się w milczeniu na pobojowisko na
scenie, zastanawiając się, jak taka jedna mała osóbka w postaci piosenkarki może zostawić po sobie
tyle gratów. No może nie cała czwórka. Kyle myślał raczej o tym, że chciałby zobaczyć
jak małe kotki biegają wśród kabli i próbują się złapać.
- Zróbmy to szybko - zaproponowała zrezygnowana Vi. - A
potem to już wyciągnę cię, nawet jeśli miałabyś spać po kątach.
Rose widziała niemą prośbę w wielkich oczach
przyjaciółki, więc nie pozostało jej nic innego, jak się zgodzić.
***
Dan szedł obok nastolatki, trzymając w dłoni podpisaną
płytę. Dziewczyna słuchała opowieści Kyle'a, który ekscytował się swoim chytrym
planem, dzięki któremu Smith znalazł się na backstage'u. Szatynka śmiała się
głośno i komentowała historię. Chłopak czuł się trochę dziwnie, idąc obok
osoby, którą podziwiał już od tak dawna...
Półtora roku temu
Chłopak pisał SMSa do Ralph'a, rozcierając guza, którego
nabił sobie po wejściu w słup. Chyba powinien zacząć poświęcać więcej uwagi
otoczeniu.
Dan uniósł głowę i rozejrzał się uważnie, słysząc
delikatny głos wśród rozmów tłumu.
- I felt the earth beneath my feet. Sat by the river andit made me complete
Pod ścianą nowego
banku siedziała dziewczyna, brzdąkająca na gitarze. Wyglądała na zmęczoną, ale
jej głos brzmiał czysto i dźwięcznie.
- Oh simply thing,where have you gone? I'm getting tired and I need someone to rely on.
Uliczna piosenkarka zamknęła oczy, pogrążając się w
muzyce.
- I came across a fallen tree. I felt the branches of it
looking at me...
Ludzie zerkali na nią i mijali objętnie. Niektórzy
wrzucali kilka monet i również odchodzili.
- Is this the place we used to love? Is this the place
that I've been dreaming of?
A Dan ciągle stał i przyglądał się nieznajomej z daleka.
- Oh simple thing, where have you gone? I getting old and
I need something to rely on.
Nie śpiewała bezmyślnie, jak wiele osób. Na jej twarzy
pojawił się smutek, który widzi się u ludzi czekających na coś bardzo ważnego
ze świadomością, że upragniony cel nigdy nie znajdzie się w zasięgu ich dłoni.
- And if you have a minute why don't we go talk about it
somewhere only we know?
Dan podszedł do dziewczyny.
- This could be the end of everything. So why don't we go
somewhere only we know? Somewhere only we know...
Nieznajoma była młoda, ale miała w sobie jakieś dojrzałe
piękno. Gładkie brązowe włosy okalały miękkimi splotami szczupłą twarz, długie
rzęsy i lekko zaróżowione usta. Dziewczyna była ubrana w porwane dżinsy i wełniany szary sweter, spod którego wystawała biała bluzka.
- So tell me when you're gonna let me in - szatynka
otworzyła oczy i spojrzała bezpośrednio na Dana zielonymi oczami. - I'm getting
tired and I need somewhere to begin.
Chłopak poczuł dreszcz, przebiegający z głośnym stukotem
po jego karku. Ona śpiewała to do niego. Na pewno do niego.
- And if you have a minute, why don't we go talk about it
somewhere only we know? Cuz this could be the and of everything. So why don't
we go somewhere only we know? Somewhere only we know.
Piosenka się skończyła. Zielone oczy przyglądały się
szatynowi z wyczekiwaniem. Dan bezwiednie włożył dłoń do kieszeni i wyciągnął z
niej 20 funtów. Wrzucił banknot do futerału na gitarę. Przez chwilę chciał coś
powiedzieć. Cokolwiek.
- Dziękuję - odezwała się cicho dziewczyna.
Smith skinął głową i odszedł.
Tak po prostu odszedł.
I potem myślał o głosie nieznajomej przez długie
miesiące.
Aż wreszcie usłyszał ją ponownie. W radiu.
Jechał właśnie samochodem i słysząc piękną piosenkę
niemal spowodował wypadek. Zatrzymał się na przypadkowym parkingu i gapił na
radio, jakby mógł dostrzec w nich zielone oczy.
- I oto wschodząca gwiazda Londynu - powiedział
prowadzący, kiedy utwór dobiegł końca. - Dziękujemy Rose. Na pewno jeszcze ją
usłyszymy, bo kariera naszej młodziutkiej piosenkarki dopiero się rozpoczyna.
Mój dziewiętnasty zmysł przewiduje tej dziewczynie wielką przyszłość. A teraz
wiadomości z kraju. Wielka pow...
Dan wyłączył radio i uśmiechnął się lekko.
- Rose - mruknął pod nosem.
***
- I właśnie wtedy pierwszy raz cię spotkałem - dokończył
Smith, dopijając kolejnego drinka.
- Wiedziałam, że skądś cię pamiętam! - krzyknęła
szatynka, bujając się niebezpiecznie na wysokim krześle. - Ale nie mogłam
skojarzyć tej fryzury.
- Kiedyś miałem więcej głosów na głowie - wyjaśnił
chłopak.
- Łysiejesz? - spytała Rose, chichocząc głośno.
Próbowała złapać ustami słomkę swojego napoju
alkoholowego, (którego właściwie nie powinna pić) ale z marnym skutkiem.
Plastikowa rurka uciekała od języka nastolatki, jak przerażone zwierzątko.
- Można tak powiedzieć - odparł Dan, przytrzymując słomkę
palcami, żeby szatynka mogła się napić.
Oboje byli już trochę pijani.
Dan był może trochę bardziej pijany niż
"trochę"...
Vi i Kyle zniknęli w tańczącym tłumie jakieś piętnaście
minut temu, zostawiając piosenkarkę i chłopaka przy kilku pustych kieliszkach.
- Ja z reguły nie piję - zarzekała się Rose. - Serio.
Dzisiaj to wyjątek, okaaaay? Jutrooo muszę być w pełni sił!
Dan wybuchł śmiechem, prawie spadając z krzesła. Para
miała doskonały humor aż do momentu, w którym szatyn zaczął skarżyć się
dziecięcym głosem na mdłości.
- Niedooooooooooooooobrzeeeeeeee miiiiiiii - zawodził
chłopak, opróżniając kolejny kieliszek.
- Było tyle nie pić - rzuciła Rose, wycierając mokrą
bluzkę, na której wylądował alkohol Smitha.
- NIEDOOOOOOOOOOOOBRZE.
- Tak, już to mówiłeś.
- OBRZYGAM WSZYSTKO DOOOKOOOOOŁAAAAAAAAA.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale złapała Dana za
ramiona, zanim całkiem spadł z krzesła.
- Idziemy na dwór - stwierdziła stanowczo.
Pomogła Danowi wstać. Chichoczące kilkadziesiąt kilo
żywego mięsa zwaliło się na nią całym ciężarem. Szatynka również była już
nietrzeźwa, dlatego wyjście na zewnątrz zajęło im znacznie więcej czasu, niż
podejrzewała.
- Kocham twoją muzykę - bełkotał chłopak, kiedy
przetaczali się między ludźmi. - Serio. Normalnie kocham ją. Jestem twoim
pierwszym i największym fanem. Nikt cię tak nie kocha jak ja. Chcę z tobą
kiedyś śpiewać
Para znalazła się wreszcie jakimś cudem pod gołym niebem.
- Umiesz śpiewać? - zainteresowała się Rose, niemal
zrzucając z pleców Dana na chodnik.
- Nie wiem - pijany szatyn wzruszył komicznie ramionami.
- Ściany, do których śpiewam, zwykle nie odpowiadają.
- A co śpiewasz?
- Nie wiem - powtórzył Smith.
Zrezygnowana piosenkarka oklapła obok nowego znajomego,
czując gęsią skórkę na udach, spowodowaną zimnym betonem.
- Jeśli kiedyś się jeszcze spotkamy. Jako trzeźwi ludzie,
to czemu nie - rzuciła nastolatka.
- Naprawdę? - niebieskie oczy zaiskrzyły nadzieją. - Zaśpiewasz ze mną.
Rose czuła się, jakby to ona była starsza w tym
towarzystwie. Dan patrzył na nią z wyczekiwaniem, naprawdę oczekując
odpowiedzi. Dziewczynie przemknęło przez myśl, że czasami gwiazdy na niebie patrzą na
ludzi z dołu w ten sam sposób.
- Naprawdę - uśmiechnęła się lekko.
Lubiła śpiewać z innymi. Może Dan okaże się wspaniałym
wokalistą. Właściwie miło byłoby dzielić scenę z kimś innym. Rose nie należała
do skąpych osób.
- Super! - krzyknął szczęśliwy Smith. - Jesteś wspaniała!
Złapał ją za głowę i obdarzył ciepłym pocałunkiem,
pijanym z radości. Smakował alkoholem i alkoholem, i jeszcze alkoholem.
Ale był całkiem miły. Co mogło oznaczać kłopoty.
Nastolatka skamieniała, a pocałunek skończył się tak
nagle, jak się zaczął. Dan wyszczerzył się szeroko i zerwał z miejsca, prawie
lądując przez to twarzą na ziemi.
- Idziemy! - oznajmił głośno i ruszył przed siebie,
wpadając na wszystkie możliwe po drodze przeszkody.
Szatynka jeszcze przez chwilę gapiła się na odchodzącego
chłopaka.
- Dan, gdzie idziesz?! - wyrzuciła wreszcie z siebie
- Mam świetny pomysł! - niebieskooki, nawet się nie
odwrócił.
Rose pomyślała, że każdy "świetny pomysł" po
pijaku może się skończyć licznymi obrażeniami zarówno fizycznymi, jak i
psychicznymi, więc wstała i pobiegła za Smithem.
***
- Nie znamy się za krótko? - Vi uniosła brwi, gdy dłoń
Kyle'a zjechała na jej pośladki.
- Stanowczo za krótko - wyszczerzył się brodacz, kładąc
rękę z powrotem na plecy brunetki. - Ale krótkie znajomości są najpiękniejsze!
Dziewczyna przewróciła oczami i zatrzymała się nagle.
Muzyka i taniec otaczały parę ze wszystkich stron, a ona zamarzyła nagle o
chwilę odpoczynku.
- Na dwór - zażądała.
- Hę? - mruknął Kyle, odsuwając się od niej.
- Chcę na dwór.
- 'Kay.
Wyszli spokojnie na zewnątrz i oklapli na jednej z
ławeczek. Mimo, że ciemność obejmowała ich ciepłymi ramionami, Vi przeklinała
siebie, za to, że nie wzięła czegoś cieplejszego.
- Masz, pobawię się dzisiaj w dżentelmena.
Ciepła bluza, przesycona zapachem alkoholu, papierosów,
perfum i odrobiny potu spadła z nieba na plecy brunetki. Dziewczyna chętnie
owinęła się ubraniem i podkuliła nogi pod brodę.
- Rozumiem, że z reguły dżentelmenem nie jesteś? -
zapytała, siadającego obok Kyle'a.
- Z reguły jem czipsy, głaszczę koty, piję i uprawiam
seks. Czasami pracuję przy sprzątaniu po koncertach. Nie wiem czy tym zajmują się dżentelmeni.
Brodacz rozłożył się na ławce, jakby to była
najwygodniejsza sofa na świecie.
- Czyli całkiem ciekawie - podsumowała Vi. - Ja z reguły
jem wszystko, głaszczę brody przystojnych facetów, piję i uprawiam seks -
dodała zaczepnie. - Czasami pomagam mojej małej gwieździe przy muzyce.
Kyle zaśmiał się i założył ręce za głową, rozciągając
się. Polubił tę ładną nie-piosenkareczkę.
- Mamy dużo wspólnego - zauważył brunet.
- Szczególnie jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu - Vi
przyglądała się z uwagą swoim paznokciom.
- Powinniśmy się ze sobą przespać - stwierdził stanowczo
Simmons.
- Stanowczo - zgodziła się dziewczyna.
Brązowe oczy zerknęły na delikatny profil brunetki.
Chłopak zastanawiał się, czy nastolatka mówi poważnie. Wyglądała na całkiem
spokojną, jakby rozmawiali o swoich zainteresowaniach. Co z resztą po części
było prawdą.
- To... - Kyle poczuł się odrobinę zbity z tropu reakcją
Vi. - Idziemy?
Niebieskooka wzruszyła ramionami. Podobało jej się
drażnienie starszego od siebie faceta.
- Nie wiem - rzucił znudzona. - Może najpierw jakaś gra
wstępna czy coś?
- O nieeeeeeeeeeeeee - jęknął brunet. - A już miałem
nadzieję, że jesteś jedną z tych, co nie potrzebują gry wstępnej.
Dziewczyna wyszczerzyła się złośliwie.
- Jestem nieśmiałą dziewczynką, potrzebuję zachęty.
Kyle odwzajemnił uśmiech i pochylił się w stronę
nie-piosenkarki.
- Jesteś idiotą! - wrzasnął ktoś niedaleko pary.
Oboje podskoczyli, słysząc znajomy głos.
W ich stronę zmierzała Rose, trzymając zataczającego się
Dana za ramię. Szatynka była wściekła, natomiast Smith chichotał jak dzieciak.
- W życiu nie zgadniecie co zrobił ten idiota! -
zielonooka parskała jak wściekła kotka. - Próbowałam go powstrzymać, ale on to
zrobił! Naprawdę to zrobił.
- Nie krzycz na mnieeeeee! - zdenerwował się szatyn. - Ja ciebie kocham!
Nastolatka wydała z siebie okrzyk oburzenia, znikając w
niedźwiedzim uścisku chłopaka. Vi i Kyle wybuchli śmiechem.
- Mówiłam mu! - powtarzała Rose. - Mówiłam! Co za debil!
Co za idiota!
- Dobra - wiązkę wyzwisk przerwał Simmons. - Pochwal się
Dan.
Smith uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Odsunął się od
Rose i zdjął bluzę, zrzucając go na ziemię.
- Nienawidzę pijanych mężczyzn - mruczała pod nosem
zielonooka. - Nienawidzę...
Dan nie zwracał uwagi na piosenkarkę. Powoli uniósł rąbek
swojej koszulki. Podciągnął ją pod samą szyję i wtedy wszyscy to zobaczyli.
Rose jęknęła przeciągle.
- O ja cię... - wykrztusiła Vi.
- Jezu - szepnął Kyle.
Na klatce piersiowej dumnego z siebie Smitha widniała
gigantyczna kopia albumu szatynki. Dan wytatuował sobie logo Rose.
Nawet sam właściciel "świetnego pomysłu"
wydawał się być odrobinę zszokowany.
- Już nigdy nie zdejmę koszulki - mruknął, patrząc na
dzieło.
A potem zwalił się na ziemię, całkiem nieprzytomny.
***
- Nie chciałem zrobić z siebie takiego idioty - Dan
przepraszał już po raz kolejny.
- Domyślam się - uśmiechnęła się Rose, przytrzymując
drzwi Vana.
Szatyn skubał brzeg swojego swetra. Ubranie sięgało aż
pod szyję, jakby chłopak bał się, że ktoś mógłby dostrzec jego okropny tatuaż.
- No rusz się! - Vi, zaczęła wciągać przyjaciółkę do
środka. - Spóźnimy się!
- To do zobaczenia - rzuciła nastolatka, cmokając Smitha
w policzek.
Szatynka wsiadła do samochodu, ale Dan zaczął stukać w
szybę.
- Do zobaczenia? - spytał zdziwiony, kiedy dziewczyna
otworzyła okno. - Zobaczymy się jeszcze?
- Przecież obiecałam ci, że razem zaśpiewamy.
Auto ruszyło.
- Nie, poczekaj! - krzyknął spanikowany Dan. - Jak mamy
się spotkać?!
Rose wychyliła głowę przez okno.
- Znajdę cię!
Przez chwilę patrzyła z uśmiechem na oddalającego się
chłopaka. Dopiero, gdy szatyn zniknął z zasięgu jej wzroku, usadziła się na
miejscu. Zerknęła na Vi, która SMSowała zawzięcie z Kyle'em.
- Mam nadzieję, że się nie spóźnimy - mruknęła brunetka.
Rose zamknęła oczy i uśmiechnęła się lekko.
Kolejny koncert, kolejni ludzie i kolejne dziwne
przygody już czekały.
***
(miesiąc później)
Piosenka dobiegała końca. Rose skakała, słuchając tłumu, śpiewającego jej piosenkę. Czysta euforia promieniowała przez całej jej ciało i mogłaby teraz nawet umrzeć ze szczęścia.
Spojrzała w stronę najwspanialszych ludzi na świecie.
I zatrzymała się.
Błękitne roześmiane oczy przyglądały jej się, odbijając światło reflektorów. Dan pomachał w jej stronę, skacząc między innymi fanami. Rose uniosła lekko prawy kącik ust, po czym wróciła do śpiewania.
Nie sądziła, że widok tego idioty tak ją ucieszy.