Ostatni rozdział. Oczekujcie jeszcze króciutkiego epilogu, może nawet w tym tygodniu (nie będę kazała wam czekać na
niego aż do soboty, chociaż sama nie wiem, czy będę miała czas dodać).
Wszystkie dalsze losy mojego ff podam właśnie przy tym 40 epizodzie. Będzie to zakończenie Wilczej Dziewczyny, a jednocześnie być może początek czegoś nowego?
Mam nadzieję, że ten rozdział, poświęcony rozwiązaniu
większości wilczych i nie-wilczych spraw jakoś wam się spodoba. Nie wiem co mam jeszcze pisać.
Lepiej się zamknę bo będę płakać.
Enjoy! <3
|
Opijmy z Danem koniec Wilczej Dziewczyny! |
~.~.~.~
Obudziłam
się oczywiście z gorączką i migreną. Przeziębienie sięgało aż do kości, więc
każdy ruch powodował nieznośny ból.
Rozczochrańca
nie było obok, kiedy się obudziłam. Nie mogłam go nawet zawołać,
ponieważ straciłam głos. George też chyba jeszcze nie wrócił. Leżałam więc pod
stertą kołder przez godzinę i zastanawiałam się czy to, co pamiętam, działo się
naprawdę, czy było jedynie wymysłem mojej głowy.
Gdy
już myślałam, że chyba jednak zdobędę się na wystawienie palca poza teren mojej
ciepłej kryjówki, do sypialni wpadł Smith w świeżym ubraniu i z siatką zakupów.
-
Obrabowałem aptekę księżniczko! - uśmiechnął się szeroko chłopak.
Przyglądałam
się z rozbawieniem, jak wyjmował kolejne leki i prezentował je, zapewniając
najwyższej jakości działanie bez skutków ubocznych. Widać było, że bardzo się
przejął rolą opiekunki. Jednocześnie rozpierająca go energia wydawała się być
odrobinę nienaturalna.
-
Dan - wychrypiałam, gdy przyjęłam już wszystkie tabletki i syropy. - Co się
stało, kiedy wyszłam z twojego występu?
Błękitne
spojrzenie spochmurniało.
-
Właściwie to… - odparł szatyn, przeczesując włosy. - Pobiegłem cię szukać i
kazałem Ralphowi coś zagrać zamiast mnie, a potem przewieźć rzeczy do mojego
mieszkania - między brwiami muzyka pojawiła się zmarszczka. - Nie chciałem znów
cię stracić.
Wiedziałam.
Zrezygnował dla mnie ze swojej szansy na rozpoczęcie życia scenowego.
-
Poszłam za nią nie tylko, żeby wreszcie rozwiązać tę sprawę - westchnęłam
ciężko. - Ale również po to, żeby uwolnić cię od jej wpływu. Żebyś zobaczył, że
to tylko zwykły człowiek.
-
W takim razie twoja misja zakończyła się sukcesem - zauważył Dan. - Wilcza
Dziewczyna już mnie nie przeraża. W chwili, gdy zobaczyłem, jak wybiegasz za
nią, zrozumiałem, że skory ty jesteś w stanie z nią walczyć, ja nie mogę cię
zostawić z tym wszystkim samej - uśmiechnął się lekko. - Ale powiedz mi... Co
się wydarzyło między nami?
Żadnych
więcej kłamstw Alice. Pamiętaj o tym.
Wbiłam
spojrzenie w sufit i podziękowałam rumieńcom, powstałym na skutek choroby, żeby
ukryły te prawdzie.
-
Okazało się, że to je byłam obiektem jej zainteresowania...
-
Czyli... - chłopak wciąż nie był widocznie pewien, co o tym myśleć.
Męcząc
się z chrypą, streściłam jak najszybciej całą historię.
-
I wtedy mnie pocałowała - wyznałam pod koniec, wzruszając ramionami. - A potem
uciekła.
-
Och.
Nie
mogłam powstrzymać śmiechu na widok skonfundowanej twarzy Smitha.
-
Spokojnie, ty całujesz o wiele lepiej - zapewniłam szatyna.
-
Nie jestem pewien, jak mam na to zareagować - mruknął rozczochraniec. - Może po
prostu pójdę po herbatę...
Resztę
dnia spędziliśmy na oglądaniu filmów.
I
tym razem to ja wybierałam repertuar.
***
Dan
prawie zapomniał, jak to jest być na zwykłych zajęciach.
Wszyscy
żyli własnym życiem. Nikt z otaczających go studentów nie wiedział o koszmarze,
który przeżył chłopak.
Wow.
Dziwnie.
Szatyn
szedł znudzony przez korytarz, co chwilę spoglądając na telefon. Zostawił Alice
kartkę, żeby napisała, gdy się obudzi, ale najwyraźniej dziewczyna wciąż spała,
zagrzebana pod stertą anty-chorobowych koców.
Dopiero
po luchnu przyszła wiadomość od pisarki.
,,Wstałam. Żyję. Ledwo.
Ale żyję."
Chłopak
uśmiechnął się szeroko i odpisał, informując, kiedy wróci.
Reszta
zajęć strasznie się dłużyła. Minuty na zegarku wlekły się, jak gęsty miód,
kiedy Smith bezskutecznie próbował zrozumieć temat wykładów. Chyba trzeba
będzie nadrobić zaległości.
Wreszcie
jednak ostatnia lekcja dobiegła końca i szatyn mógł wrócić do domu Alice. Przed
wyjściem zajrzał jeszcze do radia, żeby przywitać się przyjaciółmi i
przyjąć pokornie ochrzan za to, że nie poinformował wcześniej o swojej
nieobecności. Nick trzepnął go po głowie, raz czy dwa ale potem rzucił, że na
szczęście w ostatniej chwili znaleźli jakiegoś Kyle'a na zastępstwo. Podobno
jego muzyka nawet się spodobała, więc może co jakiś czas będzie wpadał.
Dan
wyszedł z Uni, ciesząc się, że wrócił do normalności.
Prawie.
Kilka
metrów od wejścia stała dziewczyna, grzebiąc w torbie. Miała ciemne włosy z
jasnymi końcówkami i wilczą twarz.
Chłopak
nie wiele myśląc, podszedł do niej, dziwiąc się niskim wzrostem nieznajomej.
-
Ty - warknął.
Szatynka
podskoczyła i spojrzała spanikowanym wzrokiem na Smitha.
-
Zostaw mnie - mruknęła, ściskając pasek torby.
-
Tylko jeśli zostawisz ją w spokoju - Dan stanowczo przekroczył
niewyznaczoną strefę przestrzeni osobistej, niemal stykając się klatką
piersiową z nosem Wilczycy. - Nie obchodzi mnie ani twój sposób nawiązywania
znajomości, ani twoja orientacja, ani twoje problemy. Jeśli Alice ucierpi przez
ciebie jeszcze jeden raz, to przysięgam, znajdę sposób, żeby zrobić z twojego
życia piekło.
Brązowe
oczy przesłoniły łzy.
-
T-to nie ja - wyjąkała dziewczyna. - Ty nic nie rozumiesz.
Chłopak
był wściekły. Nie wzruszył go płacz. Jego Alice też płakała, po konfrontacji z
ciemnooką.
-
I nawet nie chcę rozumieć! - prychnął. - Po prostu zostaw ją w spokoju!
Studentka
skuliła się przed studentem, jakby ten zaraz miał ją uderzyć.
-
Przestań Dan!
Szatyn
spojrzał z zaskoczeniem na rudowłosą dziewczynę, która wcisnęła się pomiędzy
niego, a chlipiącą prześladowczynię.
-
To nie twoja sprawa Mon - warknął Smith.
Ona
nie miała pojęcia o ostatnich wydarzeniach.
-
Nie widzisz, że ona płacze idioto? - Causer była naprawdę zła na rozczochrańca.
- Jak mogłeś doprowadzić ją do takie stanu? No już, spokojnie - odwróciła się w
stronę dziewczyny, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Wilczyca
powoli uniosła głowę, patrząc z lękiem na młodą pisarkę. Potem zerknęła na
Dana, ale natychmiast uciekła wzrokiem, widząc błękitne spojrzenie,
wywiercające dziurę w jej czaszce.
-
A ty wracaj do Alice. Na pewno cię potrzebuje - Monica zwróciła się do muzyka,
który nagle stracił całą pewność siebie. - I przemyśl może swoje zachowanie.
Dan
odszedł od dziewczyn i dopiero, gdy obie zniknęły mu z pola widzenia odetchnął
głęboko. Przeczesał włosy, niszcząc ułożoną (według niego) fryzurę.
Kiedy
przed chwilą postanowił odezwać się szatynki, był z siebie całkiem dumny, ale
teraz, po wszystkim, cała konfrontacja wydawała się... Bez znaczenia.
Zupełnie
jakby wilk przestał być wilkiem, niosącym zagrożenie.
***
-
Moja kluska znów chora?
Uniosłam
powieki i uśmiechnęłam się na widok idioty George'a. Brunet oklapł na materacu
obok moich nóg, rozsiadając się wygodnie.
-
Hmm? - mruknęłam, wygrzebując się spod pościeli. - Gdzie byłeś przez cały
weekend?
-
Wprosiłem się do Shelly na kilka nocy. Ale cicho, ja zadaję pytania!
Opadłam
z powrotem na poduszki. Nie dałam rady sprzeczać się z przyjacielem w pozycji
siedzącej.
-
To pytaj.
-
Co ty odwalasz z tym swoim jeżozwierzem? - pytanie padło dosyć nagle, więc nawet
nie miałam czasu się zastanowić nad odpowiedzią.
-
Wiesz, że nie lubię, gdy porównujesz go do zwierząt - burknęłam. - A po za tym,
to skąd wiesz co z nim robię?
-
Jak to skąd? - Hayden był chyba zniecierpliwiony moim spowolnionym tokiem
myślenia. - Straciłem przez was pół soboty.
Zerknęłam
na chłopaka ze zdziwieniem.
-
Byłeś na występie Dana? - uniosłam brwi. - Po co?
-
Po pierwsze trudno to uznać za występ - rzucił mój dupek. - Po drugie... -
wzruszył ramionami. - Byłem ciekawy w jakie ręce powierzam moje dziecko.
-
Och, czyli awansowałam z siostry na dziecko? - prychnęłam rozbawiona. - Coś mi się jednak w życiu udało...
Moja
złośliwość została nagrodzona kopniakiem w biodro. Nawet przez kołdrę dotkliwie
odczułam siłę ciosu. Ten gość stanowczo za często narażał moje zdrowie. I teraz
już nawet nie mam na myśli jedynie zdrowia fizycznego...
-
I jak tam twoje spostrzeżenia ojcze? - zaciekawiłam się, próbując oddać
uderzenie, ale w tym momencie kilkadziesiąt kilo mięsa położyło mi się na
nogach, całkiem je unieruchamiając.
-
Lepszy jeżozwierz, który coś tam mruczy pod nosem niż blondasek z mercedesem...
George
zignorował sztylety, które próbowałam mu wbić siłą myśli pod żebra. Dlaczego
mój przyjaciel zawsze mówił to, co ślina przyniesie na ten latający na
wszystkie strony jęzor? Porównanie Dana oraz Iana jednoznacznie wskazywała na
osąd Haydena w sprawie pisarza, który niedawno przez przypadek pojawił się w
moim życiu. Myśl, że Clark mógłby znaleźć się na miejscu piosenkarza, wydawała
mi się tak absurdalna, że od razu poczułam irracjonalną złość.
-
George... - wyartykułowałam przez zaciśnięte zęby. - Jeśli nadal będziesz...
-
Poradziliście sobie z koszmarami?
Zielone
oczy przyglądały mi się przenikliwie, sprawiając, że zapomniałam co miałam
powiedzieć.
-
Ch-chyba tak - odparłam, zbita z tropu.
-
To dobrze - chłopak spuścił wzrok. - Może wreszcie zaczniecie się zachowywać
jak normalna para, a nie jakieś zombiaki.
Złość
minęła. Nie potrafiłam się długo gniewać na bruneta. Jego trzeźwe podejście do
świata zawsze pomagało mi uporządkować myśli. Należałam do osób, które
niepotrzebnie wszystko analizują i nadinterpretują, więc rozmowa z
przyjacielem, potrafiącym wszystko ująć w proste słowa, za każdym razem
działała jak orzeźwiający prysznic.
-
Tak - westchnęłam. - Też mam taką nadzieję.
W
tym momencie telefon na biurku zawibrował. Jakimś cudem udało mi się sięgnąć po komórkę, z przyjacielem leżącym na moich kolanach Dan napisał pewnie kolejnego SMSa.
,,Muszę ci coś powiedzieć
Możemy się dziś spotkać?"
Zmarszczyłam
brwi.
- Kto to? - zapytał zielonooki.
-
Ian – odparłam. - Chce się spotkać.
Przygryzłam
wargi i uderzyłam z jękiem tyłem głowy o łóżko. Takie wiadomości z reguły nie
kończyły się niczym dobrym. Szczególnie jeśli chodziło o blondyna.
-
Tylko nie daj mu się złapać w sidła klusko - Hayden poklepał mnie po głowie i
wstał. - Idę na swoją kanapę.
Podniosłam
głowę znad pościeli.
-
Czyli jednak nie mieszkasz u Shelly?
-
No co ty - chłopak przewrócił oczami. - Wytrzeźwiała.
***
Doprowadziłam
się do porządku i zaprosiłam blondyna do siebie. Nie miałam zamiaru wychodzić z
domu przez najbliższe kilka dni. Nałykałam się za dużo danowych leków, żeby
teraz latać po mieście z gołą głową.
-
Tylko się zachowuj - poinstruowałam George'a, który wylegiwał się na brzuchu,
oglądając powtórkę „Potworów i Spółki”.
W
odpowiedzi na prośbę, chłopak odchylił spodnie i bokserki, pokazując mi tyłek.
-
O Jezu - jęknęłam, odwracając wzrok. - Czy ty zawsze musisz być taki...
Dzwonek
przerwał mi użalanie się nad kulturą osobistą Haydena. Otworzyłam drzwi,
zastanawiając się, czy sweter Dana, którym cała się opatuliłam, to dobry strój na
takie spotkanie. W końcu Ian zawsze dobrze wyglądał (w przeciwieństwie do niektórych
zwłok rozkładających się w cudzych domach).
Na
szczęście Clark pojawił się w zwyczajnej, czarnej koszulce, więc nie czułam się
przy nim jak kompletny wieśniak.
-
Kawy, herbaty, alkoholu, czegokolwiek? - proponowałam, kiedy pisarz szedł za
mną do salonu.
-
Nie, dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę, mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia
- mruknął mężczyzna.
Wydawał
się być odrobinę oderwany od rzeczywistości, jakby w myślach układał jakiś
plan. Książka? Lista zakupów? Kto wie, co siedziało pod blond czupryną.
Zatrzymałam
się gwałtownie na widok George'a, który nie zmienił swojej horyzontalnej
pozycji od kilku godzin. Postanowiłam nie kusić losu i nie dopuszczać tej
dwójki do rozmowy, więc zawróciłam Iana do sypialni.
-
W takim razie słucham - zapadłam się na grubym materacu, a gość usiadł na
krześle przy biurku.
-
Wyjeżdżam - poinformował chłopak. - Na jakiś czas. Nie wiem jeszcze kiedy
wrócę. Chcę zwiedzić Europę. Może odwiedzić Amerykę. Sam nie wiem.
-
To super! - ucieszyłam się. - Rozumiem, że znalazłeś dobry powód?
Granatowe
oczy powoli przesuwały spojrzeniem po zdjęciach i słowach zawieszonych na
ścianach.
-
Chcę poznać wszystkie rodzaje ciszy i usłyszeć każdy, możliwy do usłyszenia
hałas - słowa wypływające z ust pisarza, brzmiały dzisiaj odrobinę nierealnie,
jakby pochodziły z jakiegoś innego świata, pełnego marzeń i nieuformowanych
jeszcze myśli. - Chcę poznać dokładnie każdy swój zakamarek i odkurzyć
zakurzoną głowę... Trochę mi się tam ostatnio uzbierało jakiś dziwacznych
gratów - blondyn uśmiechnął się lekko. - Sama mówiłaś, że każdy potrzebuje
chwili odpoczynku od szarej rzeczywistości.
-
Oczywiście - przeczesałam włosy. - Tylko dlaczego przyszedłeś, żeby mi to
powiedzieć?
Nagle drzwi
wejściowe otworzyły się cicho, a ja poczułam, że mięśnie moich ramion odrobinę
się spinają. Miałam cichą nadzieję, że Clark wyjdzie przed powrotem Dana.
Szatyn
wszedł do pokoju i zatrzymał się na widok pisarza.
-
Cześć - odparł cicho blondyn.
Stanowczo nie zachowywał się jak zazwyczaj.
-
Ian wpadł, żeby powiedzieć, że wyjeżdża - wytłumaczyłam szybko.
-
Nic ważnego, chciałem się tylko pożegnać - dodał chłopak, podnosząc się z
krzesła. - Muszę zacząć się pakować, więc będę już szedł. A jak występ? -
zainteresował się, ciągle stojącym w progu Danem.
-
Ummm... - rozczochraniec potrząsnął głową, odzyskując rezon. - Można
powiedzieć, że część, która się odbyła, była chyba niezła - uśmiechnął się do
mojego znajomego. - A jak Alice? Ona jakoś nie pali mi się do gadania o sobie.
Oboje
spojrzeli na mnie niebieskimi oczami. Dziwne, że taki sam kolor mógł tak bardzo
się różnić.
-
Była bezbłędna - stwierdził wreszcie Ian.
Udał
się do kuchni, zostawiając nas samych. Ostatnio picie herbaty stało się jego sposobem na uniknięcie niezręcznych sytuacji.
Otworzyłam
już usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi podniesiony głos Smitha.
-
Czy on znów tu mieszka?
-
Hej, ja tu jestem - usłyszałam gderliwy głos George'a. - Nie traktuj mnie jak
powietrze.
Westchnęłam.
Będę musiała podjąć stanowcze kroki w kierunku nawiązania jakieś nici
porozumienia między tą dwójką, skoro teraz będą często stawać na swojej drodze.
Najwyraźniej same filmy nie wystarczą.
-
To ja cię tu z nimi zostawię - Ian uniósł kącik ust, przechodząc w stronę drzwi
wyjściowych. - I nie myśl, że zapomniałem o zapłacie.
-
Nawet nie odważyłam się tak pomyśleć - wyszczerzyłam się, przytulając pisarza.
- Baw się dobrze. Mam nadzieję, że odnajdziesz to, czego potrzebujesz.
Clark
poczochrał mi włosy.
-
Też się trzymaj mała pisareczko. Chcę widzieć twoje postępy, gdy wrócę.
Zamknęłam
drzwi za Ianem i westchnęłam cicho.
-
Jak się czujesz?
Spojrzałam
na Dana, który znikąd pojawił się za moimi plecami. Z gburliwym jękiem
przytuliłam się do ciepłego szatyna, wtulając nos w pachnącą szyję. Wciąż
bolało mnie gardło, a mięśnie miałam nieprzyjemnie napięte. W dodatku gorączka
prawdopodobnie znów wróciła. Marzyłam tylko o łóżku.
-
Rozumiem - stwierdził rozbawiony piosenkarz, głaszcząc mnie po głowie. - Ale
kupiłem ci pianki i żelki. Jeśli to cię jakoś pocieszy.
Miałam
najlepszego chłopaka na świecie.
***
Dopiero
w następny poniedziałek udało mi się zawlec na Uni. Zwyczajność przywitała mnie
z otwartymi ramionami. Znajomi gratulowali mi występu. Nauczyciele dawali
ochrzan za przekroczenie paru terminów, a Dan spotykał się ze mną kiedy tylko
mógł.
Jak
miło było odetchnąć od duszącej pętli koszmarów.
Szłam
właśnie na lunch. Słońce grzało mnie przyjemnie w plecy. W telewizji mówili, że
wreszcie ma nadejść fala ociepleń. Nawet pogoda cieszyła się, że wróciłam do
życia.
Zatrzymałam
się na widok dziewczyny, siedzącej samotnie na murku.
Kiedy
napotkałam nieśmiałe spojrzenie, zebrałam się na odwagę i podeszłam do
wciąż nieznajomej szatynki. Usiadłam obok i zerknęłam na trzymaną przez nią
buteleczkę z tabletkami.
-
Co to? - spytałam wścibsko.
Wilczyca
również przyglądała się proszkom. Chyba powinnam przestać porównywać ją do
wilków. Była człowiekiem, nie zwierzęciem.
-
Neuroleptyki - odpowiedziała cicho dziewczyna.
-
Leki przeciwpsychotyczne - mruknęłam i nagle wszystko zaczęło stawać się jasne.
- Schizofrenia?
-
Choroba dwubiegunowa. Mieszana.
Nagle
poczułam straszne wyrzuty sumienia. Ona nie była wariatką. Nasza
prześladowczyni była po prostu chora. Wiedziałam na czym polega ta odmiana
schorzenia. Ataki silnie maniakalne, charakteryzujące się napadami agresji,
zaburzeniami seksualnymi oraz innymi odchyłami od normalnego zachowania na
zmianę z okresami silnej depresji. U niektórych takie sytuacje zdarzały się raz
na kilka lat, u niektórych raz na miesiąc.
-
Przepraszam za to co zrobiłam - powiedziała otępiała szatynka. – Nie brałam
leków, chociaż powinnam. Nienawidzę widzieć na czaro i biało. Problem w tym, że
gdy ich nie wzięłam, wszystko stało się takie irytująco różowe i tylko ty byłaś
złota... A ja... Lubię złoty.
Określała
stan swojej choroby kolorami. Czyli oprócz jednego schorzenia przyczepiła się do
niej również synestezja. Ta dziewczyna musiała mieć naprawdę ciężkie życie.
-
Jestem Alice - przedstawiłam się przyjaźnie
-
Wiem - uśmiechnęła sie lekko dziewczyna, ocierając łzy z policzków, które pojawiły się nie wiadomo kiedy. - A ja
jestem Betty. Betty Jacobsson.
Uścisnęłam
drobną dłoń już-nie-Wilczycy.
Dan
pewnie mi nie uwierzy, kiedy mu o niej opowiem.
~.~.~.~
+ Na koniec mały bonus, który właściwie powstał
podczas rozmowy z przyjaciółką, która zawsze pomaga dobrać mi zdjęcia oraz gify
(męczę cię tyle czasu moja droga, że tym razem to chyba ja stawiam herbatę!).
Chciałam znaleźć jakiś zwyczajny outfit Iana i znalazłam TO, ale łopata była małym problem, bo…
Jakby to wyglądało, gdyby Clark przyszedł z nią do
Alice?
„Ian
stał w progu z łopatą, trzymając ją na ramionach.
Uniosłam
brwi.
-
Czy ty właśnie zakopałeś ciało? Czy może masz zamiar zakopać mnie? Bo jak tak…
- zaczęłam zamykać drzwi. – To ja chyba się pożegnam…
-
Spokojnie – uśmiechnął się blondyn. – Przekopywałem ogródek, kiedy napisałaś,
żebym przyszedł i zapomniałem jej odłożyć.
Uchyliłam z powrotem drzwi, drapiąc się niepewnie po czole.
-
No dobra, ale zostaw ją na klatce schodowej. Nie będę potem sprzątała tego
błota.
-
Przykro mi – odparł z powagą pisarz. – Nie mogę. Czuję się z tą łopatą emocjonalnie związany. Nie zniósłbym jej starty…
No dobra,
może jednak George był całkiem normalny?”
(pomyślałam, że się podzielę z wami tą spontaniczną scenką, bo dlaczego nie? :D)